Kolekcjonowanie obrazów z przeszłości, zachowanych na zdjęciach, to poważne hobby. Mówi o nim książka opublikowana przez wydawnictwo Arkady.


Stare fotografie. Poradnik kolekcjonera

 
Przytłumione barwy sepii, delikatne retusze, migawki ze świata, którego już nie ma – kto uległ nostalgicznemu czarowi starych fotografii, zachwyci się tą książką.

Zastała napisana z myślą o stale powiększającym się gronie kolekcjonerów i zawiera szczegółowe omówienie technik fotograficznych, poczynając od dagerotypów aż po zdjęcia stereoskopowe, a także sposobów identyfikowania, datowania, konserwacji, przechowywania i eksponowania zdjęć.

Tekst uzupełnia unikatowy materiał ilustracyjny, zaczerpnięty ze zbiorów prywatnych oraz muzeów.

Zenon Harasym
Stare fotografie. Poradnik kolekcjonera
Wydawnictwo Arkady 2012


Przedmowa

Gy na początku lat sześćdziesiątych zaczynałem swoją przygodę z fotografią, nie myślałem o kolekcjonowaniu zdjęć. Fotografia artystyczna pochłaniała mnie wówczas całkowicie. Zainteresowanie fotografią artystyczną ugruntowało się wraz ze wstąpieniem do Związku Polskich Artystów Fotografików i wymagało to rozszerzenia wiedzy nie tylko z zakresu techniki i technologii, ale i historii fotografii.

Z pewnością historia fotografii była tym impulsem, który spowodował, że mój dotychczasowy dystans, z jakim traktowałem dawną fotografię, zaczął znikać. Wzrastało natomiast zainteresowanie obrazem minionej rzeczywistości, tak przecież znakomicie dokumentowanej przez fotografię. Aura towarzysząca starym fotografiom stawała się magnesem coraz bardziej wciągającym mnie w ich kolekcjonowanie.

Trudno dzisiaj powiedzieć, które zdjęcia zapoczątkowały moją kolekcję. Z pewnością były to carte de visite, które przed trzydziestu laty można było kupić na każdym targu staroci za przysłowiowe grosze. Giełdy staroci stały się więc dla mnie podstawowym miejscem poszukiwań. Z napięciem i nadzieją oczekiwałem kolejnych, starając się być tam już o świcie. To poszukiwanie, właściwie polowanie, dostarcza w kolekcjonerstwie największych emocji, niezależnie od tego, czy w jego efekcie znajdzie się coś ciekawego, czy też powróci z pustymi rękami. Niejednokrotnie na przeszkodzie zdobyciu poszukiwanego okazu stała cena, zbyt wysoka jak na moje zasoby finansowe, w innych przypadkach bywałem uprzedzony przez innych łowców starych fotografii.

Chcę tu przytoczyć pewnego rodzaju paradoks, mianowicie gdy z trudem wytropiony obiekt jest np. niezadowalającej jakości lub jego cena wydaje się tak wysoka, że trudno zdecydować się na zakup, to małe są szanse na to, iż kiedyś znów napotka się podobny okaz. Natomiast gdy mimo wszystko dokona się tego zakupu, to w krótkim czasie natrafi się na egzemplarz w lepszym stanie i to za cenę o wiele niższą. Z doświadczenia mogę dodać, że sprawdza się to dość często. Nie należy jednak ślepo trzymać się tej zasady i mimo że niekiedy niełatwo opanować emocje, to wiedza i rozsądek winny decydować o zakupie.

Warto też niekiedy kupić coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się mało warte, a po dokładniejszym zbadaniu może okazać się wartościowym okazem w kolekcji. Z takim przypadkiem miałem do czynienia przed wieloma laty. Na jednej z giełd staroci kupiłem za niewielką cenę cztery fotografie umieszczone w zniszczonym passe-partout przedstawiające gejsze w rożnych strojach. Przeleżały wiele lat w mojej szufladzie. Dopiero gdy zacząłem pisać tę książkę, dotarłem do stosownej literatury i okazało się, że są to fotografie wykonane w XIX w. przez barona Raimonda Stillfrieda von Rathenitza, jednego z nielicznych europejskich fotografów działających w Japonii. Dzisiaj fotografie te stanowią ozdobę mojej kolekcji.

Każdy kolekcjoner ma swoje marzenie, pragnie zdobyć upragniony obiekt do swoich zbiorów. Ja również przez wiele lat szukałem dagerotypów, wreszcie otrzymałem ten pierwszy i to w prezencie od nieżyjącego już Billa Rodgersa (USA), wobec którego mam dług wdzięczności – nie do spłacenia. Mimo że kolekcjoner to samotny myśliwy, to z czasem rodzi się potrzeba kontaktu z innymi osobami o podobnych zainteresowaniach, aby wymieniać doświadczenia, porównywać zbiory, a często tylko porozmawiać.

Brak w Polsce zorganizowanego ruchu kolekcjonerskiego był tu niestety znaczną przeszkodą. Z pomocą przyszedł mi Helmut Kleinsteuber, który przez wiele lat sponsorował moje członkostwo w Club Daguerre (Niemcy) – i za to, jak i za wieloletnią przyjaźń chcę mu serdecznie podziękować. Pozwoliło mi to nie tylko poznać i zaprzyjaźnić się z wieloma kolekcjonerami, ale ciągle uzupełniać swoje wiadomości i wzbogacać kolekcję.

Innym utrudnieniem, na które napotkałem w ciągu wielu lat mojej pasji, był brak właściwej literatury w języku polskim. Niestety stan ten utrzymał się do tej pory. Mam nadzieję, że książka ta przynajmniej w części zdoła tę lukę wypełnić i będzie przydatna kolekcjonerom.

 
Wesprzyj nas