Co zrobić, gdy trzeba wybierać pomiędzy sercem a rozumem?


Timmie przeszła w życiu długą drogę. Nieszczęśliwe dzieciństwo i trudne początki dały jej siłę, by wspiąć się na sam szczyt. Dzięki talentowi i determinacji została słynną projektantką mody.

Za sukces zawodowy zapłaciła jednak wysoką cenę. Uczucia zawsze spychała na dalszy plan, mimo że coraz bardziej doskwierała jej samotność. I wtedy na jej drodze pojawił się Jean-Charles.

Okazało się jednak, że na jej ukochanym ciążą zobowiązania z przeszłości, kochanków dzielą kontynenty, a los skrywa przed nimi niejedną niespodziankę.

Co zrobić, gdy trzeba wybierać pomiędzy sercem a rozumem?
Jak wiele można poświęcić w imię miłości?

Danielle Steel
Od pierwszego wejrzenia
Tłumaczenie: Grażyna Smosna
Wydawnictwo Między Słowami
Premiera: 14 stycznia 2014

Rozdział 1

Głos pilota samolotu linii Alitalia z Mediolanu do Paryża wyrwał Timmie z krótkiej drzemki. Była wykończona po tygodniu spędzonym w Nowym Jorku i dwóch kolejnych w Europie: w Londynie, a później w Mediolanie. W lutym i październiku brała udział w pokazach mody, słynnych pret-a-porter. Była założycielką, pomysłodawczynią, główną projektantką i dyrektorem firmy produkującej najbardziej cenione linie ubrań dla kobiet i mężczyzn w Stanach Zjednoczonych, z filiami w Europie, z którego to powodu dwa razy do roku przyjeżdżała na pokazy. W pierwszym tygodniu razem z innymi amerykańskimi projektantami przedstawiała swoje kolekcje w Nowym Jorku, a później w Paryżu prezentowała efekty pracy francuskiej filii. W międzyczasie uczestniczyła w pokazach w Londynie i Mediolanie. Brała też udział w paryskim Men’s Fashion Week.

Timmie O’Neill od dwudziestu trzech lat prowadziła firmę samodzielnie. Wszystko zaczęło się, gdy była dwudziestopięciolatką. W wieku czterdziestu ośmiu lat jej rozległe imperium obejmowało odzież dziecięcą, meble i artykuły dekoracyjne, takie jak tapety, pościel, ręczniki czy obrusy. Dziesięć lat wcześniej wzbogaciła ofertę o kosmetyki, produkty do pielęgnacji skóry dla kobiet i mężczyzn oraz pół tuzina rodzajów perfum, które zaskoczyły wszystkich swoją uniwersalnością i niemal natychmiastowym sukcesem, jaki odniosły wszędzie, gdzie były sprzedawane. Nazwisko Timmie O’Neill znano na całym świecie i kojarzono ze stylem, modą na każdą kieszeń oraz spektakularnym sukcesem.

Świat Timmie O był owiany legendą od ponad dwudziestu lat, a teraz jego założycielka i prezeska leciała do Paryża, by dopilnować październikowego pokazu swoich europejskich kolekcji. Reszta amerykańskich projektantów spalała się podczas szalonego nowojorskiego tygodnia mody i oszczędzała sobie stresów związanych z europejskim pret-a-porter. Tylko Timmie zajmowała się jednym i drugim, korzystając ze swojej niespożytej energii i odniesionego sukcesu. Jednak nawet ona czuła się potwornie zmęczona po Mediolanie i wykańczała ją sama myśl o zorganizowaniu pokazu w Paryżu. Ubrania, które zaprezentowała w Nowym Jorku, spotkały się z jeszcze bardziej entuzjastycznym przyjęciem ze strony mediów niż zwykle.

Wyglądało na to, że przez całą karierę Timmie O’Neill miała midasowy dotyk, a świat mody spoglądał przychylnym okiem na wszystko, co robiła. Nawet podczas tych rzadkich sezonów, gdy nie czuła się w pełni zadowolona ze swoich kolekcji lub krytycy wyrazili się o nich nieco mniej pochlebnie, i tak błyskawicznie znikały z wieszaków. Wszystko, co wychodziło spod ręki Timmie, było dobre. W każdy projekt angażowała się z charakterystycznym dla siebie perfekcjonizmem, niepodrabialnym stylem i klasą. Bezustannie wymagała od siebie znacznie więcej niż inni. Miała zadziwiający zmysł przewidywania, co ludzie będą chcieli nosić, czym pachnieć i jakimi przedmiotami się otaczać, na długo zanim sami na to wpadli. Podobnie jak kolekcje ubrań, perfumy jej firmy należały do najlepiej sprzedających się na świecie. Sama dobierała zapachy i projektowała flakony. Istniało niewiele rzeczy, które nie wychodziły Timmie O’Neill dobrze albo wręcz genialnie, może z wyjątkiem gotowania i dobierania własnych strojów, co lubiła podkreślać. Chociaż w swoich projektach wykazywała się niezwykłą wrażliwością i wyczuciem, twierdziła, że najczęściej nie obchodzi ją, co ma na sobie. Brakowało jej czasu, by się nad tym zastanawiać, chociaż sławę zawdzięczała właśnie zaprojektowanym przez siebie ubraniom, szczególnie sportowym, które były jednocześnie niezobowiązujące, wygodne i szykowne. Wszystko, co stworzyła Timmie, cechowały prostota i szyk. Bez większego wysiłku stała się symbolem niewymuszonej elegancji.

