„Judy Garland” Geralda Clarke`a zyskała opinię biografii, której nie można już prześcignąć.


Napisana z tą samą przenikliwością i talentem co słynny „Capote”, przedstawia żywy portret jednej z najbardziej niezwykłych gwiazd Hollywood.

Kariera sceniczna Judy Garland trwała przez ponad czterdzieści – z zaledwie czterdziestu siedmiu lat jej życia. Najczęściej kojarzona z beztroską rolą Dorotki w „Czarnoksiężniku z Oz”, Garland przez całe życie borykała się z poważnymi problemami. Uzależniła się od leków, podejmowała próby samobójcze, cztery z jej pięciu małżeństw zakończyły się rozwodami.

W wieku czterdziestu siedmiu lat zmarła wskutek przedawkowania środków nasennych. Pozostawiła troje dzieci, spośród których największą sławę miała zyskać Liza Minelli.

Gerald Clarke – amerykański dziennikarz i pisarz. Największą sławę przyniosły mu książki poświęcone Trumanowi Capote (podstawa słynnego filmu „Capote” Benetta Millera) i Judy Garland, które zyskały światowy rozgłos i zostały okrzyknięte biografiami ostatecznymi.

Gerald Clarke
Judy Garland
Tłumaczenie: Adam Tuz
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 18 marca 2014

Rozdział 1.
Ethel i Frank

On pochodził z miasteczka na Południu i jego uśmiech był równie promienny jak letnie słońce. Ona pochodziła z jeszcze mniejszej miejscowości na dalekiej Północy, a jej oczy – tak ciemne, że niemal czarne – były przenikliwe niczym zimowy wiatr. Porywy serca jednak nie wiodły obojga ani na Północ, ani na Południe, ani w żadnym innym kierunku wskazywanym przez kompas. Ich domem było proste drewniane podwyższenie postawione gdziekolwiek, o dowolnych rozmiarach i kształcie: dla Ethel i Franka Gummów bowiem żadna scena nie wydawała się zbyt nędzna czy mało znacząca.

Oboje wychowali się wśród dźwięku braw, a poznali się pod koniec 1911 lub na początku 1912 roku w Orpheum Theater – iluzjonie, jak wówczas nazywano takie przybytki – w Superiorze w stanie Wisconsin, hałaśliwym, tętniącym życiem porcie na zachodnim brzegu Jeziora Górnego. Miasto to, które zachowało wiele z żywiołowości pogranicza, szczyciło się licznymi miejscami tego rodzaju, a po trzeszczących drewnianych chodnikach wzdłuż głównej Tower Avenue przetaczał się tłum ludzi takich jak oni, niecierpliwie pragnących wedrzeć się w kipiący rozgłosem świat wodewilu.

Ethel bębniła na pianinie, akompaniując do filmów migoczących na ekranie Orpheum. Frank wyśpiewywał modne szlagiery, podczas gdy operatorzy zmieniali szpule z taśmą w aparacie projekcyjnym. Żył z dala od swojego domu rodzinnego w stanie Tennessee, wynajmując pokój od jej rodziców, Evy i Johna i Milne’ów. Wkrótce zakwitł między nimi romans, który przywiędł po nagłym wyjeździe Franka, po czym nieoczekiwanie po wielu miesiącach odrodził się ponownie, gdy młodzieniec wrócił pod koniec lata lub jesienią 1913 roku. Podjął pracę w Parlor Theater, ona grała na pianinie w Lyric, po drugiej stronie Tower Avenue. I tym razem 31 grudnia tego samego roku oboje odebrali z rąk urzędnika hrabstwa Douglas świadectwo uprawniające do zawarcia ślubu.

Najwyraźniej jednak coś napawało Franka niechęcią do podjęcia ostatecznego kroku, gdyż nosił ów ważki dokument w kieszeni przez ponad trzy tygodnie, ale ostatecznie w czwartek, 22 stycznia 1914 roku, o siedemnastej nastąpił wreszcie kres owej huśtawki emocjonalnej i w salonie domu państwa Milne’ów przy Banks Avenue stanęli przed obliczem nowo wyświęconego kapłana Kościoła episkopalnego, by wygłosić słowa przysięgi małżeńskiej. Ethel miała na sobie jedwabną suknię barwy écru, a w dłoni bukiet róż. Jej druhną była młodsza siostra Mary, a bywalec teatrów w Superiorze Alfred Street junior wystąpił jako drużba Franka.

