Opowieść o świecie, który zaczyna kształtować się na dobre, gdzie idee demokracji i współdecydowania rodzą się i umierają, stary porządek upada, a powstaje nowy. Elisabeth Åsbrink, laureatka Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, próbuje uchwycić początek naszego czasu – naszego „teraz”.


1947. Świat zaczyna się terazW 1947 roku wszystko się zmienia. Świat jeszcze może być inny.

– 10 lutego w Paryżu alianci i sojusznicy III Rzeszy podpisują układ pokojowy a w Europie zaczynają odradzać się ruchy faszystowskie.
– Simone de Beauvoir przeżywa miłość swojego życia. Zaczyna pisać „Drugą płeć” – książkę, która wkrótce zostanie okrzyknięta feministyczną biblią.
– Komisja ONZ ma tylko cztery miesiące na rozwiązanie narastającego problemu Palestyny.
– 12 lutego Christian Dior prezentuje swoją debiutancką kolekcję The New Look. Zaczyna się rewolucja w modzie.
– Trwają prace nad Powszechną Deklaracją Praw Człowieka. Jeszcze mało kto zna pojęcie ludobójstwa.
– Hasan al-Banna chce, żeby nastał czas islamu. Tworzy plan wciąż jeszcze realizowany przez dżihadystów.
– W niemieckim ośrodku dla dzieci, których rodzice zostali zamordowani przez nazistów, przebywa dziesięcioletni Joszéf. Teraz musi sam podjąć decyzję, która zaważy na jego życiu: zacząć wszystko od nowa w Palestynie czy wrócić do Budapesztu, miasta prześladowań? Jakiś czas później ucieknie do Szwecji, gdzie urodzi mu się córka – Elisabeth.

Z tych wszystkich pozornie niepowiązanych ze sobą zdarzeń Elisabeth Åsbrink tworzy opowieść o świecie, który zaczyna kształtować się na dobre, gdzie idee demokracji i współdecydowania rodzą się i umierają, stary porządek upada, a powstaje nowy.

To początek naszego czasu, naszego „teraz”.

***

Ważna, inteligentna i otwierająca oczy na wiele spraw opowieść o pozornie nieistotnym roku 1947, w którym to zasiane zostały najważniejsze ziarna naszej współczesności. Elisabeth Åsbrink w fascynujący sposób splata wielką politykę z wydarzeniami ze świata kultury i zwykłą codziennością. Trwa zimna wojna, powstaje CIA, George Orwell pisze swój «Rok 1984», Christian Dior lansuje «new look», Simone de Beauvoir zakochuje się w amerykańskim pisarzu Nelsonie Algrenie, szwedzki nazista Per Engdahl tworzy podstawy współczesnego ekstremizmu prawicowego, a Egipcjanin Hasan al-Banna pisze o dżihadzie jako sztuce śmierci, dając początek islamizmowi… Europa jest pełna żydowskich uchodźców, których nikt nie chce przyjąć do siebie na stałe. Uchodźcą jest także dziesięcioletni ojciec autorki…
Åsbrink po raz kolejny w mistrzowski sposób udowadnia, że nie da się zrozumieć teraźniejszości bez uważnego spoglądania w przeszłość. „1947. Świat zaczyna się teraz” to nie tylko książka, którą koniecznie trzeba przeczytać, ale także taka, do której należy wracać.
Katarzyna Tubylewicz

Kiedy kończy się wojna? Gdy się to ogłosi, odbuduje domy, wyznaczy nowe granice, przestaje tęsknić za tym, który nigdy nie wróci, wypłucze się ostatni smutek? Åsbrink szuka końca i nowego początku. W 1947 roku nic się jeszcze nie zabliźniło, ziemia parowała od nadmiaru krwi i bólu przekraczającego jej dotychczasowe zdolności absorpcyjne. A równocześnie, bo obok każdej śmierci, jest jakieś życie, nie było chwili wytchnienia: świat zaraz miał się nauczyć, że każde «nigdy więcej» będzie odtąd oznaczało niewiele ponad «następnym razem».
Magdalena Kicińska

Elisabeth Åsbrink
1947. Świat zaczyna się teraz
Przekład: Natalia Kołaczek
Wydawnictwo Poznańskie
Premiera: 8 listopada 2017
 
 

1947. Świat zaczyna się teraz


W rzekach na północ od przyszłości
zarzucam sieć, którą ty,
wahając się, obciążasz
zapisanymi przez kamienie
cieniami.

