Wszystko wskazuje na to, że Francuzi posiedli sekret znakomitego wychowywania dzieci. Tak, by one same świetnie się czuły na świecie, a ich rodzice byli odprężeni i zrelaksowani. Sekret ten postanowiła odkryć dziennikarka Pamela Druckerman, dzieli się nim z czytelnikami w książce „W Paryżu dzieci nie grymaszą”.

W Paryżu dzieci nie grymasząPamiętacie „Przygody Mikołajka”? Jeśli tak to zapewne nie umknęło waszej uwadze, że świat dzieci i świat dorosłych przenikały się, ale wciąż pozostawały dwoma odmiennymi światami. Mały łobuziak był kreatywny i samodzielny. Płatał figle, ale jednocześnie szanował dorosłych i respektował wyznaczone przez nich zasady. Rozumiał, że są rzeczy przeznaczone dla dzieci i inne – dla starszych, do których trzeba dorosnąć.

Taka na przykład wizyta w restauracji – nobilitujące i rzadkie zdarzenie, które stanowiło wyczekiwaną nagrodę i oznaczało, że chłopiec wkracza w kolejny etap swego życia, mogąc towarzyszyć rodzicom w eleganckim posiłku. Miał zatem na co czekać! „Czy to możliwe, że skłanianie dzieci do oczekiwania na nagrodę – co jest powszechne wśród Francuzów z klasy średniej – naprawdę czyni je spokojniejszymi i odpornymi na stres?” – odpowiedź, między innymi, na to pytanie pojawia się, już z dala od powyżej wspomnianej powieści, a mianowicie w książce „W Paryżu dzieci nie grymaszą”.

Nie bez przyczyny wspominam wizytę Mikołajka w restauracji. Także od przygody nad elegancko nakrytym stołem zaczyna bowiem swoje rozważania Pamela Druckerman, amerykanka w Paryżu. Jej kilkunastomiesięczna córka Bean, podczas stołowania się w restauracji rzuca jedzeniem, drze serwetki, przewraca naczynia z przyprawami i krzyczy. Tymczasem dzieci francuskie, bo rzecz dzieje się we Francji, zachowują się spokojnie i grzecznie. Jedzą z apetytem, nie wszczynają wrzasków, reagują już na same prośby rodziców, nie ma więc potrzeby by dochodziło do poleceń czy rozkazów, nie mówiąc już o krzykach. W Pamieli Druckerman obserwacja ta wzbudziła chęć odkrycia sekretu co też francuscy rodzice robią takiego, że ich pociechy zachowują się niczym małe aniołki podczas gdy amerykański styl wychowania skutkuje zachowaniami dzieci, jakie z trudem znoszą ich najbliżsi, nie mówiąc już o obcych ludziach zmuszonych do obserwowania histerycznych scen.

Tymczasem dzieci francuskie zachowują się spokojnie i grzecznie. Jedzą z apetytem, nie wszczynają wrzasków

Pisarka podjęła więc dziennikarskie śledztwo w poszukiwaniu prawdy o dobrym rodzicielstwie i, co okazało się w trakcie, także o dobrym dzieciństwie. Niby to oczywiste, że dzieci które marudzą, awanturują się i płaczą, robią tak bo nie czują się dobrze. A jednak wciąż nie brakuje rodziców, którym wydaje się, że to niemożliwe by maluchowi czegokolwiek brakowało lub cokolwiek doskwierało: przecież starają się o jego dobre samopoczucie tak bardzo! Ksiązką Paneli Druckerman jest także o tym co wynika z owego starania się za bardzo.

Wróćmy teraz na chwilę do Mikołajka. Ktoś powie – to przecież fikcja literacka! A jednak nierzadko krytycy i recenzenci podnosili ów fakt, że autorom, w zabawnych historyjkach, udało się znakomicie sportretować życie francuskich rodzin i realia francuskiego dzieciństwa. Wnioski jakie płyną z lektury „W Paryżu dzieci nie grymaszą” natychmiast przywodzą na myśl określone sceny z książek o małym urwisie, jego kolegach i ich rodzicach. Po pierwsze – i być może najistotniejsze, tak samo dla dzieciaków stworzonych przez duet Gościny i Sempe jak i dla prawdziwych dzieci we współczesnej Francji, rodzice są autorytetem, osobami które wyznaczają cadres – ramy właściwych zachowań. Nie służącymi, reagującymi na każde skinienie dziecka, nie nadzorcami nie wypuszczającymi go z rąk, ale kimś ważnym i poważnym. Kimś, kogo opinia i ocena jest istotna i warto o nią zabiegać.

