Anna Łacina nie stroni w swoich powieściach od tematów, które, nie wiedzieć czemu, wciąż wzbudzają w Polsce kontrowersje lub, co więcej, stanowią tabu, choć powinny być jak najszerzej omawiane. Dlaczego? Ano dlatego, że jeśli wiemy na czym polega problem to będziemy potrafili się z nim zmierzyć. Poznajcie powieść „Telefony do przyjaciela”.
Ania i Marzena, nastoletnie siostry, spotykają się na dworcu w Iławie. Przed nimi wspólna część wakacji, którą dziewczęta spędzą u dziadków. A to zapowiada się wesoło: dziadek dziewczyn właśnie przechodzi na emeryturę i przygotowuje się do rozkręcenia małego biznesu. Zamierza oferować turystom rejsy swoją łodzią o wdzięcznej nazwie „Sirene”. I oczekuje, że wnuczki pomogą mu w rozreklamowaniu usług.
Na scenę wkracza też wysportowana i pełna werwy babcia, a w dalszej części powieści pojawiają się adoratorzy Ani i Marzeny, a także związane z nimi miłosne perypetie licealistki i świeżo upieczonej studentki. Występują też sekrety i pytania o granice siostrzanej lojalności. Odrobina napięcia, mnóstwo zabawnych sytuacji, ogromna dawka słońca i wakacyjnej energii – to wszystko w tej książce znajdziecie. Jest jeszcze coś, co w ogóle nie powinno grać roli, a jednak przyjmuje pierwszoplanową: problem niepełnosprawności, a raczej jej stereotypowego postrzegania w Polsce. I tutaj przestaje być wesoło.
Annie Łacinie udało się coś niebywale trudnego: bez moralizatorstwa i popadania w patetyczne tony pokazała, że w niepełnosprawności największym problemem jest nie sama choroba czy defekt, ale stosunek ludzi do niej. Na początku w ogóle trudno zorientować się, że jedna z sióstr boryka się z niepełnosprawnością. Spójrzcie – już samo sformułowanie „boryka się” ma zabarwienie pejoratywne. Inne, określające stan niepełnosprawności wcale nie są lepsze.
Tymczasem dziewczyna, o której mowa, jest bardziej zaradna, operatywna i aktywna towarzysko niż jej całkowicie sprawna fizycznie siostra. Czy wierzę w takie zestawienie? Tak, bo nie jest sekretem, że ludzie, którzy mają bardziej pod górkę niż inni, nierzadko czerpią z życia znacznie więcej niż ci, którym nie przychodzi o nic walczyć. I to też jest ważny aspekt podejmowany w powieści „Telefony do przyjaciela” – umiejętność czerpania z życia pełnymi garściami. Da się? Da. Nawet wtedy, kiedy los postawi nas w trudnym położeniu.
Niepełnosprawność bohaterki przed czytelnikiem ujawnia się stopniowo, tak jak stopniowo odkrywają ją niektóre z postaci stworzonych przez Annę Łacinę. Również stopniowo czytelnik zaczyna wstydzić się za bohaterów, których stosunek do człowieka kształtowany jest za pomocą stereotypów. Skoro ktoś jest niepełnosprawny to „musi być taki i owaki”.
Uogólnienia dają bohaterom złudne wrażenia bycia rozgrzeszonym ze swojej ignorancji, niewiedzy, a także strachu przed tym co nieznane, co inne. Te konstatacje pojawiające się w trakcie lektury wprawiają w smutek i zakłopotanie. Każdy czytelnik bez problemu pojmie, że to żadna fikcja literacka.
„Telefony do przyjaciela” to bardzo ważny punkt w budowaniu zrozumienia dla sytuacji osób niepełnosprawnych w społeczeństwie i jasne przesłanie o tym, że bariery istnieją głównie w naszych głowach. To nie schody są najgorszym wrogiem jednej z bohaterek, ale ludzkie zachowania. Przeczytajcie. Daje do myślenia.
Wanda Pawlik