O tajemnicach ludzkiej psychiki, miłości niemożliwej do spełnienia i etycznych granicach badań naukowych napisała Joyce Carol Oates w powieści „O człowieku, który stracił cień”. To wybitne, złożone dzieło stawiające przed czytelnikiem pytania, na które nie ma łatwych odpowiedzi.


O człowieku, który stracił cieńElihu Hoopes jest uwięziony w pułapce wiecznej teraźniejszości. Człowiek ten, pochodzący z zamożnej, wpływowej rodziny, świetnie wykształcony i ukształtowany przez elitarne otoczenie, nagle, w wyniku niezwykle rzadkiej choroby, utracił możliwość zapamiętywania bieżących zdarzeń. Jego umysł, zniszczony przez infekcję wywołaną szczególnie zjadliwym wirusem doznał zmian fascynujących z punktu widzenia medycyny, dlatego Eli, za zgodą opiekującej się nim rodziny, rozpoczął współpracę z uniwersyteckim laboratorium neuropsychologicznym stworzonym przez światowej sławy naukowca Miltona Ferrisa. Mowa o współpracy, ponieważ Eli nie jest pozbawionym kontaktu z rzeczywistością wrakiem człowieka. To wciąż inteligentny, elokwentny, zabawny i przystojny mężczyzna, którego problem polega na tym, że żyje wyłącznie bieżącą chwilą i czasami sprzed brzemiennej w skutkach choroby. Doskonale pamięta dawno przeczytane lektury, może recytować całe fragmenty ulubionych przemówień i zabawiać zgromadzonych zajmującymi anegdotami, ale po kilkudziesięciu sekundach zapomina właśnie poznaną osobę, nie wie, że przed chwilą zjadł posiłek albo grał w tenisa. Badacze, poddając go różnorodnym testom, starają się odnaleźć przyczynę jego dolegliwości, a jednocześnie poznają tajemnice ludzkiego mózgu. Tym samym katastrofa w jego życiu staje się źródłem nadziei dla naukowców, a ich wyjątkowy pacjent, gwarantem kariery.

Joyce Carol Oates opowiadając o losach Elihu Hoopesa mnoży wątpliwości. Czy dopuszczalne jest eksploatowanie umysłu osoby bezbronnej, pozbawionej możliwości oceny swego położenia w celu doskonalenia wiedzy naukowej? Gdzie przebiega etyczna granica, która nie powinna być przekraczana w imię potencjalnych odkryć mogących w przyszłości pomóc innym pacjentom? Łatwych odpowiedzi na takie pytania oczywiście nie ma. Pisarka skłania czytelników do własnych rozważań nad nimi ukazując relację Elihu i Margot Shrape, młodej badaczki, która dołącza do zespołu Miltona Ferrisa w 1965 roku. Początkowo Margot ma jedno założenie: nie chce, tak jak jej krewni, przeżyć życia pozbawionego znaczenia, przemijającego bez pozostawienia śladu w świecie. „Nie ma wspomnień po czymś, co jest tylko przypadkowe” – pisze Oates w imieniu swojej bohaterki, twardej kobiety zdeterminowanej by odnieść sukces w środowisku akademickim, stać się kimś, kto coś znaczy. A jednocześnie pyta: a co, gdy wspomnień w ogóle nie da się stworzyć. Czy takie życie ma jakąkolwiek wartość?

To powieść wyrażająca dojrzałość twórczą pisarki, skomponowana w precyzyjny, przemyślany sposób.

Margot chce pracować jak najlepiej, wypełniać polecenia podziwianego przełożonego jak najdokładniej, zajść ścieżką kariery jak najdalej. Jednak już od pierwszego spotkania z Elihu Hoopesem utrzymanie zawodowego dystansu do poddawanego badaniom człowieka będzie dla niej trudne. Eli każdego dnia spotyka ją po raz pierwszy, ona cieszy się z przywileju budowania w pamięci historii łączącej ich relacji. Połączy ich silna i zagmatwana więź, zacierać się w niej będą granice pomiędzy heroiczną, niemożliwą do spełnienia miłością do drugiego człowieka, a zależnością wynikającą z chęci rozwoju własnych zawodowych planów. Margot stanie się bowiem zależna od Elihu, którego obecność w jej życiu całkowicie je zdefiniuje. On, pozbawiony możliwości budowania własnej historii, bezwiednie da jej tę możliwość.

