Biografia Joan Crawford autorstwa Charlotte Chandler to całkiem nowe, świeże spojrzenie na jedną z największych gwiazd Hollywood.


Joan CrawfordKsiążka stanowi podsumowanie wielu rozmów, przeprowadzonych z Joan Crawford i osobami z jej najbliższego otoczenia, między innymi jej pierwszym mężem, Douglasem Fairbanksem Jr., i jej młodszą córką, Catchy.

W końcu lat 50. Joan Crawford wyszła za mąż po raz czwarty. Związała się z Alfredem Steelem, właścicielem PepsiCo. Po jego śmierci została członkiem zarządu korporacji i zajęła wychowaniem czworga adoptowanych dzieci. Powróciła na ekrany w 1962 r. w makabrycznym, ale bardzo udanym filmie „Co się zdarzyło Baby Jane”, w którym partnerowała jej Bette Davis, zapomniana gwiazda lat 30. i dawna rywalka Crawford w wyścigu do sławy.

Choć pojawiała się na ekranach jeszcze w drugiej połowie lat 70. stopniowo wycofywała się z aktorstwa i pogrążała w uzależnieniu od alkoholu. Biografia napisana przez Charlotte Chandler stanowi wierny portret Joan Crawford – utalentowanej, pięknej gwiazdy i wrażliwej kobiety.

Charlotte Chandler jest autorką wielu biografii reżyserów i aktorów, między innymi Ingrid Bergman, Bette Davis, Marleny Dietrich, Katharine Hepburn i Mae West, a także Federico Felliniego, Alfreda Hitchcocka, Groucho Marxa i Billy’ego Wildera. Jest członkinią zarządu Film Society of Lincoln Center (Stowarzyszenie Filmowe Centrum Lincolna) i aktywnie działa na rzecz zachowania dziedzictwa filmowego.

Charlotte Chandler
Joan Crawford
Tytuł oryginału Not the girl next door. Joan Crawford, A Personal Biography
Przełożył Łukasz Praski
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Premiera: 11 czerwca 2013


„Ludzie liczą na to, że zobaczą Joan Crawford, a nie zwykłą dziewczynę z sąsiedztwa. Jeżeli chcą zobaczyć zwykłą dziewczynę z sąsiedztwa, niech idą do sąsiadów”.
Joan Crawford

PROLOG
– Byłam z Douglasem w Pickfair – opowiadała mi Joan Crawford. – To był jeden z tych wspaniałych wieczorów, gdy Douglas senior i Mary Pickford przyjmowali gości, żeby obejrzeć z nimi nowy film, zanim trafi do kin. Wzięłam ze sobą robótkę, chcąc zająć czymś ręce, bo bardzo się denerwowałam. W Pickfair zawsze czułam się nieswojo. Nie piłam, ale i tak nie mogłabym utrzymać nawet szklanki wody, bo drżały mi ręce i nie chciałam, żeby ludzie to zauważyli. Mogłam siedzieć i oglądać film na ekranie albo przyglądać się reakcjom Charliego Chaplina, który siedział metr ode mnie. Film jeszcze się nie zaczął, bo Douglas był z ojcem w łaźni parowej.

Nagle weszła jakaś kobieta i przysiadła się do Chaplina. Zwróciłam uwagę na jej piękne ręce. Białe i gładkie. Z pewnością nie umyła w życiu ani jednego naczynia. Miała na sobie prześliczną bluzkę, z żabotem, zakładkami i marszczeniami. Ja się tak nie ubierałam, ale ta bluzka ogromnie mi się podobała. Pomyślałam, że chyba trudno się pierze… Wtedy stanął mi przed oczami obraz z dzieciństwa, z czasów, kiedy pracowałyśmy z matką w pralni, która równocześnie była naszym domem. Moją matkę zasłaniał stos rzeczy i widziałam tylko jej drobne, czerwone i szorstkie ręce. Przez chwilę nawet czułam te wszystkie okropne zapachy – ługu, rozpuszczalnika, wybielacza, tłuszczu i pary. Aż zrobiło mi się niedobrze.

