“Ekożona” to błyskotliwa powieść o kobietach i mężczyznach. Zachwyca humorem, ujmuje mądrością.


EkożonaMojmir, najpopularniejszy czeski pisarz, poślubia skromną bibliotekarkę Hedvikę. Po ślubie ich związek przechodzi wielką metamorfozę…

„Ekożona” stawia wiele aktualnych pytań: Czego oczekujemy od swoich partnerów? Jakie jest znaczenie porodu naturalnego? Co tak naprawdę oznacza życie w zgodzie z naturą i z samym sobą? Czy naturalny jest na przykład ogród? Albo małżeństwo?

Poruszane przez autora poważne tematy zostały ubrane w brawurową narrację. Szczerość, autoironia i humor sprawiają, że mamy do czynienia z powieścią niezwykle zabawną, inteligentną i nowoczesną.

Powieść Viewegha rozbawi każdego czytelnika. I kobiety, i mężczyźni dowiedzą się z niej wiele o płci przeciwnej.

Michal Viewegh (ur. 31 marca 1962 w Pradze) – czeski pisarz i publicysta. Ukończył studia na Uniwersytecie Karola w Pradze, studiował bohemistykę i pedagogikę. Przez dwa lata był redaktorem naczelnym czeskiego magazynu literackiego Český spisovatel. W chwili obecnej to jeden z najbardziej popularnych pisarzy w Czechach. Jest autorem kilkunastu powieści, z których większość została wydana również w Polsce. Porównywany do Jerzego Pilcha, ze względu na subtelny, ironiczny sposób opisywania rzeczywistości.

Michal Viewegh
Ekożona
Przekład: Mirosław Śmigielski
Wydawnictwo Stara Szkoła
Premiera: 30 listopada 2015
 
 

Ekożona


Nigdy nie opisuję wydarzeń takimi, jakie były naprawdę.
Wprawdzie we wszystkich moich tekstach pojawiają się moje najintymniejsze przeżycia, lecz nie są to wydarzenia z mojego życia…
Opisywanie rzeczywistości byłoby równoznaczne z byciem niewolnikiem własnej pamięci, która w procesie twórczym stanowi zaledwie element podrzędny.
Philip Roth

