Żony dżihadystów, nawrócone, wywodzące się z emigracji albo z najwyższej francuskiej arystokracji, dzieliły życie z terrorystami. Czy są ofiarami odciętymi woalem od świata, czy w pełni świadomymi wspólniczkami?


Żony dżihadystówMatthieu Suc, francuski dziennikarz, zajmujący się przestępczością, opierając się na nagraniach z podsłuchów, zeznaniach i niepublikowanych relacjach, pokazuje nieznane dotąd oblicze islamskiego terroryzmu.

Nazywają się Izzana, Diane, Sumja i dzieliły życie z terrorystami. Media i policja długo pomijały te kobiety, uznając je za ofiary odcięte od świata woalem, dziś jednak właśnie one stały się jedyną szansą na zrozumienie świata dżihadystów.

Wszystkie te kobiety – nawrócone, wywodzące się z emigracji albo najwyższej francuskiej arystokracji łączy fakt, że ukryte pod nikabem, widziały, jak mężczyźni radykalizują się i zbroją.

Zbierając i analizując nagrania z podsłuchów, zeznania i niepublikowane relacje, Matthieu Suc odtworzył i pokazał to oblicze islamskiego terroryzmu. Czy są wspólniczkami, czy może, przeciwnie, nie wiedzą nic o planach swoich mężów?

Z opowieści o losach Kahiny, Sylvie i Hayat wyłania się ukryte tło zamachów, które ugodziły Francję.

Matthieu Suc – francuski dziennikarz, zajmuje się przestępczością i terroryzmem. Autor „Antonio Ferrara, le roi de la belle” (z Brendanem Kemmetem), „Renault, nid d’espions”. W 2015 roku pisał o zamachu na „Charlie Hebdo“ na łamach „Le Monde”.

Matthieu Suc
Żony dżihadystów
Bezwzględne czy nieświadome?
Przekład: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 25 października 2017
 
 

Żony dżihadystów


Słowo wstępne

Prowadząc poszukiwania, autor opierał się na licznych dokumentach, raportach policyjnych, zeznaniach składanych podczas śledztw i dochodzeń wstępnych, rozpraw sądowych, na zapisach z podsłuchów telefonicznych, archiwach więziennych, artykułach i notatkach prasowych. Przeprowadził wywiady z niemal pięćdziesięcioma osobami, których część chciała zachować anonimowość. Aby chronić te źródła, pragnące pozostać w cieniu, czasami celowo pomijał daty odbytych rozmów.
Bez względu na to, kim jest rozmówca, wersje ustne zostały poddane weryfikacji. W cytowanych wypowiedziach zachowano tylko to, co udało się potwierdzić, sięgając do innych źródeł osobowych lub pisanych.
Ponieważ po upływie ponad roku od zamachów ze stycznia 2015 roku nie przedstawiono żadnych zarzutów wymienianym tu żonom dżihadystów – zaślubionym im przed Bogiem albo przed ludźmi – wszystkie one noszą nazwiska małżonków. Nie wymieniamy ich nazwisk panieńskich, jedyny wyjątek czyniąc dla Hayat Boumeddiene, której tożsamość jest powszechnie znana.
Należy także przypomnieć, że zarzuty postawione przez służby policyjne i wymiar sprawiedliwości nie przesądzają o winie. Na mocy ustawy z 15 czerwca 2000 roku każdy, kto nie został skazany prawomocnym wyrokiem, korzysta z prawa domniemania niewinności. Dotyczy to także osób, które przyznały się do udziału w czynach przestępczych, a zwłaszcza tych, które zostały jedynie wymienione w protokołach dochodzeń policyjnych.