Wspomnienie nie trwało na szczęście długo i znów byłam w pięknym Pickfair w otoczeniu cudownego zapachu kwiatów, drogich perfum, samej świeżości i czystości. Cieszyłam się, że jestem daleko od pralni i jej woni. Pamięć bywa bardzo dziwna, pomyślałam. Byłam z pewnością jedyną osobą w Pickfair, która miała takie wspomnienie.

WSTĘP
Żeby mieć szczęśliwe życie, najważniejsze to nie wiedzieć, jak się skończy – powiedziała Joan Crawford. – Taka wiedza to najgorsza rzecz, jaka może się komuś przytrafić.
Jadłyśmy razem lunch; Joan towarzyszył długoletni przyjaciel i agent prasowy John Springer. Właśnie zapytał Joan, czy miałaby ochotę na deser, choć po niezliczonych wspólnych lunchach z góry znał odpowiedź.
– Nie, dziękuję, Johnny – odparła. – Jak wiesz, nigdy, prawie nigdy nie pozwalam sobie na deser. Zawsze odsuwam talerz, dopóki jedzenie wygląda jeszcze cudownie.
– Ja z kolei najbardziej nie mogę się doczekać zakończenia posiłku – wyznał Springer – którym, mam nadzieję, będzie crème brûlée.
– Mnie bardzo smakuje ta pyszna sałatka – powiedziała Joan. – Jem wspaniały posiłek, mam wspaniałe życie i nie czekam niecierpliwie na koniec ani jednego, ani drugiego.
Springer umilkł na chwilę, zaskoczony nieoczekiwanym tokiem jej myśli. Potem rzekł:
– Twoje życie było niezwykłe i nadal takie będzie!
– Och, Johnny, nie znam przyszłości. Miałam cudowne życie, jakiego nie mogłabym sobie wymarzyć, a nawet wyobrazić. Ale o przyszłości wiem jedno: jestem bardzo dumna ze swoich filmów, z niektórych bardziej niż z innych, ale przynajmniej z każdego jestem trochę dumna. To moja przeszłość i przyszłość. Filmy pozostaną na zawsze. Tego nic nie może zmienić.

Jej przekonanie opierało się na pewności, że jej spuścizna filmowa i wizerunek wielkiej gwiazdy mają swoje miejsce w dziejach kina, przynajmniej dopóki ludzie będą się nim interesować. Nie wiedziała jeszcze o książce, którą po jej śmierci miała opublikować jej córka.
– Naprawdę zależy mi na tym, co ludzie myślą nie tylko za mojego życia, ale i potem – mam nadzieję, że w dalekiej przyszłości.
– Nie ma drugiej aktorki o tak niepodważalnej sławie jak twoja – powiedział Springer.
– Czy to dotyczy też Bette? – spytała z uśmiechem Joan.
– Obie macie trwałe miejsce w historii – odrzekł Springer.
– Powiem ci, co mnie łączyło z Bette – powiedziała Joan. – Nasze role zniechęcały mężczyzn. Kiedy robiłyśmy Baby Jane, Bette przyznała mi się, że jest „absolutnie oczarowana” Franchotem [Tone’em], który zrobił z nią Kusicielkę [Dangerous], ale Franchot i ja byliśmy już wtedy poważnie zaangażowani. To dowodzi, że Bette i ja miałyśmy naprawdę dobry gust, jeżeli chodziło o mężczyzn. Franchot twierdził, że uważał Bette za dobrą aktorkę, ale nigdy nie myślał o niej jako o kobiecie. Nasze małżeństwo nie trwało długo, choć przeżyliśmy razem kilka cudownych lat. Nie oddałabym ich za nic. Potem pozostaliśmy przyjaciółmi aż do jego śmierci.

