Książka napisana z rozmachem, przejrzyście i zrozumiale, nie wolna od własnych kontrowersyjnych opinii czyli przystępne dzieje Polaków dla obcokrajowców piórem Adama Zamoyskiego.


To nie jest podręcznik historii, to raczej rozbudowany esej będący próbą reinterpretacji naszych dziejów w sposób inspirujący i świeżego spojrzenia na nie z perspektywy badacza z zewnątrz, silnie związanego z Polską, ale nie czującego się do obracania w zaklętym kręgu ogólnie przyjętych interpretacji narodowych mitów i stereotypów.

Według Zamoyskiego pojmowanie historii leży u sedna tożsamości każdego narodu i ma znaczący wpływ na jego zachowanie. Widać to dobrze na przykładzie Polski, gdzie sposób pojmowania naszych dziejów od zarania państwowości jest zdeterminowany dramatycznymi wypadkami, które nas spotykały – upadek potężnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, rozbiory, powstania, okupacja niemiecka i sowiecka. Polscy badacze zwykle interpretowali przeszłość z potrzeby wytłumaczenia niepowodzeń i „ku pokrzepieniu serc”, a przy z tym z kompleksami wyższości i niższości jednocześnie. “W XIX wieku, podczas gdy inne narody spisywały swe dzieje jako opowieść postępu i powodzenia, tworząc piękne mity narodowe, myśmy się borykali z naszą klęską i szukali pocieszenia w mesjanizmie.” – pisze autor we wstępie.

Zamoyski pisał z myślą o czytelniku angielskim, co – by uczynić książkę przystępną dla obcokrajowca nieznającego wielu niuansów naszego spojrzenia na historię własnego kraju – w pewien sposób wymusza tok narracji i sposób prezentacji faktów, wymaga także przedstawienia tematów kontrowersyjnych w sposób zrozumiały i wyważony. I to się autorowi udało – podkreśla on pozytywne aspekty wydarzeń, także tych tradycyjnie uznawanych za tragiczne, unika przy tym patetycznego zadęcia.

to nie jest podręcznik historii, to raczej rozbudowany, inspirujący esej

W efekcie tego niekonwencjonalnego spojrzenia na historię czytelnik otrzymuje niestandardowy i jednocześnie bardzo atrakcyjny opis i interpretację naszych dziejów, dając także czytelny przekaz: jest wiele dobrych rzeczy w naszej przeszłości, których nie musimy się wstydzić i które mogą być inspiracją na przyszłość, a niepowodzenia i klęski winny stać się przestrogą – dzisiaj, od zaraz.

Dobrym przykładem toku myślenia autora jest opis upadku Polski przedrozbiorowej. Wskazuje on nie tylko wady ustroju i systemu rządów, ale także pozytywne cechy szlacheckiej demokracji i wielki potencjał Polski na tle państw europejskich do końca XVII wieku. Punktuje również dziwactwa polskiego życia społecznego, politycznego i kulturalnego, określanych mianem sarmatyzmu, którego idee coraz bardziej odstawały od trendów w Europie Zachodniej, zmierzającej w stronę rewolucji przemysłowej i rewolucji francuskiej. Według Zamoyskiego ta odmienność polskiego życia politycznego i kulturalnego może być wyjaśnieniem przyczyn, dla których Rzeczpospolita mogła funkcjonować, choć kierowała się zasadami przeczącymi prawom logiki. Według Zamoyskiego sarmatyzm tworzył „atmosferę iluzji, będącą niezbędnym warunkiem przetrwania państwa, którego ustrój uległ załamaniu i które powinno ulec samozniszczeniu lub zostać podbite przez któregoś z rosnących w siłę sąsiadów”.

ksiązka jest opisem naszych dziejów, wyważonym i wyraziście punktującym rzeczy stanowiące sedno, precyzyjnym i solidnym

Taki sposób prezentacji kolejnych zawirowań dziejowych – wyważony i wyraziście punktujący rzeczy stanowiące sedno, precyzyjny i solidny, bez nadmiernego roztrząsania zbędnych szczegółów i wdawania się w polemiki – stanowi o atrakcyjności dzieła Zamoyskiego, będąc przede wszystkim inspiracją do nowego spojrzenia na naszą historię.

