19. Targi Książki w Krakowie przytłaczają ilością wystawców. Dokładne zapoznanie się z ofertą prezentowaną na kilkuset stoiskach nie jest realnym do wykonania zadaniem nawet dla najbardziej zdeterminowanego bibliofila, który chciałby spędzić w hali targów pełne cztery dni imprezy, nie mówiąc o uczestnictwie we wszystkich wydarzeniach towarzyszących. Podpowiadamy jak zwiedzać żeby zobaczyć jak najwięcej, nie pogubić się i nie zgłodnieć.


DOJAZD:
Do nowej hali Expo, w której odbywają się tegoroczne targi (to druga edycja w tym miejscu) prowadzi ta sama wąska droga (ul. Centralna) co do starej hali. Korki są zatem dokładnie takie same, jak podczas wszystkich poprzednich edycji. Od komunikacji MPK trzeba iść o wiele dalej niż poprzednio (obecnie najbliższy przystanek autobusowy znajduje się przy ul. Nowohuckiej – “Nowohucka M1”, a tramwajowy “Nowohucka” przy Rondzie Dywizjonu 308 – z centrum tramwaje 4, 5, 9, 10, 52, 129 i dalej autobusem 178 do przystanku Nowohucka M1, kierunek Pod Fortem), ale za to można podziwiać po drodze (ul. Galicyjska) rozwalające się rudery po starych zakładach przemysłowych. Krajobraz dość egzotyczny jak na arenę międzynarodowych spotkań. Reasumując: trochę dziwnie to brzmi, ale wygląda na to, że najlepiej dojechać na Targi rowerem. Stojaki rowerowe pod halą są obecne, tłoku na nich nie było (w czwartek – pierwszy targowy dzień). Cierpliwym kierowcom polecam parking dla samochodów: jest duży i zadbany, miejsca wystarczy dla wielu pojazdów.

WSTĘP:
Bilety wstępu można zakupić w jednej z kilku kas, w czwartek nie było ani cienia kolejki do nich. Pozostaje mieć nadzieję, że tak będzie także podczas trzech pozostałych dni targowych, a szybka obsługa poradzi sobie z naporem miłośników książek. Bilety wstępu kosztują odpowiednio: Bilet normalny: 8 zł, Bilet ulgowy: 6 zł (uczniowie, studenci), Karnet czterodniowy: 20 zł.

UKŁAD HALI:
Obecnie hala targowa składa się z dwóch członów. W obu obowiązuje ten sam układ wystawców – na początku i na środku najważniejsi rynkowi gracze, stosy bestsellerów i największe stoiska, a na końcu oraz po bokach stoiska małych wydawnictw. Jeżeli szukacie rzeczy naprawdę ciekawych i wyjątkowych to zacznijcie zwiedzanie hal targowych od końca. A to dlatego, że jeśli nie wystarczy Wam czasu na zwiedzenie wszystkiego, to z ofertą największych wydawców możecie zapoznać się przez 365 dni w roku w Empiku czy Matrasie, a książek małych wydawców tam nie znajdziecie, bo nawet jeśli w ogóle są u nich w sprzedaży, to zakopane w najdalszym i najciemniejszym kącie sklepu. Natomiast mali wydawcy przywożą ze sobą na targi arcyciekawe i niepowtarzalne książki, bo najczęściej tylko takie wydają. Przy ograniczonym budżecie na nowe tytuły nie marnują kasy na inwestowanie w wydawanie tysięcznej wersji historii o domku odziedziczonym po babci, który odmienił czyjeś życie. Olśnień i zaskoczeń szukajcie zatem przede wszystkim na tyłach hali i po jej bokach.

GOŚĆ HONOROWY:
W tym roku gościem honorowym Targów jest Litwa. To oznacza, że prezentowana jest literatura litewska i o Litwie. I to są rzeczy ciekawe. Można zobaczyć nas samych cudzymi oczami, poodkrywać wspólne karty historii i płaszczyzny, dowiedzieć się co nas łączy we współczesności. To nie jest „nudne” i „dla intelektualistów”, jak mówiły dziś pewne panie machając lekceważąco dłońmi w pierścionkach, stojąc przed stoiskiem gościa honorowego (D38, Stowarzyszenie Wydawców Litewskich). To jest dla wszystkich, trzeba tylko odrobiny skupienia, żeby przyswoić coś, co nie jest nam znane i to nie dlatego, żeby nie było znajome, ale wyłącznie z tej przyczyny, że nie czytamy o tym na co dzień we wszystkich mediach.

