Autorka bestsellerowego „Jednego z nas” powraca z kolejną reporterską opowieścią. Jak poznać życie codzienne w Państwie Islamskim? Należy sięgnąć po “Dwie siostry”.


Dwie siostryNorwesko-somalijskie nastoletnie siostry opuszczają Norwegię i zaczynają nowe życie w… Syrii. Obie po zawarciu małżeństwa z bojownikami ISIS przeniosły się do Raqqa. Tam rodzą dzieci i prowadzą dom.

Książka Åsne Seierstad to ich historia, ale opowiedziana w niecodzienny sposób.
To relacje osób, które znają obie dziewczyny – rodziców, rodzeństwa, przyjaciół, kolegów z klasy, nauczycieli i przywódców religijnych.

Autorka przytacza rozmowy prowadzone przez bohaterki przez Facebook, Twitter i inne media społecznościowe.

Z twittów, rozmów i wspomnień wyłania się świat więcej niż zdumiewający…

Åsne Guldahl Seierstad (ur. 10 lutego 1970 w Oslo, Norwegia) – norweska dziennikarka-wolny strzelec i pisarka, najbardziej znana dzięki relacjom o życiu codziennym w strefach działań wojennych (Kabul po 2001, Bagdad w 2003 i zrujnowane miasto Grozny w 2006). Åsne Seierstad studiowała na Uniwersytecie Oslo, gdzie z powodzeniem ukończyła rusycystykę, iberystykę i historię filozofii. W latach 1993-96 była reporterką gazety Arbeiderbladet w Rosji, a w 1997 roku w Chinach. W latach 1998-2000 pracowała dla państwowej telewizji NRK, dla której relacjonowała sytuację w Kosowie. Następnie była reporterką w Afganistanie, Iraku, Czeczenii, zajmowała się także zamachami z 11 września. Pierwszą książkę napisała o Serbii, druga, Księgarz z Kabulu, stała się międzynarodowym bestsellerem, a opowiada o tym, jak Seierstad mieszkała u afgańskiej rodziny w Kabulu po upadku talibów w 2001 roku. Dalsze książki to relacje z trzymiesięcznego pobytu w Bagdadzie przed wybuchem wojny w 2003 roku i pobytu w Czeczenii po ostatniej tamtejszej wojnie.

Åsne Seierstad
Dwie siostry
przełożyła Iwona Zimnicka
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 4 kwietnia 2018
 
 

Dwie siostry


Od autorki

“Dwie siostry” to literatura faktu.
Opiera się na przekazach świadków. Sceny zbudowane zostały na podstawie relacji osób w nich uczestniczących, czasami kilku różnych, kiedy indziej tylko jednej.
Opisy myśli bohaterów wynikają z ich opowieści o własnych odczuciach w danej sytuacji.
Niektóre osoby zdecydowały, że nie pomogą mi przy tworzeniu tej książki. Zostały one przedstawione na podstawie swoich działań, źródeł pisemnych oraz relacji innych osób na ich temat.
Dla słów arabskich zastosowano uproszczony system transkrypcji International Journal of Middle East Studies1. Czynię odstępstwa od tej zasady w wypadku niektórych arabskich nazw własnych, mających już ustaloną pisownię w językach zachodnich.
E-maile i SMS-y cytowane są w dużej mierze bez poprawek. W zamieszczonych w nich słowach arabskich zachowałam ortografię nadawców.
W celu dokładniejszego zapoznania się z przyjętą metodą pracy odsyłam do posłowia na końcu książki. Znajduje się tam również słowniczek wyrażeń z kręgu kultury islamu oraz literatura przedmiotu.

Część pierwsza

Rzekł Prorok o męczennikach:
Dusze ich są w zielonych ptakach, które budują gniazda w latarniach pod tronem Boga i swobodnie żywią się owocami Raju. Pan widzi je i pyta, czy czegoś pragną. Odpowiadają: „Czegóż miałybyśmy pragnąć? Bierzemy przecież z Ogrodu to, na co nam przyjdzie ochota”. Pan spytał jeszcze raz, a gdy zadał to pytanie po raz trzeci, odpowiedziały: „Panie, pragniemy, byś odesłał nasze dusze na powrót do naszych ciał, abyśmy mogły jeszcze raz oddać życie dla Ciebie”. Gdy Bóg zobaczył, że niczego więcej nie pragną, pozwolił im pozostać w Raju.
Powiedział Abd Allah Ibn Masud, zmarły około roku 650
Po śmierci wszyscy powrócimy do Allaha, lecz walczmy wszyscy o powrót do Allaha jeszcze za życia.
Umm Hudayfah alias Ayan, 10 października 2013 roku

