“Aktorki. Odkrycia” to zbiór opowieści o kluczowych momentach w życiu bohaterek. O wydarzeniach, od których wszystko się zaczęło.


Aktorki. OdkryciaBłęcka-Kolska, Bohosiewicz, Budnik, Dancewicz, Gniewkowska, Grabowska, Gruszka, Hajewska-Krzysztofik, Kolak, Kulig, Kożuchowska, Kulesza, Kuna, Muskała, Nieradkiewicz, Ostaszewska, Preis, Trzepiecińska

Portrety niezwykłych, wyjątkowych, silnych kobiet.

Szczere rozmowy Łukasza Maciejewskiego z najważniejszymi polskimi aktorkami, które po raz pierwszy tak otwarcie opowiadają o swoich najszczęśliwszych i najtrudniejszych doświadczeniach.

18 historii o tym, jak nieprzewidywalne potrafi być życie.
A zwłaszcza życie gwiazd.

Co w karierze aktora przesądza o spełnieniu? Talent, determinacja, a może szczęście?
Jak pozostać sobą, gdy jest się nieustannie ocenianym przez innych?

“Aktorki. Odkrycia” to zbiór opowieści o kluczowych momentach w życiu bohaterek. O wydarzeniach, od których wszystko się zaczęło.

Życie aktorów jest podobne do naszego, ale wszystko w nim wydaje się intensywniejsze. Radości i splendor większe, stres i lęk przed porażką silniejsze, a los bywa jeszcze bardziej kapryśny.

Łukasz Maciejewski
Aktorki. Odkrycia
O wydarzeniach, od których wszystko się zaczęło
Wydawnictwo Znak
Premiera: 11 października 2017
 
 