Powieść „O człowieku, który stracił cień” ukazuje także we wstrząsający sposób, jak wiele znaczy możliwość tworzenia nowych wspomnień. Elihu Hoopes, choć żyje w dostatku, a osobie postronnej może wydać się zupełnie zdrów, nie jest w stanie stworzyć nowych relacji ani utrzymać dawnych. Zamknięty w pułapce wiecznej teraźniejszości bezskutecznie usiłuje zrozumieć, co się stało z jego umysłem. Tworzy zapiski w notesach, z którymi się nie rozstaje, wyraża swoje emocje za pomocą rysunków, próbując jakoś uporządkować niemożliwy do zgłębienia chaos, jakim stało się jego życie. Do tego umysł podsuwa mu mroczne wspomnienia pewnego wydarzenia z odległej przeszłości, mętne i niezrozumiałe. Dawna tajemnica usiłuje wydostać się z zakamarków podświadomości mężczyzny, przynosząc wizję dziewczynki unoszącej się na powierzchni wody.

Zachwycające w swej złożoności dzieło Joyce Carol Oates emanuje realizmem. To powieść wyrażająca dojrzałość twórczą pisarki, skomponowana w precyzyjny, przemyślany sposób. Sekrety ludzkiej psychiki wymykające się możliwości poznania, niejednoznaczne moralnie decyzje i zachowania bohaterów, a wreszcie także i miłość, kiełkująca w niepohamowany sposób tam, gdzie według wszelkich prawideł nie powinna się pojawić, czynią z tej powieści wyjątkowo poruszającą lekturę. Nikodem Maraszkiewicz

Joyce Carol Oates, O człowieku, który stracił cień, Przekład: Katarzyna Karłowska, Dom Wydawniczy Rebis, Premiera: 4 kwietnia 2018
 
 

O człowieku, który stracił cień

Joyce Carol Oates
O człowieku, który stracił cień
Przekład: Katarzyna Karłowska
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 4 kwietnia 2018
 

ROZDZIAŁ PIERWSZY


NOTATKI O AMNEZJI: PROJEKT E.H. (1965–1996)
Spotyka się z nim, jest zakochana. A on ją zapomina.
Spotyka się z nim, jest zakochana. A on ją zapomina.
Spotyka się z nim, jest zakochana. A on ją zapomina.
W końcu, trzydzieści jeden lat po ich pierwszym spotkaniu, żegna się z nim. A on zapomniał ją, tuż przed swoją śmiercią. Stoi na drewnianym mostku, w samym sercu bagnistej niecki, w lekkim rozkroku i mocno zapierając się piętami, bo zbroi się na niespodziany podmuch wiatru.

Stoi na drewnianym mostku w tym miejscu, które widzi po raz pierwszy w życiu, oszołomiony jego pięknem. Wpija obie dłonie w balustradę, bo coś mu mówi, że musi się uzbroić na to, co nadejdzie. Miejsce jest mu nieznane i oszałamia go swym pięknem, a jednak lęka się odwrócić, lęka się zobaczyć w płytkim strumieniu płynącym pod mostkiem utopioną dziewczynkę.
…naga, około jedenastu lat, dziecko jeszcze. Otwarte, niewidzące
oczy lśnią na tle wody. Wody, która się marszczy, dlatego twarz dziewczynki trzęsie się jakby. Smukłe, białe ciało, długie, białe rozedrgane
nogi, bose rozedrgane stópki. Plamy słońca i cienie nartników na twarzy
dziewczynki, dużo większe od samych owadów.

Nie zwierzy się nikomu: „Nie rozpoznał mnie tuż przed swoją śmiercią”.
Nie zwierzy się nikomu: „Nie rozpoznał mnie tuż przed swoją śmiercią, ale jak zawsze zagadał chętnie, jakbym przynosiła mu nadzieję.
«Dzień dobry?», powiedział do mnie”.