Bette i ja grałyśmy silne kobiety i sądzę, że to miało wpływ na nasze prawdziwe relacje z mężczyznami. Obsadzano mnie w takiej roli na ekranie i w życiu. Przypuszczam, że to ze względu na mój podbródek i oczy, cechy fizyczne, które nie miały nic wspólnego ze mną, tylko z moimi genami. Przywiązywałam dużą wagę do postawy ciała. Może dlatego, że byłam tancerką, ale też chciałam wydawać się wyższa niż w rzeczywistości. Zawsze podnosiłam głowę, żeby mieć tyle wzrostu, ile mam, plus coś jeszcze. Mam swoje słabości. Oczywiście, że mam. Na ekranie każą mi emanować pewnością siebie, której w życiu mi brakuje. Często czuję się bezbronna. Sam zresztą wiesz, Johnny, że na samą myśl o tym, że miałabym gdzieś wystąpić w roli samej siebie, zmieniam się w kłębek nerwów. Zawsze bardzo się starałam, może za bardzo. Od dzieciństwa zanadto się przejmowałam, co myślą inni ludzie – moja rodzina, moi mężczyźni, dzieci i publiczność.
– Nie znam nikogo, kto bardziej niż ty przejmowałby się swoimi wielbicielami – powiedział Springer.
– Czasem ludzie wypytują mnie, dlaczego tak kocham swoją publiczność – odrzekła Joan. – Bo to nie wytwórnia uczyniła mnie gwiazdą. Dała mi tylko szansę, żebym mogła nią zostać. Zostałam gwiazdą dzięki publiczności. Nigdy nie zapomnę, ile jej zawdzięczam. Dlatego nigdy mnie nie męczy odpowiadanie na listy widzów, nawet jeżeli muszę pracować ponad szesnaście godzin, nawet jeżeli mam to robić w przerwach między ujęciami na planie filmowym albo w drodze do studia rano, albo w drodze do domu wieczorem.

W hali zdjęciowej nie słyszymy braw jak aktorzy występujący na scenie, więc moimi brawami są prośby o autograf i listy od wielbicieli. Jako aktorka uwielbiam aplauz, bo w końcu gram nie tylko dla siebie. Nie chciałam jednak występować na scenie. Kochałam kino, więc listy, miliony listów, tak, to brawa dla mnie. Zgadniesz, na ile listów odpowiedziałam?
Springer przecząco pokręcił głową.
– Sama nie wiem – powiedziała Joan – ale na dziesiątki tysięcy.
– Nie potrzebujesz agenta prasowego.
– Potrzebuję cię jako przyjaciela i agenta prasowego. Wizerunek gwiazdy jest niezmiernie ważny. Wydaje mi się, że moi widzowie przychodzą na film, żeby marzyć, żeby się ze mną identyfikować, zwłaszcza w dawniejszych filmach. Nie przychodzą przyglądać się brodawkom ani piegom. Szkoda, że zgodnie z obecnym trendem często pozbawia się nas blasku. My, aktorki, jesteśmy coś winne publiczności, ale prasa musi nam pomóc. Prasie trzeba przypominać, że gwiazda to żywy człowiek. Twoje zadanie polega na współpracy z prasą. Musisz znać dziennikarzy, rozumieć, czego potrzebują, i starać się im to dać. To właśnie agent prasowy taki jak ty ma robić dla gwiazdy. Życie sławy wygląda dziś inaczej niż kiedyś, zwłaszcza za sprawą fotografów.

Koniecznie trzeba znaleźć jakiś sposób, żeby zachować odrobinę prywatności i strzec jej, jeżeli nie chce się oszaleć. Kiedyś bardziej nas szanowali, a teraz fotoreporterów jest o wiele, wiele więcej! Nie lubię zdjęć robionych z ukrycia w pełnym słońcu, które pokazują moje piegi. Nigdy ich nie liczyłam. Próbowałam, ale straciłam rachubę. Nawet kiedy wychodzę z domu, staram się wyglądać jak Joan Crawford. Czuję, że jestem to winna choćby portierowi. Kiedyś usłyszałam, jak powiedział komuś z dumą: „W moim budynku mieszka Joan Crawford”. Jeżeli więc nie mogę wyglądać jak Joan Crawford, nie wychodzę z domu. Moja publiczność zasługuje na wszystko, co mogę jej dać najlepszego, a daję wszystko, co mam. Jeżeli ktoś mnie zobaczy, ważne, żeby zobaczył Joan Crawford. Dlatego zawsze bardzo starannie się ubieram, nawet gdy idę wyrzucić śmieci.

