Jarmark sensacji – słynne dzieło “szalejącego reportera”


„Jarmark sensacji” to coś więcej niż reportaż, a mniej niż autobiografia. Powiedzmy – autoreportaż. Kisch uwielbiał traktować siebie jako medium, pisał o sobie z wielką miłością. W jego dziełach można śledzić walkę reportera, który najchętniej zagląda w życie innych ludzi, z pisarzem, który najchętniej zagląda we własne ja.

Ze wstępu Mariusza Szczygła:
Od czasów wydania jego książki „Szalejący reporter” w Czechach do dziś notorycznie dodaje się do nazwiska Kischa przydomek „Szalejący”. (Wiele razy, kiedy sam mówiłem „jestem reporterem”, natychmiast byłem pytany: „Szalejącym?”). Ale „szalejący” to także taki, co się miota, rzuca, kipi i wścieka. Rzeczywiście: ze wszystkich przekazów, jakie E.E.K. po sobie zostawił, wynika, że był facetem nieznośnym. Pisano, że „intensywnie przeżywał fakty”. Miał „nienasyconą ciekawość”. Być może zdiagnozowano by to dzisiaj jako ADHD. „Gdy jadę tramwajem – przyznawał – coś zmusza mnie do tego, bym się dowiedział, jaką książkę czyta ów pan w przeciwległym kącie wozu. Śledzę jakąś parkę na przestrzeni kilku ulic, aby się dowiedzieć, jakim mówi językiem. Zaglądam do cudzych okien, odczytuję wszystkie szyldziki na drzwiach mieszkań w kamienicy, do której przybywam w odwiedziny, szukam na cmentarzach znajomych nazwisk. Obojętnych mi ludzi wypytuję o ich życie. Niezwykłe nazwy ulic zmuszają mnie do zastanowienia się, dlaczego one tak właśnie brzmią. Chciałbym przetrząsnąć każdą rupieciarnię i każdy stos starych papierów. Każde »Wstęp wzbroniony« nęci mnie do przekroczenia zakazu, każda tajemnica zachęca do jej zgłębienia”.

EGON ERWIN KISCH (1885-1948) Najsłynniejszy reporter pierwszej połowy XX wieku. Autor 34 książek. Do inspiracji jego twórczością przyznawali się najwięksi polscy reporterzy z Kapuścińskim na czele. Uważa się, że był dla światowego reportażu tym, kim Kafka był dla prozy. Tak jak Kafka E.E.K. urodził się i pracował w Pradze, pisał po niemiecku. Zaczynał od notatek w rubrykach kryminalnych praskich gazet „Prager Tagblatt” i „Bohemia”. Potem realizował swój plan odwiedzenia wszystkich kontynentów i napisania książek o tym, jak zmienia się świat. Obserwował wszystko okiem komunisty. Z Pragi wyprowadził się w 1913 r. do Berlina, skąd w 1933 r. został wydalony, jako antyfaszysta, lewicowiec i Żyd. Zamieszkał w Paryżu, skąd uciekł po wybuchu II wojny światowej do USA. W 1946 r. powrócił na stałe do Pragi. Przed śmiercią pracował nad pierwszym rozdziałem książki o Czechosłowacji – zdążył napisać mały fragment reportażu o imperium Baty. Uważał, że w przyszłości nie będzie książek z wymyśloną akcją, zastąpią je książki o prawdziwych wydarzeniach. „Reportaż to literacka strawa przyszłości” – wyrokował.

Egon Erwin Kisch
Jarmark sensacji
(Martkplatz Der Sensationen)
tłum. Stanisław Wygodzki
wstęp: Mariusz Szczygieł
Wydawcy: Narodowe Centrum Kultury, Agora SA
Seria: Reporterzy Dużego Formatu KLASYKA, tom 2
Premiera: 13 marca 2014 roku


Ze wstępu Mariusza Szczygła

Reporter na niebie

1.

