Lady Madeline Matthews woli okryć się hańbą niż poświęcić wolność.


Aby uniknąć małżeństwa ze starzejącym się rozpustnym lordem, szuka towarzystwa Logana Scotta – burzliwy romans z aktorem, właścicielem teatru i notorycznym kobieciarzem bez wątpienia sprowadzi na nią potępienie w oczach towarzystwa i wybawi od niepożądanego mariażu.

Logan to w rzeczywistości niezwykle skryty mężczyzna dręczony przeszłymi zdradami. Tymczasem bezpośrednia mała kokietka, całkowicie zagubiona w londyńskim wielkim świecie, zakłóca jego spokój radosną energią, urokiem i nieskalanym pięknem. Niewinny pocałunek przeradza się w coś więcej, coś zachwycającego i prawdziwego. Czy Logan i Madeline odnajdą w sobie odwagę, by w imię miłości zrzucić maski, za którymi się ukrywają?

Lisa Kleypas (ur. 1964) – bestsellerowa amerykańska pisarka, laureatka nagrody RITA, autorka licznych współczesnych i historycznych romansów, które mają swoje wierne czytelniczki na całym świecie. Autorka mieszka w stanie Waszyngton wraz z mężem i dwójką dzieci.

Lisa Kleypas
W teatrze uczuć
Tłumaczenie: Agnieszka Myśliwy
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Premiera: 29 października 2013


Prolog
Londyn, rok 1833 Jesień

Nie mogę za niego wyjść! Po prostu nie mogę. – Żołądek Madeline podszedł do gardła z obrzydzenia na widok lorda Cliftona spacerującego po ogrodzie z jej ojcem. Zrozumiała, że powiedziała to na głos dopiero, gdy jej matka, lady Matthews, odparła oschle:
– Z czasem nauczysz się żywić uczucia wobec lorda Cliftona.
Na długiej twarzy matki jak zwykle malował się posępny, pełen dezaprobaty wyraz. Życiem Agnes Matthews kierowało poświęcenie graniczące z męczeństwem i tego samego oczekiwała od swych trzech córek. Utkwiła w Madeline chłodne brązowe oczy. Rysy miała delikatne, twarz bladą. Wszystkie kobiety z rodziny Matthewsów cechowała taka sama bezbarwna cera – tylko Madeline łatwo się rumieniła.
– Spodziewam się, że pewnego dnia, gdy w końcu dorośniesz – kontynuowała matka – okażesz wdzięczność za wspaniały mariaż, który dla ciebie zaaranżowaliśmy.
Madeline niemal zaczęła dławić się złością. Poczuła, że na jej policzki występują zdradzieckie rumieńce, zamieniając je w jaskraworóżowe plamy. Przez lata starała się zadowalać rodziców, była uległa, cicha i posłuszna, uznała jednak, że dłużej nie zdoła ukrywać swych uczuć.
– Wdzięczność! – zawołała gorzko. – Chcecie, żebym poślubiła mężczyznę starszego od mojego ojca…
– Tylko rok lub dwa – wtrąciła Agnes.
– …który nie podziela żadnych moich zainteresowań i myśli o mnie tylko w kategoriach klaczy rozpłodowej…
– Madeline! – zawołała Agnes. – Tak wulgarne słowa nie przystoją damie.
– Przecież to prawda – odparła Madeline, próbując zniżyć głos. – Lord Clifton ma z pierwszego małżeństwa dwie córki. Wszyscy wiedzą, że pragnie synów, a ja mam mu ich dać. Zostanę pogrzebana na wsi na resztę życia lub przynajmniej do jego śmierci, kiedy to będę za stara, by rozkoszować się wolnością.
– Wystarczy. Najwyraźniej trzeba ci przypomnieć o kilku sprawach, Madeline. To żona ma podzielać zainteresowania męża, a nie na odwrót. Nie można winić lorda Cliftona za to, iż nie znajduje przyjemności w tak niepoważnych rozrywkach jak czytanie powieści czy muzyka. To poważny człowiek o znacznych wpływach politycznych, spodziewam się więc, że będziesz okazywała mu szacunek, na który zasługuje. Co do jego wieku, nauczysz się cenić jego mądrość, będziesz mogła zdać się na jego zdanie w każdej kwestii. To jedyna droga kobiety do szczęścia.

