Łamiący tabu kryminał o detektywie-muzułmaninie, który by dojść do prawdy, nie waha się działać poza prawem.


OpactwoAsh Rashid jest byłym detektywem wydziału zabójstw, który nie może znieść myśli o poprowadzeniu następnego śledztwa w sprawie morderstwa. Za rok zakończy służbę w policji na dobre. Taki ma przynajmniej plan, do momentu gdy w domku gościnnym jednego z najbogatszych obywateli w mieście zostaje znalezione ciało jego siostrzenicy. Koroner stwierdza, że dziewczyna zmarła z przedawkowania, ale coś w tej sprawie nie gra. Wbrew rozkazom, Ash wszczyna własne śledztwo, by znaleźć mordercę, ale im dłużej szuka, tym bardziej wplątuje się w sprawę, a ta coraz mocniej dotyka jego życia. Jeżeli nie rozwiąże zagadki szybko, siostrzenica może nie być jedynym członkiem rodziny, którego będzie musiał pochować.

Fenomen wydawniczy – powieść wydana w formie elektronicznej, która osiągnęła status bestsellera na liście “New York Timesa”, a na samym Amazonie sprzedała się w nakładzie przekraczającym 500 tysięcy egzemplarzy.

Chris Culver trafił na listę Najbardziej Poczytnych Autorów “New York Timesa”. Kiedy nie pisze, lubi spędzać czas, spacerując po lesie, pływając kajakiem i, ku konsternacji żony, grając w gry wideo. Wcześniej był wykładowcą filozofii na małym uniwersytecie w południowym Arkansas, obecnie mieszka wraz z żoną w St. Louis w stanie Missouri.

Chris Culver
Opactwo

Tytuł oryginalny: The Abbey
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 11.09.2012


Opactwo
Chris Culver

Fragment rozdziału pierwszego

1

Nie cierpiałem powiadamiania najbliższej rodziny. Większość ludzi domyślała się, po co przyszedłem, gdy tylko otwierali drzwi. Udawali wtedy dzielnych i silnych, ale prawie wszyscy byli załamani. Widziałem to w ich oczach. Patrząc na mnie, domyślali się jeszcze czegoś – że później wrócę do domu, jak gdyby nic się nie stało. Może przytulę rodzinę troszkę mocniej niż zwykle, ale życie będzie dla mnie biegło dalej zupełnie normalnie. Większość nienawidziła mnie za to, co musiałem im przekazać, a ja nie mogłem ich winić. Wiara muzułmańska mówiła mi, że ucieczka od ich spojrzeń w alkohol jest obrazą w oczach Allacha, ale miałem to gdzieś, póki picie pomagało mi spać bez koszmarów.

Zaparkowałem służbowego forda crown victorię obok skrzynki pocztowej przed domem siostry i wziąłem głęboki oddech. Zastygłem, gdy oblała mnie znajoma fala niepokoju. Kiedy się do tego zadania zgłosiłem, od razu wiedziałem, że czeka mnie jedna z tych nocy, które będę musiał zapomnieć, ale dopiero teraz rzeczywiście to odczułem. Miałem wrażenie, jakby drut kolczasty rozdzierał mi trzewia.

Wysiadłem z samochodu. Moja siostra mieszkała z mężem w czterystumetrowym, zabytkowym domu, w którym pomieściliby się wszyscy moi krewni i powinowaci. Jako mieszkaniec mniej zamożnej dzielnicy i mniejszego domu cieszyłem się, że tak jednak nie jest. Mój szwagier, Nassir, uśmiechnął się, kiedy otworzył frontowe drzwi, ale zesztywniał, gdy nie odwzajemniłem uśmiechu.
– Co się stało? – zapytał.
– Za chwilę porozmawiamy – powiedziałem. – Gdzie Rana?
– W kuchni – odparł, nie zdejmując dłoni z mojego ramienia. – Wejdź.

Wszedłem, a Nassir zamknął za mną drzwi. Parter domu wyglądał tak, jak zwykle wyglądają dobrze utrzymane zabytkowe domy. Pokoje były przestronne i jasne, a klepki parkietów, równe i czyste, pokrywała głęboka patyna, jaką można uzyskać tylko dzięki osiemdziesięciu latom pastowania i froterowania. Nassir na wpół prowadził, na wpół pchał mnie w głąb głównego korytarza aż do kuchni na tyłach domu. Rana stała przed kuchenką gazową na tyle dużą, że byłaby zupełnie na miejscu w kuchni któregoś z hoteli w Las Vegas. W powietrzu unosił się zapach czosnku i drożdży.
– Ash. – Uśmiechnęła się do mnie. – Myślałam, że wychodzicie dzisiaj wieczorem z Hannah na miasto.
– Taki był plan – potwierdziłem. – Chciałbym, żebyście oboje usiedli. Musimy porozmawiać.

