Norwegowie są najszczęśliwszym narodem na świecie. Łososie są jednym z głównych towarów eksportowych tego kraju. Anna Kurek zaprasza na subiektywną wyprawę do krainy fiordów, trolli i brązowego sera.


Szczęśliwy jak łosośJeśli Norweg jest cały w skowronkach, może o sobie powiedzieć å være en glad laks, co oznacza, że jest zadowolonym łososiem. Nikt nie wie, jak to jest być łososiem, ale wiadomo, że typowy Norweg jest zadowolony z życia.

I wiadomo, że to typowo norweskie – mówić o tym, co jest typowo norweskie.

Określenie typisk norsk to niemalże marka, z której Norwegowie są niesłychanie dumni. Według jednego z tamtejszych badaczy, bycie typisk norsk polega właśnie na przeznaczaniu kolosalnych sum z podatków na badania, co tak właściwie oznacza bycie typisk norsk.

Z tej książki dowiecie się, że typowo norweskie są między innymi:

– prezenty w postaci szpatułki do sera (która w dodatku jest norweskim wynalazkiem!)

– lęk przed porównaniami z Duńczykami lub – co gorsza! – ze Szwedami

– skandynawska gościnność i serdeczność, gdy jednocześnie przypadkiem napotkany znajomy nie zapyta nawet „co słychać?”

– Ola i Kari, czyli stereotypowi Norwegowie, zachowujący się aż do bólu w sposób typisk norsk.

***

W tej książce czuć magnetyzm Północy. Norwegia od kuchni bawi, zachwyca i przyciąga, każdy rozdział to przygoda!
Jarosław Kuźniar, CEO goforworld.com

Anna Kurek – miłośniczka północy, języka norweskiego, blogerka i tłumaczka zaprasza na subiektywną wyprawę do krainy fiordów, trolli i brązowego sera.

Anna Kurek
Szczęśliwy jak łosoś
Wydawnictwo Poznańskie
Premiera: 4 kwietnia 2018
 
 

Szczęśliwy jak łosoś


Wstęp


Czy w Norwegii naprawdę jest tylko sto sklepów monopolowych, a za przygotowanie dziecku kanapki z białym pieczywem można stracić prawa rodzicielskie? I czy to prawda, że na północy kraju nie ma swojskich spożywczaków, a zakupy trzeba robić na stacjach benzynowych? Czym Norwegowie różnią się od Duńczyków i Szwedów? I wreszcie: dlaczego tak uwielbiają hot dogi i mrożoną pizzę?

Te i wiele innych pytań dotyczących Norwegii słyszałam wielokrotnie i za każdym razem zachwyca mnie ich pomysłowość. Ostatnimi czasy pojawiło wiele stereotypów na temat tego kraju, a sporo z nich nadal jest przekazywanych z ust do ust. Coraz więcej osób zdaje się wierzyć w najdziwniejsze wręcz wymysły, a później opowiadać je osobom czekającym na lotnisku na samolot do Norwegii. W końcu Norwegia to specyficzny kraj i mieszkających tam Polaków nic już nie zdziwi, a i sami Norwegowie zdają się przyjmować wszelkie rewelacje na swój temat bez mrugnięcia okiem. Może wiedzą, że większość z nich jest wyssana z palca i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością? Ja jednak myślę, że w każdej, nawet najzabawniejszej historii jest ziarnko prawdy, może tylko odrobinę podkoloryzowane i zniekształcone jak każda plotka.

Wiele spośród stereotypów i zabawnych historii, które tu przytaczam, to właśnie takie usłyszane podczas lotniskowych opowieści. I żeby nie było – nie podsłuchuję niczyich rozmów! Często jednak bywa tak, że samoloty latające z Polski do Norwegii są zajęte po sam kokpit przez Polaków, których żywiołowych rozmów naprawdę trudno nie słyszeć. Myślę, że i takie historie są nam potrzebne. Pokazują, że to niełatwe jednoznacznie opisać Norwegię (czy jakikolwiek inny kraj na świecie), mimo że podejmuje się w tym kierunku wiele prób. Robię to również i ja. Wierzę, że istnieje „kilka” Norwegii, a każda z nich jest inna w zależności od tego, kto o niej opowiada i jakie miał doświadczenia z tym krajem. „Moja” Norwegia jest więc z pewnością inna niż Norwegia mieszkających tam Polaków czy ta widziana oczami rodowitych Skandynawów.

Za pomocą tej książki chcę was zabrać w podróż na Północ, która oczarowała mnie dawno temu i która nie przestaje zaskakiwać za każdym razem, gdy ją odwiedzam. To zbiór notatek, które przez jakiś czas gromadziłam w kilku różnych notesach, plikach na komputerze i wreszcie na blogu. Wierzę, że Szczęśliwy jak łosoś to dopiero początek mojej przygody z tym krajem, jego językiem i bogatą kulturą. Chcę pokazać wam Norwegię taką, jaka urzekła mnie dawno temu, gdy mogłam o niej tylko marzyć i oglądać słabej rozdzielczości zdjęcia na forach internetowych. Zapraszam was więc na wycieczkę do krainy fiordów, trolli i brązowego sera. Jednocześnie chcę pokazać wam Norwegię z całą jej surowością, zacisznością, pięknem natury, ale także absurdami dnia codziennego.