Paul Celan

Czas niezupełnie płynie tak, jak powinien.
Pierwszego stycznia 1947 roku „The Times” pisze, że Brytyjczycy nie mogą polegać na swoich zegarkach. Żeby mieć pewność, która jest godzina, słuchają specjalnych raportów BBC, podających prawidłowy czas. Częste przerwy w dostawie prądu wciąż mają wpływ na zegary elektryczne, ale i te mechaniczne wymagają kontroli. Może to z powodu zimna. Może będzie lepiej.
W czasie samego Blitzkriegu na Wielką Brytanię zrzucono prawie 50 tysięcy ton bomb. Zniszczono ponad 4,5 miliona budynków. Mniejsze miasta na prowincji niemal zmieciono z powierzchni ziemi, tak jak szkocki port Clydebank – nalot otrzymał nawet własną nazwę: Clydebank Blitz.
W austriackim Wiener Neustadt kiedyś stało 40 tysięcy budynków. Teraz nienaruszonych zostało tylko 18. W Budapeszcie połowa domów nie nadaje się do zamieszkania. We Francji zniszczono łącznie 460 tysięcy budynków. W Związku Radzieckim zrównano z ziemią 1700 miasteczek i wiosek. W Niemczech zbombardowano około 3,6 miliona mieszkań; co piąty dom w kraju. Połowa domów w Berlinie nie nadaje się do zamieszkania. W całych Niemczech ponad 18 milionów ludzi jest bez dachu nad głową. Kolejnych 10 milionów bezdomnych jest na Ukrainie. Wszyscy muszą poradzić sobie z ograniczonym dostępem do wody i sporadycznym do prądu.
Prawa człowieka nie istnieją, niemal nikt nie słyszał o czymś takim jak ludobójstwo. Ci, którzy przeżyli, dopiero zaczęli liczyć swoich zmarłych. Wielu jedzie do domu i go nie znajduje, inni jadą wszędzie, tylko nie tam, skąd pochodzą.
Wsie Europy splądrowano, spustoszono i częściowo zatopiono po tym, jak zniszczono tamy. Ziemie uprawne, lasy, gospodarstwa – ludzkie życie, jedzenie i praca – spoczywają w popiele, przykryte błotem.
Grecja pod niemiecką okupacją straciła jedną trzecią swoich lasów. Ponad tysiąc wiosek spalono. W Jugosławii zabito ponad połowę bydła, a rabowanie zboża, mleka i wełny doprowadziło gospodarkę do ruiny. Armie Stalina i Hitlera nie tylko siały spustoszenie podczas przemarszu, rozkazano im podczas odwrotu niszczyć wszystko, co stanie na ich drodze. Zgodnie z taktyką spalonej ziemi dla wojsk przeciwnika nie miało zostać nic. Jak powiedział Heinrich Himmler: „Nie może zostać ani jeden człowiek, sztuka bydła, kwintal zboża czy tor kolejowy. (…) Wróg musi zastać kraj kompletnie spalony i zniszczony”.
Teraz, po zakończeniu wojny, wszyscy szukają zegarków – kradną je, ukrywają, zapominają albo gubią. Czas jest niepewny. Kiedy w Berlinie jest ósma wieczorem, w Dreźnie jest siódma, ale w Bremie dziewiąta. Rosyjski czas w rosyjskiej strefie, podczas gdy Brytyjczycy wprowadzili czas letni w swojej części Niemiec. Kiedy pada pytanie o godzinę, większość odpowiada, że nie ma. To znaczy zegarka. A może chodzi o czas?