Reporter to człowiek, który potrafi dowiedzieć się czegoś interesującego w obcym kraju bez znajomości języka. Profesor Vladimir KlimeŠ z Pragi w latach 30. spotkał Egona Erwina Kischa w Paryżu. Weszli do kawiarni, reporter spojrzał do popielniczki i zauważył:
– O, ludzie wyrzucają coraz większe niedopałki, kryzys, zdaje się, minął.
W oczywistościach znajdował coś, czego inni nie zauważają.
Reporter to także osobnik, który potrafi wejść tam, gdzie mu nie pozwalają. Kiedy w 1934 roku Kisch przybył do Melbourne w Australii, oznajmiono mu telefonicznie, że imperium brytyjskie uważa go za niepożądanego gościa i nie ma prawa zejść ze statku. (Najprawdopodobniej uznano go za niebezpiecznego komunistę).
Zeskoczył więc z górnego pokładu z wysokości osiemnastu stóp. „Padłszy na stalową szynę w przystani, zranił się w nogę, zrobił jeszcze kilka kroków i upadł – pisały australijskie gazety. – Przyjaciele chcieli mu pomóc, ale pochwycili go nadbiegający ze wszystkich stron policjanci i pod przewodnictwem dwóch detektywów-inspektorów ponieśli mimo jego protestów w kierunku okrętu. – Jeżeli zaaresztowaliście mnie na lądzie – krzyczał przenikliwym głosem Kisch – nie wolno wam odnosić mnie na okręt!”.
Okazało się, że ma nogę złamaną w dwóch miejscach, wymusił więc na władzach, żeby umieściły go w szpitalu w Melbourne.
Lekarz okrętowy nie miał bowiem aparatu rentgenowskiego i nie mógł zacząć leczenia. Kisch upierał się, że bez prześwietlenia jego dalsza podróż okrętem i powrót do Europy może zrobić z niego inwalidę. Tak dostał się na ląd, co zaowocowało potem książką „Wylądowałem w Australii”.
Od czasów wydania jego książki „Szalejący reporter” (1925) w Czechach do dziś notorycznie dodaje się do nazwiska E.E.K. „Szalejący” (Wiele razy, kiedy sam mówiłem „jestem reporterem”, natychmiast byłem pytany „Szalejącym?”). Ale „szalejący” to także taki, co się miota, rzuca, kipi i wścieka. Rzeczywiście: ze wszystkich przekazów, jakie po sobie zostawił, wynika, że był facetem nieznośnym.
Pisano, że „intensywnie przeżywał fakty”. Miał „nienasyconą ciekawość”. Być może zdiagnozowano by to dzisiaj jako ADHD. Przypomnijmy sobie: „Gdy jadę w tramwaju – przyznawał – coś zmusza mnie do tego, bym się dowiedział, jaką książkę czyta ów pan w przeciwległym kącie wozu. Śledzę jakąś parkę na przestrzeni kilku ulic, aby się dowiedzieć, jakim mówi językiem. Zaglądam do cudzych okien, odczytuję wszystkie szyldziki na drzwiach mieszkań w kamienicy, do której przybywam w odwiedziny, szukam na cmentarzach znajomych nazwisk. Obojętnych mi ludzi wypytuję o ich życie. Niezwykłe nazwy ulic zmuszają mnie do zastanowienia się, dlaczego one tak właśnie brzmią. Chciałbym przetrząsnąć każdą rupieciarnię i każdy stos starych papierów. Każde »Wstęp wzbroniony« nęci mnie do przekroczenia zakazu, każda tajemnica zachęca do jej zgłębienia”.
Kiedy czeski fotoreporter Karel Hajek jako dziennikarz praktykant przyszedł do Kischa po wywiad, przyznał się, że całą noc myślał nad pytaniami, ale nic nie wymyślił.
– Dlatego proponuję – powiedział – żeby pan zadawał je sobie sam, a ja będę tylko spisywał odpowiedzi.
– Myślę, że będzie z pana dobry dziennikarz – ocenił Kisch.
– Naprawdę? – zdziwił się praktykant.
– Tak, bo jest pan dostatecznie bezczelny.
(Praktykant, kiedy został już znanym fotoreporterem, napisał podręcznik „Jak fotografować ludzi, którzy tego nie chcą”).

2.

