Historia wielkiej mobilizacji amerykańskiego społeczeństwa przeciw najbardziej przerażającej chorobie XX wieku.


David M. Oshinsky przedstawia niezwykłą historię przerażającej epidemii i intensywnych starań znalezienia lekarstwa na chorobę Heinego-Medina. Wykorzystując niedawno udostępnione dokumenty, autor maluje przed czytelnikiem pełen napięcia obraz dramatycznego wyścigu po szczepionkę: szaleńczą rywalizację naukowców i ich nieokiełznanych ambicji.

Epidemia – choć jej skala była znacznie mniejsza, niż można byłoby sądzić, śledząc ówczesne doniesienia mediów – stała się w oczach Amerykanów równie poważnym zagrożeniem jak sowieckie bomby atomowe i wywarła przemożny wpływ na całe społeczeństwo.

Szczepienia przeciw chorobie Heinego-Medina były największym masowym eksperymentem zdrowotnym w historii Stanów Zjednoczonych, a związane z nimi doświadczenia zrewolucjonizowały zasady testowania i dopuszczania do sprzedaży nowych leków na całym świecie.

We współczesnym świecie, który wciąż boryka się z epidemiami, takimi jak AIDS, SARS czy Ebola, książka Dawida Oshinsky’ego przypomina, że ludzkość musi toczyć nieustanną walkę i zawsze musi być przygotowana na wiadomość o możliwej zarazie.

David M. Oshinsky jest kierownikiem Katedry Historii im. Jacka S. Blatona na Uniwersytecie Teksańskim w Austin oraz Distinguished Scholar in Residence na Uniwersytecie Nowojorskim. Jego książki, poświęcone historii Stanów Zjednoczonych zdobyły wiele nagród. Książka poświęcone chorobie Heinego-Medina otrzymała w 2006 r. nagrodę Pulitzera w kategorii historia.

Książka otrzymała w 2006 roku nagrodę Pulitzera.

David M. Oshinsky
Polio. Historia pokonania choroby Heinego-Medina
Przekład: Andrzej Hennel
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 7 lipca 2015


WSTĘP

San Angelo w zachodnim Teksasie było w 1949 roku siedzibą hrabstwa na granicy meksykańskiej, zamieszkanego przez około pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, między miastami Abilene i Del Rio. Tutejszy krajobraz to pola farmerów, szyby naftowe i gospodarstwa hodowlane otoczone drutami kolczastymi. Tak jak wiele innych miast w tym czasie, San Angelo rozwinęło się gwałtownie podczas drugiej wojny światowej, podwajając swoją populację dzięki rozbudowie wojskowej bazy lotniczej w Goodfellow Field. W miasteczku pojawiły się tysiące nowych mieszkańców i tysiące powróciły z frontu. W ten sposób San Angelo znalazło się w ważnym i czasami niebezpiecznym punkcie swojego rozwoju.

Końcówka lat czterdziestych była okresem prosperity w Stanach Zjednoczonych. Wzrost ekonomiczny zachęcał Amerykanów do zakładania rodzin, kupowania domów i rozmaitych towarów. W San Angelo, tak jak i w innych miastach, pełen poświęceń i bolesny okres wielkiego kryzysu i drugiej wojny światowej został zastąpiony optymistyczną wizją komfortu materialnego i sukcesu ekonomicznego. Miasto bogaciło się i rosło. W 1949 roku lokalne pismo „Standard-Times” przewidywało dla niego wspaniałą przyszłość i wzrost dobrobytu. Niewątpliwym atutem tego miasta był ciepły, leczniczy klimat.

Dwudziestego maja na tym pięknym obrazku pojawiła się mała plamka. Gazeta poinformowała, że dziecko jednego z mieszkańców zachorowało na chorobę Heinego-Medina. Takie przypadki zdarzały się już w San Angelo. Choroba pojawiała się nagle późną wiosną, jak gradobicie czy tornado, ale były to jednak pojedyncze przypadki. Problem więc chwilowo zbagatelizowano.

Tym razem w ciągu kilku dni sytuacja stała się alarmowa. Rodzice zaczęli pojawiać się w szpitalu Shannon Memorial ze zbolałymi, gorączkującymi dziećmi na rękach. Personel medyczny potwierdził dwadzieścia pięć przypadków polio, a śmierć zaczęła zbierać swoje żniwo: Esperanza Ramirez – wiek dziesięć miesięcy; Billie Doyle Kleghorn – siedem miesięcy; Susan Barr – cztery miesiące i Donald Shipley – siedem miesięcy. Szóstego czerwca artykuł w „Standard-Times” odzwierciedlał rosnącą desperację mieszkańców: „Siedem ofiar polio: Pastorzy z San Angelo błagają Boga o pomoc w walce z plagą”.