Umówiliśmy się na ten lunch, żebym mogła zostać przedstawiona Joan Crawford i przeprowadzić z nią wywiad do tej książki. Miałam szczęście, bo ufała swojemu przyjacielowi, Johnowi Springerowi, wierzyła w każdą jego sugestię i rozmawiała z nim otwarcie w mojej obecności. Potem jeszcze kilka razy zjedliśmy razem lunch. Następnie pojechałam, by spotkać się z nią w jej mieszkaniu w nowojorskim Imperial House na Upper East Side. Przywitała mnie przy wejściu, sama otwierając drzwi. Miała na sobie czarną, obcisłą sukienkę, naszyjnik z brylantami i brylantowe kolczyki. Nienagannie ułożona fryzura i staranny makijaż świadczyły o dużej dbałości o szczegóły. Miała czarne buty, dokładnie takie, jakie nosiła na filmach – nie na szpilkach, ale na wysokim, grubym obcasie z misternym paskiem – buty tancerki. Kiedy wspomniałam o pięknej sukience, powiedziała:
– Ludzie liczą na to, że zobaczą Joan Crawford, a nie dziewczynę z sąsiedztwa. Jeżeli chcą zobaczyć dziewczynę z sąsiedztwa, niech idą do sąsiadów.

Zobaczyłam podłogę wyłożoną parkietem, białe ściany i nowoczesną kanapę z fotelami w żółtym kolorze. Wnętrze zdobiły bujne rośliny doniczkowe i świeże gardenie, a także cenna stara biała chińska porcelana. Joan zaprowadziła mnie do salonu i wskazała miejsce na kanapie, z której najpierw zdjęła plastikową osłonę. Obok na stoliku stał jej Oscar. Joan przeprosiła mnie na chwilę i wyszła do kuchni. Wróciła z tacą krakersów z mięsem krabów, serc palmowych na grzance, maleńkich ciasteczek z czarną fasolą, serem i krakersami.
– Smakołyki z mojej ulubionej restauracji brazylijskiej – powiedziała, stawiając przede mną tacę na stoliku.
Znów wyszła i wróciła z porcelanowym dzbankiem herbaty i filiżankami do kompletu. Zdjęła plastikową osłonę i usiadła obok mnie na żółtym fotelu. Zauważyła, że przyglądam się jej dużemu księgozbiorowi.
– Przeczytałam wszystkie – powiedziała. – No, może nie wszystkie, ale większość. Zawsze uwielbiałam książki. Wiele z nich dostałam od autorów, z ich autografami. Tę na stoliku podpisał mi Noël Coward. Pod oknem stało biurko, przy którym codziennie spędzała wiele godzin, sumiennie odpisując na korespondencję. Leżały tam dziesiątki listów, wyłącznie od wielbicieli, jak mi powiedziała, równiutko ułożonych według kolejności, w jakiej nadeszły. Joan twierdziła, że nie chce mieć zaległości. Bo ludzie czekają.
– Może większości z nich niezbyt na tym zależy, ale na pewno kilka osób czeka na moją odpowiedź i będą rozczarowani, jeżeli będą musieli czekać za długo.
Na biurku dostrzegłam też parę scenariuszy.
– Ciągle dostaję jeszcze propozycje z filmu i telewizji, ale żadna mi się nie podoba. Nigdy nie zrobiłabym niczego, co w moim przekonaniu naruszyłoby wizerunek Joan Crawford.