Po obiedzie weselnym grupka uczestników ceremonii opatuliła się szczelnie przed przenikliwym wiatrem i temperaturą wynoszącą zaledwie kilka stopni powyżej zera – zima w tamtych stronach to nie fraszka – by przeprawić się na drugi brzeg St. Louis River, do pobliskiego miasta Duluth w stanie Minnesota. Tam kontynuowano zabawę w wynajętej przez ojca Ethel loży najlepszego wodewilu. Tego wieczoru jako gwiazda programu wystąpił jeden z najpopularniejszych wówczas piosenkarzy Ernest R. Ball, którego największy przebój był jak gdyby wprost stworzony na taką okazję, nosił bowiem tytuł Love Me and the World Is Mine*.

* „Pokochaj mnie, a świat będzie należał do mnie”. Wszystkie przypisy zamieszczone w treści książki pochodzą od tłumacza. Przypisy odautorskie znajdują się na końcu.

Z brzmiącymi wciąż w uszach słodkimi słowami szlagieru państwo młodzi – ona miała dwadzieścia lat, on dwadzieścia siedem – pożegnali się i wyruszyli pociągiem w podróż poślubną do Minneapolis i Chicago.

Era kina dopiero się rodziła, ale pewien scenariusz stał się już filmowym standardem: chłopak poznaje dziewczynę, rozstają się, po czym łączą ponownie i następuje happy end. Szczęśliwi państwo młodzi, jak zauważono na łamach „Superior Evening Telegram”, wiernie odtworzyli ową fabułę. Ich romans, napisano w dzienniku, dorównał niektórym melodramatom wystawianym w teatrach, w których oboje pracowali: los, ów „arcywróg boga miłości”, rozdzielił ich, ale odnaleźli drogę do siebie, by Amor mógł ostatecznie zatriumfować, „jak zawsze w dobrych scenariuszach”. Lecz dobre scenariusze nigdy nie zdradzają wszystkiego.I tak też się stało z sentymentalną historią, jaką prasa stworzyła na temat miłości Ethel i Franka: prawda o ich życiu nie wyglądała tak ani wtedy, ani później.

Opuściwszy Tennessee pod koniec 1910 lub na początku 1911 roku, Frank przemierzył kilka stanów, zanim jesienią 1911 roku przybył do regionu Head of the Lakes, jak okolicę wokół Duluth i Superioru nazywają jej entuzjaści, i zanim w 1913 roku wrócił tam na dobre. W przeciwieństwie do niego Ethel nigdy nie oddalała się od często wzburzonych wód Jeziora Górnego, największego ze wszystkich Wielkich Jezior, nad którym się urodziła, dorastała, a w końcu wyszła za mąż. Jej rodzice pochodzili z Kanady. Ojciec, John Milne (nazwisko wymawiane jednosylabowo, bez końcowej samogłoski), był synem szkockich imigrantów. Urodził się w 1865 roku w Hamilton w prowincji Ontario i podobnie jak jego ojciec pracował na kolei, a w 1888 roku objął posadę po drugiej stronie granicy, w Duluth, w przedsiębiorstwie South Shore & Atlantic Railway, którego pociągi kursowały wzdłuż południowego wybrzeża Jeziora Górnego. Matka Ethel, Eva Fitzpatrick Milne, najprawdopodobniej również przyszła na świat w prowincji Ontario, w mieście Cornwall, w 1864 roku, ale jej rodzina – ojciec był szewcem – najwyraźniej przeprowadziła się na drugi brzeg Rzeki św. Wawrzyńca, do miejscowości Massena w stanie Nowy Jork, kiedy Eva była jeszcze dzieckiem. Eva i John poznali się najprawdopodobniej w Marquette w stanie Michigan, ruchliwym porcie przypominającym Superior. Tam się pobrali w 1890 roku i tam 17 listopada 1893 roku urodziła się Ethel – pierwsze z ich ośmiorga dzieci.

John Milne związał się z linią South Shore na wiele lat, awansując z palacza na maszynistę – od wsypywania szuflą węgla na palenisko pod kotłem lokomotywy do rzeczywistego prowadzenia pociągu. Milne’owie osiedlali się kolejno w kilku miasteczkach hrabstwa Marquette, ale Ethel najbardziej wryło się w pamięć Michigamme, gdzie mieszkali od 1903 lub 1904 aż do późnego lata 1910 roku. Liczące nie więcej niż sześciuset mieszkańców Michigamme zapewniało wprawdzie niewiele udogodnień: urządzenia sanitarne ograniczały się do wygódek za domem, zimy zaś bywały tam tak mroźne, że można było zarabiać rąbaniem lodu pokrywającego jezioro Michigamme, czasami dochodzącego nawet do 75 centymetrów grubości, i dostarczaniem go do miast pozbawionych takich naturalnych substancji chłodniczych – ale bywało tam też również niezwykle przyjemnie. Choć o rozrywki należało zatroszczyć się samemu, bo ludzie w Michigamme nie trwonili na nie pieniędzy.