Madeline splotła ciasno palce i utkwiła nieszczęśliwy wzrok w opasłej sylwetce lorda Cliftona za oknem.
– Być może łatwiej zaakceptowałabym te zaręczyny, gdybyście mi zezwolili na choć jeden sezon. Nigdy nie tańczyłam na balu, nie byłam na przyjęciu ani na wieczorku. Musiałam zostać w szkole, choć wszystkie moje przyjaciółki już ją opuściły. Nawet moje siostry były przedstawione na dworze…
– Nie miały takiego szczęścia jak ty – odparła Agnes, prostując się niczym struna. – Zostaną ci oszczędzone niepokoje i niewygody sezonu, ponieważ jesteś już zaręczona z najlepszą partią w Anglii.
– To twoje zdanie – mruknęła Madeline pod nosem; zesztywniała, gdy do pokoju weszli jej ojciec i lord Clifton.
– Nie moje.
Jak każda osiemnastolatka marzyła o poślubieniu przystojnego, czarującego kawalera, który szaleńczo się w niej zakocha. Lord Clifton był całkowitym przeciwieństwem owych fantazji. Miał pięćdziesiąt lat, zwalistą budowę i obwisłe policzki. Jego pobrużdżona twarz, łysiejąca głowa i wilgotne, mięsiste wargi przywodziły Madeline na myśl żabę.
Gdyby chociaż miał poczucie humoru, dobre serce… cokolwiek, co mogłaby uznać za miłe… on jednak był pompatyczny i pozbawiony wyobraźni. Jego życiem rządziły rytuały: rozrywki w postaci polowań i wyścigów, zarządzanie posiadłościami ziemskimi, okazjonalne wystąpienia w Izbie Lordów. Co gorsza, żywił nieskrywaną pogardę dla muzyki, sztuki i literatury, czyli tego wszystkiego, czym żyła Madeline.

Lord Clifton podszedł do niej, uśmiechając się szeroko. W kącikach jego grubych warg lśniła wilgoć. Madeline nienawidziła sposobu, w jaki się w nią wpatrywał, jakby była jego własnością. Nie miała doświadczenia, wiedziała jednak, że ten mężczyzna pragnie jej, bo jest młoda, zdrowa i zapewne płodna. Jako jego małżonka będzie skazana na kolejne ciąże, aż w końcu Cliftona zadowoli liczba chłopców, których wyprodukują. Nie pragnął ani jej serca, ani umysłu, ani też duszy.
– Droga panno Matthews – powiedział głębokim, chrapliwym głosem – ilekroć panią widzę, jest pani śliczniejsza.
Nawet skrzeczy jak żaba, pomyślała Madeline, starając się nie wybuchnąć histerycznym śmiechem. Ujął jej dłoń w swoją wilgotną rękę i uniósł do ust. Zamknęła oczy i zesztywniała, by się nie zdradzić z dreszczem obrzydzenia, jaki ją przeszedł, gdy poczuła opuchnięte wargi na skórze nadgarstka. Clifton mylnie uznał jej reakcję za dziewczęcą skromność, może nawet podekscytowanie i uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Gdy zaprosił ją na spacer, zaprotestowała, lecz jej odmowa została zagłuszona przez entuzjastyczne aprobujące okrzyki rodziców. Byli gotowi na wszystko, byleby połączyć się rodzinnymi więzami z człowiekiem zamożnym i wpływowym. Lord Clifton dostawał wszystko, czego tylko zapragnął.
Madeline z niechęcią ujęła narzeczonego pod ramię i wyszła z nim do ogrodu, gdzie królowały precyzyjnie przycięte głogowe żywopłoty, schludne piaskowe ścieżki i kwiatowe rabaty.
– Dobrze się pani bawi na wakacjach? – zapytał lord Clifton, miażdżąc drobnymi, acz ciężkimi stopami szarobiałe kamyki.
Madeline nie odrywała wzroku od ziemi przed nimi.
– Tak, dziękuję, milordzie.
– Bez wątpienia nie może się pani doczekać opuszczenia szkoły, co uczyniły już pani koleżanki – zauważył Clifton. – Pani rodzice na moją osobistą prośbę zatrzymali tam panią dwa lata dłużej niż inne dziewczęta.
– Na pana prośbę? – powtórzyła Madeline, przerażona, jaki wpływ ma ten mężczyzna na jej rodzinę. – Ale dlaczego…
– Uznałem, że to będzie dla pani korzystne, moja droga – odrzekł z zarozumiałym uśmiechem. – Potrzebowała pani ogłady i dyscypliny. Idealny owoc musi mieć czas, by dojrzeć. Teraz nie jest już pani tak impulsywna jak dawniej, prawda? Chciałem, żeby nauczyła się pani cierpliwości.
W żadnym razie, pragnęła syknąć Madeline, zacisnęła jednak wargi. Dwa dodatkowe lata surowej izolacji w Akademii dla Młodych Panien panny Allbright niemal doprowadziły ją do szaleństwa. Jej wybujała wyobraźnia i upór przekształciły się przez ten czas w buntowniczy, dziki, nieokiełznany charakter. Dwa lata temu Madeline była zbyt nieśmiała i podatna na wpływy, by zaprotestować, gdy rodzice chcieli ją wydać za Cliftona. Teraz słów „cierpliwość” i „posłuszeństwo” w ogóle nie było w jej słowniku.