Mężnie wszem i wobec przyznaje: On jest całym moim życiem. Bez E.H. moje życie nie miałoby celu. Wszystko, co osiągnęłam jako naukowiec, powód, dla którego postanowiliście uhonorować mnie tą dzisiejszą uroczystością, jest pokłosiem obecności E.H. w moim życiu. Wyznaję to z głębi serca – jako uczona i jako kobieta.
Wygłasza to wszystko z żarem, ale chwilami potyka się na słowach. Oddech zdaje się więznąć jej w krtani, już nie odczytuje przygotowanej zawczasu przemowy, wpatrzona w zebranych zwilgotniałymi oczyma – oślepionymi światłami, zakłopotanymi i mrugającymi; nie widzi poszczególnych twarzy i dlatego może wyobrażać sobie, że jest wśród nich także jego twarz. To w jego imieniu przyjmuję ten zaszczyt. Ku pamięci Elihu Hoopesa.
Publiczność może wreszcie odetchnąć z bezbrzeżną ulgą – przemowa wygłaszana przez tegoroczną laureatkę nagrody za całokształt dorobku naukowego przyznawanej przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne dobiega końca. Oklaski rozbrzmiewają prędko, ale są mało głośne, rozsiane w przestrzeni wielkiego amfiteatru jak chorągiewki łopoczące na słabym, acz niesfornym wietrze. Później jednak, gdy laureatka odwraca się już od mównicy niepewna, oszołomiona – aplauz, wyrażający sympatię poniewczasie, potęguje się i urasta jak fala, bardzo głośna, wręcz podobna do grzmotu.
Aż się wzdryga. Przez chwilę niemalże się boi.
Drwią z niej? Czy oni… oni wiedzą?
Oddala się od mównicy, zupełnie na ślepo; potyka się. Zapomniała zabrać ciężkie, nieporęczne kryształowe trofeum w kształcie prawie półmetrowej piramidy, na której jest wytrawione jej nazwisko. Jakiś młody człowiek podąża za nią szybko, żeby podać trofeum i podtrzymać ją.
– Pani profesor! Proszę uważać.