I

Oto ja – staruszka. La Loba. Nie jestem królową, czarodziejką ani amazonką – jestem doulą*. Tańczę z życiem i śmiercią. Jestem kobietą, która porzuciła czółenka i teraz biega z wilkami. Biegnijcie ze mną, siostry moje, zabiorę was z powrotem w rejony duszy, które kiedyś należały do nas.
Nigdy nie miałam wątpliwości, że małżeństwo Mojmira i Hedviki stanowi nowoczesną soft wersję pradawnej opowieści o Sinobrodym mordującym swoje żony.
Z pewnością ją znacie: niedoświadczona piękna dziewczyna poślubia lubieżne bogate monstrum, które pozornie daje jej wiele swobody, ale tak naprawdę zabija jej naturalne piękno, talent i naturalne żywioły.
Naturalnie Mojmir twierdzi, że dzięki niemu Hedvika żyje w bajce o współczesnym Kopciuszku. Gdy wypowiedział tę typowo męską arogancką opinię po raz pierwszy, Hedvika podobno mu przytaknęła (spytam ją o to przy najbliższej okazji), ale kiedy słyszy to dzisiaj, zazwyczaj tylko uśmiecha się bez przekonania lub rzuca ironiczną uwagę typu: – Wasza książęca mość ma zaiste rację.
Niemniej porównaniu do Kopciuszka nie można odmówić pewnej logiki – męskiej logiki oczywiście. Ojciec Hedviki jest woźnicą, więc to się zgadza, a ja z pewnością jestem złą macochą… Chi chi! Prawdą jest również to, że kiedy jesienią 2000 roku Mojmir po raz pierwszy spotkał Hedvikę, pracowała w dziale dziecięcym praskiej biblioteki publicznej, zarabiała zaledwie jedenaście tysięcy koron brutto i mieszkała z dwiema koleżankami w wynajętej kawalerce gdzieś na obrzeżach miasta. Jej przestrzeń życiowa wynosiła (jak wyliczył Mojmir) dziewięć metrów kwadratowych, co go, jakże by inaczej, niezwykle wzruszyło. Ówczesny jadłospis Hedviki składał się wyłącznie z jogurtów, warzyw, taniego makaronu, mrożonych ryb i zupek w proszku. Nigdy w życiu nie była nad morzem (ciekawe, czy Mojmir byłby w stanie zakochać się w dziewczynie, która co roku jeździ na przykład na Wyspy Kanaryjskie). Najdroższa butelka wina, jaką kiedykolwiek kupiła Hedvika, kosztowała dziewięćdziesiąt koron. I tak dalej.
Ale rzekomy książę już był w drodze.
Przypadek (oświadcza Mojmir) lub los (wierzy Hedvika) połączył ich dziesięć lat temu w dość banalny sposób. Mojmir wracał z jakiegoś spotkania autorskiego w Niemczech i międzynarodowe Eurocity zatrzymało się na tym samym peronie, na którym Hedvika tego deszczowego październikowego popołudnia czekała na pociąg podmiejski do swojej kawalerki na peryferiach. Trzydziestosześcioletni wtedy Mojmir, oczywiście w nieformalnej marynarce Armaniego, wychylił się z okna przedziału pierwszej klasy, a jego ofiara znalazła się tuż pod nim.
– Jedzie pani w złą stronę – oznajmił Hedvice trochę wstawiony (większą część podróży spędził jak zawsze w wagonie restauracyjnym). – Życie jest w tamtym kierunku.
Trzeba dodać, że był wtedy już na tyle znany, że Hedvika wiedziała, z kim rozmawia. Wprawdzie czytała tylko dwie jego książki, ale w czytelni jej biblioteki były do dyspozycji gazety i czasopisma, w których co jakiś czas pojawiała się charakterystyczna twarz Mojmira. Trzeba również wspomnieć, że Hedvika z nikim wtedy nie chodziła oraz – co również jest nie bez znaczenia – że nie czuła się tą sytuacją zagrożona, ponieważ dyżurny ruchu właśnie dawał sygnał do odjazdu, mogła więc bez obaw uśmiechnąć się do Mistrza, a nawet podobno z zauważalną kokieterią wzruszyć ramionami (Hedvika niczego takiego nie pamięta, ale Mojmir jest gotów przysiąc, że tak było). Konduktor zatrzasnął drzwi.
– Musi pani zdecydować, czy chce pani żyć w centrum życia, czy przyglądać się mu z boku? – wybełkotał Mojmir (to zdanie pamiętają oboje).
– W centrum – odpowiedziała ta ufna łania.
– To proszę wsiadać!
Pociąg szarpnął i powoli ruszał. Hedvika niezdecydowanie pokręciła głową. Nie chciała znaleźć się w przedziale sam na sam z podpitym pisarzem, ale z drugiej strony jego nieskrywane zainteresowanie niestety jej schlebiało. Mojmir musiał zauważyć to zawahanie, bo tylko w ten sposób można wyjaśnić to, że przez trzy kolejne popołudnia przyjeżdżał autem na dworzec i szukał Kopciuszka na peronie.
Co go zmusiło, żeby w samym środku szczytu komunikacyjnego trzy razy przejechać przez całą Pragę? Co go zmusiło – kiedy wreszcie trafił na Hedvikę – by zaprosić ją na kolację? A za dwa dni znowu?
– Musiałeś czuć jakiś bodziec podprogowy, tylko nie możesz tego przyznać, bo nie chcesz wierzyć w tego typu rzeczy – jest przekonana Hedvika. – Posłuchałeś swojego wewnętrznego głosu.
– Jasne! A ten wewnętrzny głos szeptał mi: przeleć ją! Przeleć ją! – uśmiecha się Mojmir i łapie się za rozkrok. – Jedyny bodziec czułem tutaj!
Rzeczywiście, tak jak miliony innych mężczyzn, Mojmir również nie jest w stanie dostrzec prawdziwego blasku kobiecej osobowości, tylko zawsze piersi i tyłek… Hedvika też podniecała go wyłącznie w ten najprymitywniejszy sposób.
– Ta zadarta górna warga, te gęste ciemne włosy! – opisywał Feliksowi z zachwytem.