Według Egona Erwina Kischa reportaż to suche sprawozdanie podniesione do poziomu sztuki.
Tym kim Kafka był dla współczesnej prozy, Kisch stał się dla reportażu. (Zdanie to napisał polski reporter Jerzy Lovell i wyraził pogląd całego pokolenia reporterów urodzonych w latach 30., którzy jako młodzi czytelnicy w latach 50., gdy nakładem Wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej ukazała się cała kolekcja książek Kischa, zachłystywali się jego sposobem pisania).
Roman Karst – jeden z tłumaczy Kischa na polski – napisał wstęp do wydania „Jarmarku sensacji” sprzed 60 lat. Nazywa tam E.E.K. poetą faktu. Oto zdania z tekstu „Kołowrót w Monte Carlo” (1934) oddające pierwsze wrażenie Kischa wstępującego w progi jaskini gry:
„Kasyno przypomina dworzec kolejowy, który ma pretensje do wytworności. Budynek opasał sobie głowę świetlnymi girlandami i otoczył się duchami opiekuńczymi w postaci ptactwa, które wyciąga do widza – ach, co za alegoria – złote kwiaty”.
Albo opis obracającej się ruletki: „Gracze nęcą krupiera w kasynie pieniędzmi lub miłosnymi spojrzeniami. Wielu bowiem z nich wierzy, że może on wpływać na bieg kuli. Ale kula, która wymknęła się z jego ręki, robi od trzydziestu do pięćdziesięciu obrotów wokoło tarczy, potem traci oddech, zwalnia bieg, w końcu zatacza się jak oszołomiona po gładkiej wypukłości, szuka niezdecydowanie schronienia i kiedy wreszcie chce się zatrzymać na jednym z pól, stacza się na inne, gdyż w czasie krążenia kuli tarcza wiruje w przeciwnym kierunku”.
I wreszcie park kasyna: „W parku pachną róże i glicynie, gałęzie agaw i palm wznoszą się śmiało do góry lub pochylają łagodnie w dół, baldachimy powoju i kwiecia tworzą zielone sklepienie nad ławkami, na których ludzie odbierają sobie życie”.

3.

„Jarmark sensacji” to coś więcej niż reportaż, a mniej niż autobiografia.
Powiedzmy – autoreportaż. Kisch uwielbiał siebie traktować jako medium, pisał o sobie z wielką miłością. Książka „Raj amerykański” miała w pierwszym wydaniu tytuł: „Egon Erwin Kisch pozwala sobie zaprezentować amerykański raj”. W jego dziełach można śledzić walkę reportera, który najchętniej zagląda w życie innych ludzi, z pisarzem, który najchętniej zagląda we własne ja.
„Jarmark” kończy się na udziale Kischa w pierwszej wojnie światowej. Jednak po etapie opisanym w „Jarmarku” jego życie było jeszcze bardziej kipiące i pełne pasji. Była to bowiem pasja lewicowa.
W 1917 roku, po tym jak został ranny, przydzielono go do Głównej Kwatery Prasowej Dowództwa Armii. Ale w 1918 roku działał już w nielegalnych radach żołnierskich i w Wiedniu mianowano go dowódcą Czerwonej Gwardii. W dniu proklamowania republiki Czerwona Gwardia, którą dowodził Kisch, obsadziła w porę lokal wielkiej mieszczańskiej gazety. Program Gwardii był prosty: bronić rewolucji bolszewickiej i bronić republiki przed „republikanami” jeżdżącymi do cesarza pana w automobilach.
Drukował teksty, w których wyciągał dla Austrii wnioski z rewolucji październikowej. Podnosił na duchu Czerwoną Gwardię, wskazywał jej rosyjski wzór: „Co zrobiłyby z ziemi bolszewickiej Francja, Anglia, Niemcy, gdyby nie powstrzymał ich strach przed wspaniałą Czerwoną Gwardią Rosji?…”.
Często przepisywał swoje nawet wydrukowane już teksty w nowych wersjach, ale po powrocie do Pragi przerabiał stare reportaże w duchu marksizmu. Stary fragment z reportażu o nocy w przytułku dla bezdomnych:
„Niekiedy w przytułku zjawiali się odwiedzający. Przychodzili ludzie poszukujący robotników. Nigdy w życiu nie otrzymałem tylu ofert co wówczas. – Jesteście pomocnikiem młynarskim?…”.
W nowej wersji – nie tylko obserwuje, teraz wie już o wiele więcej:
„Tu i tam przy naszej grupie zatrzymywali się odwiedzający ludzie, którzy szukali tanich robotników sezonowych. Przeważnie byli to nielegalni pośrednicy pracy. Poszukiwali towaru. A tym towarem są biedacy, których życiowa sytuacja rzuciła poniżej normalnego poziomu życia klasy robotniczej. Są oni towarem w tym handlu duszami, bowiem nędza ludzi szukających tutaj schronienia – jak teoretycznie udowodnił Marks – czyni z nich rezerwową armię bezrobotnych, których kapitaliści mogą bezlitośnie wykorzystywać. – Jesteście może pomocnikiem młynarskim?…”.
Tytuł „Noc w przytułku dla bezdomnych” zamienił na „Przytułek”. „Noc” może sugeruje, że reporter spędził tam tylko jedną noc i nie miał właściwego rozeznania. Innej nocy mogły dziać się przecież zupełnie inne rzeczy. Noc zawęża temat. Może tytuł „Przytułek” uogólnił Kischowi przekaz: „Tak tu jest zawsze!”?
„Język Kischa jest obrazowy, a jego opisy odzwierciedlają nie tylko zewnętrzną postać rzeczy. »Żelazny potwór podnoszący swe ramiona« – jakże często czytaliśmy podobnie konwencjonalne opisy maszyn” – pisał jugosłowiański dziennikarz komunista Teodor Balk i stwierdzał: „U Kischa natomiast maszyny to przedmioty, »których żelazne ramiona wymuszają obniżki płac, a żelazna miotła wypycha część załogi do szeregów bezrobotnych«”.
„Nie jest to żadna impresjonistyczna gadanina, lecz surowa rzeczywistość” – chwalił.