Doktor R. E. Elvins, naczelny lekarz miasta, przekazał mieszkańcom informację, którą już znali: „Choroba Heinego-Medina osiągnęła poziom epidemii”. Stosując zwykłe zasady, obowiązujące w obliczu choroby o nieznanym sposobie zapobiegania i leczenia, radził, by dzieci z San Angelo unikały tłumów, myły regularnie ręce, dużo odpoczywały, nie korzystały z basenów i kąpielisk. „Nie możemy pomachać czarodziejską różdżką i zlikwidować polio”, powiedział. „To zależy przede wszystkim od zachowania się poszczególnych rodzin”.

Elvins miał jeszcze jedną radę. Ponieważ wirusy polio były często wykrywane w ludzkim kale i na nóżkach domowych owadów, zalecał intensywne stosowanie DDT3, szczególnie w nieskanalizowanych toaletach (latrynach) w latynoskiej i murzyńskiej części miasta. Inni byli mniej subtelni, oskarżając o wywołanie epidemii „kolorowych brudasów” – emigrantów, którzy zjawiali się corocznie, by zająć się zwierzętami domowymi i zasiewami.

Na początku czerwca, przy temperaturach osiągających 100ºF (38ºC), gdy liczba zachorowań wzrosła do sześćdziesięciu jeden, rada miejska przegłosowała zakaz organizowania imprez publicznych w zamkniętych pomieszczeniach na okres tygodnia. „W czwartkowy wieczór namioty teatralne w San Angelo były puste”, doniósł „Standard-Times”. „Znikła młodzież spędzająca dzień na miejskim basenie. W niedzielę kościoły pozostały zamknięte”. Decyzja o zamknięciach była ściśle przestrzegana. Bary i kręgielnie zamknęły swe podwoje, skasowano walki zapaśnicze w szkole średniej, a popularne zespoły country, takie jak Snuffy Smith i Snuff Dippers unikały miasta.

Tak samo postąpili przyjezdni. Ruch turystyczny zaniknął. Plotki mówiły, że można zarazić się od nieosłoniętego kichnięcia, od dotknięcia pieniędzy lub przy korzystaniu z telefonu. „Dotarliśmy do punktu, w którym nikt już niczego nie rozumie”, stwierdził miejscowy pediatra. „W którym ludzie nie powinni nawet podawać sobie rąk”.

Większość mieszkańców San Angelo zachowywała się, tak jak wszyscy Amerykanie szkoleni na wypadek epidemii polio: brud jest twoim wrogiem, a czystość twoim celem. Zachowania, które kilka tygodni wcześniej wydawały się niedorzeczne, takie jak kontrola stanu zdrowia pracujących imigrantów i zakaz sprzedaży zwierząt domowych w mieście, były wspierane przez opinię publiczną. „Źle się stało”, skomentował problemy San Angelo jeden wysokich urzędników zajmujących się służbą zdrowia. „Wszystko, co mogę zrobić, to powtarzać moje ostrzeżenia – usuwać brud oraz muchy i inne owady. I ciągle sprzątać”.

Miasto zakupiło dwa specjalne pojazdy rozpylające DDT. Dwa razy dziennie odkryte ciężarówki dudniły po ulicach, rozpylając DDT za pomocą strażackich węży. Za samochodami biegły dzieci, tańcząc we mgle rozpylonego białego proszku. W geście dobrej woli lokalny sklep sieci Sherwin-Williams rozdawał DDT za darmo, namawiając klientów do przecierania roztworem ścian i mebli w ich domach. („Przynieś tylko swój pojemnik” – głosiły reklamy.) Jeden ze sklepów przemysłowych reklamował swój własny środek owadobójczy „Queen City Kill – pięciokrotnie silniejszy niż DDT”. Inny sklep oferował jeszcze mocniejszą miksturę nazywaną „Super-­­­-­Activated Bug Juice”.

Lęk przed zachorowaniem okazał się doskonałym bodźcem marketingowym. Firma pralnicza Hi-Tone Cleaners gwarantowała dezynfekcję swojego sprzętu przed każdym praniem i prasowaniem. Inna firma, Sani-Flush, namawiała w ogłoszeniach do starannego szorowania toalet, „gdy polio szaleje”. Firma Clorox ostrzegała „to brud, którego nie widzisz, jest groźny”. Inne firmy oferowały „ubezpieczenie przeciw polio”, kręgarze obiecywali zabezpieczenie przed chorobą. „Ciało twojego dziecka musi być prawidłowo wyregulowane” – twierdził dr Roy Crowder – „wtedy nie ma szansy zachorowania”.