Mężczyźni stoją nad kobietami
ze względu na to, że Bóg dał wyższość
jednym nad drugimi.
Koran, Sura IV, werset 34[1]

…przybywaj, abym duch mój mogła
przelać w twe ucho…
Lady Makbet[2]

1 Przeł. J. Bielawski.
2 W. Szekspir, Makbet, akt I, scena 6, przeł. J. Paszkowski.

Prolog

Śledczy odbili się od ściany. A raczej od jednolitej osłony: nikabu, przez który wyglądało tylko dwoje oczu. Daleko, bardzo daleko od ulicy de Lutèce 3 na wyspie Cité, gdzie paryska brygada do walki z bandytyzmem wypożyczyła na tę okazję biuro dwóm policjantom – porucznikowi z brygady kryminalnej (PJ) w Wersalu, oraz Richardowi G., podoficerowi z wydziału antyterrorystycznego (SDAT), aby umożliwić im zatrzymanie podejrzanej.
Podczas pierwszego przesłuchania, skupiającego się na życiorysie, na pytanie, czy ma coś do dodania, ściana tkaniny odpowiadała:
„Tak, zastanawiam się, co tu robię. Nie mam sobie nic do zarzucenia, chcę wrócić do domu”[3].
Pięć godzin wcześniej, tegoż 18 maja 2010 roku, Richard G. wkroczył wraz z jedenastoma innymi funkcjonariuszami do kamienicy z jasnej cegły pod numerem 17 pewnej jednokierunkowej ulicy w Gennevilliers w departamencie Hauts-de-Seine. Po dotarciu na czwarte piętro siły porządkowe ustawiły się po obu stronach drzwi mieszkania numer 403. Policjanci czekali na dozwoloną prawem porę przeszukania, gdy o 5.55 rano dobiegające ze środka odgłosy przekonały ich, że zostali zauważeni przez cel.
Nie mogąc wykorzystać elementu zaskoczenia, policjanci zadzwonili do drzwi. Otworzył im mężczyzna w bokserkach.
– Chérif Kouachi?
– Tak[4].
Policjanci pokazali mu wystawiony przez dwóch sędziów śledczych nakaz aresztowania pod zarzutem przygotowania aktów terrorystycznych. Półnagi mężczyzna poprosił ich, aby chwilę zaczekali, ponieważ jego żona, przebywająca jeszcze w sypialni, musi zakryć głowę woalem. Po kilku minutach funkcjonariusze weszli do mieszkania. Izzana Kouachi czekała na nich, siedząc w nikabie na łóżku. Aby jej nie urazić, rewizję przeprowadziła policjantka, ściągnięta w tym celu z pobliskiego komisariatu w Asnières. W areszcie tymczasowym na Cité materiał biologiczny pobierała od niej także kobieta. W pewnych sytuacjach policjanci zabierają nawet dywaniki modlitewne, a zdarza się, że na wszelki wypadek trzymają takie w biurze.
W interesującym nas przypadku okazanie takiego zrozumienia nie spotkało się z oczekiwaną reakcją przesłuchiwanej. Przynajmniej zdaniem Richarda G., przywykłego raczej do rozpracowywania separatystów baskijskich albo korsykańskich. Podoficer zarzucał Izzanie, że pytana o praktyki religijne małżonka lub o własne zaangażowanie religijne, robi „uniki”.