4.

Miał ambicję opisania całego świata, który tworzy ludzką cywilizację. Podróżował do Związku Radzieckiego („O carach, popach i bolszewikach”), do Chin („Chiny bez maski”), do Stanów („Raj amerykański”). Znów do ZSRR („Azja odmieniona”). W noc pożaru Reichstagu jako komunista i antyfaszysta został aresztowany i osadzony w Spandau. W wyniku interwencji czechosłowackiej dyplomacji (był wciąż obywatelem tego kraju) mógł wrócić do Pragi. Potem przeprowadził się do Paryża. Pojechał na Kongres Antyfaszystowski do Melbourne („Wylądowałem w Australii”). Swoje książki wydawał niemal we wszystkich krajach Europy.

5.

W 1931 roku z Chodżentu pisał na przykład tak: „Tadżycy i Tadżyczki (niezakwefione; zasłaniają się dopiero wtedy, gdy syrena wyje na koniec dnia roboczego) manipulują fachowo przy mieszarkach z Taszkientu. W brygadach szturmowych wytwarzają oni Quelques fleurs i Beauté de nuit, i Chypre, nie przeczuwając, ile trosk sprawia dalekiemu, eleganckiemu światu zagadnienie, czy pokropić się Chypre, czy Quelques fleurs.
W socjalistycznym współzawodnictwie między sobą wytwarzają oni zupełnie dokładny z naturalnym zapach konwalii i fiołków, a więc kwiatów, których nigdy nie widzieli i nie wąchali. Nad brzegiem Syr-darii dzieje się więc to samo co nad brzegiem Renu. Mieszają alkohol amylowy z alkoholem fenoksyetylowym. Tak, lecz czyż nie jest tak samo z robotnikami pana Coty’ego?
Cóż więc się zmieniło?
Dużo. Bo już otwiera się sala z tablicą, katedrą i retortami; technikum, stacja byłych zbieraczy ziół, a obecnych robotników perfumeryjnych będących już na drodze do zawodu chemika. Akurat nie jest to godzina nauki, w sali wykładowej są tylko trzej słuchacze, Tadżycy oczywiście; jeden z nich nierozumiejący nawet po rosyjsku…”.

6.