– Przyniosłem coś dla pani – oświadczył Clifton. – Prezent, na który pani czekała, jak mniemam. – Pociągnął ją na kamienną ławkę i usiadł obok, przyciskając do Madeline swe miękkie udo. Czekała bez słowa i dopiero po chwili podniosła wzrok. Clifton uśmiechał się niczym pobłażliwy wuj do swawolnej bratanicy. – Jest w mojej kieszeni – mruknął, pokazując prawą stronę brązowego wełnianego surduta. – Może go stamtąd wyciągniesz, sprytne kociątko?
Nigdy wcześniej nie przemawiał do niej w ten sposób. I zazwyczaj przy każdym ich spotkaniu obecna była przyzwoitka.
– Doceniam pana dobroć, nie musi mi pan jednak niczego dawać, milordzie – odparła dziewczyna, splatając ciasno palce.
– Nalegam. – Potrząsnął przed nią połą surduta. – Sięgnij po swój prezent, Madeline.
Niechętnie sięgnęła do jego kieszeni i znalazła tam maleńkie kółko. Jej serce zabiło gwałtownie, gdy wyjęła pierścionek. Spojrzała na niego; mała złota plecionka z ciemnym szafirem wydawała się symbolem jej przyszłych więzów jako małżonki lorda Cliftona.
– Jest w mojej rodzinie od pokoleń – poinformował ją. – Moja matka nosiła go aż do śmierci. Podoba ci się?
– Ładny – oświadczyła tępo; ale od razu znienawidziła ten pierścionek.

Clifton wsunął go na jej palec. Był zdecydowanie za duży i musiała zacisnąć palce, by się nie zsunął.
– Teraz możesz mi za niego podziękować, kociątko.
Otoczył ją ciężkimi ramionami i przyciągnął do swego krótkiego, baryłkowatego torsu. Pachniał okropnie, stęchlizną, niczym upolowany ptak, który zbyt długo wisiał na sznurze. Najwyraźniej należał do wyznawców tezy, iż częste kąpiele to zbędny luksus. Madeline wciągnęła powietrze, niemal się dławiąc.
– Dlaczego mówi pan do mnie jak do zwierzęcia? – zapytała głosem drżącym z urazy. – Nie lubię, gdy się tak mnie nazywa. Jestem kobietą, osobą.
Lord Clifton wybuchnął śmiechem, odsłaniając duże żółte zęby. Skrzywiła się, gdy jego stęchły oddech uderzył w jej nozdrza. Uścisnął ją mocno.
– Wiedziałem, że wcześniej czy później rzucisz mi wyzwanie… w moim wieku znam już jednak wszystkie sztuczki. Oto nagroda za twoją impertynencję, moje ty złośliwe kociątko…
Przycisnął mięsiste wargi do ust dziewczyny, miażdżąc je i krusząc w jej pierwszym pocałunku. Jego ramiona zaciskały się wokół niej niczym żelazne obręcze. Madeline pozostała nieruchoma i cicha, choć w duchu trzęsła się z obrzydzenia… przywołała całą swoją siłę, by znieść jego czułości bez krzyków i płaczu.
– Wkrótce się przekonasz, że jestem bardzo męski – powiedział lord Clifton, oddychając ciężko, najwyraźniej zadowolony z podboju. – Nie recytuję poezji i nie ulegam śmiesznym kobiecym kaprysom. Robię, co chcę, a ty nauczysz się to uwielbiać. – Tłustą dłonią musnął jej bladą, napiętą twarz.
– Urocza – mruknął. – Urocza. Nigdy nie widziałem oczu takiego koloru, niczym bursztyn. – Okręcił sobie wokół palców pasmo jej złotobrązowych włosów i zaczął je pocierać. – Nie mogę już się doczekać dnia, w którym będziesz moja!