*
Nassir i Rana przyjęli wiadomość tak spokojnie, jak można by po nich oczekiwać. Nie rozpłakali się przede mną, ale powiedzieli, że chcieliby zostać sami. Gdybym jednak pojechał do domu, musiałbym powiedzieć żonie, dlaczego anulowałem plany związane z naszą rocznicą ślubu. Jakoś jeszcze nie mogłem się na to zdobyć. Pojechałem więc do biura. Nie przydzielono mnie tej sprawy, ale miałem w departamencie przyjaciół, więc po przyjeździe znalazłem na biurku plik zdjęć i notatek. Na ich widok skręciło mnie w żołądku.

Zapoznałem się z chronologią zdarzeń. Zgłoszenie odebrano o szóstej wieczorem. Zwłoki kobiety w wieku około szesnastu–osiemnastu lat znaleziono w domku gościnnym jednego z najzamożniejszych obywateli Indianapolis. Pierwszy funkcjonariusz na miejscu zdarzenia sprawdził tętno, ale go nie wyczuł. Zgłosił prawdopodobne zabójstwo i wtedy właśnie trybiki poszły w ruch. Pół godziny później na miejscu uwijało się pięciu techników kryminalistycznych, a detektyw Olivia Rhodes przepytywała potencjalnych świadków.

Przewertowałem fotografie. Wszystkie ponumerowane i opisane. Kilka pierwszych przedstawiało szerokie ujęcia miejsca zdarzenia. Fotograf pstryknął zdjęcia kuchni z szafkami z jasnego klonu i pokoju dziennego z telewizorem, fotelami i stołem bilardowym. Na blacie obok kuchenki stały w wazonie cantedeskie, ulubione kwiaty mojej siostrzenicy; żona i ja wysyłaliśmy jej zawsze na urodziny.

Rachel, moja siostrzenica, leżała pośrodku pokoju. Jej skóra była blada, co wskazywało, że krew już odpłynęła, zbierając się pod spodem. Przyciśnięte do boków ramiona nadawały jej wygląd leżącego na baczność żołnierza. Wpatrywałem się w zdjęcie przez chwilę ze ściśniętym żołądkiem. Nie zasłużyła sobie na to.

Przejrzałem kilka następnych zdjęć – kuchni i pokoju. Dzięki nim można było lepiej się zorientować, jak wyglądało miejsce zbrodni, ale mnie akurat nie bardzo to interesowało. Zatrzymałem się przy zdjęciach mojej siostrzenicy. Fotograf zaczął od szerszych kadrów, rejestrując położenie ciała, a potem fotografował ciało z bliska – od stóp do głowy. Nie widać było żadnych zewnętrznych obrażeń, nie zauważyłem też żadnej kałuży krwi. Była w tym pewna pociecha. Niestety, nawet bez czytania raportu z oględzin miejsca zbrodni wiedziałem, że zwłoki umieszczono tam już po śmierci.

Przerzuciłem stos zdjęć, aż znalazłem to ze zbliżeniem szyi. Rachel miała na sobie błękitną koszulkę polo z rozpiętym kołnierzykiem. Na szyi nie dopatrzyłem się śladów duszenia, ale dolny guzik przy kołnierzyku oderwano tak, że pozostały po nim tylko dwie nitki. Detektyw prowadząca śledztwo mogła nie przywiązywać do tego wagi, ale to było niepodobne do Rachel. Bardzo dbała o swój ubiór. Nie założyłaby tej koszulki, zanim nie przyszyłaby guzika.

Usiadłem wygodniej i przewertowałem kilka następnych zdjęć, aż zobaczyłem to, które przedstawiało pas i biodra. Rachel miała na sobie dżinsową spódnicę z guzikami zamiast suwaka z przodu. Guziki były krzywo zapięte, więc fałd materiału ocierałby się nieprzyjemnie o brzuch. Rachel by tego sobie nie zrobiła.

Przeglądałem dalej fotografie, aż natrafiłem na jedną, której nie rozumiałem. Był na niej po prostu dywan. Zdezorientowany, sięgnąłem po dołączone do zdjęć notatki i znalazłem właściwy opis. Fotograf starał się uchwycić ślady na dywanie. Spojrzałem na zdjęcie raz jeszcze i wytężyłem wzrok, aż zobaczyłem dwie długie smugi tam, gdzie włosy dywanu zostały przygładzone w jedną stronę. Rachel przytaszczono na miejsce tak, że stopami szorowała po podłodze.
Poczułem, jak żółć podpływa mi do gardła.

Wpatrywałem się w zdjęcie jeszcze przez chwilę. Dobrze, że nie widziałem go, zanim odwiedziłem siostrę. Przyjechałem prosto z domu, więc nie umiałem powiedzieć jej o śmierci córki zbyt wiele. Prawdopodobnie tak było lepiej.

Reszta zdjęć skupiała się na czymś dziwnym, na szklanej fiolce wielkości cygara pełnej brunatnoczerwonego płynu. Technik napisał w notatce, że leżała na stoliku w jednej z sypialni. Kiedy wziął ją do skatalogowania, płyn wewnątrz okrył szklaną ściankę niczym syrop. Na krawędzi fiolki był ślad różowej szminki, który zdawał się pasować do pomadki Rachel.
W co ty się wpakowałaś, kochanie?

 
Wesprzyj nas