Najostrzej widział czas sprzed rewolucji. W samym centrum Moskwy, tam gdzie rzeka tworzy zakręt i domy są rzadziej rozmieszczone, stała szopa. Jej inwentarz to stołek, stół, lampa naftowa i wbity do sufitu hak. Jeśli ktoś nie podobał się carskiej ochranie, prowadzono go o świcie do tej szopy. Trupa wieziono potem na cmentarz Wagańkowski, gdzie grzebano go jako osobnika nieznanego, znalezionego przez czyścicieli.
Reporter Kisch: „Od 1905 roku szopa stała się polikliniką państwa carskiego, skutecznie leczącą schorzenia rewolucyjne”. Okolicznych mieszkańców ze snu wyrywały krzyki ludzi z szopy. Reporter Kisch: „Jedna pani mówi, że sąsiad z naprzeciwka, Lew Nikołajewicz Tołstoj, pewnej sierpniowej nocy z pasją zatrzasnął okno, nie mogąc znieść przeraźliwego ryku kilku męskich głosów. Prawdopodobnie Tołstoj pracował wówczas nad swymi komentarzami do Ewangelii, był chyba jedynym mieszkańcem zaułka, który nawet nie przeczuwał, że pod jego oknem znajduje się katownia”.
A czy Kisch wiedział o katowniach bolszewickich? Wydaje się, że nic nie widział, nic nie słyszał (tak jak inni lewicujący pisarze z Zachodu, którzy podróżowali do Związku Radzieckiego). Wojna władzy z chłopstwem w ZSRR rozpoczęła się w 1929 roku. Jak obliczono, przez następne kilka lat około dziesięciu milionów chłopów zmarło z głodu, a tylko do Chin uciekło półtora miliona.
W 1933 roku dyplomaci zachodni donosili światu, a raporty GPU – Stalinowi, że każdej nocy sprząta się z ulic Charkowa co najmniej 250 trupów. Sterowany głód („Głód niszczy wiarę nie tylko w cara, ale i w Boga” – W.I. Lenin) prowadzi już do przypadków ludożerstwa, wielu nieboszczykom wygłodniali ludzie wycinają wątroby.
Egon Erwin Kisch w latach 1930-1931 wykładał na Wydziale Dziennikarstwa uniwersytetu w Charkowie (do 1934 roku stolicy Ukraińskiej SRR). Czy naprawdę nikt ze znajomych nie doniósł mu potem, co się dzieje? Kisch przecież przedostał się z ZSRR do Chin nielegalnie w 1931 roku, czyli już po chłopskim exodusie. Napisał o Chinach książkę. Ale nic nie widział, nic nie słyszał.

7.

„Ja myślę, że oszołomiłoby Cię, gdybyś tu była. Wszystko jest wspaniałe, a kto w to wątpi, jest głupi” (1932 rok, list z ZSRR do tłumaczki Kischa w Pradze).

8.

Jego dusza komunisty nie dopuszczała jednak pisania schematycznego, jego teksty nie mają wiele wspólnego z tępą formą reportaży socrealistycznych. Poszukiwał nowych form i wyznaczał kierunki reporterom. Zaskoczenie, kontrast, lapidarność, gra słów, sensacyjność, szukanie przyczyn zjawisk i szczegóły, które mogą stać się metaforą czegoś istotnego. To wszystko warto zapamiętać, gdyby ktoś zdawał egzamin z warsztatu reportera Kischa.
W książce „Azja odmieniona” dzieli na przykład rzeczywistość Taszkientu na kolory. A jednocześnie rejestruje ją jak kamera filmowa:
„B a r w a  s z a r a: W teatrze Hamzy siedzi wiele kobiet w czarczafach, zasłonach z końskiego włosia.
B a r w a  c z e r w o n a: Widzą one na scenie kobiety swego plemienia, które mówią ich mową, śpiewają ich pieśni i nie noszą na twarzy tarczy ochronnej. I te zasłonięte biją brawo tym niezasłoniętym.
B a r w a  s z a r a: Trzeba przy tym wiedzieć, że istnieją jeszcze w Uzbekistanie okolice, gdzie kamienuje się kobiety, które odważą pokazać się bez czarczafu. Obok zasłoniętej kobiety siedzi w teatrze jej córka.
B a r w a  s z a r o c z e r w o n a, przejściowa: Tak jak jej matka otulona jest w narodowy strój, w parandżę, która okrywa ją od głowy do kostek, lecz nie jest zakwefiona.
B a r w a  c z e r w o n a: A dziewczyna obok niej – przyjaciółka? siostra? – ma krótkie włosy i europejską suknię. Wiele młodych Uzbeczek i Tadżyczek nosi już oliwkowe mundury komsomolskie.
B a r w a  s z a r a: Na głównej ulicy starego miasta grupa kobiet przygląda się przez tarczę z końskiego włosia, jak…
B a r w a  c z e r w o n a: jakaś kobieta prowadzi samochód […]”.
Jedno spojrzenie na widownię w teatrze i jedno spojrzenie na ulicy wystarczyło Kischowi do zbudowania obrazu. Abstrahując od zaangażowania ideologicznego Kischa, rozumiem, co miał na myśli Ryszard Kapuściński, twierdząc, że bez reportera z Pragi pokolenie polskich reporterów, rówieśników Kapuścińskiego, nie byłoby tak twórcze. Egon Erwin Kisch pokazał, że w reportażu można być wolnym od rutyny, a fakty nie muszą paraliżować formy.

9.

