Kocham cię strasznie  Macieja Pinkwarta to dramat przedstawiający związki Witkacego z dwunastoma kobietami z jego życia. Książka próbuje odpowiedzieć na pytanie, co sprawiało, że kobiety poświęcały Witkacemu często niemal całe swoje życie…


Autor przede wszystkim próbuje się jednak dogłębnie przyjrzeć tym kobietom, czego do tej pory nikt nie próbował zrobić.

Sztuka Macieja Pinkwarta przedstawia dwanaście kobiet z życia Stanisława Ignacego Witkiewicza, które w rozmowach i listach opowiadają o swoich związkach z Witkacym, o jego charakterze, twórczości i o uczuciach, które je z nim łączyły – od 17-letniej Ewy Tyszkiewicz, w której się kochał jeszcze przed maturą, po tzw. narzeczoną fryzjera Marię Zarotyńską, która przeżyła II wojnę światową i wciąż nie wierzy w jego śmierć, poprzez takie osoby jak Irena Solska, Jadwiga Janczewska, Jadwiga Witkiewiczowa, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Nena Stachurska, Czesława Oknińska-Korzeniowska.

Kobiety te mówią o Witkiewiczu i jego środowisku, natomiast kontrapunktem do tych wypowiedzi jest postać Marii Witkiewiczowej – matki Witkacego, która rozmawia z (nieobecnym na scenie fizycznie) synem komentując niejako opinie jego przyjaciółek z punktu widzenia jednej osoby, którą zawsze i nieodmiennie kochał Witkacy. Tłem tych wypowiedzi są najważniejsze wydarzenia w życiu S.I. Witkiewicza, a także cytaty z jego utworów.

Teksty w znacznej części oparte są na autentycznych dokumentach, listach i wspomnieniach osób z kręgu Witkacego i jego opublikowanej korespondencji. W zamyśle autora tych kilkanaście kobiet (z wyjątkiem matki) – to w umyśle Witkacego jedna postać, uosabiająca jego ideał, w ciągle zmieniających się okolicznościach, czasie i przestrzeni.

Maciej Pinkwart (ur. 16 marca 1948 w Milanówku) – pisarz, autor kilkunastu przewodników turystycznych po Zakopanem, Paryżu, Słowacji, Francji i Grecji, powieści i tomów poezji, dziennikarz radiowy i prasowy, dokumentalista, długoletni kustosz Muzeum Karola Szymanowskiego w willi „Atma”, historyk Zakopanego, organizator życia muzycznego w Zakopanem, wykładowca i nauczyciel.

Maciej Pinkwart
Kocham Cię strasznie
Wydawnictwo Wagant
Premiera: 11 czerwca 2015


/Scena przedstawia dość zagracone pomieszczenie, przedstawiające zarówno salon, jak i sypialnię, garderobę teatralną i prywatną. Z mebli – spora szafa, lustro, maszyna do pisania, łóżko, fotel, kilka krzeseł.
Na scenie pianino tyłem do publiczności, tak że nie widać, kto przy nim siedzi. Obok Matka z robótką na drutach, monotonnym głosem nauczycielki prowadzi lekcję gry. Niewidoczny uczeń nieporadnie gra gamę./

Matka
Uważaj jak trzymasz palce. Łokcie powinny się znajdować na wysokości klawiatury; figurę trzymać prosto, nie opierać się o poręcz krzesła; przy podnoszeniu palców i uderzaniu klawiszów ręce i łokcie, głowę i ramiona trzymać w zupełnym spokoju. Ponieważ każdy palec u rąk jest różnej długości, należy na fortepianie tak ręce ustawić, aby wszystkie palce były równe, a tym samym miały jednakowe uderzenie. Jeszcze raz.

/Uczeń gra gamę, myląc się./

Matka
Każdy dźwięk uderzony na klawiaturze może być dłuższy lub krótszy. W grze fortepianowej długość tonu zależy od dłuższego lub krótszego zatrzymania palca na klawiszu. Aby to wyrazić pismem, używa się rozmaitych gatunków nut. Jest ich siedem: cała nuta, półnuta, ćwierciowa, raz wiązana, dwa razy wiązana, trzy razy wiązana, cztery razy wiązana.
Wszystkich gatunków nut trzeba nauczyć się pisać pojedynczo i wiązać je ze sobą. Wyżej trzeciej linii laski piszą się na dół i z lewej strony. Niżej trzeciej linii laski piszą się do góry i z prawej strony, czasami się od tego prawidła odstępuje. Cała nuta, rozdzielona na dwie równe części, ma dwie półnuty. Cała nuta, rozdzielona na cztery części, ma cztery ćwierciowe nuty. Półnuta, rozdzielona na dwie części, ma dwie ćwierciowe nuty.

/Z pianina dobiega klaster, jakby uczeń oparł się łokciami o klawiaturę, potem okropne biegniki – tzw. chlust./

Matka
Tak nie grają muzycy, tylko łobuzy. Do jutra powtórz gamy. A teraz idź się bawić.

