Powieść Kristiny Ohlsson o szwedzkim i międzynarodowym terroryzmie i o jego źródłach przez cały czas trzyma czytelnika w napięciu


Boeing 747 z kompletem pasażerów na pokładzie wylatuje ze Sztokholmu i bierze kurs na Nowy Jork. Krótko po starcie załoga znajduje list, który zawiera groźby skierowane pod adresem rządów Szwecji i USA.

Terroryści chcą zmusić rząd Szwecji do anulowania decyzji o wydaleniu z kraju człowieka, który według szwedzkiej policji – Säpo – stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Rząd staje wobec alternatywy: albo uratuje życie czterystu pasażerów, którzy stali się zakładnikami terrorystów, albo utrzyma decyzję w sprawie wydalenia.

Komisarz policji kryminalnej, Alex Recht, udaje się do siedziby Säpo, gdzie wraz z Eden Lundell bierze udział w śledztwie. Fredrika Bergman, która od pewnego czasu pracuje w ministerstwie sprawiedliwości, uczestniczyła w rozpatrywaniu sprawy dotyczącej wydalenia, a teraz jest łącznikiem między policją a rządem. Obie strony dość szybko dochodzą do wniosku, że porwanie samolotu może mieć o wiele poważniejsze konsekwencje, niż ktokolwiek może sobie wyobrazić.

Mijają kolejne godziny, a Fredrika i Alex z rosnącym niepokojem obserwują, jak z każdą chwilą maleje szansa na uratowanie samolotu i pasażerów. Walce z czasem towarzyszy spór z władzami USA, które obawiają się kolejnego ataku terrorystycznego.

Czas mija, już wkrótce w samolocie skończy się paliwo…

Jeśli chodzi o szwedzkie kryminały, Kristina Ohlsson jest obecnie absolutnie najlepsza.
Åsa Brolin

To jeden z najbardziej trzymających w napięciu szwedzkich kryminałów, jaki czytałam.
„Aftonbladet”

Powieść Kristiny Ohlsson o szwedzkim i międzynarodowym terroryzmie i o jego źródłach przez cały czas trzyma w napięciu. Wiarygodna w każdym calu.
Bengt Eriksson, GT

Kristina Ohlsson z wykształcenia jest politologiem, pracowała jako analityk policyjny, była też zatrudniona w szwedzkim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W 2012 roku podjęła decyzję, że całkowicie poświęci się pisarstwu. „Wyścig z czasem” to czwarta część jej bestsellerowego cyklu o Fredrice Bergman.

Kristina Ohlsson
Wyścig z czasem
Tłumaczenie: Wojciech Łygaś
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 25 marca 2014

Waszyngton

Kiedy samolot rejsowy numer 573 rozpoczął lot do USA, był jeszcze wczesny wieczór. Bruce Johnson stał przy wieży kontrolnej, mając przed sobą niekończące się pasy startowe. W pomieszczeniach panowała tak głęboka cisza, że nawet nie zauważył, jak zaczął wstrzymywać oddech. Na razie nie dotarła do nich żadna wiadomość. Jeszcze nie wiedzieli, czy samolot wyląduje.
Stał nieruchomo, obserwując policyjne auta, karetki pogotowia, wozy strażackie i inne pojazdy czekające wzdłuż pasów. Mnóstwo ich tam było. Nikt nie wiedział, jak ten dramat się zakończy. Może jedną wielką katastrofą… Nigdzie nie było widać ubranych na czarno członków brygady antyterrorystycznej, ale on i tak miał świadomość, że czekają w ciemnościach z bronią przygotowaną do strzału. Nagle naszła go pewna myśl: Zastrzelimy zakładnika. To zasada numer jeden. Sam nie wiedział, skąd przyszło mu to do głowy. Przecież nigdy nie kierowali się taką zasadą. Żaden agent FBI nawet by nie dopuścił do siebie takiej myśli. Zasada numer jeden bowiem brzmiała inaczej: nigdy, za żadną cenę i pod żadnym pozorem nie wolno negocjować z terrorystami.
Oni też tego nie zrobią. Bezkompromisowość kierowała ich postępowaniem od chwili, gdy samolot wystartował z lotniska Arlanda pod Sztokholmem. Od dawna chciał odwiedzić stolicę Szwecji, ale sam już nie wiedział, czy kiedykolwiek ją zobaczy. Po co ktoś taki jak on miałby jechać do Szwecji?