Większość zimowych wieczorów więc wypełniały tańce, mecze koszykówki albo zebrania takiego czy innego klubu. Kiedy zaś wiosną topniał śnieg, otwierały się raptem wszystkie drzwi i mieszkańcy wybiegali na zewnątrz niczym więźniowie, którzy odzyskali wolność. W Dzień Niepodległości linia South Shore obniżała ceny biletów i ludzie z całego hrabstwa zjeżdżali się do Michigamme słynącego z entuzjazmu, z jakim świętowano tam rocznice powstania narodu.
Państwo Milne’owie, energiczni i towarzyscy, wyróżniali się wśród obywateli miasteczka, zwłaszcza jeśli chodziło o życie muzyczne. Eva i John umieli śpiewać i grać na instrumentach – ona na pianinie, on na skrzypcach – i na początku małżeństwa niekiedy objeżdżali owe północne okolice, prezentując własnoręcznie przyrządzane medykamenty. Przyciągali ciekawskich muzyką, po czym nakłaniali ich do zakupu paskudnego w smaku środka na przeczyszczenie, otrzymywanego z kory szakłaku amerykańskiego.

Niektórzy rodzice rozbudzają w swoich dzieciach upodobanie do lektury czy sportu, a ich potomstwo zasila później szeregi pisarzy lub lekkoatletów. Podobnie Eva i John wpajali swoim córkom i synom miłość do muzyki, a oni zostawali wokalistami i pianistami. Występy były dla nich czymś równie naturalnym jak oddychanie, a dzieci Milne’ów niemal zaraz po tym, jak nauczyły się chodzić i mówić, zaczynały śpiewać, tańczyć lub ćwiczyć gamy na klawiaturze. W ciągu dnia nie było prawie godziny, by w ich domu przy Railroad Street nie rozbrzmiewały jakieś tony lub akordy. Może i mieszkali na prowincji, z dala od opery, filharmonii czy wodewilu, ale nigdzie żadna rodzina nie starała się tak usilnie o zadowolenie widowni jak Milne’owie z Michigamme.

Pierwsi w ślady rodziców poszli Ethel i jej młodszy brat Jack. Swoją grą, śpiewem i tańcem w duecie robili na szkolnych zabawach tak ogromne wrażenie, że zasłużyli na specjalną wzmiankę w księdze przygotowanej z okazji stulecia miasteczka, a wydanej ponad sześćdziesiąt lat po ich wyprowadzce. Ethel nie była najzdolniejsza w rodzinie – o ten zaszczyt ubiegali się Jack, Mary i Norma – lecz górowała nad rodzeństwem wszechstronnością. Umiała śpiewać, grać na pianinie, tańczyć, a nawet komponować piosenki. Właściwie jeśli chodzi o umiejętności muzyczne, dość dobrze radziła sobie niemal pod każdym względem.
W tamtych czasach wiary i pobożności John Milne był dumnym i zdeklarowanym agnostykiem. Posunął się nawet do nadania swojemu trzeciemu synowi imienia na pamiątkę Roberta Ingersolla, myśliciela z końca XIX wieku, który objechał kraj z serią wykładów przeciwko ortodoksyjnej religii. Ingersoll czerpał radość z dopiekania „drogim, starym, głupim teologom”, jak się kiedyś wyraził, i podobnie John – który być może nazbyt lubił zaglądać do butelki – zdawał się z lubością dogryzać swojej drogiej starej małżonce, wiernej Kościołowi episkopalnemu. Eva, obdarzona równie silnym charakterem, nie pozostawała mu w tym względzie dłużna. Sprzeczki między nimi więc nigdy nie wygasały i w tym domu pełnym muzyki rzadko panowała prawdziwa harmonia.

Ethel odziedziczyła po rodzicach siłę charakteru i nieustępliwość, a także miłość do muzyki. Obdarzona niezmożoną energią i nieujarzmionym duchem, niepowstrzymanie dążyła do celu bez względu na to, jak długo trwała jego realizacja. Nikt z rodzeństwa nie dorównywał jej siłą woli, zatem relacje Ethel z rodzicami, zwłaszcza z Evą, nigdy nie układały się łatwo. Obie spierały się i kłóciły, mimo to – paradoksalnie – były sobie bliższe niż ludzie o zgodniejszym usposobieniu. Wydawało się, że z natury nie są w stanie znieść dłuższej rozłąki. Jeśli Frank do tej pory tego nie zauważył, to wkrótce miał się przekonać, iż nie żeni się z jedną córką Milne’ów, lecz z całą rodziną.