Nalewając herbatę do filiżanek, zachęciła mnie, żebym się poczęstowała przekąskami z tacy. Kiedy nałożyłam sobie trochę na talerz, położyła mi jeszcze kilka. Sama wzięła tylko dwa krakersy, które ledwie skubnęła.
– Myślę, że role, które grałam, zwłaszcza Mildred Pierce, wpłynęły na mój obraz jako człowieka. Takie ciekawe role mają swoją cenę i wielu ludzi, zamiast docenić talent aktorski, zaczyna myśleć, że aktorka naprawdę jest tą postacią! Zawsze chciałam odnieść taki sukces, aby publiczność zapomniała, że jestem aktorką. I tak się stało, ale zapłaciłam za to. Widzowie mylą mnie z bohaterką, którą zagrałam. Prawdę mówiąc, sama rola Mildred zasługiwała na Oscara. To prawdziwy przykład filmu noir.
– W filmach noir głównym bohaterem jest raczej mężczyzna niż kobieta – zauważyłam. – Mildred Pierce to bardziej femme noir.
– Świetne określenie! – wykrzyknęła. – Jeżeli go użyję, zawsze powołam się na ciebie. Dałam Mildred Pierce coś z siebie, ale jestem aktorką. Nie jestem Mildred Pierce. Nie udzielił mi się jej charakter.
Pogłaskała swojego Oscara po głowie.
– Zwykle nie trzymam go tutaj, ale pomyślałam, że chciałabyś go zobaczyć. Słyszałam, jak aktorzy mówią, że wieczorem zabierają swoje postacie do domu. Czytałam, że są aktorki, które grając jędze, obawiają się, że mogą przenieść do domu ich osobowość. W swoje role wchodziłam bardzo głęboko, ale nigdy nie na tyle, żebym nie umiała ich oddzielić od prawdziwego życia. Uwielbiałam grać jędze i wydaje mi się, że w każdej kobiecie siedzi kawałeczek jędzy. Zresztą w każdym mężczyźnie też. Mildred była jedną z najlepszych ról, jakie dostałam. Zdobyłam za nią Oscara. – Z dumą uniosła statuetkę. – Nie należę do tych aktorów, którzy lekceważąco mówią, że trzymają Oscara w łazience. Długo marzyłam o Oscarze. Myślałam, że byłoby cudownie mieć go w domu. I jest. Oscar to mężczyzna, który mnie nigdy nie zostawi. Pewnego dnia to ja będę go musiała opuścić.

Gdyby ktoś miał opowiedzieć moją historię, mógłby rzec, że za największą swoją słabość uważałam nieustanną potrzebę miłości. W dzieciństwie jej nie doświadczyłam i przez całe życie szukałam miłości, pragnąc jej jak dziecko. Znalazłam miłość z Douglasem, ale w końcu przetrwała tylko przyjaźń. Potem jeszcze kilka razy przeżywałam wielką, prawdziwą, romantyczną miłość, ale najtrwalsza okazała się miłość do publiczności. Gdy byłam bardzo młoda, za każdym razem chciałam sprawić przyjemność każdemu widzowi. Taki miałam cel i dawałam z siebie wszystko, aby go osiągnąć. Dopiero później nauczyłam się, że nie sposób zadowolić każdego. Cieszę się, że sprawiłam przyjemność tak wielu. Ważne, żeby pamiętać ludzi. Szczycę się tą umiejętnością. Pamiętam setki, może więcej nazwisk, nie dlatego, że to mi przychodzi naturalnie – wręcz przeciwnie. Nie sądzę, żebym miała wrodzony talent do zapamiętywania nazwisk, ale uważałam, że powinnam włożyć w to wysiłek. Zauważyłam, ile to znaczy dla osób w wytwórni, dla członków ekipy, nawet dla wielbicieli. Widziałam, jak się z tego cieszą, a ja cieszyłam się, że jednak potrafię.

Lubię pamiętać o ludziach przy szczególnych okazjach. Jestem pewna, że dla niektórych to nie znaczy wiele, ale jeżeli przyniosło to radość choć jednej samotnej osobie, uważam, że było warto. Zadzwonił telefon i Joan odebrała, mówiąc zmienionym głosem:
– Halo? [pauza] Nie, jestem tylko pokojówką pani Crawford. Wyjechała i nie wiem, kiedy wróci. [pauza] Dziękuję za telefon. Do widzenia.
Odłożyła słuchawkę i wróciła do rozmowy ze mną.
– Miałam ogromne szczęście, że mogłam znaleźć to, co chciałam robić i co umiałam robić. Od dzieciństwa marzyłam o tańcu, chciałam zostać najlepszą tancerką. Wiele małych dziewczynek o tym marzy, ale moje marzenie się spełniło. Kiedyś skaleczyłam się w stopę, długo nie mogłam chodzić, lecz wcale nie myślałam o chodzeniu, tylko o tym, że nie będę mogła tańczyć. Chyba nie potrafię opisać, co czułam, tańcząc, ale gdy leżałam w łóżku, kulawa, czując się kulawo, popatrzyłam przez okno i ujrzałam ptaki. Sprawiały wrażenie, jakby latanie dawało im poczucie wolności, tak jak mnie taniec. Prawdziwe uniesienie! Stopy w tańcu i skrzydła w locie wydawały się niemal tym samym.