Jumbo jet wyprodukowany w 1989 roku. Na jego pokładzie znajduje się ponad czterystu pasażerów. Właśnie kończy mu się paliwo i kapitan poprosił o zgodę na lądowanie. A on nie wie, co ma dalej robić. Czeka na kolejne instrukcje od przełożonych. W Szwecji jest już prawie wpół do dwunastej w nocy. Wie, co zmęczenie potrafi zrobić z człowiekiem, i dlatego bardzo się pilnuje. Jego koledzy w Sztokholmie mają na ten temat z pewnością podobne zdanie, ale nie ma innego wyjścia. Sprawa jest zbyt poważna, żeby ktoś ich nagle zastąpił. Kiedyś słyszał od kogoś, że latem słońce zostaje tam na niebie dłużej i dlatego Szwedzi przesypiają mniej godzin, nawet jeśli jest jesień, tak jak teraz. Może to prawda?

W przestrzeni powietrznej nad lotniskiem nie ma w tej chwili innych samolotów. Wszystkie lądujące maszyny skierowano do innych miast, a wszystkie oczekujące na start odlecą z opóźnieniem. Z lotniska wyproszono przedstawicieli mediów, ale wiadomo, że i tak tam są. Stoją za barierkami i mają teleobiektywy, którymi mogliby sięgnąć aż do Chin. Robią całą serię niewyraźnych zdjęć, jedno po drugim.
Drgnął na dźwięk telefonu. Dowódca.
– W końcu się zdecydowali. Wybrali to, co najgorsze.
Wyrok zapadł – samolot nie doleci do celu. Wybrali zasadę, która nie istnieje. Zakładnicy muszą umrzeć.
Johnson odłożył telefon i sięgnął po drugi. Przez krótką chwilę trzymał go w dłoni, a potem wystukał znany mu na pamięć numer. Czekał, aż zgłosi się Eden.

Dzień wcześniej
Poniedziałek,
10 października 2011

1
Sztokholm , godzina 12.27

Szwecja straciła dziewictwo i już go nie odzyska. Już tyle razy o tym myślał. Wszystko zaczęło się od samobójczej próby w pobliżu ulicy Drottninggatan, w samym centrum Sztokholmu, gdy wszyscy byli zajęci robieniem zakupów przed Bożym Narodzeniem. Szwecja ma więc już na koncie pierwszego samobójcę, a społeczeństwo przeżyło szok. Co jeszcze się zdarzy? Czy dołączą do krajów, w których obywatele boją się wychodzić z domu w obawie przed zamachami bombowymi? Nikt nie był tą sprawą przejęty bardziej niż premier rządu. „Czy nauczymy się z tym żyć? Jak?”, zapytał pewnego dnia. Było już późno, a oni raczyli się szklaneczką koniaku w dzielnicy rządowej Rosenbad. Światła w budynku były już wygaszone.
Jak na to odpowiedzieć? Konsekwencje są tragiczne. I nie chodzi o konsekwencje materialne, bo wszystko można zawsze naprawić i odbudować. O wiele gorsze jest to, że system moralny rozpadł się jak domek z kart. Nowy minister sprawiedliwości ze zdziwieniem wsłuchiwał się w głosy wzburzonych ludzi. Domagali się nowego prawa, dzięki któremu społeczeństwo będzie bezpieczniejsze. Jedna z partii, której przedstawiciele zasiadają w parlamencie i mają wrogi stosunek do imigrantów, chwyciła wiatr w żagle i przy każdej okazji prezentowała swoje stanowisko w tej sprawie. „Musimy się zabrać do rozwiązania problemu terroryzmu w sposób zdecydowany”, powiedziała pani minister spraw zagranicznych na jednym z pierwszych posiedzeń rządu, które zwołano po zamachu. Jakby tylko ona jedna to rozumiała.