– Dzień do-bry!
Pierwsza ciekawostka: Elihu Hoopes wita Margot Sharpe tak ciepło i tak radośnie, jakby od lat ją znał. Jakby istniała między nimi głęboka więź emocjonalna.
I druga osobliwość: sam Elihu Hoopes ani trochę nie jest taki, jak Margot Sharpe się spodziewała.
Jest 9.07 rano, 17 października 1965 roku. Wyjątkowa, decydująca chwila w życiu Margot Sharpe, ponieważ przesądzi o jej karierze. Całkowitym zbiegiem okoliczności w przeddzień dwudziestych czwartych urodzin Margot Sharpe – (o których tutaj, w Darven Park w Pensylwanii, nie wie nikt, bo Margot wyrwała z korzeniami swe dotychczasowe życie na Środkowym Zachodzie i wrzuciła je między obcych ludzi) – dzieje się tak, że oto profesor Milton Ferris przedstawia ją Elihu Hoopesowi, pacjentowi z amnezją, jako studentkę zatrudnioną w uniwersyteckim laboratorium neuropsychologicznym, stworzonym przez niego, to jest profesora Ferrisa. Margot to najmłodszy i najświeższy „nabytek” owego sławnego „laboratorium pamięci”; została przyjęta przez Ferrisa jako studentka pierwszego roku studiów magisterskich, wybrana spośród licznych kandydatów, i aż jej w ustach zaschło z podniecenia tym, co ją tu czeka. Od wielu tygodni czyta materiały związane z Projektem E.H.
A jednak E.H. jest taki przyjazny i taki dobrze wychowany, że Margot natychmiast się uspokaja.
Mężczyzna okazuje się nieoczekiwanie wysoki – ma około metra dziewięćdziesięciu. I do tego nosi się prosto i jest pełen wigoru. Od jego skóry bije ciepłem, a oczy sprawiają wrażenie zdrowych, acz Margot wie, że na lewe oko widzi bardzo słabo. Nie jest ani trochę upośledzonym człowiekiem, jakiego spodziewała się poznać, który musiał na nowo nauczyć się wielu podstawowych czynności, odkąd jego mózg został wręcz zdewastowany, zaledwie piętnaście miesięcy wcześniej, gdy E.H. miał trzydzieści siedem lat.
Zdaniem Margot E.H. emanuje męską charyzmą – tą tajemniczą cechą, na którą nie wiedzieć czemu reagujemy odruchowo. Jest nawet dobrze ubrany, w sposób świadczący o „lepszym” pochodzeniu, a więc w czyste spodnie o luźnym sportowym kroju, bawełnianą koszulę z długimi rękawami, mokasyny w czerwonobrunatnym odcieniu oraz bawełniane skarpetki we wzorek – całkiem inaczej niż reszta pacjentów instytutu, których Margot widuje przelotnie, snujących się w szpitalnych koszulach albo w zwykłym, zmiętym odzieniu. Powiedziano jej, że E.H. wywodzi się ze starego, zasłużonego filadelfijskiego rodu niegdysiejszych kwakrów, którzy w latach poprzedzających wojnę secesyjną działali aktywnie w tajnej Kolei Podziemnej, sieci przerzucającej zbiegłych niewolników; E.H. ma wielką dalszą rodzinę w tej okolicy, ale nie posiada żony, dzieci ani rodziców.
Margot dowiaduje się również, że Elihu to artystyczna dusza. Nosi z sobą szkicowniki, prowadzi dziennik. W poprzednim życiu był partnerem w rodzinnej firmie inwestycyjnej w Filadelfii, a przedtem uczęszczał do Unijnego Seminarium Teologicznego i był działaczem ruchu praw obywatelskich. Czy coś w tym dziwnego, że Elihu Hoopes, prawie już dobiegający czterdziestki, nie ma żony? Margot zastanawia się, czy ten mężczyzna, poniekąd w typie arystokraty, wchodził może w związki z kobietami, ale owe kobiety okazywały się zaborcze i on je z tego powodu odrzucał – nie przewidziawszy, że jego czas na miłość, małżeństwo, płodzenie dzieci skończy się jak nożem uciął.