Styczeń

Arab az-Zubajd

Hamdeh Dżuma to dzielna dziewczyna, ale gdzieś są jej granice. Są coraz bliżej.
Kiedy mężczyzna przybywa do wioski ze swoim magicznym pudłem, woła do siebie dzieci. Młodsze będą prosić swoje matki o kaszę, starsze będą kraść, ale wszystkie przyjdą popatrzeć na magiczne pudło, które – jak twierdzi mężczyzna – połyka cukier a wypluwa karmelki. Dzieci śmieją się i płacą mu bulgurem, soczewicą i owsem. On opowiada im swoje historie i pokazuje obrazki, zamieniające się w opowieści, jak tylko zakręci kijkiem włożonym do kartonowego pudła.
Hamdeh ma szesnaście lat i nigdy nie nudzi się jej magia ruchomych obrazków. Kradnie mamie chleb, żeby zapłacić mężczyźnie, podbiera ze spiżarni garście soczewicy. Przypomina sobie o stryju, który ma dużo kur i pięć kogutów. Kiedy ucina sobie poobiednią drzemkę, ona zakrada się, żeby ukraść jajka – wszystko po to, by zobaczyć, jak obrazki znów zaczną się poruszać, by posłuchać o bohaterach i bojownikach o wolność, poczuć, jak świat robi się większy. Ale kiedy już ma wychodzić z jajkami z namiotu stryja, ten budzi się, łapie ją i bije. Jajka rozbijają się. Tej nocy Hamdeh śpi w brudnym fartuchu w jaskini, żeby uniknąć gniewu stryja. Ale on mija.
Co wieczór, kiedy przychodzi do finału opowieści, mężczyzna z magicznym pudłem kończy tymi samymi słowami: Oto ciemność, oto noc.

Waszyngton

Prezydent Truman siedzi w Gabinecie Owalnym Białego Domu i prowadzi dziennik. Szóstego stycznia budzi się wcześnie i pracuje przez kilka godzin, a potem wybiera się pieszo na stację na spotkanie z rodziną. Porządny, trzydziestopięciominutowy spacer, jak zanotuje w dzienniku. Jest szczęśliwy, że małżonka i dziecko wróciły. To wielkie, białe więzienie zamienia się w piekło, kiedy jest się w nim samemu. Nocą podłogi skrzypią i trzeszczą. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by zobaczyć starego Jamesa Buchanana, przechadzającego się w tę i z powrotem, martwiącego się o świat, nad którym nie ma już kontroli. Tak właściwie to cała gromada pokutujących dusz prezydentów kręci się w górę i w dół po schodach, uskarżając na wszystko, co powinni zrobić lepiej i wszystko, czego nie zdążyli zrobić. Niektórzy z jego zmarłych poprzedników trzymają się od tego miejsca z daleka, pisze Truman w swoim granatowym dzienniku. Po prostu nie mają na to czasu, za bardzo pochłania ich pilnowanie nieba i rządzenie piekłem. Ale pozostali, biedni udręczeni prezydenci, którzy nie osiągnęli tego, co chcieli, nie zaznają spokoju. Biały Dom to niezłe piekło.

Londyn

Siódmego stycznia poinformowano, że 500 kobiet zatrudnionych w London Transport System będzie musiało odejść z pracy. Wrócą do domu. W ciągu najbliższych miesięcy wszystkie konduktorki z londyńskich autobusów i tramwajów zostaną zwolnione. Łącznie 10 tysięcy kobiet. Mężczyźni wracają.

