W reporterskiej książce „Hartland. Pieszo przez Amerykę” Wolfgang Büscher zawarł relację z podróży od północnej do południowej granicy Stanów Zjednoczonych. Owocem jego wędrówki jest melancholijny portret kraju i jego mieszkańców.

Hartland. Pieszo przez AmerykęNiemiecki dziennikarz Wolfgang Büscher postanowił przejść pieszo przez środek Stanów Zjednoczonych począwszy od North Portal, przejścia granicznego z Kanadą, aż po most na Rio Grande prowadzący z amerykańskiego Brownsville do meksykańskiej miejscowości Matamoros. Książka „Hartland. Pieszo przez Amerykę” jest rezultatem tej podróży, wynikiem niespiesznej i wnikliwej analizy, na jaką pozwolił autorowi przyjęty sposób przemieszczania się i poznawania kolejnych miejsc wraz z ich mieszkańcami. Ten zaskakująco dogłębny reportaż daje czytelnikowi możliwość zobaczenia prawdziwego oblicza USA bez makijażu i autopromocyjnych zabiegów, bogactwa i blichtru wielkich metropolii, modnych i ekscytujących, nie dających jednak wyobrażenia o tym, czym tak naprawdę jest ów wielki kraj.

„Nigdy dotąd nie byłem w kraju, o którym byłbym tak dobrze poinformowany – i naładowany taką ilością obrazów” – pisze Wolfgang Büscher na początku swojej opowieści. W pewnym sensie ta uwaga dotyczy nas wszystkich. Amerykańska popkultura i przemysł, tak skutecznie dystrybuowane na całym świecie, kształtują nasze postrzeganie tego kraju, pozwalając odnieść wrażenie, że coś o nim wiemy. Książka „Hartland” uzmysławia, że tak naprawdę nie wiemy nic. Büscher przyznaje, że choć do swej wędrówki przygotował się bardzo solidnie, to i jego rozległa wiedza teoretyczna „okazała się niewarta funta kłaków”, stanowiła „rzeczywistość z trzeciej ręki”, tylko fragmentarycznie spójną z obrazem wynikającym z osobistego doświadczenia.

Ameryka Büschera to melancholijny pejzaż małych siedlisk ludzkich rozsianych z rzadka pośród bezkresnych prerii, samotnych domostw, widmowych miast – takich jak tytułowy Hartland – zakładanych przed wielu laty przez osadników gnanych marzeniami o lepszym życiu. To ziemie ciągnące się całymi kilometrami aż po horyzont, spowite nastrojowym światłem monotonne pejzaże, tak odmienne od urozmaiconych europejskich widoków. Spelunki, przydrożne bary, trailery-mieszkalne przyczepy, podupadłe warsztaty samochodowe i motele. Nie ma tu nic z barwnej, różnorodnej Ameryki tak chętnie prezentowanej przez filmowców. Z relacji Büschera wyłania się surowy kraj twardych ludzi niewiele różniących się od ich przodków pionierów zasiedlających przed laty ziemie odebrane rdzennym mieszkańcom. Do tego rozdziału w dziejach Ameryki reporter często powraca wplatając w narrację opowieści z przeszłości, także tej niechlubnej.

„Hartland” urzeka mistrzostwem formy. Büscher bezbłędnie nad nią panuje utrzymując czytelnika w stałym napięciu od pierwszej do ostatniej strony tekstu.

„Hartland” urzeka mistrzostwem formy. Büscher bezbłędnie nad nią panuje utrzymując czytelnika w stałym napięciu od pierwszej do ostatniej strony tekstu. Nie ma tutaj dłużyzn, jakie ze względu na temat książki, spodziewaną monotonię pieszej wędrówki, mogłyby się zdarzyć. Nie ma nadmiaru informacji ani ich niedostatku. Historia odwiedzanych miejsc, fakty z przeszłości przywoływane przez autora płynnie przeplatają się z teraźniejszością. Plastyczność opisów pozwala czytelnikowi podróżować ramię w ramię z autorem, ich objętość nie dociera do punktu, w którym mogłyby stać się nużące. Wiele mówi to o umiejętności selekcjonowania danych, cnocie dziennikarstwa w starym stylu. Jest i inna cnota: Wolfgang Büscher jest, a jakoby go nie było, co charakteryzuje reportaż uczestniczący najwyższej próby. Pozwala czytelnikowi obserwować i doświadczać swoimi oczami, z wirtuozerią przekształca w zdania własne odczucia i spostrzeżenia, ale jego osoba nad nimi nie dominuje. To książka o Ameryce i jej mieszkańcach, a nie o przeżyciach mężczyzny w podróży, co dla odbioru tekstu ma fundamentalne znaczenie.

Kraj widziany z perspektywy piechura i autostopowicza nie przypomina wcale miejsca dającego przybyszom nieograniczone możliwości i obietnicę spełnienia „American Dream”. Büscher właściwie przez cały czas podróży znajduje się w samym środku bezkresnej nicości. Przydrożne motele często są zamknięte, warsztaty samochodowe straszą rdzą, puby pozbawione szyldów kryją się w blaszanych szopach, a przestrzenie zdające się nie mieć końca przystosowane są do potrzeb samochodów, jeśli w ogóle do czegokolwiek. Refleksyjny piechur jest najbardziej egzotycznym z możliwych zjawisk, nie witają go wcale szerokie uśmiechy i przyjazne pozdrowienia. Zatem? Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Agnieszka Kantaruk

Wolfgang Büscher, Hartland. Pieszo przez Amerykę, Przekład: Katarzyna Weintraub, Seria: „Orient Express”, Wydawnictwo Czarne, Premiera: 17 kwietnia 2013
 
 

Hartland. Pieszo przez Amerykę

 
Wesprzyj nas