W tym samym momencie wszyscy zerknęli na nowego ministra sprawiedliwości, który objął tekę zaledwie kilka tygodni po zamachu w Sztokholmie. Muhammad Haddad.
Czasem się zastanawiał, czy oni naprawdę rozumieją, co tu się dzieje, i czy właśnie dlatego mianowali go na to stanowisko. Jakby miał się stać ich alibi. Jakby był jedyną osobą, która musi zrobić to co trzeba, i to w taki sposób, żeby nikt nie nazwał go przy tym rasistą. Jest pierwszym w historii Szwecji muzułmańskim ministrem sprawiedliwości. Całkiem nową postacią w swojej partii. I w jego krótkiej karierze wszyscy na razie ustępowali. Czasem wywoływało to w nim obrzydzenie. Wiedział, że ze względu na swoje etniczne pochodzenie i wyznanie ma pewne przywileje. I nie chodzi o to, że nie zasłużył na sukces. Jest błyskotliwym prawnikiem i dość wcześnie doszedł do wniosku, że chciałby się zajmować sprawami karnymi. Jego klienci nazywali go cudotwórcą. Nie satysfakcjonowało go samo zwycięstwo – domagał się także zadośćuczynienia. Do Szwecji przyjechał w wieku piętnastu lat. Teraz ma czterdzieści pięć i wie, że nigdy nie wróci do swojego ojczystego kraju – Libanu.

Jego sekretarka zapukała do drzwi i wsunęła głowę do środka.
– Dzwonili z Säpo, policji bezpieczeństwa. Będą tu za pół godziny.
Spodziewał się tej rozmowy. Säpo chce przedyskutować pewne sprawy związane z bezpieczeństwem państwa, a on dał im do zrozumienia, że chciałby w tym spotkaniu wziąć udział, chociaż nie było tego w zwyczaju.
– Ilu ich będzie?
– Trzech.
– Eden Lundell też?
– Tak. Ona też przyjdzie.
Od razu poczuł się raźniej.
– Proszę ich zaprowadzić do dużej sali konferencyjnej, a pozostałym osobom przekazać, że spotkamy się tam pięć minut wcześniej.

2
Godzina 12.32

– Muszę już iść. Spieszę się na ważne spotkanie.
Fredrika Bergman spojrzała najpierw na zegarek, a potem na swojego byłego szefa, który siedział po drugiej stronie stołu. Alex Recht wzruszył ramionami.
– Nie ma sprawy. Spotkamy się innego dnia, na dłużej.
Fredrika uśmiechnęła się do niego ciepło.
– Bardzo chętnie.
Jedną z uciążliwości związanych z tym, że już nie pracowała w komendzie policji na Kungsholmen, był brak dobrych lokali, w których mogłaby zjeść lunch. Dlatego przyszli do średniej klasy azjatyckiej restauracji na Drottninggatan. Miejsce wybrał Alex.
– Następnym razem sama zdecydujesz, gdzie się spotkamy – powiedział, jakby potrafił czytać w jej myślach.
Bo faktycznie potrafił. Fredrika rzadko potrafiła ukryć przed nim swoje uczucia.
– Wybór nie jest aż tak duży.
Odsunęła talerz. Spotkanie zaczynało się za pół godziny, więc powinna wrócić kwadrans wcześniej. Próbowała zrozumieć ciszę, która zaległa nad ich stolikiem. Może już omówili wszystko, co mieli do omówienia? Proste sprawy, które nie prowadzą do niepotrzebnych bolesnych dyskusji. Rozmawiali o nowej pracy Alexa w Centralnym Urzędzie Śledczym, o jej zastępstwie w Ministerstwie Sprawiedliwości i o urlopie macierzyńskim po urodzeniu drugiego dziecka. Tym razem był to syn, któremu dali na imię Isak. Chłopiec przyszedł na świat w Nowym Jorku, gdzie jej mąż, Spencer, rozpoczął pracę jako naukowiec.
– Powinnaś była powiedzieć, że zamierzacie się pobrać. Wszyscy przyszlibyśmy na ślub. – Alex powtórzył to zdanie po raz trzeci w czasie tego lunchu.
Fredrika się skrzywiła.
– Wzięliśmy cichy ślub. Nawet moich rodziców nie zapraszałam.
Jej mama do dzisiaj jej tego nie wybaczyła.
– Nie próbowali cię tam zwerbować? – spytał Alex i lekko się uśmiechnął.
– Kto taki? Nowojorska policja?
Skinął głową.
– Niestety nie. To by dopiero było wyzwanie.
– Kiedyś byłem tam na kursie. Ci Jankesi są zupełnie inni od nas. W niektórych sprawach są naprawdę dobrzy, ale za to w innych idzie im gorzej.