Niestety, nic nie pomagało. W połowie czerwca ponad połowa ze stu sześćdziesięciu łóżek szpitalnych w San Angelo była zajęta przez pacjentów z chorobą Heinego-Medina, w większości przez dzieci poniżej piętnastego roku życia. Niewielka ekipa lekarzy i pielęgniarek ciężko pracowała na wyczerpujących podwójnych dyżurach. Wolontariusze, którzy musieli przezwyciężyć obawę przed zarażeniem, okładali kończyny chorych gorącymi kompresami i doglądali pacjentów umieszczonych w żelaznych płucach. Największym koszmarem dla szpitala były burze, które łatwo uszkadzały prowizoryczne instalacje elektryczne tych urządzeń. Jeden z lekarzy wspominał: „Gdy czarne chmury pojawiały się na niebie, w szpitalu ogłaszano alarm”. Ręczne pompowanie żelaznego płuca wykańczało w krótkim czasie nawet najsilniejszych, wtedy jednak zastępowali ich inni. Żaden z pacjentów nie umarł z powodu awarii respiratora podczas burzy.

Narodowa Fundacja Paraliżu Dziecięcego, znana większości Amerykanów jako „March of Dimes”, przysłała kilku ekspertów zajmujących się chorobą Heinego-Medina. Eksperci zabrali próbki kału i tkanek chorych pacjentów do wykorzystania w badaniach nad opracowaniem szczepionki przeciw polio. Ponadto przysłali do San Angelo dostawy sprzętu, m.in. wózków inwalidzkich; skierowali fizjoterapeutów potrzebnych w procesie pielęgnacji pochorobowej i pieniądze na opłacenie rachunków medycznych. Pacjentów w najcięższym stanie zabrano specjalnie wyposażonymi samolotami do regionalnych centrów rehabilitacyjnych – wszystko gratis.

Szczyt epidemii wypadł w lipcu. Potem liczba przyjęć do szpitali zaczęła systematycznie spadać. Pod koniec sierpnia było już po wszystkim. Szkoły w San Angelo otwarto w normalnym terminie. Za serce chwytał tylko widok pustych ławek.

Rok 1949 był okresem panowania dużej epidemii polio, ale najgorsze było jeszcze przed Amerykanami. W całych Stanach Zjednoczonych zachorowało około czterdziestu tysięcy osób, jedna na trzy tysiące trzystu siedemdziesięciu pięciu obywateli. W San Angelo odnotowano czterysta dwadzieścia przypadków, jeden na sto dwadzieścia cztery osoby. Osiemdziesięciu czterech pacjentów zostało trwale sparaliżowanych, a dwadzieścia osiem osób zmarło. Był to jeden z najpoważniejszych odnotowanych przypadków epidemii w historii. Ale jego charakter był najzupełniej typowy.

Epidemia pojawiła się w San Angelo w najgorętszym miesiącu i atakowała przede wszystkim dzieci. Pojawiła się w mieście, które nie przeżywało dużej epidemii polio w ostatnich latach. Znacznie silniej zaatakowała czyściutkie małe przedmieścia niż rejony ubóstwa i nędzy, co przeczyło poglądom łączącym czystość z dobrym stanem zdrowia. I wystąpiła w sercu Ameryki.

Geografia epidemii była zaskakująca. Choć poliomyelitis – paraliż dziecięcy – występował na całym świecie, największe epidemie XX wieku pojawiły się w Europie Zachodniej, Kanadzie, Australii i przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie byli przerażeni chorobą, której ofiarami były zarówno anonimowe dzieci, jak i prezydent Franklin Delano Roosevelt. Byli jednak solidarni, widząc polio jako rodzimy problem, który musi doczekać się wspólnego rozwiązania – tak jak w innych okolicznościach losu, poprzez siłę pomysłowości, dobrej woli, determinacji i pieniędzy. Bardzo popularnym hasłem, powtarzanym po drugiej wojnie światowej przez kwestujących, polityków, ogłoszeniodawców i dziennikarzy, była śmiała (i ostatecznie prawdziwa) obietnica „pokonania polio”.