A wszystko to ze szczyptą humoru, żeby nie było zbyt poważnie. W tej książce nie znajdziecie może wielu przydatnych rad czy opisów najpiękniejszych tras widokowych; nie jest to również książka popularnonaukowa. Odkryjecie w niej za to subiektywny obraz Norwegii, który zauroczył mnie i oczarował od pierwszego wejrzenia. Ja sama odkrywam ją wciąż na nowo i mam nadzieję, że nigdy nie jej odkryję do końca. Kilka lat studiów, wiele podróży i rozmów z Norwegami z pewnością wiele mnie nauczyło i dało fundament mojej dalszej pracy – chciałabym móc kiedyś powiedzieć, że chyba zaczynam rozumieć, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Niech ta książka będzie pierwszym krokiem w tę stronę. Oby były też i kolejne!

Jak to wszystko się zaczęło

Powoli, krok za krokiem, schodzę po ośnieżonych schodkach samolotu. Po twarzy chłoszcze mnie lodowaty wiatr i już wiem – tak wygląda Północ. Północ moich marzeń, o której nie przestaję myśleć, odkąd skończyłam piętnaście lat. A teraz ta Północ rozpościera się przede mną i zachwyca jeszcze bardziej niż w wyobrażeniach. Jest marzec 2014 roku, a ja w końcu dotarłam do Tromsø, miasta położonego ponad trzysta kilometrów za kołem podbiegunowym, w norweskim fylke Troms[1]. W końcu udało mi się spełnić jedno z moich największych podróżniczych marzeń – odwiedzenie Paryża Północy. Jestem oszołomiona samym faktem bycia w tym miejscu. To właśnie tu mieści się najdalej wysunięty na północ uniwersytet na świecie i najbardziej północny browar świata[2]. To stąd Roald Amundsen wyruszył w swą ostatnią podróż, a ja widzę teraz to miasto na własne oczy i nie mogę uwierzyć, że tu jestem.

Z tym właśnie kojarzy mi się Norwegia. Nie z hałaśliwymi ulicami Oslo czy spokojem sielskiego Trondheim, ale właśnie z ponurym wiatrem, wiejącym trzysta pięćdziesiąt kilometrów za kołem podbiegunowym. Tak zapamiętałam Tromsø w 2014 roku i nawet wielokrotne pobyty w innych miastach i miasteczkach Norwegii nie były w stanie zatrzeć tamtego wrażenia ani zmienić mojego wyobrażenia o ojczyźnie wikingów w ogóle. A wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu, gdy jeszcze nie miałam pojęcia, „jak ta cała Norwegia wygląda”.

Globus prawdę ci powie

Mając piętnaście lat, wpadłam na pomysł diametralnej zmiany mojego życia. Wtedy też zaświtała mi w głowie myśl o przeprowadzce na Północ – tak daleko, jak to tylko było możliwe. Zmysł praktyczny wziął jednak górę nad ambitnymi planami zostania Eskimoską i zamiast wyprawienia się na biegun północny spojrzałam na globus i intuicyjnie wybrałam Norwegię. Kraj ten leżał wystarczająco daleko na Północy, a do tego w Europie – spełniał więc wszystkie warunki mojego raju na ziemi. Z dnia na dzień postanowiłam nauczyć się języka norweskiego (o którym wtedy nie miałam jeszcze żadnego pojęcia), zamieszkać na jakimś odludziu za kołem podbiegunowym i tłumaczyć literaturę piękną, ogrzewając się przy kominku w małej drewnianej chatce. Dziś zdaję sobie sprawę z tego, jak pompatycznie i zabawnie to brzmi, ale mając naście lat, wierzyłam, że podróże palcem po mapie przyniosą mi kiedyś korzyści i naprawdę zmienią moje życie. Tak się zresztą właściwie stało, o czym świadczy chociażby ta książka. Co prawda, nie mieszkam w uroczej chatce za kołem podbiegunowym (jeszcze!), ale nauczyłam się języka norweskiego i codziennie utwierdzam się w przekonaniu, że to był trafny wybór. Najważniejsze zadanie z listy odhaczone!

Jako nastolatka nie wiedziałam, że podczas nauki języka norweskiego przyjdzie mi w rezultacie uczyć się… dwóch języków norweskich! Podobnie zresztą nie wiedziałam, że wyprawa w kolejne zakątki Norwegii zaskoczy mnie niesłyszanym nigdy wcześniej dialektem i coraz to fantazyjniejszymi przepisami na marynowanego dorsza lub łososia. Chyba nie miałam pojęcia, że nawet w najbardziej niepozornym miejscu w Norwegii może mnie nagle obezwładnić cudowny widok zorzy polarnej, której uroku nie odda najlepszy nawet aparat fotograficzny. Wielokrotnie próbowałam robić zdjęcia zorzy i zawsze mnie rozczarowują (co po części wynika też zapewne z moich marnych zdolności fotograficznych). Widok na żywo jest po prostu… o niebo lepszy.

Od tamtej pory aż do dziś uczę się Norwegii i to jest właśnie wspaniałe. To kraj z nieskończoną ilością tajemnic do odkrycia, kuszących nas, byśmy za nimi podążali. Tacy są też sami Norwegowie – trochę nieprzewidywalni. Trochę zimni i niedostępni, ale też na swój skandynawski sposób serdeczni. Pasują idealnie do kraju, w którym nawet niepozorna dróżka wzdłuż fiordu może okazać się celem podróży tysięcy turystów z drugiego końca globu. Ale nie zapominajmy też, że Norwegia to państwo dobrobytu, które od lat nęci imigrantów z wielu krajów świata. Norwegia – raj dla jednych i dziwaczny, wąski skrawek Europy Północnej dla innych. Nikogo nie pozostawia obojętnym – albo się ją kocha, albo nienawidzi.

[1] Fylke to odpowiednik polskiego województwa; dzieli się na mniejsze jednostki administracyjne zwane kommuner, które można porównać do polskich gmin.
[2] A do tego kilka innych „wybitnie północnych” atrakcji na świecie.

 
Wesprzyj nas