Fredrika nie miała na ten temat zdania. W czasie pobytu w Nowym Jorku nie przepracowała nawet jednej godziny. Skupiła się na dwójce dzieci i na tym, żeby Spencera postawić na nogi. Po tym, jak dwa lata wcześniej pewna studentka oskarżyła go o gwałt, nic już nie było takie jak dawniej. Kiedy mu powiedziała, że znowu jest w ciąży, zdecydowali się na aborcję.
– Nie poradzimy sobie z jeszcze jednym dzieckiem – powiedział Spencer.
– To nie jest najlepszy czas na rodzenie – dodała.
Potem długo patrzyli na siebie.
– Mimo to uważam, że powinnaś je urodzić – stwierdził Spencer.
– Ja też tak uważam.
Alex zgniótł kubek po kawie.
– Myślałem, że wrócisz do zawodu – powiedział.
– Po pobycie w Nowym Jorku?
– Tak.
Nagle poczuła, że hałas dobiegający od innych stolików wywołuje w niej stres. „Wybacz”, chciała powiedzieć. „Przepraszam, że kazałam ci czekać, chociaż wiedziałam, że nie wrócę do pracy w policji”. Niestety nie była w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
– Rozumiem jednak, że nie potrafiłaś odmówić, gdy zaproponowano ci pracę w ministerstwie – kontynuował Alex. – Taka okazja nie trafia się codziennie.
To nie była okazja. Ja się po prostu starałam o tę robotę, bo wiedziałam, że się zmarnuję, jeśli wrócę na komendę, pomyślała Fredrika i odrzuciła z twarzy kosmyk włosów.
– Rzeczywiście, masz rację – powiedziała tylko.
No bo co innego mogła zrobić? Po śledztwie w sprawie niemej pisarki i grobu w Midsommarkransen, które Alex prowadził ze swoją grupą dochodzeniową wiosną 2009 roku, wszystko zaczęło się nagle sypać. Kiedy szefowa działu kadr Margareta Berlin wezwała go do swojego biura i zakomunikowała mu, że zespół, na którego czele stał przez ostatnie lata, zostaje rozwiązany, nie było to dla nikogo z nich zaskoczeniem. Pracowali na zwolnionych obrotach: Alex skupiał całą swoją energię na nowej miłości, którą była Diana Trolle, a ona zaszła w ciążę.
– Czy Peder się do ciebie odzywał? – spytała.
Alex wzruszył ramionami.
– Nie. A do ciebie?
Fredrika pokręciła głową i zrobiła zatroskaną minę.
– Od dnia, w którym zabrałeś ze swojego pokoju kartony z rzeczami, nie słyszałam o nim. Ale doszły mnie słuchy, że… nie wiedzie mu się najlepiej.
– Ja też o tym słyszałem. W zeszłym tygodniu wpadłem na Ylvę, jego żonę. Opowiedziała mi pokrótce, co u nich.
Fredrika próbowała sobie wyobrazić piekło, w jakim żyje Peder, ale nie potrafiła. Tyle razy próbowała, lecz za każdym razem kończyło się tak samo. Niektórych ran nie da się zaleczyć bez względu na to, jak bardzo o to walczymy. Choć wiedziała, że Alex ma inny pogląd na tę sprawę. Uważał, że Peder powinien wziąć się w garść i żyć dalej. I dlatego nie rozmawiała z nim o tym wcześniej.
– Powinien przestać się zachowywać tak, jakby to on miał monopol na żałobę – powiedział Alex. Użył tych samych słów, co zawsze, gdy rozmawiali o tej sprawie.
– Peder nie jest jedynym człowiekiem na świecie, który stracił kogoś bliskiego.