Niestety, nie ma pewności, że Kisch faktów nie naginał do ideologii (a właściwie jest pewność, że naginał). Na opisywanej przed chwilą scenie teatru w Taszkiencie rozgrywa się sztuka o chłopach uprawiających bawełnę, a tematem jej są…
„B a r w a  s z a r a: …machinacje kułaków i związanych z nimi szkodników, którzy podstępnie wśliznęli się do partii komunistycznej. Reakcjoniści najmują bandytów, by zamordowali brygadzistę brygady szturmowej i wysadzili w powietrze fabrykę bawełny.
B a r w a  c z e r w o n a: Lecz wkracza GPU, wkracza w momencie, gdy już zbrodniczy płomień przeszywa błyskawicą powietrze, gdy właśnie tli się lont, i nie tylko komunistyczna publiczność przyjmuje to wkroczenie długotrwałymi, radosnymi oklaskami.
B a r w a  s z a r a (poza ramami naszego dwubarwnego obrazu): Przybysz z Zachodu zadaje sobie pytanie: Dlaczego żaden z europejskich dramaturgów nie poważył się przedstawić sympatycznie na scenie politycznej policji swego kraju, takiego np. »Oddziału IA« w Niemczech, »Siguranzy« w Rumunii, »Defensywy « w Polsce, które wszystkie przecież bronią ideologicznych podstaw swego państwa? Przybysz z Zachodu rzuca pytanie: Dlaczego wszystkie te energicznie podtrzymujące państwo władze są władzami tajnymi?
B a r w a  c z e r w o n a: …gdy GPU w czasie uroczystości majowych lub październikowych witane jest z zapałem, a prawie w każdym domu wisi portret jego założyciela, Dzierżyńskiego, i jego imieniem nazywane są szkoły, kluby, fabryki”.

10.

Rozczarował się Pragą Masaryka. Lubił Czechów, ale na każdym kroku czuł ich triumf. Triumf przeradzał się w nacjonalizm, skierowany bezmyślnie wobec wszystkich Niemców.
„Mówią o mnie, że jestem Żydkiem, Niemcem, dziennikarzyną, z upodobania przebywam w towarzystwie wyrzutków społeczeństwa” – skarżył się i wyprowadził do Berlina.
Od 1919 roku przez niemal 30 lat wracał do Pragi, ale nie na stałe. Odwiedzał rodziców i przesiadywał w kawiarniach. Z Franzem Kafką, z jego najbliższym przyjacielem Maksem Brodem, który był pisarzem (ale – jak wiadomo – największą sławę przyniosła mu zdrada przyjaciela: wbrew Kafce nie spalił po jego śmierci ani jednego rękopisu), z Franzem Werflem, synem właściciela fabryki rękawic i poetą ekspresjonistycznym.
Mówiono, że się w tych lokalach „kafkuje, broduje, werfluje i kiszuje”, zamiast pić i zakąszać. Czytali na głos teksty i adorowali swoje poczucie inności oraz nieokreślonej winy, którą przesiąknięta jest praska literatura niemiecko-żydowska. Najczęściej chodzili do Union, nazywanej Unionką, na rogu Národní třídy i Na Perštýniě. Albo 20 metrów obok, do kawiarni Metro, która miała przypominać wagon metra. Albo na ulicę Hybernską, do kawiarni Arco, gdzie na środku stał okrągły stół i czytano prenumerowane przez właściciela amerykańskie pisma.
Brod mówił o Kischu, że go lubi, ale jego reportaże są zbyt obliczone na efekt, a to zabija sztukę. Poza tym czuje się, czytając, że autor chce powiedzieć: „Ja wam jeszcze zaimponuję!”.
Czasem w ich otoczeniu pojawiały się kobiety. Może był rok 1918, gdy w Arco Kafka zobaczył po raz pierwszy Milenę Jesenską, jak przeciskała się między stolikami. Ta nauczycielka, dziennikarka, narkomanka, a czasami bagażowa na dworcu w Wiedniu napisała, że w tych kawiarniach kobiety wraz z liczbą wypalonych papierosów i kochanków tracą swą kobiecość, szarzeją, robią się nudne i brzydną. Tracą też nazwiska, imiona im się skraca i stają się kolegami.
W kawiarni Metro w 1935 roku pewna dziewiętnastolatka po raz pierwszy zobaczyła Kischa. Dyskutował na cały głos o tym, czy reportaż to dziennikarstwo, czy literatura. Zaprzyjaźnili się, potem spędzili razem cztery lata w Meksyku.

 
Wesprzyj nas