Podczas lotu do Mediolanu była ubrana w dżinsy, podkoszulek – oba sygnowane jej nazwiskiem – krótkie futro z norek w stylu vintage, znalezione wiele lat wcześniej w którejś z mediolańskich uliczek, i czarne balerinki zaprojektowane sezon wcześniej. Miała dużą czarną torbę ze skóry aligatora marki Hermes, prekursorkę słynnej torebki Birkin, która imponowała nie tylko swoim rozmiarem, lecz także stylem, wyglądała bowiem na mocno sfatygowaną po wielu latach używania jej podczas podróży takich jak ta.

Pilot oznajmił, że podchodzą do lądowania na lotnisku Charles’a de Gaulle’a w podparyskim Roissy. Timmie wyciągnęła nogi na jednym z ośmiu siedzeń w pierwszej klasie. Przespała większość krótkiego lotu i przegapiła posiłek. Była wykończona stresem, ciężką pracą i nocnym życiem Mediolanu. Odwiedziła fabryki produkujące dla jej firmy pościel, obrusy i buty. Europejskie pokazy wiązały się z ogromną liczbą przyjęć i spotkań towarzyskich. Do samego ich końca nikt nie zmrużył oka. W samolocie jej sąsiadem okazał się ksiądz, który przez cały lot nie odezwał się słowem i był pewnie jedną z nielicznych osób, które nie znały Timmie i nie miały w szafie żadnego z zaprojektowanych przez nią ubrań. Kiedy zajmowała swoje miejsce, przywitali się uprzejmym skinieniem głowy, a dziesięć minut później, przejrzawszy pobieżnie egzemplarz „The International Herald Tribune” w poszukiwaniu recenzji mediolańskich i londyńskich pokazów, Timmie zapadła w głęboki sen. Gdy samolot podchodził do lądowania, wyjrzała z uśmiechem przez okno, myślami już w Paryżu, po czym przeniosła wzrok na parę swoich pracowników siedzących po przeciwnej stronie przejścia. Ksiądz ucieszył się z miejsca przy oknie, a żaden z asystentów Timmie nie zakłócił jej snu. Ostatnie trzy tygodnie były koszmarnie ciężkie dla całej trójki z powodu serii pokazów w Nowym Jorku, Londynie i Mediolanie. Paryż miał być na szczęście ich ostatnim przystankiem.

Wszystkie cztery pokazy były ważne, a te w Paryżu od początku do końca wiązały się z ogromnym napięciem, tempem i stresem. Mediolan uznawano za mekkę świata mody, ale to sukces w Paryżu zawsze najbardziej liczył się dla Timmie. Paryż był jej ukochanym i wymarzonym miastem. Timmie nadal wyglądała na zaspaną, gdy wręczała notatki swoim asystentom, Davidowi i Jade. David pracował dla niej od sześciu lat, Jade od dwunastu. Oboje byli szczerze oddani szefowej w rewanżu za jej życzliwość, sprawiedliwość i to, czego ich nauczyła w życiu zawodowym i prywatnym. Wszystko, co wiązało się z Timmie, było inspirujące, począwszy od geniuszu jej prac po sposób, w jaki traktowała ludzi: z empatią i rozwagą. David powtarzał, że miała wewnętrzny blask, którym niczym pochodnia rozświetlał ciemność i wskazywał innym drogę. Najwspanialsze w niej było to, że zupełnie nie zdawała sobie sprawy z własnej wyjątkowości. Pokora była czymś niespotykanym w świecie mody, lecz wszyscy, którzy znali Timmie, podkreślali jej zadziwiającą prostolinijność i skromność.