AUTOGRAFY:
Na stanie w kolejkach po autograf nie ma sposobu. Jeżeli chcemy dołączyć do swojej kolekcji podpis znanego pisarza to trzeba się liczyć z odstaniem w ogonku od kilkunastu minut nawet do powyżej godziny. W tym roku czas może się wydłużyć, bo obecnie oprócz podpisu w książce modnie jest zrobić sobie selfie z pisarzem, a to wydłuża czas oczekiwania.

JEDZENIE:
Po ciepłe potrawy wychodzimy po schodach biegnących w górę po prawej i lewej stronie od głównego wejścia. Na antresoli znajduje się restauracja, gdzie spośród wielu potraw w pojemnikach wybieramy to co nam pasuje, po czym płacimy i szukamy wolnego stolika albo jemy siedząc na podłodze, jeśli wszystkie są zajęte. Jedzenie jest smaczne, pożywne i świeże (było takie w czwartek 22.10), ale drogie. 10 pierogów kosztowało 14 zł, sok 600 ml – 6 zł. Na parterze, w obu halach, są punkty aprowizacyjne. Nazywają się „Kawiarnia Dunaj” i „Kawiarnia Wisła”. Znajdziecie tam bułki z wędliną, sałatki, ciastka, napoje. Nastrój biwakowy, w czwartek po południu podłoga „Kawiarni Dunaj” wyglądała jak brzeg Dunaju po powodzi, ale zwiedzając te kilkaset stoisk można paść z wyczerpania, więc kto by się przejmował jakimiś śmieciami na podłodze. W każdym razie nie ja, z kronikarskiej powinności odnotowuję standard lokalu, ot co.

TOALETY:
Ten punkt pozostawiam na koniec, taka wisienka na torcie, albowiem toalety w nowej hali targów są zjawiskowe. Może i ścianki stoisk są te same co poprzednio, korytarze między stoiskami też równie wąskie jak bywały dawniej, upał jak w piecu (albo wieje mrozem jeśli włączą klimatyzację, ale jak powiadają wystawcy – rzadko ma to miejsce) więc wiele rzeczy pozostało w tej nowej lokalizacji po staremu, ale nie toalety! Te dawne przeszły do legendy i były bohaterem wielu gorzkich słów w internecie – było ich za mało, za ciasne, a ta dla matek z dziećmi lub niepełnosprawnych na klucz zamknięta (i szukaj sobie wiatru w polu czyli człowieka z kluczem…) Ale teraz? Jest wspaniale. Czysto i na wysoki połysk, miejsca starczy dla każdego, żadnych kolejek. Wszystkie otwarte. Nie bójcie się więc przyjść z dzieckiem lub dwoma, nie będzie już więcej dramatów „w oczekiwaniu na”. Ale z psem nie przychodźcie. Dziś (we czwartek) jedna pani próbowała i nie udało się, ochroniarze odesłali ją z kwitkiem.

***

A tak w ogóle to przychodźcie tłumnie i cieszcie się książkami w Krakowie, bo w kuluarach najczęściej powtarzany w tym roku news jest taki, że katowicką wersję targów książki przejęła wielka i prężna firma ze stolicy, co wystawców wabi i kusi, by z książkowymi rarytasami i największymi atrakcjami jechać na Śląsk, a nie do Krakowa – ponoć oferowane wydawcom warunki są na światowym poziomie, w ogóle bez porównania z tym, co tu – zatem cieszmy się póki jest czym, bo jeśli wystawcom się odechce wizyt w stolicy Małopolski to… to pojedziemy do Katowic i zobaczymy co tam słychać.

Robert Wiśniewski

 
Wesprzyj nas