“Polska. Opowieść o dziejach niezwykłego narodu” Adama Zamoyskiego to godna polecenia synteza 1050 lat dziejów Polski – prezentująca świeże, bez zadęcia i patriotycznych tonów spojrzenie autora na nasze niezwykłe dzieje. Inspirująca. Czyta się ją niczym najlepszą powieść.Tomasz Wojciechowski

Adam Zamoyski, Polska. Opowieść o dziejach niezwykłego narodu 966-2008, Przekład: Michał Ronikier, Wydanie II, Wydawnictwo Literackie, Premiera: 18 listopada 2015


Po co tłumaczyć i wydawać po polsku historię naszego kraju pisaną w Anglii dla cudzoziemców? Sam się nad tym zastanawiałem, a z początku nawet byłem przeciw. Ale już raz dałem się namówić na wydanie polskie wcześniejszej syntezy, która, ku mojemu zdziwieniu, została bardzo dobrze przyjęta. Chyba właśnie dlatego, że była pisana w klimacie angielskim i że spogląda na nasz kraj i nasze dzieje z zewnątrz. Obecna książka jest trochę inna. Powstała właściwie przez przypadek, ponieważ najpierw mój wydawca angielski chciał tylko wznowić poprzednią, a ja, przejrzawszy ją, zorientowałem się, że zupełnie nie nadaje się do naszych czasów — choć była pisana tylko ćwierć wieku temu.

Historia, a raczej jak jest pojmowana, leży u sedna tożsamości każdego narodu i ma ogromny wpływ na to, jak on się zachowuje. Dla nas Polaków jest to niezmiernie istotne, ponieważ sposób, w jaki od prawie trzystu lat pojmujemy nasze dzieje, waha się dramatycznie pod wpływem wypadków, nad którymi nie mamy żadnej kontroli. Przez cały okres rozbiorów, a potem znów pod okupacją niemiecką i później sowiecką aż po 1989 rok polscy historycy badali przeszłość w dużym stopniu z potrzeby wytłumaczenia naszych niepowodzeń i „ku pokrzepieniu serc” (stąd zapewne bierze się ten nieznośny splot kompleksów wyższości i niższości, który jest jedną z najgorszych naszych cech narodowych). W XIX wieku, podczas gdy inne narody spisywały swe dzieje jako opowieść postępu i powodzenia, tworząc piękne mity narodowe, myśmy się borykali z naszą klęską i szukali pocieszenia w mesjanizmie. Teraz widzę, że ta moja wcześniejsza książka w jakiejś mierze także powstawała pod wpływem takich potrzeb.

W 1989 roku naród polski wyzwolił się i odzyskał niepodległość, więc te dążenia nagle zniknęły. Mało tego. Kiedy w latach osiemdziesiątych XX wieku trzeba było opisywać coś, co się zakończyło katastrofą, starając się wytłumaczyć, jak do niej doszło, teraz należało opisać coś, co się zakończyło triumfem. Już nie było potrzeby ubolewać nad liberum veto (ponieważ doprowadziło do katastrofy), tylko je opisywać jako ciekawy fenomen, który w jakimś sensie może nawet się przyczynił do ostatecznego triumfu.

W 1989 roku oswobodziliśmy się spod jarzma sowieckiego, ale nie wyzwoliliśmy się od nałogów psychologicznych, w które uzbroiliśmy się przez te długie lata niepowodzeń i upokorzeń. Zbiorowe pojęcie naszej historii nadal cechuje cały zestaw emocjonalnych i pseudoreligijnych odruchów, które przeszkadzają w uczciwej i zrównoważonej dyskusji na jej temat. Ta książka jest skromną próbą uwolnienia się od nich i chociaż dużo ją łączy z poprzednią, zupełnie inaczej podchodzi do wielu rzeczy, szczególnie do tych okresów i tematów, które wydawały się dotychczas najbardziej bolesne i wymagające delikatnego traktowania. Pisząc ją, starałem się wyzbyć emocji, obserwować chłodnym okiem zarówno aspekty budujące, jak i kompromitujące, poważne i dziwaczne, tragiczne i śmieszne, i wydaje mi się, że takie spojrzenie na naszą wspólną przeszłość żadnemu Polakowi nie może zaszkodzić.