Malmö

Ruchy przy granicy, drzewa niczym czarne linie na białym horyzoncie. Kroki na zamarzniętej ziemi prawie nie zostawiają śladów. Świat jest pełen uchodźców, którzy chcą uciec, chcą się wydostać. Jedne granice są strzeżone słabiej niż inne, drogi są wąskie i kręte, a miejscowi zajmują się swoimi sprawami.
Granica między Niemcami a Danią. Kolejna między Danią a Szwecją. Granice wodne, lądowe, linie zaznaczone na mapach na papierze w rzeczywistości wyznaczane są przez kamienie, płoty, tysiące źdźbeł wyschłej trawy, szumiących z każdym powiewem wiatru.
Wielu ucieka od tego, co przeżyli. Inni uciekają od konsekwencji swoich czynów. Cisza. Konspiracja. Zaszyfrowane wiadomości i każda noc w innym miejscu. Strumień mężczyzn przedostaje się z Niemiec do Danii, a potem dalej do Szwecji. Pomocne dłonie dają im po drodze jedzenie, przygotowują miejsce do spania.
Per Engdahl chce odzyskać paszport. Nie udaje mu się, zostaje unieruchomiony we własnym kraju. Kraju, który chciałby jednocześnie zachować i rozszerzyć tak, aż pękną granice. Jego wizja jest pełna sprzeczności, ale będzie ciężko pracował nad wcielaniem jej w życie. Szwedzka tajna policja uznaje go za nazistę, a po wizycie u Vidkuna Quislinga w Norwegii podczas wojny, a później jeszcze podróży do Finlandii, gdzie spotkał się z kilkoma wysoko postawionymi przedstawicielami Wehrmachtu, odebrano mu paszport. Mimo wielu prób jego odzyskanie potrwa długo – każe więc innym przyjeżdżać do siebie, do Malmö. Ma wiernych współpracowników, podróżujących i działających w jego imieniu. Nie zachowały się prawie żadne dokumenty, a w tych, które zostały, jest tylko kilka nazwisk. Okrężnymi drogami można jednak wytropić, wyszukać i złożyć w całość to, co wydarzyło się w ciągu miesięcy składających się na rok 1947, czas, kiedy wszystko wydawało się możliwe, bo wszystko się już wydarzyło.
Przybywają z całej Europy. Wielu z nich walczyło w szeregach SS na wschodnim froncie, jest też wielu mieszkańców krajów nadbałtyckich, którzy ryzykują ekstradycję do Związku Radzieckiego. Wszyscy potrzebują pomocy, by uciec od konsekwencji swoich wojennych czynów, a mężczyzna bez paszportu ich przyjmuje.
Per Engdahl jest przywódcą szwedzkich faszystów, ale ten biały strumień zwracających się do niego uchodźców chce utrzymać z daleka od swojego ruchu, dyskretnie i niejawnie. Jego własny dom przy Mäster Henriksgatan 2 w Malmö staje się centrum dowodzenia. Spotkania nabierają literackiego charakteru, bo piszący wiersze faszysta wykorzystuje tytuły książek jako kryptonimy uchodźców, kryjówek i transportów – wszystko po to, by utrzymywać szwedzką policję w nieświadomości.
Ilu przyjeżdża? Nie wiadomo dokładnie. Kim są? Nie ma takich informacji. Ale spośród tysięcy uciekających białych mężczyzn kilku zostaje więcej niż tylko nazwiskiem, może nawet przyjaciółmi. Jak profesor Johann von Leers, prawa ręka i protegowany ministra propagandy Goebbelsa, jeden z najbardziej wpływowych ideologów, stojących za nazistowską propagandą nienawiści. Niezłomny i zaangażowany antysemita wśród nazistowskich władz. Wielkie nazwisko, wielka zdobycz. Von Leers został wzięty do niewoli przez amerykańskie oddziały i internowany w Darmstadt, ale zbiegł po 18 miesiącach. Potem tropy są niejasne i sprzeczne. Na kilka lat zniknął z pola widzenia, by nagle pojawić się znów w 1950 roku w Buenos Aires. Niektórzy twierdzą, że przez wiele lat ukrywał się w północnych Niemczech, inni uważają, że żył incognito we Włoszech.
Wiadomo na pewno, że pod koniec 1946 roku udaje się do Flensburga, dawnego kupieckiego miasta, dziesięć kilometrów od granicy z Danią. Tam spotyka się z duńskim ochotnikiem SS, Vagnerem Kristensenem, który zabiera go jakieś dziesięć kilometrów dalej, do duńskiego miasteczka Padborg.
„Prowadziliśmy uchodźców ścieżką, przez bagna, a potem przez granicę”.
Młody Kristensen polubił Johanna von Leersa – będą utrzymywać kontakt – eskortuje swojego nowego przyjaciela przez Danię do Kopenhagi, gdzie przejmują go inni i przeprawiają łodzią przez Sund.
„Przyjeżdżali do mnie, kiedy ja nie mogłem wyjeżdżać”, będzie później z pewną dumą wspominał Engdahl. Zadba jednak o to, by nie padły żadne nazwiska.
Engdahl i jego towarzysze mogą załatwić pracę jakiemuś tysiącowi uciekających nazistów. Stocznia Kockums i producent maszyn liczących Addo chętnie ich przyjmą, pod warunkiem, że Engdahl nic o tym nie napisze w swojej gazecie „Vägen Framåt” („Droga naprzód”). Wszyscy wiedzieli, o co chodzi: chętnie pomogą, ale żeby nie było o tym głośno.
Per Engdahl: poeta, dziennikarz, przywódca faszystów. Szwedzka policja uważa go za prawdziwego założyciela szwedzkiego nazizmu.
„Już przed wojną był znany jako szwedzki nazista o najlepszych kontaktach w kręgach światowego nazizmu. Był persona grata w Berlinie i Rzymie. […] Już pod koniec 1945 roku Engdahl nawiązał kontakt z nazistowskimi i faszystowskimi jednostkami, które uchowały się za granicą”, pisze Statspolisen, centralny organ szwedzkiej policji, w sprawozdaniu z początku lat 50.