Alex stracił żonę. Zmarła na raka, a on dobrze poznał najgłębsze zakamarki smutku i żałoby. Fredrika jednak uważała, że to wielka różnica, czy bliska osoba umiera na raka, czy też ginie zamordowana przez bezwzględnego mordercę.
– Nie sądzę, żeby Peder był zdolny do oceny własnego samopoczucia – stwierdziła, dobierając ostrożnie słowa.
– Żałoba zamieniła się u niego w chorobę.
– Przecież zwrócił się o pomoc i ktoś mu jej udzielił. Mimo to nadal nie ma poprawy.
Zapadła cisza. Nie chciało im się kontynuować tej dyskusji. Gdyby to zrobili, rozmowa skończyłaby się tak jak zwykle: kłótnią.
– Muszę już iść.
Fredrika zaczęła zbierać swoje rzeczy: torebkę, szalik, kurtkę…
– Wiesz, że zawsze czeka na ciebie biurko?
Zatrzymała się. Nie wiedziała o tym.
– Dzięki.
– Należałaś do najlepszych.
Poczuła, jak oblewa się rumieńcem. Przez chwilę widziała jak przez mgłę.
Alex zrobił taką minę, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu na to, wstając od stołu. Wyszli z restauracji i przez pewien czas szli razem ulicą. W końcu Alex rozłożył ramiona i przycisnął ją do siebie.
– Mnie też ciebie brakuje – szepnęła.
Potem rozstali się bez słów.

Komisarz policji kryminalnej Alex Recht miał już za sobą wiele lat pracy w policji i liczne sukcesy. Ich ukoronowaniem było powierzenie mu w 2007 roku śledztwa poprzedzonego utworzeniem specjalnej grupy dochodzeniowej. Zaprosił do niej niewiele osób, ale każda z nich była specem w swoim fachu. Zapewniono go, że jeśli będzie potrzebował dodatkowych środków, nie zrobią mu problemu. Najpierw zwrócił się z propozycją do młodego, ale rzutkiego Pedera Rydha. Chłopak miał talent i był zdolnym śledczym, ale miał też krewkie usposobienie i zdarzało mu się, że nie potrafił dokonać właściwej oceny sytuacji. Już po wszystkim Alex zastanawiał się, czy on sam nie ponosi częściowej winy za tragedię, do jakiej doszło w czasie tamtego śledztwa, po którym Peder stracił policyjną odznakę. Nie podobało mu się to. To była potwornie trudna sprawa i każdy z członków jego zespołu zapłacił wysoką cenę. Najwyższą – brat Pedera, Jimmy.