Adam Zamoyski
Londyn, luty 2011

Ludność, terytorium i korona

W średniowieczu, kiedy ludzie lubili proste wyjaśnienia, rozpowszechniony w polskim folklorze mit głosił, że naród niemiecki został sprowadzony na ziemię przez odbyt Poncjusza Piłata. Nie istnieje równie przydatne i proste podanie dotyczące genezy narodu polskiego, a jego początki są tajemnicze także dla jego najbliższych sąsiadów.
Większość ludów Europy wyłoniła się z epoki mrocznych dziejów w drodze wzajemnego oddziaływania polegającego na tym, że celtyccy mnisi z Irlandii przenosili religię rzymską do Niemiec, a skandynawscy Wikingowie łączyli Anglię i Francję z Sycylią i światem arabskim lub pływali w górę ruskich rzek do Kijowa i Konstantynopola. Natomiast obszar będący obecnie Polską egzystował w próżni.
Podobnie jak wschodnia część Niemiec, Czechy i Słowacja ów teren był zasiedlony przez plemiona słowiańskie. Kupcy rzymscy, którzy już w I wieku przybywali tu z południa, poszukując bursztynu, zwanego „złotem Północy”, zanotowali, że zamieszkiwały go „pokojowe ludy rolnicze, żyjące w stanie «wiejskiej demokracji»”. Najliczniejszą społeczność stanowili „mieszkańcy pól”, czyli Polanie. Istnieją też pewne poszlaki wskazujące na to, że w VI wieku obszar ten został zajęty lub częściowo zasiedlony przez Sarmatów, wojownicze plemię z czarnomorskich stepów. Niewykluczone, że właśnie spośród nich wywodziła się narzucona Polanom nowa klasa rządząca lub przynajmniej kasta wojowników.
Tak czy owak „mieszkańców pól” osłaniały od świata zewnętrznego inne narody słowiańskie. Północni Pomorzanie i przedstawiciele innych plemion utrzymywali za pośrednictwem Wikingów stosunki handlowe z większością Europy i światem arabskim. Na południu żyli Wiślanie — a to atakowani, a to ewangelizowani przez wyznających chrześcijaństwo Czechów. Usytuowani na zachód od Polan Łużyczanie i Ślężanie walczyli i handlowali z Niemcami i Sasami. Dzięki takim strefom buforowym Polanie mogli się cieszyć niezakłóconym spokojem aż do ósmego, a nawet dziewiątego stulecia.