Madeline zacisnęła wargi, by powstrzymać ich drżenie. Pragnęła zawołać, że nigdy nie będzie do niego należała, jednak poczucie obowiązku i odpowiedzialności, które w niej zaszczepiono, kazało jej zmilczeć. Clifton zauważył jej mimowolny dreszcz.
– Zmarzłaś – powiedział tonem, którego zapewne używał wobec bardzo małych dzieci. – Wróćmy do środka, zanim się przeziębisz.
Madeline odetchnęła z ulgą, wstała skwapliwe i wróciła z nim do salonu.
Gdy tylko lord i lady Matthews zobaczyli pierścionek na jej palcu, zaczęli rozpływać się w uśmiechach i gratulacjach – a przecież nigdy nie okazywali entuzjazmu, bo to takie pospolite.
– Cóż za hojny dar! – zawołała Agnes, a jej zazwyczaj ziemista twarz zajaśniała z radości. – Wyjątkowy klejnot, lordzie Cliftonie.
– Też tak uważam – odparł skromnie, jego policzki zatrzęsły się z dumy.
Madeline patrzyła z bladym, zimnym uśmiechem, jak jej ojciec zaprasza lorda Cliftona do biblioteki, by uczcić zaręczyny. Gdy tylko nie mogli jej widzieć, zerwała pierścionek z palca i cisnęła go na dywan.
– Madeline, podnieś to natychmiast! Nie będę tolerowała takich dziecinnych wybuchów złości. Od teraz będziesz nosić ten pierścionek… i będziesz z niego dumna!
– Nie pasuje – odparła Madeline lodowato. Przypomniała sobie mokre usta lorda Cliftona na swoich i zaczęła pocierać wargi rękawem, jakby chciała zedrzeć z nich skórę.
– Nie poślubię go, mamo. Prędzej się zabiję.
– Nie dramatyzuj, Madeline. – Agnes schyliła się, podniosła pierścionek i ujęła go w palce, jakby był bezcennym skarbem. – Mam nadzieję, że małżeństwo z kimś tak solidnym i rzeczowym jak lord Clifton wyleczy cię z tych twoich dzikich wybuchów.
– Rzeczowy – szepnęła Madeline z gorzkim uśmiechem.
Nie mogła uwierzyć, że jej matka podsumowała wszystkie odrażające cechy Cliftona tym jednym banalnym słowem.
– To właśnie zaleta, której każda dziewczyna szuka w kandydacie na męża.