„Urodziwa panna Milne” – tymi słowy na łamach gazety wychodzącej w Superiorze określono niegdyś Ethel. Ale takim komplementem obdarzano wszystkie kobiety w dniu ślubu. Ani ładna, ani brzydka, należała do przeciętnej większości. Jej twarzy nie wyróżniało nic oprócz oczu – nie tylko niezwykle ciemnych, lecz także lekko zezujących. Była niska – miała nie więcej niż 152 centymetry wzrostu – i nieco korpulentna, podobnie jak wszystkie niewiasty z rodziny Milne’ów. Jako dwudziestolatka miała już figurę dojrzałej kobiety. Ogólnie rzecz biorąc, jej perspektywy matrymonialne przedstawiały się tak niewesoło, że Maude Ayres, sopranistka również zatrudniona w Orpheum, zareagowała zdumieniem na wieść o jej ślubie z Frankiem, uważanym za dobrą partię. Ayres sądziła, że Ethel wygrała los na loterii. Któż mógłby to zakwestionować? Wszyscy, którzy w tamtych czasach znali Franka, twierdzili, że dobrze wygląda, a niektórzy uważali go nawet za przystojnego. Obdarzony wzrostem nieco powyżej przeciętnej – około 175 centymetrów – miał ciemne włosy, niebieskie oczy i okrągłą, szczerą, miłą twarz. Ale większość ludzi nie wspominała jego powierzchowności, lecz urzekający sposób bycia. Umiał rozweselić ponure popołudnie lepiej niż najlepszy bourbon z Tennessee.

Jeszcze po kilku dekadach od jego wyjazdu znajomi pamiętali owego młodzieńca, jego piosenki i uśmiechy tak doskonale, jak gdyby przed chwilą stał przed nimi. „Zawsze zadowolony, roześmiany”, wspominała go pewna kobieta, dodając: „Kiedy tylko wpadał Frank, zaczynała rozbrzmiewać muzyka”. Można więc chyba powiedzieć jedno: trudno byłoby znaleźć kogoś, kto nie lubiłby Franka Gumma.

Frank był mocno i głęboko zakorzeniony w Tennessee. Oba rody – Gummów i Baugh, z którego pochodziła jego matka – żyły w tamtych stronach od początku XIX wieku, kiedy ów stan nadal był krajem pionierów. Jego dziadkowie byli już w średnim wieku – Mary Baugh zaraz po czterdziestce, a John po pięćdziesiątce – kiedy w 1857 roku urodziła się jego matka, Clemmie. Przyszła ona na świat jako ostatnie z sześciorga dzieci i fakt, że Mary Baugh przekroczyła już typowy wiek macierzyństwa, mógł przyczynić się do niepełnosprawności córki: Clemmie od czasów niemowlęctwa była kaleką.
W przeciwieństwie do państwa Baugh Martha i John Gumowie – niektórzy członkowie tej rodziny pisali swoje nazwisko przez jedno „m” – byli młodzi, kiedy w 1854 roku urodził się ojciec Franka, William Techumseh Gumm, pierwszy z ich siedmiorga dzieci. Will poślubił Clemmie w 1877 roku, lecz zamiast zabrać ją do własnego domu jak większość mężów, wprowadził się do przestronnego i okazałego domu teściów w Murfreesboro przy East Main Street, gdzie zamieszkiwała większość śmietanki towarzyskiej. W budynku tym, utrzymanym w stylu federalnym, o grubych ceglanych murach, z centralnym holem o szerokości ponad czterech metrów i pokojami wysokimi na trzy i pół metra, było dość miejsca dla Clemmie i jej nowo poślubionego męża, a także dla trzech lokatorów, których Mary Baugh musiała przyjąć po śmierci Johna, zmarłego w 1870 roku.

W kolejnych latach musiało się tam pomieścić również pięcioro dzieci Gummów. Clemmie, choć niepełnosprawna, rodziła co trzy lata. Pierwsza na świat przyszła w 1880 roku jedyna ich córka Mary, po niej Robert w 1883 roku, Frank w 1886 (20 marca, jeśli chodzi o ścisłość), William w 1889 i wreszcie Allie w 1892 roku. I choć rodzinie się nie przelewało, wydaje się, że na East Main Street żyło się dość przyjemnie. Pięcioro dzieci najwyraźniej łączyły bliskie relacje, a pewien krewny wspominał, że w salonie stale rozbrzmiewały piosenki. Podobnie jak Milne’owie, Gummowie również byli oddani muzyce.

 
Wesprzyj nas