Zerwanie

Piętrowe łóżko stało na środku pokoju. Wysoka balustrada z pomalowanych na biało metalowych rurek chroniła osobę śpiącą na górze przed sturlaniem się na podłogę. Zasłane kolorową pościelą, dzieliło pokój na dwie części. Przy drzwiach stało biurko, obok krzesło i szafa. Po drugiej stronie była komoda, a także okno wychodzące na trawnik, a dalej na blok z czerwonawej cegły, identyczny jak ich. Parapet znajdował się tak nisko, że łatwo dawało się jednym krokiem zeskoczyć wprost na trawę. Na meblach wisiały kartki z literami starannie wypisanymi najpierw ołówkiem, potem poprawionymi niebieskim flamastrem: „Łóżko”. „Okno”. „Krzesło”. „Stół”. „Szafa”. „Drzwi”. Zaklejona karteczkami była też tapeta nad komodą. „Duży”, „mały”, „wysoki”, „niski”, „ciepły”, „zimny”, „bogaty”, „biedny”. Arabskie litery zostały pracowicie wykaligrafowane, najwyraźniej przez osobę początkującą, często były bowiem poprzestawiane. Tłumaczenia na norweski zapisano z zachowaniem właściwej ortografii, lecz niedbale, słabo widocznym ołówkiem.
To młodsza z sióstr, ta, do której należało górne łóżko, ponaklejała te karteczki. Zdobiły one nie tylko pokój dziewcząt, wisiały w całym mieszkaniu: „Lampa”. „Kanapa”. „Zasłona”. „Półka”. Kurs arabskiego zaczynał się od rzeczy przyziemnych, ale cel miał wzniosły – czytać i rozumieć Koran, w takiej formie, w jakiej został objawiony Prorokowi Mahometowi.
„Ja”. „On”. „My”. „Ja jestem”. „On jest”. Allahu akbar. „Bóg jest wielki”. „Bóg jest większy”. „Poprowadź nas właściwą drogą!”
W ten październikowy poranek Leila zsunęła się z górnego łóżka wcześniej niż zwykle. Włożyła suknię do ziemi i poszła do matki, która krzątała się po przylegającej do pokoju dziewcząt kuchni. W tej rodzinie to Sara była na nogach najwcześniej. Wysuwała się z łóżka i stąpała po podłodze jak najciszej, żeby nie zbudzić Sadiqa. On wstawał dopiero wtedy, gdy jego ciału zaczynało brakować ciepła żony, gdy łóżko stygło i czuł, że marznie.
Sara stała zamyślona przy nakrytym do śniadania stole. Zaskoczona spojrzała na córkę, która tydzień wcześniej skończyła szesnaście lat. Leila była podobna do ojca, szczupła, wysoka, o długich, smukłych kończynach.
– Mogę ci pomóc wyszykować chłopców – zaproponowała matce.
– A nie idziesz dzisiaj do szkoły?
– Idę. Pomyślałam tylko, że może przydałoby ci się jakieś wsparcie…
– Nie, zajmij się sobą, z chłopcami sama dam sobie radę.
W przeciwieństwie do starszej siostry, która już przejęła część domowych obowiązków, Leila rzadko ofiarowała się z pomocą. Ojciec nazywał ją Zaspaną Królewną.
Sara wyminęła córkę i weszła do pokoju chłopców, sześcioletniego Isaqa i jedenastoletniego Jibrila. Obudziła ich dotykiem miękkich matczynych palców, młodszemu pomogła się ubrać, a potem zagoniła ich do kuchni. Sadiq już stał przy kuchence.
Fasolę ugotował poprzedniego wieczoru. Drobno posiekana cebula, skwiercząc, szkliła się na oliwie, jeszcze dwa zmiażdżone ząbki czosnku, trochę więcej oliwy, pokrojona w paski czerwona papryka i przyprawy, żeby całość nabrała koloru. Teraz dołożył fasolę i zmniejszył temperaturę, odczekał chwilę, po czym zmiksował całość ręcznym mikserem. Przełożył purée na półmisek i polał oliwą, malując nią złote kręgi w brunatnej masie.
Isaq i Jibril, ciągle zaspani, usiedli na krzesłach. Zaczęli zanurzać w paście fasolowej kawałki chleba i wkładać je do ust. Isaq jak zwykle nabrudził. Jibrilowi ani jeden okruszek nie upadł poza talerz.
Leila krążyła wokół stołu, na którym stał również dzbanek czarnej herbaty z kardamonem.
– Nie usiądziesz? – spytał ojciec.
– Nie. Poszczę – odparła szesnastolatka.