Po raz pierwszy Madeline z ulgą wracała do akademii, gdzie nie było żadnych mężczyzn poza nauczycielem tańca, który przychodził raz w tygodniu. Minęła wąski korytarz, trzymając w dłoni pudło na kapelusze. Reszta jej bagażu miała zostać dostarczona na górę później. Weszła do pokoju, w którym mieszkała ze swoją najlepszą przyjaciółką Eleanor Sinclair, i natknęła się w nim na pół tuzina dziewcząt siedzących na łóżkach i w fotelach. Madeline była najstarszą uczennicą akademii panny Allbright, a siedemnastoletnia Eleanor drugą z kolei, młodsze koleżanki często je więc odwiedzały, uważając obie za dojrzałe i światowe. Młode damy zajadały się ciastkami i oglądały jakąś kartkę, którą przekazywały sobie z rąk do rąk. Na widok przyjaciółki Eleanor uśmiechnęła się z radością.
– Jaki okazał się lord Clifton? – zapytała. Tuż przed wyjazdem Madeline powiedziała jej o planowanym spotkaniu z narzeczonym.
– Jeszcze gorszy, niż się spodziewałam – odparła krótko Madeline, podchodząc do wąskiego łóżka, które stało naprzeciwko łóżka Eleanor. Postawiła pudło na kapelusze na podłodze i usiadła na brzegu materaca, modląc się w duchu, by koleżanki już poszły, chciała bowiem porozmawiać na osobności z przyjaciółką.

Przyjazny wzrok Eleanor zapewnił ją, że goście wkrótce wyjdą, ale dziewczęta wciąż rozprawiały z podekscytowaniem.
– Spójrz na niego! – zawołała jedna z nich bez tchu.
– Wyobrażasz sobie, jak by to było spotkać tego mężczyznę?
– Chybabym zemdlała – oświadczyła inna, na co wszystkie zaczęły chichotać.
– Jest najprzystojniejszy…
– Wygląda jak rozbójnik…
– Tak, ma w oczach coś takiego…
Madeline pokręciła głową.
– Na litość boską, co wy oglądacie? – zapytała. Jej ponurość ustąpiła miejsca rosnącej ciekawości.
– Pozwólcie Madeline zobaczyć…
– Ja jeszcze go nie widziałam…
– Proszę, Madeline. – Eleanor podała jej kolorową kartkę. – Dała mi to moja starsza siostra. To najbardziej pożądana ulotka w Londynie. Każdy chciałby ją mieć.

Madeline popatrzyła na obrazek. Im dłużej się w niego wpatrywała, tym większą czuła fascynację. Twarz nieznajomego mogła należeć do króla, kapitana statku, złoczyńcy wyjętego spod prawa… kogoś potężnego… niebezpiecznego. Mężczyzna nie był klasycznie przystojny – rysy miał zbyt ostre, szczupłą twarz o władczym wyrazie, wąskie, przeszywające oczy i szerokie usta rozciągnięte w ironicznym uśmieszku. Na portrecie jego włosy były nieokreślonego brązowego koloru, jednak wydawały się gęste i nieco zmierzwione. Dziewczęta przyglądały się Madeline, czekając, aż się zaczerwieni i zacznie chichotać jak one, nie okazała jednak żadnych emocji.
– Kto to? – zapytała spokojnie.
– Logan Scott – odpowiedziała Eleanor.
– Aktor?
– Tak, właściciel Capital Theatre.
Madeline ogarnęło osobliwe uczucie, gdy znów utkwiła w nim wzrok. Słyszała o tym człowieku, ale nigdy wcześniej nie widziała jego podobizny. Trzydziestoletni Scott był aktorem o międzynarodowej sławie, dorównującym osiągnięciami Davidowi Garrickowi i Edmundowi Keanowi. Niektórzy mówili, że nie osiągnął jeszcze szczytu swoich możliwości. Jedną z jego zalet był głos, który potrafił pieścić ucho niczym aksamit, a zarazem krzesać iskry w powietrzu swoją intensywnością.

Kobiety uganiały się za nim, zafascynowane nie tyle jego wybitnymi rolami romantycznych bohaterów, ile sposobem, w jaki przedstawiał nikczemników. Doskonale zagrał Jagona i Barabasza… bywał wytrawnym uwodzicielem, zdrajcą i manipulatorem, a kobiety go za to uwielbiały. Mężczyzna w sile wieku, atrakcyjny, inteligentny… całkowite przeciwieństwo lorda Cliftona. Madeline poczuła gwałtowną tęsknotę. Logan Scott zamieszkiwał świat, do którego ona nigdy nie będzie należała. Nigdy nie spotka ani tego człowieka, ani nikogo, kto byłby doń podobny… nie będzie flirtować, śmiać się i tańczyć, nigdy nie pozwoli się oczarować czułym słówkom mężczyzny ani pocałunkom kochanka.