/Aktorka grająca Kobietę musi zmieniać się błyskawicznie – zewnętrznie, temperamentem, sposobem wysławiania się, stosunkiem do Stasia. Ale jest to jedna Kobieta, choć realizuje postacie z różnych okresów życia Witkacego. To jakby bryła, oglądana z różnych stron, która prezentuje pozornie różny kształt, ale jest tą samą bryłą. To synteza kobiecości idealnej, którą łączy z poszczególnymi realnymi osobami wymyślony i narzucany im przez Witkacego demonizm. Jedne się bronią przed tą maską, inne ją akceptują, inne rzeczywiście są demonami. Ona sama zmienia się od 20-letniej naiwnej Tyszkiewiczówny, przez 34-letnią Pawlikowską, do 25-letniej wyrachowanej Zarotyńskiej. Rozmówcy Kobiety są oczywiście fizycznie nieobecni, ich rolę odgrywają rekwizyty: lustro, kartka papieru, element stroju…/

/Wchodzi Ewa Tyszkiewicz. Blondynka, długie włosy. W chwili rozpoczęcia romansu ma lat 17, w chwili zakończenia – 20. Rozkapryszona jedynaczka, ale zdaje się naprawdę – choć chwilowo – zakochana w Stasiu.

Ewa Tyszkiewicz
/Do ojca, Stanisława Tyszkiewicza./
Ależ papo, przecież to tylko zabawa! To znaczy, my się bardzo kochamy, już od trzech lat, bo wtedy, podczas wycieczki do tej małej jaskini w Zakopanem, oświadczył mi się pierwszy raz. To było bardzo śmieszne, bo stanął przede mną na baczność, potem ukląkł w błocie i poprosił mnie o rękę. Oczywiście odmówiłam, więc poprosił, żebym pomogła mu wstać. Podałam mu rękę, wstał i powiedział: „Dziękuję za pani rękę, więc jesteśmy już narzeczonymi”. Nie zrozumiałam, więc mi wyjaśnił, że poprosił mnie o rękę, dałam mu tę rękę, więc… Ale w ogóle go nie słuchałam, bo był taki śmieszny, jak mu z kolan spływało to błotko z jaskini… Spodobał mi się, że jest taki strasznie poważny i ma tak zdecydowane plany życiowe, mimo że jeszcze przecież oboje byliśmy w szkole. No wiem, że on nie chodził do szkoły, tak samo jak ja, ale jednak się uczyliśmy i rok później zdaliśmy maturę. I wtedy powiedział mi po raz drugi, że musimy się pobrać i to zaraz, teraz, bo mamy już dokument, stwierdzający naszą dojrzałość. To też było bardzo śmieszne, żeby traktować maturę jak upoważnienie do małżeństwa… Dlaczego papie nie powiedziałam? Ale przecież nie było o czym, papo… To znaczy, ja wtedy już byłam pewna, że go kocham, ale kochać można różne rzeczy i różnych ludzi… Kochałam wtedy bardzo Chopina i kochałam Modrzejewską, i nasz dom w Szapijówce, i Tatry, i siostrzyczki moje, i braciszka, i was, rodziców… Byłam taka szczęśliwa i wydawało mi się, że mogę w swoim sercu zmieścić cały świat. Dlaczegóż by więc nie jego? Tak, oczywiście, powiedziałam mu to, że go kocham, a on wtedy znów ukląkł przede mną, przyłożył moją dłoń do czoła i powiedział, że też jest szczęśliwy i w dowód swojej miłości dedykuje mi swój traktat filozoficzny. Trochę byłam rozczarowana, bo wolałabym dostać jakiś jego obraz, malował takie ładne pejzaże, namawiałam go na swój portret, ale powiedział, że od portretów malowanych woli fotograficzne, więc mnie zdjął kilka razy. Ależ, proszę papy… Staliśmy przed obiektywem i robiliśmy miny… Potem spoważniał i zaczął mi czytać tej swój traktat, to było w Krakowie na plantach, ale zachowałam się fatalnie, bo zasnęłam na ławce… Obraził się wtedy na mnie i powiedział, że gdyby nie to, że nie może beze mnie żyć, to zerwałby ze mną na zawsze. Mnie się zrobiło przykro i powiedziałam mu, że to się już więcej nie powtórzy, ale kocham go takiego, jaki jest, choć nie sądzę, żebyśmy mogli kiedykolwiek zostać małżeństwem. Powiedziałam, że najlepiej, jakbyśmy oboje wstąpili do klasztoru… Ale jak był naszym gościem w Szapijówce to wydawało mi się, że się papie spodobał, rozmawialiście o różnych światowych sprawach… No wiem, oczywiście, że papa traktował go uprzejmie, ale mnie się ta uprzejmość wydała prawdziwa, a nie zdawkowa.
A potem było to muzeum we Florencji. Nie wiem, co w niego wstąpiło, żeby pod tą rzeźbą Ammanatiego poprosić papę o moją rękę. Co on tak z tą ręką i ręką… I jeszcze pod Ledą z łabędziem. Oczywiście, papo, miał papa rację, nie powinien tak melodramatycznie… Ale prawdę mówiąc, też nie było w papy stylu wysłuchanie go bez słowa i skomentowanie jego oświadczyn informacją, że skoro Leda z łabędziem Ammanatiego skłoniła go do takich wynurzeń, to może sąsiednie dzieło – Indyk Giamboloniego, skłoni go do refleksji. I po co tak ostentacyjnie zaczął papa wtedy rozmawiać z tym kompozytorem, choć przedtem papa wzdragał się podać mu rękę, bo plotki o Szymanowskim dotarły nawet do Florencji? Przecież to był przyjaciel Stasia, więc jemu się na pewno zrobiło przykro, że jego uczucie do córki papa odrzuca, a toleruje bardzo niestosowne komplementy pana Karola wobec twojego syna Janusza? Wie papa o tym, że Staś wtedy chciał popełnić samobójstwo?

 
Wesprzyj nas