Dokądkolwiek chciałam w życiu pójść, szłam tanecznym krokiem. Wytańczyłam sobie Hollywood, tańcząc, trafiłam w ramiona MGM i w ramiona Douglasa. Dzięki tańcowi zostałam aktorką. To niezwykle ważne, aby mieć możliwość poznania świata i siebie, mieć okazję się sprawdzić. Sprawdziłam się, przeprowadziłam na sobie test – i zdałam. Dziwne. W miarę jak dorastałam, czułam się coraz bliższa małej Billie Cassin, którą kiedyś byłam, i swojemu dzieciństwu. Billie wciąż mocno we mnie tkwi, a w swoim głosie słyszę jej głos, zwłaszcza gdy coś mnie denerwuje. Nie zawsze postępowałam w życiu właściwie, ale wiele osób popełniłoby więcej błędów, gdyby mieli tyle okazji do popełnienia błędów co ja. Gdybym w młodości wiedziała to wszystko co teraz, chyba kilka razy zachowałabym się mądrzej. Ale może nie miałabym tyle szczęścia i w ogóle nic by mi się nie udało? Nie, nie zmieniłabym niczego, bo bałabym się, że zmienię wszystko.

Uważam, że trzeba próbować pozostać otwartym wobec życia. Jeżeli ktoś daje się ponieść złości i goryczy, to robi krzywdę przede wszystkim sobie. Nie mogę powiedzieć, że zawsze udaje mi się postępować według tej zasady, ale się staram. Na szczęście z początku nie wiedziałam, że nawet jeżeli jest się najlepszym, nie ma żadnych gwarancji, że się do czegoś dojdzie. Dobrze, że nie wiedziałam, jak nikłe miałam szanse, gdy zaczynałam, bo może bym zrezygnowała. Ale dwie rzeczy przemawiały na moją korzyść. Po pierwsze, wierzyłam, że będę szczęśliwa, jeżeli uda mi się zarabiać na życie tańcem. Nie rozumiałam, że to nie może trwać zawsze. Nie uwierzysz, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, że kiedyś mogę przestać być młoda. Pojęcie przemijania młodości dla mnie nie istniało. Po drugie, nie miałam wyboru. Nie było nikogo, kto by mnie utrzymywał, musiałam więc coś robić, a nie umiałam robić dobrze zbyt wielu rzeczy. Mogłam się skupić na jednym. Kiedy ktoś ma za dużo zainteresowań i możliwości, sama konieczność podjęcia decyzji kosztuje go dużo energii.

– Wolisz Nowy Jork od Los Angeles? – zapytałam już przy wyjściu.
– Teraz tak – odparła. – W Los Angeles jest za dużo duchów.
Joan zaproponowała, żebym wzięła jedno z jej pudełek zapałek. Były białe z elegancko wytłoczonym jej imieniem i nazwiskiem, tak jak na papeterii. Pudełka miały nietypowy połysk. Wzięłam jedno.
– Weź więcej – zachęcała. – Mam ich mnóstwo.
Zgodziłam się i wzięłam kilka. Przy pożegnaniu roześmiała się. Nie wiedziałam dlaczego. W windzie obejrzałam zapałki. Zdałam sobie sprawę, że Joan śmiała się, przewidując moją reakcję. Na wewnętrznym skrzydełku były wypisane drukowanymi literami dwa słowa: „Kurwa mać!”.

 
Wesprzyj nas