Z innymi zachodnimi Słowianami łączyła Polan wspólna mowa, nieco odmienna od języków, którymi posługiwali się położeni na południowy zachód Czesi i zamieszkujący Ruś Słowianie wschodni. Wszystkie te plemiona były bardzo przywiązane do religii opartej na wierze w te same bóstwa, przy czym Polanie oddawali również cześć dziełom natury — drzewom, rzekom i kamieniom — wierząc, że są to siedziby ich bożków lub — rzadziej — kręgom albo budowlom, które uważali za święte. Wspólna wiara różnych plemion nie miała charakteru strukturalnego czy hierarchicznego i nie była elementem jednoczącym politycznie. Od sąsiednich ludów różniła Polan rządząca nimi elita — dynastia Piastów ustanowiona w Gnieźnie w IX wieku.
W drugiej połowie dziewiątego i na początku dziesiątego stulecia książęta piastowscy stopniowo zwiększali swą dominację nad sąsiadami, których większość narażona była na różne niebezpieczeństwa i naciski ze strony świata zewnętrznego — to ułatwiało piastowskim władcom podporządkowanie słabszych plemion. W X wieku Piastowie sprawowali już władzę na znacznych obszarach. Autor pierwszego wiarygodnego, pisanego źródła informacji o ich państwie, mieszkający w Hiszpanii żydowski podróżnik Ibrahim ibn Jakub, twierdził, że książę Mieszko narzucił swym poddanym stosunkowo rozwinięty system fiskalny, a dominację zapewniły mu sieć warownych grodów oraz stała armia złożona z trzech tysięcy jezdnych.
Na te właśnie grody i rycerzy natknął się w 955 roku król Niemców Otto I. Po tym jak odniósł wiele zwycięstw nad wschodnimi sąsiadami i umocnił swe granice za pomocą buforowych państewek, zwanych marchiami, przekroczył Łabę i posuwając się na wschód, rozbijał niewielkie siły słowiańskich wojowników. Z tą chwilą skończył się dla Polan okres izolacji, a książę Mieszko nie mógł dłużej ignorować zewnętrznego świata.
Tym bardziej nie mógł sobie na to pozwolić po roku 962, w którym Otto I otrzymał z rąk papieża Jana XII koronę cesarza rzymskiego. Akt ten, choć w gruncie rzeczy o charakterze symbolicznym, miał niebagatelne znaczenie — przyznawał cesarzowi zwierzchnictwo nad Kościołem. Mieszko doceniał polityczne i kulturalne korzyści, jakie chrześcijaństwo przyniosło sąsiedniemu państwu czeskiemu. Poza tym przyjęcie nowej religii, która równocześnie stałaby się w rękach księcia cennym narzędziem politycznym, wydawało się jedynym sposobem uniknięcia wojny z cesarzem. W 965 roku Mieszko uzyskał zgodę cesarza na poślubienie czeskiej księżniczki Dobrawy, a w następnym, 966, ochrzcił się wraz z całym swoim dworem. W ten sposób księstwo Polan stało się częścią świata chrześcijańskiego.
Mieszko dążył jednak do realizacji własnych celów, nierzadko sprzecznych z zamierzeniami Cesarstwa. Chciał uzyskać kontrolę nad jak największym obszarem wybrzeża Morza Bałtyckiego. Wkroczył więc na Pomorze, co doprowadziło do konfrontacji z margrabią niemieckiej Marchii Północnej, który w imieniu Cesarstwa usiłował podbić ten obszar. Mieszko zwyciężył go pod Cedynią w 972 roku, a cztery lata później dotarł do ujścia Odry. W tej sytuacji margrabia wezwał na pomoc swego nowego władcę, Ottona II, który stanął na czele wyprawy skierowanej przeciwko Polakom. W 976 roku Mieszko pokonał również jego, umacniając tym samym swoją władzę na całym Pomorzu. Książę kroczył dalej na zachód, dopóki nie napotkał na swojej drodze Duńczyków, którzy w drodze ekspansji przesuwali granice swego państwa na wschód. Tymczasem przypieczętował też dobre stosunki z nowymi sąsiadami, wydając córkę Świętosławę za króla Szwecji i Danii Eryka. (Po śmierci męża Świętosława poślubiła Swena Widłobrodego, króla Danii, i urodziła mu syna Kanuta, który odwiedził Polskę w 1014 roku, by zebrać oddział trzystu jezdnych, mający mu dopomóc w ponownym podboju Anglii).
Mieszko — pierwszy władca chrześcijańskiej Polski — odnosił sukcesy militarne. Nie zaniedbywał przy tym dyplomacji, wciągając do realizacji swych planów tak odległe państwa, jak leżący w Hiszpanii mauretański Kalifat Kordoby. Jego ostatnim przedsięwzięciem było przyłączenie ziem należących do Ślężan. W 990 roku sporządził dokument Dagome iudex określający granice jego państwa. Zadedykował go świętemu Piotrowi, a papieża uczynił gwarantem bezpieczeństwa wewnętrznego w państwie polskim.
Głowa Kościoła okazała się bardzo cennym sprzymierzeńcem syna i następcy Mieszka, Bolesława Chrobrego, który gorliwie kontynuował dzieło ojca. W 996 roku na dworze Bolesława pojawił się mnich o imieniu Adalbert, urodzony jako czeski książę Wojciech. Był wysłannikiem papieża Grzegorza V, który zlecił mu misję nawracania Prusów, niesłowiańskiego ludu zamieszkującego wybrzeże Bałtyku — Bolesław przyjął go zatem z należytymi honorami. Po krótkim pobycie na polskim dworze misjonarz wyruszył na spotkanie z Prusami, lecz ci rychło pozbawili go życia. Na wieść o tym polski książę skierował do Prus posłów, którzy wykupili zwłoki Wojciecha, podobno za ilość złota równoważącą wagę ciała zakonnika, a następnie pochował je w gnieźnieńskiej katedrze.
Następca papieża Grzegorza V, Sylwester II, dowiedziawszy się o tym zdarzeniu, kanonizował Wojciecha. Podniósł też diecezję gnieźnieńską do rangi arcybiskupstwa i utworzył nowe biskupstwa we Wrocławiu, w Kołobrzegu i Krakowie. Było to w istocie równoznaczne ze stworzeniem polskiej prowincji Kościoła, niezależnej od sprawującej nad nią pierwotnie zwierzchność archidiecezji magdeburskiej. Wzmocniło to niepodważalnie polskie państwo, bo struktury kościelne były wówczas najważniejszymi instrumentami łączności i nadzoru. Pierwsze istniejące na terenie Polski parafie powstawały obok zamków, ośrodków królewskiej administracji, i stały się pomostem między władzą świecką a religijną. Ich rolę podkreśla nawet etymologia polskiego słowa „kościół”, które wywodzi się od łacińskiego castellum — warownia, zamek.
Nowy cesarz, Otto III, przyjaciel zarówno świętego Wojciecha, jak i papieża Sylwestra II, przybył w roku 1000 z pielgrzymką do Gniezna, by odwiedzić grób zamordowanego misjonarza. Kronikarz Gall Anonim jego wizytę opisał w następujących słowach:
„Bolesław przyjął go tak zaszczytnie i okazale, jak wypadało przyjąć króla, cesarza rzymskiego i dostojnego gościa. Albowiem na przybycie cesarza przygotował przedziwne [wprost] cuda; najpierw hufce przeróżne rycerstwa, następnie dostojników rozstawił jak chóry, na obszernej równinie, a poszczególne, z osobna stojące hufce wyróżniała odmienna barwa strojów. A nie była to [tania] pstrokacizna byle jakich ozdób, lecz najkosztowniejsze rzeczy, jakie można znaleźć gdziekolwiek na świecie. Bo za czasów Bolesława każdy rycerz i każda niewiasta dworska zamiast sukien lnianych lub wełnianych używali płaszczy z kosztownych tkanin, a skór, nawet bardzo cennych, choćby były nowe, nie noszono na dworze bez [podszycia] kosztownego i bez złotych frędzli. Złoto bowiem za jego czasów było tak pospolite u wszystkich jak [dziś] srebro, srebro zaś było tanie jak słoma. Zważywszy jego chwałę, potęgę i bogactwo, cesarz rzymski zawołał w podziwie: «Na koronę mego cesarstwa! To, co widzę, większe jest, niż wieść głosiła!». I za radą swych magnatów dodał wobec wszystkich: «Nie godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby jednego spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz [wypada] chlubnie wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną». A zdjąwszy z głowy swój diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza i przyjaźni, i za chorągiew triumfalną dał mu w darze gwóźdź z krzyża Pańskiego wraz z włócznią świętego Maurycego, w zamian za co Bolesław ofiarował mu ramię świętego Wojciecha. I tak wielką owego dnia złączyli się miłością, że cesarz mianował go bratem i współpracownikiem cesarstwa i nazwał go przyjacielem i sprzymierzeńcem narodu rzymskiego”.
Otto III przyjechał nie tylko po to, by modlić się przy grobie swego kanonizowanego przyjaciela. Chciał ocenić siłę Polski i ustalić jej status w łonie Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. To, co zobaczył, zrobiło na nim najwyraźniej wielkie wrażenie, gdyż uznał, że kraj ten nie powinien być traktowany jako lenne księstwo, lecz tak jak Niemcy i Włochy, czyli jako niezależne królestwo.

