Anna Jaklewicz gromadząc materiały do książki „Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta” przemierzała chińską prowincję. Trzymała się z dala od najpopularniejszych atrakcji turystycznych, znanych i obleganych miejsc. Dzięki temu miała okazję zobaczyć takie oblicze kraju, o jakim wielu odwiedzających nie ma pojęcia.

Stwierdzenie „Muszę to zobaczyć na własne oczy” mogłoby być mottem „Nieba w kolorze indygo”. Te słowa padają, gdy autorka książki postanawia złapać autobus do Zhaoxing. Jeśli nigdy nie słyszeliście o takiej miejscowości to nie macie się czym martwić. Książka Anny Jaklewicz obfituje bowiem w nazwy egzotycznych miejsc, z dala od utartych szlaków. To właśnie do nich młoda podróżniczka zabiera czytelnika, wszystko uprzednio samodzielnie eksplorując. Nie zrażają jej żadne niewygody ani trudności w dotarciu w dane miejsce – ważne by mogła na własne oczy zobaczyć „inne” Chiny. Nie te z kolorowych folderów biur podróży czy luksusowych reklam.

Wspomniane powyżej Zhaoxing jest całe z drewna: domy, mosty, wieże-bębny. Jego mieszkańcy bardzo lubią obchodzić przeróżne święta. Takie na przykład święto ogórka, błota albo bambusowego fleta. Anna Jaklewicz trafiła do tej miejscowości akurat podczas ostatniej z wymienionych okazji, ale w gruncie rzeczy wcale nie obserwacja lokalnych zwyczajów i tradycji jest sednem tej wizyty. Uderzają raczej i zapadają w pamięć obserwacje podróżniczki na temat pokonywania przestrzeni, wszechobecnego dymu (tak! Warto sprawdzić w książce o co chodzi) albo zadań szczurołapa przygotowującego martwe zwierzęta… do zjedzenia.

Innym razem Anna Jaklewicz pozwala czytelnikom zajrzeć do wioski Zhou Cheng. To miejsce słynie z metody supełkowego farbowania tkanin – ale znów sedno to wcale nie miejscowa specjalność, ale pogrzeb i wesele. No właśnie, zastanawiacie się teraz jak to wygląda w prowincjonalnych Chinach? Autorka „Nieba w kolorze indygo” zna odpowiedź. Barwnie i szczegółowo opisuje obie ceremonie, w których uczestniczyła. Rejestruje fakty, wnikliwie analizuje to co widzi – a stara się zobaczyć jak najwięcej. Czy wiecie co może w Chinach stanąć na przeszkodzie, by inna kobieta obserwowała przygotowania do ceremonii zaślubin? Jeśli nie wiecie to czytając „Niebo…” na pewno się zdziwicie.

Ciekawostkami różnego typu książka jest wprost najeżona. Zero lania wody, mnóstwo konkretów, przydatnych albo chociaż zajmujących informacji. Rozdziały poświęcone dwóm wzmiankowanym przeze mnie powyżej miejscowościom, to te, które najbardziej mi się spodobały, choć to oczywiście zupełnie subiektywne wskazanie. Książka napisana jest w sposób spójny, wszystkie jej części są na równi warte uwagi.

„Niebo w kolorze indygo” to jednak nie tylko skarbnica wiedzy, ale przede wszystkim napisana w pierwszej osobie, dynamiczna relacja z podróży – tym bardziej fascynującej, że odbytej przez samotną, młodą i bardzo odważną kobietę. Ta lektura z pewnością przyda się każdemu, kto zamierza odwiedzić Chiny, ale i dla osoby, która nie ma w planach tego rodzaju wyjazdu będzie ciekawa. Po prostu dobrze się czyta.

Robert Wiśniewski

Anna Jaklewicz
Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta
Wydawnictwo Bezdroża
Premiera: marzec 2013

 

 
Wesprzyj nas