Sytuacja kiedy to nie rodzic dwoi się i troi by spełnić wszystkie zachcianki malucha, ale to maluch stara się by dorosły był z niego dumny jest kluczowa dla ustalenia właściwych relacji na linii rodzic-dziecko. Nad czym ubolewa Pamela Druckerman, w Ameryce sytuacja wygląda odwrotnie: to dziecko dyktuje warunki, a rodzice robią co mogą by je „uszczęśliwić” w ogóle nie zdając sobie sprawy, że w rezultacie takich działań mają wielkie szanse na wychowanie istotny nie tylko uciążliwej dla otoczenia, ale i – niestety – nieszczęśliwej, nie radzącej sobie z trudnymi sytuacjami i własnymi emocjami. Druckerman w swojej książce bardzo dokładnie wyjaśnia na czym ten mechanizm polega.

A zaczyna swą opowieść już od przygotowań do narodzin dziecka. Prowadzi czytelnika od chwil następujących po narodzinach potomka, przez jego pierwsze noce w nowym domu, po żłobek, a dalej kolejne i kolejne etapy rozwoju. Omawia różne teorie dotyczące wychowania dzieci ze wskazaniem ich autorów, a zatem czytelnik szczególnie zainteresowany nie będzie miał problemu ze znalezieniem tych prac. Wyjaśnia jak to możliwe, że dzieci wychowywane na modłę amerykańską mają ogromny problem z samokontrolą, a wychowywane po francusku potrafią nie tylko spokojnie zajmować się swoimi sprawami, ale też zaczekać kiedy sytuacja tego wymaga. „Francuscy rodzice wcale nie spodziewają się, że ich dzieci będą milczące, ponure i posłuszne. Po prostu nie uważają, żeby mogły się one dobrze bawić, jeśli nie potrafią nad sobą panować” – pisze.

Francuskie wychowanie, wbrew pozorom wcale nie służy ograniczaniu dziecka, ale daje mu, między innymi, umiejętności swobodnego zachowywania się

I w tym tkwi sedno: francuskie wychowanie, wbrew pozorom wcale nie służy ograniczaniu dziecka, ale daje mu, między innymi, umiejętności swobodnego zachowywania się, łatwego dopasowania się do nowego otoczenia, bycia lubianym i oczekiwanym gościem w każdym miejscu. Trudno się nie zgodzić, że takie dziecko spotka już od najwcześniejszych lat znacznie więcej miłych i dobrych sytuacji niż małego upiora, który bez przerwy krzyczy i marudzi odczuwając lek i stres, z którymi rodzice nie nauczyli go sobie poradzić, narażając się tym samym na potępieńcze spojrzenia i uwagi innych ludzi.

Nie mam wątpliwości, że „W Paryżu dzieci nie grymaszą” dostarczy wielu rodzicom niewyczerpanych inspiracji i podpowiedzi jak poradzić sobie z powszechnymi problemami wychowawczymi (bo nie da się przeoczyć, że wychowanie amerykańskie ma wiele wspólnego z obowiązującym w Polsce modelem bezstresowego wychowania, które zakłada, że dzieci mogą wyłazić na głowę komu chcą – a wychowanie francuskie stoi w opozycji do jednego i drugiego), bo to z jednej strony ciekawy poradnik, z drugiej wciągająca powieść obyczajowa, a ponad tym dobrze napisany portret współczesnego francuskiego społeczeństwa. Może się jednak okazać, że owo idealne wychowanie nie sprawdziłoby się ani w Ameryce ani w Polsce, a tylko we Francji właśnie. Trzeba bowiem wielopokoleniowej praktyki i ogólnego braku społecznej akceptacji dla pewnych działań (takich jak chociażby nieustanne nadzorowanie dzieci albo natychmiastowe uleganie każdemu ich kaprysowi – powszechne wśród młodych rodziców i w Stanach i w Polsce) by pewne zasady mogły sprawnie funkcjonować z pożytkiem tak dla dzieci, jak dla rodziców.

Znakomicie ilustruje to opisany w książce przykład wspólnego weekendu dwóch par: amerykańskiej i francuskiej z dziećmi w Santa Barbara. Francuzi, będący gośćmi nie mogli pojąć jak to możliwe, że w domu amerykańskich znajomych tak naprawdę rządzą dzieci: przerywają dorosłym rozmowę w pół słowa i jedzą co chcą i kiedy chcą, a ich rozbrykanie i krnąbrność w ogóle nie spotykają się ze sprzeciwem rodziców. Byli też przerażeni faktem, że ich pociechy natychmiast zaczęły powielać te, niedopuszczalne ich zdaniem, zachowania. Cóż więc z tego, że postaramy się dobrze wychować nasze dzieci, jeśli wszędzie dookoła napotkają one zasady zgoła odmienne?

Niemniej, co także w oczywisty sposób wyłania się z obserwacji Pameli Druckerman, świetne dzieci, mają szansę wyrosnąć tam, gdzie opiekę nad nimi sprawują naprawdę świetni rodzice. Na wszelki wypadek reformy można zacząć od siebie.

Wanda Pawlik

Pamela Druckerman
W Paryżu dzieci nie grymaszą
Wydawnictwo Literackie
Premiera polskiego wydania – 13 czerwca 2013

 

 

 
Wesprzyj nas