Gdy tak wpatrywała się w twarz Logana Scotta, nagle przyszedł jej do głowy dziki, szalony pomysł. Jej dłonie zaczęły drżeć.
– Madeline, co się stało? – zapytała z troską Eleanor, biorąc od niej kartkę. – Zbladłaś, wyglądasz bardzo dziwnie…
– Jestem zmęczona – odparła Madeline, zmuszając się do uśmiechu. Zapragnęła zostać sama; potrzebowała czasu do namysłu. – Ta wizyta w domu była taka męcząca. Chciałabym przez chwilę odpocząć…
– Tak, oczywiście. Chodźcie, dziewczęta, pójdziemy do innego pokoju. – Eleanor taktownie poprowadziła całe stadko do drzwi i przystanęła w progu. – Czy trzeba ci czegoś, Madeline?
– Nie, dziękuję.
– Wiem, że to spotkanie z lordem Cliftonem było dla ciebie ciężką próbą. Żałuję, że nie mogę ci w żaden sposób pomóc.
– Już mi pomogłaś, Eleanor. – Madeline położyła się na boku i przycisnęła kolana do piersi, a prosta szkolna sukienka niemal ją przykryła. Kłębiące się myśli sprawiły, że nie zauważyła cichego wyjścia przyjaciółki.

Logan Scott… mężczyzna, którego apetyt na kobiety był niemal równie legendarny jak talent aktorski. Im dłużej rozmyślała nad swoim dylematem, tym bardziej była przekonana, iż Logan Scott stanowi doskonałe rozwiązanie. Wykorzysta go, pozwoli by ją skompromitował, a wtedy – lord Clifton nie będzie miał innego wyjścia, niż odwołać zaręczyny.
Wda się w romans z Loganem Scottem.
Utrata dziewictwa rozwiąże wszystkie jej problemy. Nawet jeśli miałaby przeżyć resztę życia w niesławie, traktowana przez arystokratyczne towarzystwo jak wybrakowany towar, niech tak będzie. Wszystko lepsze niż małżeństwo z Cliftonem.
Zaczęła snuć gorączkowe plany. Sfałszuje list od rodziców z prośbą o zwolnienie jej ze szkoły semestr wcześniej. Przez kolejne tygodnie w domu będą myśleli, że jest w szkole, a panna Allbright będzie przekonana, że Madeline wróciła do domu, co da jej czas na osiągnięcie celu. Pójdzie do Capitalu i zawrze znajomość z panem Scottem. Kiedy da mu jasno do zrozumienia, że z chęcią zostanie jego kochanką, wszystko na pewno ułoży się po jej myśli. Powszechnie wiadomo, że mężczyźni, niezależnie od tego, jak honorowi się wydają, z rozkoszą uwodzą niewinne młode damy. A mężczyzna o takiej reputacji jak pan Scott z pewnością bez wahania posunie się do grzechu rozpusty.

Gdy już zostanie skompromitowana, wróci do rodziców i przyjmie karę, jaką uznają za stosowne jej wymierzyć. Zapewne zostanie odesłana do krewnych na wsi. Jej postępek zaś wzbudzi w lordzie Cliftonie całkowite obrzydzenie, dzięki czemu Madeline uwolni się wreszcie od jego zalotów. Los, który sobie sama zgotuje, nie będzie łatwy ani przyjemny, nie widziała jednak przed sobą innego wyjścia. Może jednak dola starej panny nie okaże się taka zła, gdy ucichnie już skandal. Będzie miała dużo wolnego czasu na czytanie i naukę, a za kilka lat mama i tato może pozwolą jej podróżować. Zaangażuje się w działalność charytatywną i postara się uczynić coś dobrego dla ludzi gorzej sytuowanych niż ona. Postara się zrobić dobry użytek ze swego życia. Przynajmniej, pomyślała z ponurą determinacją, sama zdecyduje o swoim losie, zamiast pokornie godzić się z tym, co jej narzucają.

 
Wesprzyj nas