Miała wrodzony zmysł prowadzenia firmy, zawsze też wiedziała, dla kogo projektuje i co jej klienci będą chcieli nosić w następnym sezonie. Szybko wyczuwała konieczność wprowadzenia poprawek w swoich kolekcjach i nigdy się przed tym nie wzbraniała. A trochę się ich zebrało przez wszystkie te lata. Nigdy nie bała się próbować nowych rzeczy, niezależnie od wiążącego się z tym ryzyka. Brawurowo podejmowała się każdego wyzwania. Żyła odważnie i przez wiele lat doskonale sprawdzała się w roli przełożonej oraz przyjaciółki Jade i Davida. Była osobą godną zaufania, niezwykle – by nie powiedzieć: obsesyjnie – pracowitą, błyskotliwą, pomysłową, zabawną, współczującą, do pewnego stopnia szaloną, perfekcyjną w każdym calu, lecz przede wszystkim serdeczną. Gdy w grę wchodziły kompetencje, wydajność, kreatywność i uczciwość, wysoko stawiała poprzeczkę.

David Gold trafił do niej tuż po ukończeniu Parsons jako aspirujący projektant, lecz Timmie szybko doszła do wniosku, że jego projekty są prozaiczne i zmierzają w stronę dawnych stylów, niezawodnych i solidnych. Brakowało mu nowoczesnej wizji i świeżych pomysłów, których oczekiwała od swoich projektantów. Dostrzegła w nim jednak coś zupełnie innego i znacznie bardziej przydatnego. Miał smykałkę do marketingu, był doskonale zorganizowany, wyczulony na szczegóły i umiał dyrygować ludźmi. Błyskawicznie przeniosła go z zespołu projektantów na stanowisko osobistego asystenta. Nadal jeździł z nią na pokazy, lecz w ciągu sześciu lat współpracy zakres jego obowiązków znacząco się poszerzył. Jako trzydziestodwulatek piastował stanowisko wiceprezesa do spraw marketingu i tworzył z Timmie kampanie wizerunkowe i reklamowe firmy. Wspólnie dbali o jej nieposzlakowany wizerunek. David był genialny w tym, co robił.

Jak co roku pomógł Timmie w zorganizowaniu pokazów w Nowym Jorku i Europie. Często powtarzała, że powinien się tytułować „magikiem” zamiast „wiceprezesem do spraw marketingu”. Kreatywność, której brakowało jego projektom, rekompensował po stokroć swoimi pomysłami z dziedziny marketingu, reklamy i zarządzania ludźmi. W tych sferach Timmie, jak sama zauważała, nie mogła mu dorównać. Zawsze ceniła cudze osiągnięcia i nie szczędziła innym pochwał, o ile były zasłużone. Do Davida miała szczególną słabość. Cztery lata temu pomogła mu wrócić do zdrowia, kiedy zachorował na żółtaczkę. Od tamtej pory byli serdecznymi przyjaciółmi, David uważał ją za swoją mentorkę i podkreślał, że nauczyła go wszystkiego na temat branży modowej, podczas gdy Timmie twierdziła, iż dawno ją w tej wiedzy prześcignął. Ich wspólne wysiłki przyniosły Timmie O – firmie i jej założycielce – nieocenione korzyści.

Jade Chin była sekretarzem redakcji w „Vogue’u” i zwróciła na siebie uwagę Timmie podczas licznych sesji dla magazynu, w których Timmie często uczestniczyła, by upewnić się, że ubrania są fotografowane i postrzegane w odpowiedni sposób. Jade była równie skrupulatna co ona, przykładała podobną wagę do szczegółów i nigdy nie narzekała na osiemnastogodzinny dzień pracy. Timmie zatrudniła ją po tym, jak Jade przez pięć lat wspinała się po szczeblach niebotycznie wysokiej drabiny, co w końcu przyniosłoby jej tytuł redaktora którejś z sekcji czasopisma, żałośnie niską pensję, mnóstwo bonusów i niewielki rozgłos. Zamiast tego Timmie zaproponowała jej pensję, która wówczas wydawała się Jade kosmiczna, i pracę na stanowisku swojej osobistej asystentki. Mimo wielu możliwości przeniesienia się do korporacyjnych struktur Timmie O Jade pozostała osobistą asystentką swojej szefowej przez ostatnie dwanaście lat. Kochała swoją pracę i wszystko, co się z nią wiązało. Stanowili z Davidem zgrany zespół. Ona i Timmie były świetnie zsynchronizowane. Jade zawsze wiedziała, czego potrzeba jej szefowej, jeszcze zanim ona sama na to wpadła. Timmie dawno stwierdziła, że posiadanie asystentki takiej jak Jade to spełnienie marzeń każdej pracującej kobiety. Jade niemal zastępowała Timmie żonę, której ta nigdy nie będzie miała. Pamiętała o najdrobniejszym szczególe i w każdą podróż zabierała torebki ulubionej herbaty swojej szefowej. Filiżanki z gorącym napojem pojawiały się, gdy Timmie najbardziej go potrzebowała, jako dodatek do lunchu, kolacji czy przekąsek. Jade dostarczała jej dokładnie tych ubrań, w które chciała się przebrać do wywiadu, i szczegółową listę osób, które do niej dzwoniły i do których sama powinna zadzwonić, a także tych, które udało się Jade skutecznie spławić, razem z wiecznie zmieniającym się planem spotkań. Popychała Timmie we właściwym kierunku, dbając o wszystko i tym samym ułatwiając jej życie.