Poprzedniego lata, w trakcie samotniczego obozowania na wyspie na Lake George, jeziorze w stanie Nowy Jork, E.H. zaraził się szczególnie zjadliwym wirusem opryszczki, co zazwyczaj objawia się febrą na wargach zanikającą po kilku dniach; w przypadku E.H. infekcja przeniosła się na nerw wzrokowy, a następnie przeniknęła do mózgu, wywołując wysoką gorączkę, która utrzymywała się przez długi czas i spustoszyła jego pamięć.
Niestety E.H. zbyt długo zwlekał z wezwaniem pomocy. Niczym naukowiec o niezdrowych zainteresowaniach rejestrował swoją temperaturę w notesie, ołówkiem – (najwyższy zanotowany odczyt wynosił 39,5o C) – zanim doznał zapaści.
Co za ironia losu – taka autodestrukcja w duchu macho. Przywodząca na myśl przedwczesną śmierć malarza George’a Bellowsa, który mimo zapalenia wyrostka robaczkowego nie zechciał opuścić swego studia w poszukiwaniu pomocy.
W całym rozległym rejonie Adirondack nie ma żadnego porządnego szpitala, gdzie taka rzadka, katastrofalna infekcja byłaby leczona należycie. Majaczący, targany konwulsjami mężczyzna został w końcu przewieziony ambulansem do szpitala w Albany, gdzie z miejsca poddano go operacji mającej na celu zmniejszenie obrzęku mózgu, ale było już za późno. Jakaś istotna część mózgu uległa zniszczeniu i wszystko wskazuje na to, że owo uszkodzenie jest nieodwracalne. (Milton Ferris sformułował hipotezę, iż uszkodzeniu uległ hipokamp, niewielka struktura w kształcie konika morskiego, znajdująca się tuż nad pniem mózgu i przylegająca do kory mózgowej; wiedza o hipokampie jest skąpa, ale prawdopodobnie odgrywa on ważną rolę w konsolidowaniu i przechowywaniu informacji). I tak oto E.H. nie jest w stanie gromadzić żadnych nowych wspomnień, a jego wspomnienia z przeszłości są chaotyczne i niemiarodajne; w wyniku badań stwierdzono, iż E.H. cierpi na częściową amnezję wsteczną i całkowitą amnezję następczą. Mimo że nadal osiąga wysokie wyniki w standardowych testach na inteligencję i mimo pozornie normalnej aparycji oraz zachowania, nie może „zapamiętać” nowych informacji na dłużej niż siedemdziesiąt sekund, a zdarza się, że nawet na krócej. Siedemdziesiąt sekund! Koszmar, jak się tak nad tym zastanowić.
Zdaniem Margot jest w tym jakaś pociecha, że E.H. to człowiek nadzwyczaj miły i wręcz jakby rozkwita, gdy się nim interesują, a poza tym charakter jego zaburzenia wyklucza na szczęście cierpienia psychiczne – (tak przynajmniej Margot sądzi). Jego wspomnienia z odległej przeszłości bywają pełne żywych szczegółów, względnie mają charakter oniryczny, natomiast te świeższe (z mniej więcej osiemnastu miesięcy poprzedzających chorobę) są na ogół mętne i mało zróżnicowane; jedne i drugie są opisywane jako „umiarkowanie dysocjacyjne” – jakby należały do innej osoby, nie do E.H. Pacjent ma tendencję do wahań nastroju, acz w ramach bardzo ograniczonej gamy; jego afekt jest spłaszczony, tak jak karykatura stanowi spłaszczony portret złożonej natury ludzkiej osobowości.
(Zagadkowe jest to, że E.H. zazwyczaj przywołuje zdarzenia z przeszłości w jednolity sposób, posługując się takim samym słownictwem, ale nigdy nie jest do końca pewny, czy przypomina je sobie właściwie, nawet jeśli uda się uzyskać zewnętrzne potwierdzenie, że w danym przypadku się nie pomylił).