Alex wiedział, że nie powinien po raz kolejny wałkować sprawy, która tak dużo go kosztowała. Wystarczyło, że Peder odszedł z zespołu, a wszystko potoczyło się w szybkim tempie. Fredrika Bergman – jedyny członek zespołu, którego sam nie wybrał – całkowicie straciła energię, a gdy niedługo później zaszła w ciążę, uznał, że na zawsze odeszła z jego świata.
Na początku jej nie lubił. Fredrika miała wyższe wykształcenie i była tak zwanym cywilnym śledczym. Uważał, że nie wykazuje zainteresowania swoją pracą ani nie ma do niej powołania. Długo próbował ją pomijać albo przydzielał jej najprostsze sprawy. I nagle któregoś dnia doszedł do wniosku, że nie miał racji. Okazało się, że wbrew temu, co myślał, Fredrika naprawdę ma powołanie do tej roboty. Gorzej było z zainteresowaniem. Zauważył, że nie najlepiej odnajduje się w policji, a jemu trudno było to zmienić. Musiała sama się postarać, żeby wszystko w końcu zaskoczyło. I rzeczywiście, któregoś dnia tak się właśnie stało: kiedy na jego biurko trafiły pierwsze akta w sprawie poćwiartowanych zwłok Rebecki Trolle, Fredrika przerwała urlop macierzyński i wróciła do pracy.

Tamtej wiosny ich zespół wzniósł się na wyżyny. Nigdy przedtem ani nigdy potem nie było już lepiej. Alex wziął swój kubek i poszedł do pokoju socjalnego, żeby dolać sobie kawy. W Centralnym Urzędzie Śledczym, takim szwedzkim FBI, pracował od niedawna. Dobra robota w dobrym zespole. Same ciekawe sprawy związane ze zorganizowaną przestępczością. Mimo to strasznie brakowało mu dawnego życia, które prowadził, zanim wszystko się zawaliło. Lunch z Fredriką tylko mu przypomniał o tym, co stracił.
Dobrze wiedział, że starała się o pracę w ministerstwie, bo chciała odejść z policji. I trudno ją za to krytykować. To zdolna dziewczyna, a takie nigdy nie usiedzą w jednym miejscu. Właściwie to nawet nie wiedział, czym się tam zajmuje. Domyślał się, że jest w kontakcie z policją bezpieczeństwa, ale nie zagłębiał się zbytnio w te kwestie. Miał inne problemy.
„Nie wolno ci rozpamiętywać wszystkiego w tak dogłębny sposób”, powiedziała mu niedawno Diana. „Musisz zapomnieć o sprawach, które nie zależą od ciebie”. Diana Trolle. Bez niej zupełnie by się pogubił. Diana wie równie dobrze, jak on, co to smutek i żałoba, a także prawdziwy ból. Czasem nie jest pewien, czy zakochaliby się w sobie, gdyby nie rozpacz, która ich połączyła. Żal. Tęsknota. Ból. Wcześniej też wiedział, że takie uczucia istnieją, że trzeba je wkalkulować w życie. Czasem bywa tak, że człowiek pada przygnieciony jakimś ciężarem. A może nie? Przypomniał mu się Peder i znowu poczuł zniecierpliwienie. Cholera! Że też facet nie potrafi wziąć się w garść, wyjść z szoku, zamiast wiecznie unieszczęśliwiać siebie. Gdyby pokonał ból, nadal mógłby pracować w policji z nim i Fredriką. Bo przecież na tym polegał problem: stracił bliskiego kolegę z pracy, z którym dobrze się dogadywał. I nadal nie umiał mu tego wybaczyć, chociaż wiedział, że to niesprawiedliwe.

W tym momencie w drzwiach stanął jego szef.
– Alarm bombowy – powiedział. – Przed chwilą dzwonili.
– Biorę tę sprawę – odparł Alex, wstając z krzesła.
Alarm bombowy. Budynki, które wylatują w powietrze, i ludzie rozrywani na strzępy – zły uczynek w najczystszej postaci.
Chwilę później zagłębił się w nową sprawę. Okazało się, że nie chodzi o jedną, ale o cztery bomby podłożone w czterech miejscach na terenie Sztokholmu. Między innymi w budynkach rządowych w Rosenbadzie. Nic z tego nie rozumiał. Cztery bomby? O co tu, do cholery, chodzi?

 
Wesprzyj nas