Pierwsze strony książki „Dom Kalifa. Rok w Casablance” wprawiły mnie w rozczarowanie: to już było, setki razy! – tak sobie pomyślałem. Historia rozpoczyna się bowiem banalnie: mieszkaniec Londynu zmęczony wielkomiejskim życiem pragnie znaleźć dla siebie i swojej rodziny lepsze miejsce. Wybór pada na Maroko gdzie autor książki i zarazem jej główny bohater poszukuje domu, w którym mógłby zamieszkać. Zetknięcie ze zwyczajami dziwacznymi dla człowieka wychowanego w Europie, perypetie i zabawne nieporozumienia z lokalnymi mieszkańcami – cóż, ograna nuta. Sytuacja z mniejszym lub większym powodzeniem opisywana już po wielokroć.

A jednak wytrwałość w lekturze książki Shaha popłaca. Między wierszami ukryta jest niejedna diagnoza bolączek nękających mieszkańców wielkich miast, odpowiedzi na pytania o poszukiwanie wolności i indywidualizmu w świecie zdominowanym przez globalne trendy, a także – jak zauważyła Doris Lessing w zdaniu przywołanym na okładce: duża dawka humoru. Można tę lekturę potraktować jako środek teleportujący wprost w objęcia świata zupełnie odmiennego od tego, który znamy na co dzień albo przeciwnie: jak zwierciadło, w którym możemy się przejrzeć. W obu przypadkach warto. (O)

Tahir Shah
Dom kalifa. Rok w Casablance
Wydawnictwo Literackie 2011

 
Wesprzyj nas