– Na tym etapie przesłuchania mamy prawo zastanawiać się, czy zachowała pani wolność osobistą, a zwłaszcza wolność wypowiedzi. Jak to jest?
– Zapewniam pana, że mogę mówić, co mi się podoba.
– Bez ograniczeń?
– Tak. Bez żadnych ograniczeń.
– To pozwoli nam z pewnością posunąć się do przodu i kontynuować. […] Czy jest pani kobietą zależną od kogoś lub czegoś?
– Nie.
– Nie zależy pani nawet od męża?
– Nie[5].
Na pytanie o skazanie Kouachiego we wcześniejszej sprawie dotyczącej przerzutu dżihadystów odpowiedziała: „Chciał wyjechać do Iraku, żeby pomagać ludności i właśnie za to został skazany na dwadzieścia trzy miesiące więzienia…”[6].
A kiedy policjanci nawiązali do przyczyn zatrzymania małżonków – domniemanego udziału Chérifa Kouachi w planowaniu ucieczki Smaina Ait Alego Belkacema, skazanego na dożywocie za współudział w zamachu na stacji RER Musée-d’Orsay w październiku 1995 roku, zatrzymana oświadczyła, że nie ma nic do dodania.
– Jestem zmęczona – broniła się.
– Ale przecież miała pani dużo czasu na odpoczynek[7] – nie krył zdziwienia podoficer SDAT.
Poprzednie przesłuchanie zakończyło się ponad dwadzieścia dwie godziny wcześniej.
– Zapytam jeszcze raz: czy może pani odpowiedzieć?
– Nie, nie mogę[8].
Podczas trzeciego przesłuchania obrano inną strategię. Śledczy pokazali Izzanie album, a w nim dziewięć zdjęć groźnych terrorystów i nawróconych przestępców, podejrzewanych o to, że działali wspólnie, przygotowując ucieczkę Belkacema.
– Wszyscy ci ludzie zostali zatrzymani w związku z tym śledztwem. Jakieś odczucia? Komentarz?
– Nie. Nie znam ich, nie wiem.
– Pani Kouachi, kłamie pani! W wyniku śledztwa ustalono jednoznacznie, że zna pani niejakiego Amedy’ego Coulibaly’ego, alias „Dolly”! Kiedy wreszcie zacznie pani mówić prawdę ?![9] – nie wytrzymał Richard G.
Policjanci dysponowali materiałami z podsłuchów telefonicznych i SMS-ami, które potwierdzały, że małżeństwo Kouachi gościło państwa Coulibaly na kolacjach i bywało u nich. Przyciśnięta do muru Izzana wreszcie zaczęła mówić. Trochę. „Prawdę mówiąc, niezbyt dobrze znam Dolly’ego, a bliżej tylko jego żonę Hayat, którą widuję, kiedy razem z mężem odwiedzamy ich w domu. Dolly […] to czarnoskóry mężczyzna przed trzydziestką, niski, o bardzo krótkich włosach. Muzułmanin. […] Nawet jeżeli znowu zobaczę zdjęcie Dolly`ego w tym albumie fotograficznym, który już oglądałam, nie poznam jego twarzy. Łatwo to wyjaśnić – zgodnie z nakazami religii nie wolno nam patrzeć mężczyznom w twarz. Kiedy jesteśmy w domu Dolly’ego i jego żony, mężczyźni przebywają w salonie, a kobiety w innej części mieszkania i nie stykamy się ze sobą ze względu na zasady religijne”[10].