Ojciec więcej nie pytał. Leila i starsza siostra, Ayan, która teraz zajęła łazienkę, pilnie przestrzegały postów. Kobiety miały zakaz odprawiania rytuałów religijnych, gdy były nieczyste, więc dziewczęta, kiedy tylko mogły, nadrabiały stracone dni. Pościły najchętniej w poniedziałki i w czwartki, bo wówczas pościł Prorok Mahomet. Tego dnia był czwartek.
Ostatni ramadan okazał się wielkim wyzwaniem, w tym roku miesiąc postu wypadł w lipcu, kiedy słońce zachodziło dopiero po dziesiątej i wstawało zaledwie kilka godzin później. Długo trzeba było obywać się bez jedzenia i bez picia. Teraz, w październiku, podczas zu al-hidżdża – miesiąca pielgrzymki – dziewczęta znów pościły, a poza tym modliły się częściej. To była najświętsza pora w kalendarzu muzułmańskim, najlepszy czas na hadżdż – pielgrzymkę do Mekki. Dobre uczynki liczyły się teraz bardziej niż w ciągu całego roku W kuchni pojawił się opasany ręcznikiem Ismael, wiekowo zajmujący wśród rodzeństwa miejsce między Ayan a Leilą. Szedł do łazienki, gdzie Ayan akurat skończyła się myć. Jeśli natykał się na siostry, gdy paradował półnagi, starał się na niby z nimi zderzać. „Przestań! – krzyczały wtedy. – Mamo, on nam dokucza!”
Troje nastolatków w rodzinie – dziewiętnastoletnia Ayan, osiemnastoletni Ismael i szesnastoletnia Leila – odsunęło się od siebie. Zdaniem sióstr brata interesowały wyłącznie spotkania z kolegami, trening i gry komputerowe. Dziewczęta wstydziły się, że Ismael nie chodzi do meczetu. Zwracano na to uwagę. „Nie jesteś muzułmaninem!”, krzyczała na niego Ayan i prosiła matkę, żeby wyrzuciła go z domu. Nie mogła przecież mieszkać z kimś, kto się nie modli.
– Jest po prostu zagubiony – próbowała tłumaczyć go Sara.
– Wyrzuć go!
– Latem zabiorę go do imama w Hargejsie – mówiła matka uspokajającym tonem. – Poproszę imama, żeby odprawił nad nim modły, porozmawiał z nim…
To Ayan zwykle wszczynała kłótnie. Leila jedynie sekundowała siostrze. Ale poprzedniego wieczoru, kiedy Ismael po powrocie do domu z treningu chciał odstawić torbę w przedpokoju, podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję.
– Ismael! Stęskniłam się za tobą!
– Co? Przecież wyszedłem tylko na dwie godziny.
– A gdzie byłeś?
– Na treningu.
– Co ćwiczyłeś?
– No… Tors. Klatkę piersiową i ramiona.
Ach, te dziewczyny! Leila tak długo się na niego złościła, a teraz nagle zapałała miłością.
Ismael wciągnął dżinsy i koszulę, a potem dołączył do reszty rodziny. Otworzył lodówkę, na której dziewczęta oprócz karteczki ze słowem thallaja – „lodówka” po arabsku, nakleiły mądrości przyniesione z Islamic Cultural Centre Norway. Na zielonej naklejce – z naddartymi rożkami, jakby ktoś usiłował ją zerwać – widniał napis: „Allah nie patrzy na twoją zamożność i dobytek, patrzy na twoje serce i czyny”. Na fioletowej: „Kto wierzy w Allaha i Dzień Ostatni, nie powinien dokuczać sąsiadowi, powinien być szczodry wobec gości i mówić prawdę, która jest dobra, a poza tym milczeć. (Np. powstrzymywać się od nieprzyzwoitych, wulgarnych rozmów, od obmawiania, kłamstwa, rozsiewania plotek itp.)”.
Ismael zrobił sobie przy blacie trzy kanapki z makrelą w pomidorach na chlebie z pełnego przemiału. Osiemnastolatek dbał o spożywanie odpowiedniej ilości białka i twierdził, że rodzice używają za dużo oliwy, a gotowaniem i smażeniem zabijają cenne składniki pokarmowe. Chciał się odżywiać czysto, zdrowo i prosto, nie lubił somalijskich mieszanek przypraw.
Usiadł przy stole z rodziną i lekko szturchnął młodszych braci. Isaq odpowiedział mu głupią miną i uderzeniem zaciśniętej pięści, Jibril tylko się odsunął i warknął, żeby starszy brat przestał.
– Pozwól chłopcom zjeść w spokoju – włączyła się Sara.

