W grudniu na rynku księgarskim ukaże się książka „Bajarz krakowski – Baśnie, legendy, opowieści i wiersze o dawnym i współczesnym Krakowie” adresowana do najmłodszych czytelników.


Bajarz krakowski okładka

 
W „Bajarzu krakowskim” to, co stare, uświęcone tradycją, splata się z tym, co nowe, współczesne, znane dzieciom. Mała Tosia słucha legend i opowieści dziadka o żółtej ciżemce, Nawojce, lajkoniku, ale także o balonie unoszącym się nad Wisłą, o rzeźbie głowy, która stoi na Rynku. Na kartach książki pojawiają krakowscy żacy, kupcy i mieszczki oraz maszerujące jamniki, paradujące smoki, a nawet Brama Floriańska i Barbakan spacerujące ze sobą pod rękę! Osobną część poświęcono życiu królowej Jadwigi: opowieści o najważniejszych wydarzeń z biografii świętej przeplatają się w niej z pięknymi wierszami.

Książka została zadedykowana wszystkim babciom i dziadkom, którzy lubią opowiadać i czytać swoim wnukom.

O autorach
tekst: prof. Alicja Baluch – literaturoznawca, krytyk i pisarka. Należy do krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jest autorką wielu tomików poetyckich, zbiorów opowiadań oraz książek dla dzieci i nastolatków.
ilustracje: Kazimierz Wasilewski – ilustruje książki dla dzieci, od wielu lat współpracuje z Wydawnictwem Skrzat. Jest m.in. autorem wizerunku skrzata Jagódki.

Alicja Baluch
Bajarz krakowski
Wydawnictwo Skrzat
Premiera: 12.12.2012
Magazyn Modny Kraków objął książkę patronatem medialnym.

***

Zaloguj się i skomentuj. Pośród autorów komentarzy losujemy nagrody książkowe.
Zobacz więcej informacji


„Bajarz krakowski” – Alicja Baluch (fragment)
Bajarz krakowski
W piaskownicy na Plantach pod Wawelem bawiła się mała Tosia, której pilnował dziadek Antoni. Czasem wnusia nazywała go Bajarz, bo był mistrzem w opowiadaniu i czytaniu bajek, bajdurek, bajd i recytowaniu, a nawet układaniu wierszyków. Teraz patrzył uważnie, co dziewczynka buduje, chwalił ją, a czasem doradzał, jak sobie ma poradzić z rozsypującym się piaskiem.
– Przyklep łopatką boki tej góry – mówił, a Tosia kopała w piasku z zapałem.
W końcu Tosia wybudowała w piaskownicy wysoki kopiec, a w nim tunel, a raczej jamę. Na czubku udało się jej ulepić z wilgotnego piasku szpic.
– To jest wieża – oznajmiła Tosia, a dziadek powiedział, żeby otoczyła całość tej budowli piaskowym murem. Oboje uznali, że to będzie ich mały Wawel i Tosia usiadła na ławce obok dziadka, żeby odpocząć.
– A gdzie masz drugi butek? – zdziwił się dziadek, patrząc na nóżki dziewczynki. – Pewnie zakopał się w piasku…
I dziadek zaczął rozgrzebywać łopatką ciepły piach, ale nigdzie nie było pantofelka Anulki.
– Nie martw się, nie martw – pocieszał wnuczkę dziadek. – Może go porwała wrona i zaniosła swoim dzieciom do gniazda.
– Po co małym wronom mój bucik? – dziwiła się Tosia.
– Bo znają słynną historię żółtej ciżemki i też chcą mieć taki pantofelek.
– Dziadziusiu, opowiedz! – prosiła Tosia, słusznie się domyślając, że to wstęp do jakiejś ciekawej historii…

O Wicie Stwoszu, ołtarzu mariackim i żółtej ciżemce

Dziadek Antoni wziął wnusię na barana, bo przecież Tosia nie mogła iść tylko w jednym buciku, i poszedł Plantami w stronę Rynku. Po drodze opowiedział jej o Wawrzusiowej ciżemce, opisanej w książce Antoniny Domańskiej Historia żółtej ciżemki.
– Wawrzuś Skowronek – mówił dziadek – to był mały, utalentowany chłopiec z podkrakowskiej wsi, który pięknie rzeźbił figurki w drewnie. Uczył się, a raczej terminował u samego mistrza Wita Stwosza. Pewnego razu królewicz Kazimierz, zachwycony rzeźbami artysty i talentem małego Wawrzka, dał chłopcu w podarku własne złocistożółte ciżemki. Ależ się Wawrzuś cieszył!
Nadszedł wielki dzień dla mistrza Wita i wszystkich krakowian. Już ustawiono rusztowania – będą montować ołtarz mariacki! Ciężka praca wre od rana, Stwosz wszystko nadzoruje. Już stoją główne figury, już dopasowano drzwi, bo ołtarz może się otwierać i zamykać, już widać, jakie to arcydzieło, gdy nagle… „Jak to się mogło stać?! Kto nie dopilnował?! Do kroćset!!!” – krzyki mistrza Wita słychać na Rynku. Jednemu z apostołów brak w rękach pastorału.
– Co to takiego, dziadziusiu, ten pastorał?
– Pastorał, Tosiu, to zagięta laska, którą noszą biskupi.
– Acha, no to opowiadaj, opowiadaj dalej!
– No więc tak: Wit Stwosz pokrzykiwał, czeladnicy rozbiegli się przerażeni, tylko Wawrzuś nie stracił głowy. „Mistrzu – mówi – ja mu tę laskę włożę w dłonie”. „Ale jak, dziecko, przecież rusztowania już zdjęte. Nic się nie da zrobić!” A musisz wiedzieć, Tosiu, że Wawrzuś, zanim znalazł się w Krakowie, występował w trupie wędrownych cyrkowców. Odebrał zdenerwowanemu rzeźbiarzowi pastorał i zwinnie jak wiewiórka wspiął się po elementach ołtarza, wysoko, wysoko… aż pod samo kościelne sklepienie. „Spadnie – szeptano – runie w dół, nic z niego nie zostanie”. Sam Wit Stwosz zaciskał pięści przerażony. Ale Wawrzuś szybko się uwinął i lęku po nim nie było widać. Tylko że… chyba mu się musiała noga poślizgnąć, a gwałtowny ruch sprawił, że ze stopy zsunęła mu się ukochana żółta ciżemka.
Kiedy zszedł na dół, w jego oczach widać było łzy. „Cóż to, chłopcze? Dumny jestem z ciebie!” – powitał go Stwosz, ale tego dnia Wawrzusia nie cieszył już ani podziw zgromadzonych dla jego odwagi, ani sukces twórcy ołtarza. Płakał, bo zgubił bucik, a był on drogą pamiątką po zmarłym królewiczu Kazimierzu – świętym. Drugą ciżemkę zachował więc na zawsze i traktował jak najdroższy skarb.

– Ty też – dodał dziadek – masz teraz tylko jeden bucik, może schowamy go na pamiątkę?
– A po co? – zainteresowała się dziewczynka.
– No wiesz, na pamiątkę dzisiejszego spaceru. Teraz jesteś podobna do powieściowego Wawrzusia, też straciłaś but, ale za to dowiedziałaś się o tym chłopcu i o przepięknym ołtarzu mistrza Wita Stwosza. To co? Kupimy ci w sklepie nowe sandałki, a potem pójdziemy spacerkiem przez Stare Miasto. Może będziesz chciała posłuchać innych historii?

 
Wesprzyj nas