Rzym

Zaledwie na kilka dni przed tym, zanim rok 1946 stanie się 1947, pięciu mężczyzn zbiera się na Viale Regina Elena w Rzymie. Dziennikarz, archeolog, księgowy, przywódca partyjny i mężczyzna twierdzący, że jest synem Benito Mussoliniego z nieprawego łoża. Wspólnie tworzą Movimento Sociale Italiano (Włoski Ruch Społeczny), któremu przyświecały te same ideały i idee, co partii faszystowskiej Mussoliniego. MSI szybko zdobywa licznych zwolenników i duże sumy od prywatnych darczyńców. Już po miesiącu powstają grupy lokalne w całych Włoszech, a ruch może zacząć działalność, atakując demokrację i walcząc z komunizmem. I to nie tylko we Włoszech. Ich celem jest też nowa Europa.
Falangiści w Hiszpanii, peroniści w Argentynie, brytyjscy faszyści pod wodzą Oswalda Mosleya, neonaziści zbierający się nielegalnie w Wiesbaden pod przywództwem Karla-Heinza Priestera. A w Szwecji Per Engdahl. Działają pod powierzchnią, ujawniają się, kiedy świat odwraca wzrok. Już teraz tworzą dobrze zorganizowaną sieć kurierów, obchodząc restrykcje dotyczące paszportów, wiz i walut. Wkrótce zbliżą się do siebie, nawet połączą. Bezruch mającego odwahnąć się wahadła.

Polska

Dziewiętnastego stycznia w Polsce odbywają się wybory. Tymczasem w ostatnich tygodniach 400 tysięcy ludzi oskarżono o współpracę z nazistami i ukarano ich odebraniem prawa wyborczego. Ponad 80 tysięcy członków i zwolenników antykomunistycznego Polskiego Stronnictwa Ludowego zaaresztowano tuż przed wyborami. Około 100 z nich zostało zamordowanych przez Urząd Bezpieczeństwa.
Wskutek tego komuniści odnieśli miażdżące zwycięstwo.
Podczas konferencji jałtańskiej z 1945 roku Stalin obiecał Polsce wolne wybory. Dla systemu wielopartyjnego 19 stycznia to dzień śmierci.

 
Wesprzyj nas