Lecz nawet taki prymityw jak Mojmir rozumiał, że nie można całego żaru początków ich znajomości przypisać wyłącznie popędowi seksualnemu. Gdyby chodziło tylko o chcicę (ileż dziewczyn już potraktował w ten sposób…), raczej nie zaproponowałby Hedvice po czternastu dniach znajomości, żeby się do niego wprowadziła. Właśnie tego Mojmir nie chciał przyznać sam przed sobą: zakochał się. Pragnął tę biedną dziewczynę chronić. Pragnął kupić jej suknię z salonu Kláry Nademlýnskiej i zabrać ją na czerwony dywan swojego życia. To sprawiało, że czuł się dobrze. Ona oczywiście też. Naiwne pragnienie raju czyni z kobiety łatwą zdobycz. Widziałam to tysiąc razy.
Pierwsze miesiące ich wspólnego życia były – jakżeby inaczej – idylliczne. Rano jedli razem śniadanie, a wieczorem książę nie mógł się wręcz doczekać, kiedy usłyszy klucz Kopciuszka w drzwiach. Miał wrażenie, że stał się centralnym punktem jej życia. Wydawało mu się, że nie istnieje nic, co byłoby dla Hedviki ważniejsze. Kiedy bez zapowiedzi zadzwonił do niej i zaprosił na premierę filmu Hřebejka, odwołała spotkanie z koleżankami. Kiedy musiała wybierać między nim a jogą, bez namysłu wybierała jego. Uważnie go słuchała. Wymyślała dla niego niespodzianki. Kupowała mu drobne prezenty. Gotowała dla niego. Ubierała się tylko w te rzeczy, o których wiedziała, że mu się podobają. Nosiła buty na obcasach. Malowała się! Chodziła do fryzjera! Cha!
Naturalnie nie było w tym żadnego wyrafinowania, o jakimś cynizmie czy choćby kalkulacji nie mogło być nawet mowy. Bez wątpienia szczerze wierzyła, że to dla Mojmira ładnie się ubiera i maluje – ale w rzeczywistości robiła to dla młodych. Wierzcie lub nie, Hedvika robiła tylko to, co robią wszystkie samiczki, kiedy chcą się zagnieździć. Owszem, być może myślała, że chodzi jej o Mojmira, lecz jej jajniki tak naprawdę interesowało wyłącznie jego DNA. Do fryzjera chodziła z powodu jego plemników. (Te cierpkie prawdy trzeba oczywiście taić przed mężczyznami.)
Czy Hedvika i Mojmir, jak wszyscy zakochani, instynktownie unikali tematów, które mogłyby do ich idylli wnieść sprzeczki? Nie – twierdzi Mojmir, podobno takie tematy nie istniały. Między jej i jego wyobrażeniem o życiu podobno nie było żadnych rozbieżności. Hedvika pragnęła mieć dobrego męża, wiejski domek z ogródkiem i trójkę zdrowych dzieci. Mojmir sądził, że troje dzieci to za dużo, ale poza tym był tą wizją oczarowany.
– Nie wystarczyłoby ci dwoje? – zapytał. – Bo ja już jedno mam.
(To dla mężczyzn typowe: swoje dzieci kochają wręcz histerycznie, są najważniejsze na świecie i tak dalej, ale obowiązuje to wyłącznie przy założeniu, że tych dzieci jest nie więcej niż troje. Przy czworgu, pięciorgu czy sześciorgu nagle wszystko ulega diametralnej zmianie.)
– No dobra.
Mojmir jest zachwycony. Ma wrażenie, że wreszcie znalazł tradycyjną kobietę.
Pod pojęciem tradycyjna kobieta od zawsze wyobrażał sobie, podobnie jak wielu innych mężczyzn, kogoś, kto lubi, gdy przepuszcza się go w drzwiach i kto nie ma za złe, że pomaga mu się włożyć płaszcz. Życiowym marzeniem tradycyjnej kobiety jest według Mojmira dobry mąż, wiejski domek z ogródkiem i dwoje zdrowych dzieci. Sposób wyrażania się tradycyjnej kobiety nie jest zainfekowany wymaganiami poprawności genderowej, jej myślenie nie zostało zindoktrynowane nieokiełznanym liberalizmem czasopism dla kobiet (Pozwólcie, by wasz kochanek was rozpieszczał!), a tym bardziej najróżniejszymi pseudofeministycznymi wymysłami (Dlaczego nie mogłybyśmy sikać na stojąco?). Tradycyjna kobieta jest wierna, sika na siedząco i nie uważa ciepłego obiadu z dwóch dań za drobnomieszczański przeżytek. Dobrowolnie, wręcz chętnie, podąża za swoim mężem w jego życiowej wędrówce. Nie odczuwa potrzeby ogólnonarodowej debaty medialnej na temat menstruacji, a wiersz Halasa Powiedz mi, dziewczę, jak ty to robisz, że zegar nie milknie, gdy naga przez pokój przechodzisz, nie wydaje się jej seksistowski. Tradycyjna kobieta potrafi spierać plamy. Właściwie jako tradycyjną kobietę Mojmir wyobraża sobie kogoś takiego, jak jego od dawna nieżyjąca babcia. A Hedvika – jak się wydaje – taka właśnie jest (Mojmir nie przeczuwa, że ona nie tylko nie umie spierać plam, ale wręcz przeciwnie – na jego koszulach i podkoszulkach będzie ich przybywać, paradoksalnie właśnie podczas prania). I tak dalej.
Zwróćcie uwagę: nawet w dwudziestym pierwszym wieku te prajaszczury w krawatach wciąż oceniają nas według tego, jak pierzemy. Ponieważ chcą uważać się za nowoczesnych mężczyzn, nie wymagają, żebyśmy były doskonałymi praczkami lub kucharkami, ale jeśli nie jesteśmy doskonałymi praczkami lub kucharkami, swoje braki musimy im jakoś wynagrodzić. Wymownie oddaje to znany głupi dowcip: Może i dzisiejsze kobiety nie potrafią szyć, ale za to świetnie robią na drutach… Mam być jeszcze bardziej dosłowna? Niedawno słyszałam, jak dwaj wyrostkowie rozmawiają w tramwaju o swoich dziewczynach: Gotować nie umie, ale za to połyka…
Żeby było jasne, drogie siostry: to właśnie w tych homo erectusach się zakochujecie.
Tych neandertalczyków bierzecie za mężów.