Poranek powoli się rozjaśniał, ale do ukazania się słońca ponad dachami domów na wschodzie wciąż jeszcze pozostawało trochę czasu.
Sadiq był na zwolnieniu. Bark, na który spadła mu skrzynka w magazynie Coca-Coli, ciągle bolał. W przyszłym tygodniu wybierał się do fizjoterapeuty, do którego skierował go NAV2. Myśli niespokojnie krążyły mu po głowie. Już dawno nie miał żadnych wieści od matki, która została w Somalilandzie. Czyżby chorowała? Postanowił jeszcze dzisiaj do niej zadzwonić.
Trzasnęły drzwi szafy, coś ciężkiego przesunęło się w pokoju dziewcząt. Ayan wiosną tego roku skończyła szkołę średnią i teraz pracowała na zlecenie jako asystentka osób starszych, „potrzebujących praktycznej pomocy w życiu codziennym”, jak zapisano w jej umowie. Ten rok przerwy w nauce przed podjęciem studiów miała wykorzystać na zastanowienie się nad tym, co chce robić dalej.
Wyszła z sypialni z walizką.
– Po co ci to? – spytał Sadiq.
– Aisha chce pożyczyć. – Ayan spojrzała na ojca. – Wyjeżdża.
Córki często pożyczały różne rzeczy albo wymieniały się nimi z przyjaciółką mieszkającą niedaleko. Czasami prosiły ojca, żeby podrzucił je do niej samochodem. Sadiq zastanawiał się, co mają w plastikowych torbach, które woziły tam i z powrotem. Tłumaczyły, że u Aishy zepsuła się pralka, więc biorą do prania jej rzeczy. Aisha była o parę lat starsza od Ayan i wróciła do matki i sióstr z maleńkim dzieckiem, kiedy porzucił ją mąż.
Ayan też nie zamierzała jeść śniadania. Zaciągnęła walizkę do przedpokoju. Podeszła do lustra przy drzwiach wejściowych i tam owinęła hidżabem kręcone włosy.
Najstarsza córka odziedziczyła rysy matki. Pięknie sklepione czoło, miękkie okrągłe policzki, głęboko osadzone oczy. Hidżab naciągnęła tak, aby nie wymknął się spod niego ani jeden włos, na to narzuciła dżilbab, coś w rodzaju tuniki z kapturem, a na koniec obszerną pelerynę. W przedpokoju zrobiło się tłoczno. Jibril stał gotowy, Isaq usiłował wcisnąć stopę w but.
– Musisz rozwiązać sznurowadła – pouczył go Sadiq.
– Nie umiem – poskarżył się sześciolatek.
Ojciec stwierdził, że wszystkiego w życiu dotyczy ta sama zasada:
– Rusz głową, a nie mięśniami!
Najmłodszy był takiej samej budowy jak Sara i Ayan, krępej i mocnej, natomiast pozostała trójka była szczupła i smukła jak ojciec. Sadiq przykucnął, żeby rozsupłać splątane sznurowadła.
Ayan pierwsza opuściła dom.
– Cześć! – rzuciła, uśmiechając się do rodziny.
Drzwi się za nią zatrzasnęły. Kiedy wyszła, zabierając walizkę, w przedpokoju zrobiło się luźniej. Teraz miejsce przed lustrem zajęła Leila i zaczęła wykonywać identyczne gesty jak siostra. Po zawiązaniu hidżabu zarzuciła na ramię szkolny plecak.
– Podwieźć cię? – spytał ojciec, wciąż siłując się ze sznurowadłami Isaqa.
Leila, kiedy zaczynała lekcje o tej samej porze co młodsi bracia, zwykle jechała razem z nimi, chociaż do szkoły położonej po drugiej stronie torów kolejki miała zaledwie kwadrans piechotą.
– Nie, dziękuję – powiedziała.
Ojciec zdziwiony podniósł głowę.
– Muszę trochę schudnąć, więcej się ruszać – wyjaśniła.