*

Po drugiej stronie ulicy, w biurze brygady kryminalnej przy Quai des Orfèvres, zespół śledczych przesłuchiwał małżonkę Dolly’ego, znajomą Kouachich. Funkcjonariusze PJ w Wersalu i SDAT, obaj pełni wyrozumiałości i życzliwi, na zmianę zadawali pytania niejakiej Hayat Boumeddiene, która z odkrytą głową i słodką minką powtarzała, że „nie ma nic wspólnego ze złoczyńcami”[11].
Punktualnie o szóstej rano brygada do walki z bandytyzmem wyłamała drzwi mieszkania małżonków Coulibaly-Boumeddiene na osiedlu w Bagneux. Trzypokojowe mieszkanie o powierzchni 70 metrów kwadratowych było puste. Na pozór. W znajdującej się w przedpokoju szafie stało wiadro z dwustoma czterdziestoma nabojami kalibru 7,62 – amunicją do kałasznikowa. W sypialni, na stoliku nocnym pozostawiono receptę od okulisty, krople do oczu i okulary korekcyjne marki Emporio Armani. A w łóżku leżała dwudziestojednoletnia kobieta. Jeszcze w objęciach Morfeusza. Hayat Boumeddiene „nie wydawała się zdolna do podjęcia próby ucieczki, nie sprawiała też wrażenia groźnej dla siebie lub dla innych”[12], toteż nie została skuta kajdankami.
I oto teraz ta kobieta, której błędne oczy, potargane włosy i niewinna buzia przypominały śledczym, jaka jest jeszcze młoda, trafiła do biura brygady kryminalnej, najbardziej mitycznego wydziału paryskiej PJ, gdzie godzinami przesłuchiwano seryjnych morderców: Henriego Landru, doktora Petiot czy Guy Georges’a. Młodziutka Hayat, o cerze tak jasnej, że przyjaciele jej partnera „uważali ją za Francuzkę”[13], musiała szczegółowo opowiadać o założeniach swojej religii.
– W pani domu znaleziono wiele książek na temat islamu. Czy to świeża fascynacja?
– Zależy, co pan uważa za świeżą fascynację, ale to trwa około roku i mniej więcej w tym czasie zaczęłam nosić chustę. […] Wyznaję islam. Jestem praktykującą sunnitką. Nie chodzę do meczetu, kobiety nie są do tego zobowiązane, wręcz im się to odradza. Wyjątkiem są święta Aid.
– Jak określiłaby pani swoje zaangażowanie religijne?
– Mam nadzieję, że nigdy nie wyrzeknę się wiary, uspokaja mnie. […] Szłam tą drogą sama, krok po kroku. […] Postanowiłam wrócić do źródeł. Kupowałam książki w Paryżu, na ulicy muzułmańskiej, w Couronnes. Dużo czytałam i uświadomiłam sobie, że przez całe życie błądziłam. Od tamtej pory staram się jak najlepiej praktykować religię, ponieważ jest dla mnie źródłem szczęścia[14].
Podczas gdy między śledczym ze SDAT a Izzaną Kouachi trwała istna zimna wojna, przesłuchanie Hayat Boumeddiene przebiegało bezkonfliktowo. Kiedy policjanci zapytali ją, co myśli „o państwach muzułmańskich, w których nie stosuje się szariatu”, Hayat odparła szczerze: „Szariat to, o ile się nie mylę, prawo Boże. Dlatego sądzę, że lepiej byłoby, gdyby je stosowano. Na razie jestem tylko debiutantką, moja wiedza jest zbyt skromna, żebym śmiała się wypowiadać w tak skomplikowanej kwestii”[15].
Na pytanie o dżihad odpowiedziała pytaniem: „Czy współcześni dżihadyści są naprawdę wykonawcami woli Boga? W naszych czasach nie zgodziłabym się uczestniczyć w dżihadzie, ponieważ nie wiem, czy jest zgodny z wolą Bożą”[16]. Zamachy dokonywane w Europie? Odczuwała „smutek, [myśląc] o niewinnych ludziach, którzy stracili życie, chociaż nie mieli z tym nic wspólnego”. „Tak samo smucę się z powodu niewinnych ofiar zamachów na całym świecie – dodała, wyrażając wątpliwość co do prawdziwych sprawców zamachów z 11 września. – Nie wiadomo już, co o tym myśleć. Kto jest winny, kto za tym stoi?”. A zakończyła rozbrajająco: „Zostawiam te sprawy tajnym służbom”[17]. Dziecko swojej epoki, podatne na teorie spiskowe. Policjanci, którzy ją przesłuchiwali, nie wyczuli szczypty ironii w jej słowach, bo tę zawsze łatwiej dostrzec po pewnym czasie.
Tymczasem niektórzy radykalni islamiści bez skrupułów sięgają po ironię, żeby przekonać o swojej życzliwości. Na przykład bojownik, który wrócił z Syrii i był przesłuchiwany w listopadzie 2013 roku, zapewniał, że absolutnie nie planuje dokonać zamachu we Francji, a na swą obronę powołał się na szefową Frontu Narodowego: „Jestem Francuzem, to mój kraj. Tu się wychowałem. Jak mówi Marine Le Pen, Francję się kocha albo się ją opuszcza!”[18].
Hayat Boumeddiene nie kryła, że stara się pogłębić wiedzę o islamie: „Jestem jeszcze religijną debiutantką, więc na razie skupiam się na fundamentalistach, potem zainteresuję się różnymi sektami i odmianami, ale to raczej ze względu na troskę o własne wykształcenie”[19]. Podkreślała natomiast, że jej partner nie jest „naprawdę głęboko religijny ”[20]. „Lubi się bawić, pracuje w Coca-Coli i nie należy do tych, którzy chodzą stale w kamizie[21] (szalwar kamiz, tradycyjny strój noszony m.in. w Afganistanie i Pakistanie, złożony z szerokich, zwężanych na dole spodni i tuniki)”.
Amedy Coulibaly, zatrzymany w środku nocy przy wyjściu z fabryki, gdzie pracował na zastępstwach, nie powiedział nic innego. „Staram się praktykować, ale tylko w minimalnym zakresie, modlę się, przestrzegam ramadanu itp. Próbuję rozwijać się religijnie, ale spokojnie…”[22].