We trójkę tworzyli niesamowity zespół. Dzięki Jade i Davidowi Timmie mogła zapomnieć o wszystkich irytujących elementach życia codziennego i skoncentrować się na pracy. Jak sama twierdziła, dbali o jej dobry wizerunek i jeszcze lepsze samopoczucie. W ciągu ostatnich dwunastu lat Jade towarzyszyła jej w około pięćdziesięciu podróżach do Paryża, a David w o połowę mniejszej ich liczbie. Paryż był ulubionym miejscem Timmie i chociaż amerykańska siedziba jej firmy mieściła się w Los Angeles, wykorzystywała każdą okazję, by wyjechać do stolicy Francji, i podróżowała po całej Europie, doglądając filii. Wykazywała się znacznie większą odwagą niż reszta amerykańskich projektantów w kwestii zapuszczania korzeni i otwierania firm na Starym Kontynencie. Dobrze na tym wyszła. Pobyt w Paryżu nigdy nie wydawał jej się zbyt długi i była gotowa skorzystać z każdej wymówki, by się tam znaleźć. Jak zawsze po pokazach, które wieńczyły „piekielny miesiąc”, zamierzała zostać w mieście sama jeszcze przez dwa dni, żeby odpocząć, a później dołączyć do Jade i Davida w Nowym Jorku, porozmawiać z ludźmi z produkcji, odwiedzić fabrykę w New Jersey i spotkać się z agencją reklamową, by omówić szczegóły nowej kampanii.

Timmie jako jedna z niewielu właścicieli firm odmówiła przeniesienia swojej amerykańskiej siedziby do Nowego Jorku. Wolała mieszkać w Los Angeles i uwielbiała tamtejsze życie, spędzając czas w domu na plaży w Colony w Malibu i w posiadłości w Bel Air. Nie pociągała jej wizja zamieszkania w nowojorskim penthousie, marznięcia zimą i letnich wyjazdów do Hamptons. Lubiła swoje obecne życie i upierała się, że jest dla niej najlepsze. Ciężko było dyskutować z sukcesem. W każdej chwili mogła wskoczyć do samolotu i polecieć do Paryża, Nowego Jorku czy nawet Azji. David próbował ją namówić na zakup prywatnego samolotu, lecz Timmie obstawała przy tym, że go nie potrzebuje i świetnie znosi latanie zwykłymi liniami, tak jak teraz z Mediolanu do Paryża czy wcześniej z Londynu do Włoch.

Biorąc pod uwagę rozmiar odniesionego przez nią sukcesu, Timmie była zadziwiająco niezepsuta. Nigdy nie zapomniała o swoich pospolitych korzeniach, szczęściu, które pozwoliło jej rozpocząć karierę, czy kawiarni, w której pracowała jako kelnerka, a w nocy tworzyła swoje pierwsze projekty, kupując niedrogie i nietuzinkowe materiały za pieniądze z napiwków. Szyła ubrania od siedmiu lat, zanim nastąpił przełom. Miała dwadzieścia pięć lat, kiedy kupiec z Barney’s zwrócił uwagę na stroje, które Timmie sprzedawała swoim kolegom – oryginalne, zabawne, stylowe i starannie wykonane. Kupił pół tuzina najlepszych projektów Timmie i zawiózł je do starego sklepu Barney’s przy West 17th Street, na długo zanim przenieśli się do centrum miasta. Ubrania okazały się hitem. Kolejne zamówienie opiewało na dwadzieścia pięć, a później pięćdziesiąt sztuk. Gdy w następnym roku kupiec zamówił sto ubrań, Timmie rzuciła pracę w kawiarni, wynajęła rozpadający się magazyn w modowej dzielnicy L.A. i zatrudniła do pomocy przy szyciu dwanaście dziewcząt z domu opieki dla samotnych matek. Wypłaciła im przyzwoite pensje, a ich współpraca okazała się błogosławieństwem w równym stopniu dla tych dziewczyn, co dla Timmie. Później jej kariera nabrała rozpędu. Przed trzydziestką odniosła ogólnokrajowy sukces, a w ciągu kolejnych osiemnastu lat wywindowała się na sam szczyt. Nigdy jednak nie zapomniała, jak to wszystko się zaczęło ani jak wielkie miała szczęście, że została dostrzeżona i odniosła sukces. Chociaż jej droga bywała wyboista, nadal czuła się szczęściarą pod wieloma względami, przede wszystkim w życiu zawodowym.

 
Wesprzyj nas