Epidemia osiągnęła swój szczyt w samym środku zimnej wojny, więc walka z polio przybrała formę krucjaty. Ta szczególna, atakująca bezbronne dzieci, choroba zebrała dramatyczne żniwo na przedmieściach pełnych młodych rodzin, które dążyły do otoczenia swoich pociech jak najlepszą opieką. Ironią i złośliwością losu był atak choroby Heinego-Medina w najbardziej rozwiniętym kraju świata. Kraju, w którym tak łatwo osiągalny był cudowny lek, penicylina. Kraju, w którym żony i matki ciężko pracowały, by oczyścić swoje domy z zarazków.

Żadna inna choroba nie wywołała takiej determinacji, ale też i paniki jak polio. Z uzasadnionych powodów. Choroba Heinego-Medina pojawiała się bez jakiejkolwiek zapowiedzi. Nie było sposobu przewidzenia, kto zachoruje, a kogo polio oszczędzi. Część chorych umierała, reszta zostawała inwalidami. Ich życie na zawsze było naznaczone wózkami inwalidzkimi, kulami, aparatami ortopedycznymi, respiratorami, zdeformowanymi kończynami. W rzeczywistości, nawet w swoim szczycie w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku, choroba Heinego-Medina nie była jednak tak straszną epidemią, jak ją przedstawiały media. W tym okresie dziesięciokrotnie więcej dzieci zginęło w wypadkach, a trzykrotnie więcej zmarło na raka. Specjalny status polio wynikał przede wszystkim z działania nadzwyczajnej organizacji – Narodowej Fundacji Paraliżu Dziecięcego. Stosowała ona najnowsze techniki reklamy, zbiórek publicznych i badań motywacyjnych, aby przedstawić wszystkim straszną, choć względnie rzadką chorobę, jako największe nieszczęście owych czasów.

Strach przed polio pojawił się oczywiście dużo wcześniej niż owa fundacja. Kolejne fale epidemii – najsilniejsza pojawiła się w roku 1916 – zostały jednak odnotowane przez prasę w formie niewielkich notatek. Genialność postępowania Narodowej Fundacji polegała na umiejętności zwrócenia szczególnej uwagi na chorobę Heinego-Medina. Na przedstawieniu jej jako choroby niezwykle złowrogiej, ale zarazem bardziej niż inne możliwej do pokonania. Stosowana przez członków fundacji strategia zrewolucjonizowała systemy zbierania pieniędzy przez organizacje charytatywne, metody rekrutacji wolontariuszy, sposoby organizacji lokalnych grup zajmujących się wspólnymi sprawami sąsiadów i techniki penetrowania niedostępnego świata badań medycznych. W ten sposób fundacja ta stworzyła nowy model filantropii w Ameryce – filantropię konsumenta, w której ofiarodawcy otrzymywali obietnicę osobistej nagrody, jaką była ochrona przed chorobą.

Taki rodzaj filantropii wygenerował z kolei szalony konkurencyjny wyścig po szczepionkę. Miliony dolarów zebrane przez Narodową Fundację wykorzystano do powołania programów wirusologicznych i utworzenia laboratoriów badań polio w całych Stanach Zjednoczonych. Podczas tej akcji wprowadzone zostały nowe sposoby finansowania badań, takie jak pokrycie pośrednich kosztów badań na uniwersytetach czy wprowadzenie długoterminowych grantów badawczych. Naukowcy usiłowali rozwikłać tajemnice polio na uniwersytetach Johna Hopkinsa, Yale i Michigan, w Pittsburghu i Cincinnati. Próbowano znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. W jaki sposób wirusy dostają się do organizmu człowieka i jak się w nim przemieszczają? Ile rodzajów wirusów polio istnieje? Dlaczego polio atakuje przede wszystkim dzieci i uderza podczas upałów? Dlaczego w ostatnich latach sporadyczne przypadki zmieniły się w epidemie? Dlaczego choroba tak intensywnie rozwija się w Ameryce?

W poszukiwaniu szczepionki wzięło udział trzech głównych konkurentów: Albert Sabin, wieloletni badacz choroby Heinego-Medina z Uniwersytetu w Cincinnati; młodszy od niego Jonas Salk, badacz z Uniwersytetu w Pittsburghu oraz najmłodszy z tego tria Hilary Koprowski, naukowiec z laboratorium przemysłowego Lederle Laboratories. Wszyscy trzej byli ambitnymi, wybitnymi specjalistami, których porwała wielka, pełna emocji walka z polio. Wszyscy trzej byli Żydami z pochodzenia, dwaj byli emigrantami z Europy Wschodniej. Wszyscy trzej byli sowicie finansowani: Sabin i Salk przez Narodową Fundację, Koprowski przez właściciela Lederle – firmę American Cyanamid. Wszyscy trzej stanęli przed drażliwym problemem moralnym stopnia bezpieczeństwa ich szczepionek, jak również roli i zakresu ich testowania na ludziach.