Wprawdzie to, co działo się po rozpadzie pierwszego małżeństwa, Mojmir wspomina z udawaną dumą jako niekończącą się balangę dla prawdziwych mężczyzn, ale w rzeczywistości wszystkie te imprezy, pijatyki, kluby nocne i związki na kilka nocy męczyły go i nudziły. Chciał żyć inaczej. Mimo że po rozwodzie przy każdej okazji oświadczał, że po raz drugi na pewno się nie ożeni, przy meblowaniu nowego mieszkania sprawił sobie kilka rzeczy, które tę rzekomo kategoryczną decyzję o spędzeniu reszty życia w pojedynkę (co uparcie wmawiał swoim przyjaciołom) poddawały w pewną wątpliwość. O ile to wielkie dwuosobowe łóżko do sypialni mógł jeszcze sam przed sobą wytłumaczyć potrzebą wygodnego snu, to kupno piekarnika z termoobiegiem (biorąc pod uwagę, że nigdy w życiu niczego nie upiekł), a przede wszystkim ponad pięciometrowej szafy zajmującej całą boczną ścianę przestronnego przedpokoju, wymownie świadczyły o nieodpartym pragnieniu życia w związku. Nasz mały harcerzyk po prostu nie chciał usypiać sam… Nie lubi, biedaczek, budzić się w pustym mieszkaniu… Jak napisała kiedyś Gertruda Stein o Hemingwayu: Literatura sztucznych włosów na klatce piersiowej… Rozumiecie? To jest ta ich odwaga! Ta ich męskość! Na zewnątrz bicepsy i tricepsy, a pod spodem deprexolet i diazepam. Uwierzcie, siostry, że potrzebują nas dużo bardziej, niż myślimy. Potrzebują nas dużo bardziej, niż my ich.

Przypisy:

* Doula – kobieta wspierająca kobiety podczas ciąży, porodu i połogu – przyp. tłum.

 
Wesprzyj nas