Wprawdzie E.H. nie zawsze jest w stanie przypomnieć sobie niektórych swoich krewnych (twarze zmieniają się wszakże z czasem), za to potrafi zidentyfikować twarze sławnych osób na fotografiach (pod warunkiem że pochodzą z czasu sprzed jego choroby). Niekiedy wykazuje się niezwykłą, erudycyjną pamięcią i wtedy bez trudu wylicza rozmaite dane statystyczne, daty ważnych wydarzeń historycznych albo cytuje teksty piosenek, kwestie wypowiedziane przez bohaterów komiksów oraz dialogi filmowe (ponoć pamięta napisy z całego Pancernika „Potiomkin”, arcydzieła kina niemego), fragmenty poematów wyuczonych jeszcze w szkole (jego ulubionym jest Gdy bzy ostatnie kwitły na dziedzińcu Whitmana), a także ustępy powszechnie cenionych przemów amerykańskich (takich jak Adres gettysburski Abrahama Lincolna, Jedyną rzeczą, której należy się lękać, jest sam lęk oraz Cztery wolności Franklina Delano Roosevelta i Mam marzenie Martina Luthera Kinga). Nadal ciekawią go „newsy” – ogląda telewizyjne serwisy informacyjne i codziennie czyta co najmniej dwie gazety, w tym „New York Timesa” i „Philadelphia Inquirer” – choć nie jest w stanie niczego z nich zapamiętać. Codziennie też rozwiązuje krzyżówkę z „New York Timesa”, podczas gdy przed chorobą (co poświadczyła jego rodzina) takim rozrywkom oddawał się nader rzadko. („Eli nie mógł sobie pozwolić na takie marnowanie czasu”).
E.H. praktycznie bez zastanowienia potrafi recytować tabliczkę mnożenia, rozwiązuje zadania z algebry bez wspomagania się kartką i ołówkiem, a także dodaje w pamięci długie kolumny liczb. Fakt, że Elihu Hoopes był prężnym biznesmenem działającym w branży zmuszającej do sporej rywalizacji, nie dziwi nikogo. Zdaniem Margot trudno serdecznie współczuć temu z pozoru zdrowemu człowiekowi, tak jak współczujemy osobie (ewidentnie) kalekiej, bo strata, jakiej doznał E.H., jest o wiele bardziej subtelna. W rzeczy samej, mimo iż wielokrotnie mu mówiono, że cierpi na poważny deficyt neurologiczny, najwyraźniej do końca nie pojmuje, że jest z nim coś bardzo nie tak – dlaczego na przykład kompulsyjnie zapisuje różne rzeczy w notesie, którego to nawyku nabrał zaraz po wyjściu z choroby.
Margot Sharpe sama zresztą zaczęła nosić przy sobie notes. Który z czasem stanie się quasi-prywatnym dokumentem, wypełnionym treściami głównie naukowymi, ale po części będzie to także pamiętnik i dziennik, stymulowany jej przynależnością do laboratorium pamięci Miltona Ferrisa; przez całą swoją karierę będzie korzystała z materiałów zgromadzonych w tymże notesie, czy raczej notesach, przy pisaniu artykułów i publikacji naukowych. Notatki o amnezji: Projekt E.H., złożone z kolejnych notesów, zostaną w końcu przetranskrybowane do pliku komputerowego i w tej formie Margot Sharpe będzie je kontynuowała aż do dnia śmierci E.H. (26 listopada 1996), a także później, opisując pośmiertne losy jego mózgu, po tym, jak go wyjęto – bardzo ostrożnie! – z czaszki.
A jednak tego ranka w październiku 1965 roku w Uniwersyteckim Instytucie Neurologii w Darven Park, Pensylwania, Margot Sharpe dopiero stoi u progu swego życia jako naukowiec. Kiedy ją przedstawiają E.H., ma sucho w ustach i trzęsie się cała, jak ktoś doprowadzony na skraj otchłani, gdzie prezentuje się wręcz oślepiający widok.
Czy moje życie zacznie się wreszcie? Moje prawdziwe życie?