Kiedy jednak Ottona III zastąpił na tronie mniej szlachetny Henryk II, owa niezależność została zagrożona. Koncepcja silnego księstwa polskiego nie mieściła się ani w niemieckiej, ani w czeskiej racji stanu, dlatego Niemcy rozpoczęli nową ofensywę na państwo polskie, wspomagani na południu przez Czechów, a na północy przez pogańskie plemiona słowiańskie. Bolesław najpierw stoczył z Henrykiem II zwycięską bitwę, a potem zaczął wywierać dyplomatyczną presję na Czechy, zawierając sojusz z Węgrami, a także na samego Henryka, nawiązując dynastyczne porozumienie z palatynem Lotaryngii. Naciskany ze wszystkich stron cesarz musiał przystać na zawarcie pokoju w Budziszynie w 1018 roku, mocą którego oddał Polsce nie tylko sporne terytoria nad Łabą, lecz również całe Morawy.
Bolesław Chrobry, podobnie jak jego ojciec, nie spoczął na laurach. Wydał swą córkę za księcia Światopełka, władcę Wielkiego Księstwa Kijowskiego. Kiedy na Rusi wybuchł bunt i Światopełk został wygnany ze stolicy, Bolesław wystąpił zbrojnie w obronie swego zięcia. Przy okazji zagarnął pas ziemi oddzielający jego posiadłości od Rusi Kijowskiej oraz część ziem leżących pomiędzy Bugiem i Sanem, dzięki czemu rozszerzył swą władzę na wschód.
Polska była teraz dużym państwem, a jej suwerenność nie ulegała wątpliwości. Aby podkreślić to jeszcze dobitniej, Bolesław koronował się w katedrze gnieźnieńskiej na króla Polski. Jednak po jego śmierci okazało się, że nowo powstałe państwo nie potrafiło kontynuować mocarstwowej polityki Mieszka i Bolesława, a także nie było w stanie zaadaptować ich zdobyczy. Sytuację komplikowało, że po wstąpieniu na tron syna Bolesława Chrobrego Mieszka II dały się odczuć silne separatystyczne tendencje w poszczególnych regionach kraju.
Podczas gdy nowy król usiłował zachować jedność swego państwa, jego zawistni bracia uzyskali poparcie Kijowa, obiecując oddać Rusi tereny między Bugiem a Sanem, oraz zdobyli przychylność Cesarstwa, proponując zwrot terenów zagarniętych przez ich ojca Bolesława Chrobrego. Bez większego trudu obalili Mieszka II, który w 1031 roku musiał uciekać z kraju. Nieszczęsny wygnaniec wpadł w ręce czeskich rycerzy, którzy według relacji polskiego kronikarza Galla Anonima „rzemieniami skrępowali mu genitalia, tak że nie mógł już płodzić [potomstwa]”. Choć Mieszkowi udało się powrócić i odzyskać tron, nie zdołał na nowo zjednoczyć państwa. Zmarł w 1034 roku.
Jego syn Kazimierz I, zwany Odnowicielem, nie odniósł większych sukcesów i również musiał uciekać z kraju, kiedy wybuchła wojna domowa. Czeski książę Brzetysław wykorzystał tę okazję i dokonał zbrojnego najazdu na Polskę. Zajął Gniezno, z którego usunął nie tylko atrybuty polskiej Korony, lecz również wywiózł do Pragi ciało świętego Wojciecha. Byt Polski jako suwerennego państwa został poważnie zagrożony.