*

Izzana Kouachi nie zadawała sobie już trudu i po prostu przestała odpowiadać na pytania, pozwalając, żeby protokolant odnotowywał jej milczenie.
– Zdarza mu się pożyczać pani golfa?
– [Milczenie zatrzymanej].
– Czy z pani milczenia mamy wnioskować, że używa pani golfa tak jak innych pojazdów?
– [Milczenie osoby zatrzymanej].
– Do czego używa pojazdów?
– [Milczenie osoby zatrzymanej][23].
A kiedy wreszcie Izzana otworzyła usta, błyskawicznie okazało się, że dialog między nią a Richardem jest niemożliwy.
– Jak pani wyjaśni, że nie wie pani nawet, co robi, kiedy wychodzi sam? Dokąd chodzi, z kim się spotyka?
– Nie interesuje mnie, dokąd chodzi ani z kim się widuje[24].
Richard próbował nakłonić ją do wyznania, że zna nowego mentora Chérifa Kouachiego. Człowiekowi temu wyznaczono miejsce pobytu w Cantal, a małżonkowie gościli u niego przez kilka dni.
– Kiedy mąż zaproponował pani w marcu tego roku wyjazd na weekend na wieś, to jak przedstawił tę podróż? Może przypadkiem powiedział: „Wiesz, może na ten weekend wprosimy się do nieznajomego”? Niech pani mówi prawdę, i to już!
– Może powiedział mi po prostu, że pojedziemy do kogoś na wieś.
– A pani jest aż tak uległa, że nie chce wiedzieć i nawet nie pyta męża, do kogo wyruszacie w kilkugodzinną podróż z Paryża? Czy naprawdę uważa nas pani za kretynów?!
– Nie jestem uległa wobec męża i nie uważam panów za kretynów[25].
Pytana o te same fakty, Hayat Boumeddiene okazała się równie mało rozmowna. Na temat samochodów używanych przez Amedy’ego Coulibaly odparła: „Nie znam się na markach samochodów. […] Z natury nie jestem zbyt ciekawa, takie rzeczy mnie nie interesują”[26].
O zdjęciu małżonka na motocyklu powiedziała: „Nie wiem, czy ma motor. Już widziałam to zdjęcie, ale nigdy go nie pytałam, czy to jego motocykl, mamy ciekawsze tematy rozmów”[27].
O przysługach wyświadczonych „braciom” przez mężczyznę, z którym dzieliła życie, mówiła: „Amedy nigdy nie mówi mi o swoich sprawach, a ja o to nie pytam. Zupełnie mnie to nie interesuje”[28]. Nie znała żadnego z przyjaciół Amedy’ego Coulibaly, nie pamiętała, kim jest przyjaciółka, która daje jej karty telefoniczne kupowane przez jej partnera, i udało się sprowadzić ją na ziemię dopiero wtedy, kiedy śledczy wyjaśnili jej, jakie ponosi ryzyko. „Informuje mnie pan, że używanie telefonu, którego pochodzenia się nie zna, może narazić mnie na kłopoty natury prawnej. Ale ja o tym nie wiedziałam”[29].
Policjanci ani razu nie przyparli jej do muru. Miała dwadzieścia jeden lat i każdy udzieliłby jej rozgrzeszenia od ręki.
Kiedy podoficer SDAT Bertrand przypomniał jej, że sędzia śledczy przedłużył zatrzymanie o kolejnych czterdzieści osiem godzin i że w związku z tym może być nadal pytana o wszystko, Hayat Boumeddiene źle się poczuła.
– Chciałabym z kimś porozmawiać, ponieważ nie czuję się dobrze psychicznie, a nawet fizycznie.
– Co pani dolega?
– Nie mam siły w rękach i nie czuję nóg[30].
Kiedy jednak policjant zaproponował jej wezwanie lekarza, Hayat nagle odzyskała siły: „Nie chcę, żeby przychodził teraz, to nic nie da, zobaczymy jutro rano”[31]. Jednak przesłuchanie zakończono. Kobieta podpisała protokół i została odprowadzona do celi.

 
Wesprzyj nas