W nauce przyjmuje się, że są sprawy istotne i są sprawy trywialne. W życiu też tak jest – są sprawy ważne i są sprawy błahe. Bo jest to fakt nieznany szerszemu ogółowi: żyjemy życiem prawdziwym i żyjemy życiem przypadkowym.
Być może rzadko dzieje się tak, że człowiek, nieważne w jakim wieku, odkrywa swoje życie prawdziwe. Być może tak zazwyczaj bywa, że człowiek od urodzenia do śmierci żyje przypadkowo. Życie przypadkowe, pod względem jego oddziaływania na społeczeństwo albo potomność, to rzadko kiedy coś więcej niż dodawanie kolejnych zer. Nie idzie tu o to, by zasugerować, że „życie przypadkowe” jest tym samym co „życie trywialne”. Takie życie potrafi być przyjemne i przynosić spełnienie: wszyscy chcemy kochać i być kochani, dlatego więc żyjąc w otoczeniu rodziny i w niewielkim kręgu przyjaciół, możemy się czuć szanowani, a więc lepsi. Ale takie życie przemija, nie pozostawiając po sobie śladu w świecie. Trudno liczyć na oddźwięk, na nic nie kładzie się cień. Nie ma wspomnień po czymś, co jest tylko przypadkowe.
Margot Sharpe pochodzi z rodziny, w której żyło się przypadkowo. Z rodziny z na poły wiejskiego okręgu Ojibway w północno-środkowej części stanu Michigan, z okolic, gdzie żyje się przypadkowo. A jednak już jako dwunastolatka stwierdziła, że nie będzie żyła życiem tak nieprzemyślanym jak wszyscy z jej otoczenia i że odkryje prawdziwe życie w ten sposób, że wyjedzie z Orion Falls, swego rodzinnego miasteczka, że opuści rodzinę najszybciej jak będzie mogła. Młodzi ludzie z Orion Falls czasami wyjeżdżają – zaciągają się do wojska, podejmują studia w filiach uniwersytetu stanowego, zapisują się do szkół pielęgniarskich i tym podobne, ale wszyscy zawsze wracają. Margot Sharpe wie, że nie wróci nigdy.
Margot jest nadzwyczaj dociekliwa, od urodzenia ciekawa świata. Jej pierwszą ukochaną książką był ilustrowany Darwin dla początkujących, którego wyszperała na półce w bibliotece, gdy miała jedenaście lat. Bo tu znalazła magiczną opowieść – opowieść o ewolucji. Kolejną jej ulubioną książką w dzieciństwie była Maria Skłodowska-Curie: kobieta fizyk. Później, już w szkole średniej, przypadkiem przeczytała artykuł o B.F. Skinnerze i behawioryzmie, który nie tylko ją zaintrygował, ale wręcz podekscytował. Margot zawsze zadaje pytania, na które nie ma gotowych odpowiedzi. Być naukowcem, jej zdaniem, to inaczej wiedzieć, jakie pytania zadawać.
Od wielkiego Darwina dowiedziała się, że świat widzialny jest skupiskiem faktów, uwarunkowań: skutków. Chcąc zrozumieć świat, człowiek musi dokonać zwrotu o sto osiemdziesiąt stopni: musi odkrywać procesy, mocą których owe skutki się rodzą. Z kolei poprzez odwrócenie biegu czasu (w pewnym sensie) człowiek opanowuje czas (w pewnym sensie). Dowiaduje się, że prawa przyrody to nie żadne zagadki, że są równie poznawalne jak zjazdy z autostrady międzystanowej 75, która przecina stan Michigan z północy na południe.
Jest w tym jakaś niesprawiedliwość? Ironia losu? Że katastrofa w jednym życiu (choroba, która zniszczyła E.H.) staje się źródłem nadziei i oczekiwań w innych (laboratorium pamięci Miltona Ferrisa)? Że umożliwia dalszą karierę, przynosi sukcesy? Tak właśnie działa nauka, uważa Margot. Naukowiec szuka swego tematu, tak jak drapieżnik szuka ofiary.
Przynajmniej nikt nie wprowadził u Elihu Hoopesa wirusa, który wywołał zapalenie mózgu, z intencją przebadania jego straszliwych konsekwencji, tak jak mogliby to uczynić hitlerowscy lekarze; ani też nie poddano go żadnemu radykalnemu zabiegowi psychochirurgicznemu w rzekomo korzystnym celu – w taki sposób eksperymentowano na całych rzeszach szympansów, psów, kotów i szczurów. A z kolei w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku panowała moda na wykonywanie lobotomii czołowej u różnych nieszczęśliwców, z często katastrofalnymi (acz niezbyt dokładnie opisanymi) rezultatami. Bywało, że radykalne zmiany wywołane przez lobotomię były postrzegane, przynajmniej przez rodziny pacjentów, jako „zbawienne”. Na przykład zbuntowany nastolatek znienacka stawał się spolegliwy. Albo inna młoda osoba (najczęściej dziewczyna), wcześniej żądna przygód natury seksualnej, robiła się bierna, posłuszna, aseksualna. Ktoś ze skłonnością do wybuchów gniewu i zawziętości upodabniał się do dziecka, potulniał. A jednak to, co „zbawienne” dla rodziny i społeczeństwa, nie zawsze jest takie dla samego zainteresowanego.
W przypadku Elihu Hoopesa wydaje się prawdopodobne, że skrajna zmiana osobowości to skutek choroby, bo przecież żaden mężczyzna, który może się poszczycić jego osiągnięciami i pozycją, nie byłby taki ufny i dziecinny, taki wzruszająco i naiwnie optymistyczny. W obecności E.H. człowiek ma to niepokojące uczucie, że oto zetknął się z kimś, kto rozpaczliwie pragnie się „wkupić” – żeby go lubiano. Ta zmiana u E.H. jest ponoć tak ekstremalna, iż po kilku miesiącach zerwała z nim narzeczona, a rodzina, krewni i przyjaciele odwiedzają go coraz rzadziej. Mieszka w Gladwyne, zamożnej dzielnicy na przedmieściach Filadelfii, z ciotką, młodszą siostrą swego (nieżyjącego) ojca, która sama jest bogatą wdową.
Na podstawie własnych doświadczeń Margot wie, że o wiele łatwiej zaakceptować osobę wyniszczoną chorobą fizyczną niźli chorego z amnezją. Znacznie łatwiej kochać tę pierwszą. Nawet Margot, która bardzo kochała swoją prababcię, jako mała dziewczynka wzdragała się, kiedy chciano ją zabrać na wizytę u starszej pani w domu opieki. Margot nie jest z tego wspomnienia szczególnie dumna i dlatego uruchomiła proces zapominania. Ale z kolei E.H. bardzo się różni od jej leciwej krewnej, u której dopiero po śmierci zdiagnozowano chorobę Alzheimera. Jeśli się nie zna stanu E.H., to nie od razu człowiek domyśliłby się, jak poważny jest jego deficyt neurologiczny.
Margot zastanawia się: Czy zapalenie mózgu u E.H. wywiązało się w wyniku ukąszenia komara? Jeśli tak, czy był to jakiś specyficzny gatunek komara? Czy też był to pospolity komar, który sam był zarażony? Na jakie inne sposoby przenosi się wirus opryszczki? Czy były inne przypadki takich infekcji w okolicach Lake George? W całym rejonie Adirondack? Przypuszcza, że naukowcy z Albany badają tę sprawę.
– Co za okropna historia! Biedaczysko…
Pierwsza rzecz, którą mówią ludzie na temat E.H. Kiedy wiedzą, że on ich nie usłyszy.

 
Wesprzyj nas