– Ty? A w którym miejscu masz tłuszcz? Jesteś chuda jak szczapa! – Sara przewróciła oczami.
Leila tylko się uśmiechnęła i uściskała rodziców.
– Bardzo cię kocham, tatusiu – szepnęła ojcu do ucha. – Bardzo cię kocham, mamo – szepnęła do matki.
Wyznanie miłości padło po somalijsku. Z matką rodzeństwo zawsze rozmawiało w tym języku, z ojcem różnie, między sobą na ogół po norwesku.
– To co, idziemy razem? – spytał Ismael.
Oboje chodzili do szkoły średniej w Rud, ona do pierwszej klasy o profilu zdrowotno-socjalnym, on do trzeciej o profilu elektrycznym. Mieli różny rozkład zajęć i rzadko wychodzili razem, ale ponieważ poprzedniego wieczoru siostra stała się „dawną Leilą”, dziwnie byłoby nie wyjść teraz razem, jak zawsze w dzieciństwie.
– Nie, ja idę… – odparła Leila.
Brat nie usłyszał całej odpowiedzi, zobaczył tylko, że Leila znika z plecakiem.
Wreszcie wszyscy byli obuci na spotkanie z nowym dniem. Chłopcy biegiem ruszyli na górę po schodach, Jibril pierwszy, Isaq za nim. Tarasowy blok zbudowano na stromym zboczu. Aby dotrzeć do wyjścia po drugiej stronie, musieli wspiąć się trzy piętra wyżej.
Mgła spowijała wzgórze Kolsåstoppen wznoszące się za osiedlem niczym ciemna ściana. Sadiq otworzył samochód, chłopcy kłócili się, który siądzie z przodu.
– Okej, okej – uspokajał ich ojciec. – Jak to było poprzednim razem? Jibril siedział z przodu ostatnio, czyli teraz kolej Isaqa.
Zaczekali, aż silnik się rozgrzeje, w końcu Sadiq wyjechał z osiedla Lillehauger, jak zawsze za szybko, zbyt gwałtownie.
Po dotarciu do szkoły na Bryn Jibril, szóstoklasista, chciał, żeby ojciec jak najszybciej odjechał, wstydził się, że tata go odprowadza. Ale Isaq, uczeń od zaledwie dwóch miesięcy, poprosił Sadiqa, by towarzyszył mu aż na szkolny dziedziniec.
Kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje, Sadiq wolnym krokiem wrócił do samochodu i pojechał do domu po Sarę. Miała dziś wyznaczoną wizytę u lekarza. Ostatnio bolała ją głowa, kark, palce, nadgarstki, biodra, nogi i stopy. Często bywała zmęczona i senna, było jej zimno, skórę miała lepką. Może jakieś tabletki by pomogły? Może poczułaby się lepiej, zażywając żelazo? Wapno? Witaminę D? Zamówiła regularne dostawy „Fri flyt” – kapsułki z rybim olejem z Vesterålen, które też nie pomogły. Powtarzała, że najlepiej by jej zrobiło gorące wielbłądzie mleko. Od niego bóle natychmiast przechodzą. Mieszkała teraz w kraju, w którym o tej porze roku słońce nie grzało i prawie nie dawało światła. Nie została stworzona do takiego życia.
Pojechali do centrum handlowego Sandvika i znaleźli miejsce na parkingu, na którym można było stać bezpłatnie przez trzy godziny. Stamtąd już piechotą poszli do Kliniki Bærum na spotkanie z lekarką rodzinną. Ta wysłuchała tłumaczonych przez Sadiqa skarg żony, zadała kilka pytań, zbadała Sarę i stwierdziła, że potrzeba jej nie tyle pigułek, ile zmiany stylu życia. Sara powinna więcej się ruszać, zacząć spacerować, no i zdecydowanie musi schudnąć.
Po konsultacji Sadiq odwiózł żonę do domu. Położyła się, żeby trochę odpocząć, jak zwykle w środku dnia.

 
Wesprzyj nas