„Zbrodnia w szkarłacie” to porcja inteligentnej rozrywki w starym dobrym stylu. Najnowszy kryminał retro Katarzyny Kwiatkowskiej z jednej strony jest głęboko zanurzony w polskości, z drugiej ma międzynarodowe rysy prozy w stylu Agaty Christie.
„Zbrodnia w szkarłacie” to taka powieść, w której atmosfera świata przedstawionego przekracza karty książki, natychmiast, w pierwszej linijce. Na skórze osiada wilgoć jesiennego poranka, do uszu dolatują złowieszcze głosy kruków, nozdrza owiewa zapach kurzu osiadłego na wieńcu suszonych kwiatów. Katarzyna Kwiatkowska definiuje miejsce zanim przedstawi je czytelnikom, duża sztuka.
Autorka pisze o sobie, że fascynują ją wielkopolskie dwory i tradycje ziemiaństwa. W tej powieści jest to doskonale widoczne. Miejsce – dwór w Jeziorach pod Poznaniem, jest w „Zbrodni w szkarłacie” wszechobecne. Między wierszami dostarcza czytelnikom wiedzy o bohaterach, ujawnia ich aspiracje i dążenia. Można też zaufać autorce w kwestii rzetelności przedstawienia ziemiańskiego życia. To taki dwór i tacy jego mieszkańcy, jak w biograficznych zapiskach Zofii Starowieyskiej-Morstinowej z przełomu XIX i XX wieku i taki jaki opisują wertując dawne publikacje, stosy starych dokumentów i zdjęć: Maja Łozińska, Tomasz Adam Prusak czy Irena Romańska-Kubiak – historycy obyczaju.
Ten historyczny ciężar gatunkowy jest smakowity, można się nim delektować, niemniej autorka zręcznie ustaliła proporcje pomiędzy snuciem gawędy o minionych czasach, a kolejnymi zwrotami akcji. Ta zaś zaczyna się od spotkania przed dworskimi drzwiami, gdzie czytelnik poznaje Jana Morawskiego. Ten mężczyzna przeprowadził z powodzeniem kilka prywatnych śledztw. Jego dalecy krewni – małżeństwo Jezierskich, właściciele zespołu dworskiego i folwarku, dowiedzieli się o tym i wezwali go na pomoc. Ich kłopot polega na tym, że nie mogą odszukać miejsca, w którym senior rodu ukrył spadek. A potrzebują go odnaleźć natychmiast, bo domowa kasa świeci pustkami i na domiar złego do wrót dobijają się wierzyciele. Morawski podejmując się odszukania skarbu sądził, że będzie mieć do czynienia z prostą łamigłówką i liczył na szybki tryumf. Nie będzie mu jednak dane go zaznać, bo sprawy zaczynają się komplikować. Zarówno dla bohatera jak i czytelników.
Lektura „Zbrodni w szkarłacie” wymaga nieustannego skupienia. Autorka wodzi czytelnika za nos, zmusza go do wielokrotnego weryfikowania wyciągniętych wniosków, podsuwa mylne tropy, wyprowadza na manowce. Drobiazgi mają pierwszorzędne znaczenie, dlatego trzeba uważać aby ich nie przegapić, a to dostarcza sporej przyjemności.
Kryminał ten, pomimo wyrazistych polskich akcentów jest zbliżony w duchu do twórczości nieodżałowanej Agaty Christie
Kryminał ten, pomimo wyrazistych polskich akcentów jest zbliżony w duchu do twórczości nieodżałowanej Agaty Christie, a w miarę postępowania fabuły te echa klasyki kryminału coraz bardziej się uwydatniają. Historia, którą opowiada Katarzyna Kwiatkowska z jednej strony jest głęboko zanurzona w polskości, a z drugiej ma międzynarodowy rys. Przypuszczam, że mogłaby podobać się czytelnikom w dowolnym kraju. Znać dobrze napisaną książkę: udaną intrygę i niebagatelny warsztat pisarski, w którym ma ona mocne fundamenty.
O „Zbrodni w szkarłacie” na pewno można powiedzieć, że to porcja inteligentnej rozrywki w starym dobrym stylu. Jej autorka była nominowana do Nagrody Wielkiego Kalibru w 2012 roku i wówczas ów laur nie trafił w Jej ręce (Nagrodę otrzymał wówczas Zygmunt Miłoszewski za „Ziarno prawdy”, a Katarzyna Kwiatkowska została wyróżniona nagrodą specjalną Janiny Paradowskiej – przyp.red.). Być może przyniesie jej go ta właśnie najnowsza powieść. To byłoby sprawiedliwe.
Agnieszka Kantaruk
Zbrodnia w szkarłacie
Wydawnictwo Znak
Premiera: 12 sierpnia 2015
Z chęcią przeczytałabym tę książkę bo książki o przeszłości są mi bliskie. Fragment spodobał mi się.
Muszę ją mieć.
Bardzo dobra książka i mile spędzony czas z nią 🙂 Jedno tylko co mnie zdziwiło to, że bohaterowie są nieprzejęci gdy ujawniane są morderstwa i nie widać po nich żadnej reakcji emocjonalnej, jakby nie stało się nic. Jednak to tylko malutka wada, poza tym daję tej książce same plusiki bo jest ich warta. Podoba mi się postać Jana i mam nadzieję, że będzie kontynuowana w innych odcinkach powieści, a także kemerdyner jest słodziutki, nie zapamiętałam jego imienia, ale to również fajna postać.
Czytelnik sam nie rozwiąże tej zagadki bo finał bazuje na bardzo efemerycznym olśnieniu.