W czasach, w których granice były właściwie teoretyczne, różnice kulturowe nieokreślone, a koncepcje narodowości dopiero się rodziły, zarówno pierwszy czeski kronikarz Kosmas z Pragi, jak i współczesny mu mnich Gall Anonim widzieli swoje narody jako największych wrogów. Rodzi to pytanie, jakie na tym etapie dziejów nadajemy znaczenie takim terminom jak „Polska” oraz takim pojęciom jak „Polacy”, „Niemcy” i „Czesi”. Granice, jeśli istniały, miały charakter płynny i zmieniały się za każdym razem, kiedy ten czy inny władca dochodził siłą swych praw. Różnice etniczne nie narzucały szczególnej lojalności — Niemcy walczyli między sobą równie często jak ze Słowianami, którzy z kolei nieustannie toczyli wewnętrzne wojny. A do tego owe różnice nie były wyraźnie określone. Kiedy Niemcy okupowali ziemie sięgające aż do Odry, wymieszali się w takim stopniu ze Słowianami, że ludność późniejszej Brandenburgii, kolebki germańskich mitów rasowych, była po prostu narodowościową mieszanką. A gdy obszar nazwany później Meklemburgią stał się częścią niemieckiego świata, słowiańska klasa rządząca przerodziła się w niemiecką arystokrację. Tymczasem władcy Polski wielokrotnie zawierali związki małżeńskie z Niemkami.
Źródłem konfliktu, który leżał u podstaw wrogiej postawy Polaków wobec Czechów i Cesarstwa, była kwestia pozycji Polski w świecie chrześcijańskim. W ciągu stu pięćdziesięciu lat od usankcjonowania przez Ottona III monarszych ambicji Bolesława Chrobrego status Polski pozostawał niepewny. Cesarstwo wielokrotnie usiłowało zdegradować kraj do rangi swego wasala, ale ten walczył o zachowanie suwerenności. Odbiciem poszczególnych stadiów tej batalii może być sposób tytułowania polskich władców przez ówczesne źródła zachodnie. W zależności od sytuacji posługiwali się oni terminami: dux (wojewoda), princeps (książę) lub rex (król). Teoretycznie tego typu kwestie tytularne, mimo własnych wewnętrznych konfliktów i wojen, rozstrzygało Cesarstwo. Polski monarcha mógł jednak wzmacniać swą pozycję, rozbudowując siłę własnego państwa poprzez zabiegi o poparcie innych państw lub zawarcie sojuszu z papieżem wymierzonego przeciwko cesarzowi. Owe konflikty zaostrzyły się jeszcze w ciągu stu lat, jakie upłynęły od roku 1058, czyli od śmierci Kazimierza I.

 
Wesprzyj nas