Sabin i Koprowski zastosowali szczepionkę z żywych wirusów w celu wywołania infekcji dostatecznie silnej, by pobudzić organizm do wytworzenia trwałej odporności przeciwko polio i dostatecznie słabej, by nie wywołać poważnej choroby. Salk preferował szczepionkę zawierającą martwe wirusy, które pobudzały system immunologiczny do wytworzenia przeciwciał bez wywołania infekcji. Większość badaczy polio preferowała wybór żywych wirusów, twierdząc, że gwarantują silniejszą odporność na chorobę Heinego-Medina i mogą doprowadzić do jej całkowitej likwidacji. Oficjalnie Narodowa Fundacja zachowywała w tej sprawie neutralność, jednakże jej szefowie popierali w prywatnych rozmowach prostszą szczepionkę z martwych wirusów. Wierzyli, że może ona szybciej znaleźć się na rynku i że będzie bezpieczniejsza. Szybkość i bezpieczeństwo stały się zatem atutami szczepionki Salka.

W roku 1954, działając w pełni samodzielnie, z niewielką pomocą (choć inni twierdzą, że dzięki niedopatrzeniu) rządu, Narodowa Fundacja przeprowadziła największy eksperyment w historii medycyny amerykańskiej – masowe szczepienia preparatem Salka, które objęły prawie dwa miliony uczniów szkół podstawowych w całych Stanach Zjednoczonych. Nigdy wcześniej eksperyment dotyczący zdrowia publicznego nie był tak ważnym tematem w mediach. Gdy szczepienia okazały się w dużej mierze sukcesem, życie Jonasa Salka zmieniło się nieodwracalnie. Stał się natychmiast bohaterem narodowym, naukowcem celebrytą, a jego biały fartuch i skromna postawa stały się symbolami sukcesów i korzyści z badań medycznych.

Konkurenci Jonasa jednak nie zrezygnowali. Wybrali inne kierunki działania. Dążąc do osłabienia sukcesu Salka z 1954 roku, Sabin zorganizował testy swojej szczepionki w Związku Radzieckim. Była to niezwykła historia naukowej współpracy i zarazem politycznej intrygi w samym środku zimnej wojny. Hilary Koprowski prowadził z kolei swoje eksperymenty w Irlandii, Europie Wschodniej i Afryce. Ich rezultaty i skutki obserwujemy do chwili obecnej.

Masowe szczepienia Salka miały głęboki wpływ na działanie rządu USA w testowaniu i licencjonowaniu przyszłych leków i szczepionek. Natomiast perspektywa darmowych masowych szczepień dzieci doprowadziła do gorących sporów pomiędzy lekarzami na temat niebezpieczeństw „uspołecznionej medycyny”. Na poziomie osobistym olbrzymia popularność i publiczne uwielbienie Salka poważnie zaszkodziły jego pozycji w hermetycznym świecie badań naukowych. Część kolegów oskarżała go, że szkodzi swoim badaniom, zezwalając, by na ich kierunek i szybkość wpływ mieli „outsiderzy”, czyli biurokraci kierujący fundacjami. Inni pytali o realną skuteczność szczepionki. W efekcie Salk, który otrzymał dwa najwyższe odznaczenia amerykańskie przyznawane cywilom – Złoty Medal Kongresu w 1975 roku i Prezydencki Medal Wolności w 1977 roku, nie został przyjęty do National Academy of Sciences (Narodowej Akademii Nauk) ze względu, jak stwierdzono, na brak „fundamentalnego odkrycia naukowego”. Albert Sabin, wieloletni członek tej Akademii, drwił: „Mogłeś pójść do kuchni i zrobić to, co on”.

Wojna pomiędzy Salkiem a Sabinem przetrwała obydwu. Nadal toczy się dyskusja, który z nich zrobił lepszą szczepionkę i która z nich powinna być obecnie używana. Pewny pozostaje fakt, że historia podjętej przez nich krucjaty przeciw chorobie Heinego-Medina, pozostaje jednym z najbardziej znaczących i odkrywczych sukcesów w historii amerykańskiej medycyny.

 
Wesprzyj nas