Aktorki. Odkrycia


Odkrycia do odkrycia

Czas na trzecią aktorską podróż. Dwa poprzednie tomy Aktorek – Spotkania i Portrety – wciąż są na rynku wydawniczym, a sprzedaż Portretów nawet stale rośnie… Z niektórymi bohaterkami obu książek, choćby z Danutą Stenką, Ewą Wiśniewską, Ewą Błaszczyk, Emilią Krakowską, Jolantą Fraszyńską i Małgorzatą Zajączkowską, zjechaliśmy Polskę wzdłuż i wszerz, spotykając się wyłącznie z entuzjastycznym przyjęciem. Wobec tak życzliwej reakcji czytelników uznałem, że powinienem tę serię kontynuować.
Osiemnaście wyjątkowych kobiet. Lista moich marzeń. Do wspólnej przygody ponownie zaprosiłem artystki, które w ich pokoleniu cenię najwyżej. Szanuję za talent, konsekwencję, poglądy na sztukę i świetny gust. Żadna z pań mi nie odmówiła, kilka razy usłyszałem natomiast: „No nareszcie, a już myślałam, że nie doczekam się zaproszenia do twojej książki”.
Te rozmowy są jednak nieco inne. W przeciwieństwie do większości bohaterek pierwszego i drugiego tomu aktorki z Odkryć znałem wcześniej. Nie musiałem zatem walczyć z nieśmiałością, brakiem pewności siebie, czułem się bezpiecznie, mogłem zadawać trudniejsze, być może bardziej dociekliwe pytania.
Owszem, przyjaźnię się z Karoliną Gruszką i z Joasią Kulig, uwielbiam Agatę Kuleszę, Sonię Bohosiewicz, Gabrielę Muskałę, Kasię Gniewkowską czy Jowitę Budnik, a Iza Kuna to – w kategoriach czysto ludzkich – jedna z najważniejszych postaci w moim życiu. Mimo to prywatne kontakty na pewno nie były najważniejszym kryterium w doborze bohaterek i prowadzeniu rozmów. Liczyły się nade wszystko szacunek, uznanie dla talentu, dopiero na samym końcu sympatia czy wspólne wspomnienia.
Czasem chciałem złamać utrwalony stereotyp w postrzeganiu moich bohaterek. Udowodnić, że Renata Dancewicz – poza wybitną urodą i wdziękiem – jest jedną z najbardziej błyskotliwych kobiet, jakie znam, że Grażyna Błęcka-Kolska stworzyła w polskim kinie rzadko doceniany, unikatowy typ aktorski, a wyglądająca archanielsko Urszula Grabowska to dziewczyna z krwi i kości, nowohucianka o wyrazistych poglądach na życie i na sztukę. Inne są także proporcje zawodowe. Odkrycia to opowieść o aktorkach aktywnych, pracujących często od rana do nocy, a w niektórych przypadkach, co jest w Polsce rzadkością, przebierających w propozycjach filmowych czy telewizyjnych. Są krnąbrne, dociekliwe, mają mocny charakter. Odważnie mówią o swojej religijności (Grabowska, Kulesza, Kulig, Kożuchowska), ale i częściej niż bohaterki poprzednich tomów deklarują ukształtowane poglądy w kwestiach społecznych i politycznych. „Buntuję się przeciwko temu, co dzieje się w polityce, w sztuce, co zrobiono z naszym Starym Teatrem! Czuję się nabijana w butelkę albo ignorowana, uważana za nieszkodliwą kretynkę. Na to się nie zgadzam” – mówi Marta Nieradkiewicz. A Maja Ostaszewska dodaje: „Dziś nieangażowanie się wydaje mi się tak naprawdę obojętnością, przyzwoleniem. Nie można być oportunistą. Nie można godzić się na łamanie prawa, dyskryminowanie ze względu na płeć, pochodzenie czy orientację seksualną. Nie można dawać przyzwolenia na nacjonalizm, ksenofobię. Na znęcanie się nad zwierzętami”.
Maja Ostaszewska, Iza Kuna, Karolina Gruszka, Agata Kulesza i Kinga Preis są w zawodowym natarciu. Grają nawet w kilku filmach rocznie, mają plany na co najmniej dwa najbliższe lata. Z kolei Grażyna Błęcka-Kolska czy Katarzyna Gniewkowska wywodzą się z pokolenia czarnej dziury w polskim kinie po stanie wojennym, dlatego Gniewkowska, podobnie jak Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, swoją wybitną pozycję zawodową zawdzięcza przede wszystkim pracy w teatrze. Co ciekawe, dla obu aktorek mentorem był Krystian Lupa. „Koleżanki mówią często, że czekają na swoją rolę życia. Ja tego nie mam. Wiem, że taką rolę już zagrałam. To była właśnie Grusza” – opowiadała mi Katarzyna Gniewkowska, wspominając genialną rolę Gruszeńki w Braciach Karamazow Dostojewskiego w reżyserii Lupy w Starym Teatrze w Krakowie. Inaczej było w przypadku Joanny Trzepiecińskiej czy Renaty Dancewicz: na początku kariery grały w kinie jedną rolę po drugiej, ale od jakiegoś czasu film nie ma dla nich wartościowych propozycji. Czy im to doskwiera? Pewnie odrobinę, ale w żadnym razie nie miałem wrażenia, że rozmawiam z osobami sfrustrowanymi, nieszczęśliwymi, niezrealizowanymi zawodowo. Przeciwnie, kalendarz każdej z osiemnastu bohaterek wypełniony jest szczelnie: teatr, wyjazdy, radio, nagrywanie audiobooków, praca w szkołach artystycznych, recitale, telewizja, a jeszcze rodzina, jeszcze życie…
Poza tym zawód zawsze może przynieść nieoczekiwane niespodzianki. „Po tylu latach zdarzyło się coś, czego nie przewidywałam, nie brałam kompletnie pod uwagę, czyli że będę grała w filmach” – mówi Dorota Kolak. Z kolei również stosunkowo późno odkryta dla kina Agata Kulesza opowiada: „Lata posuchy zapracowały w moim przypadku na rodzaj dojrzałości i dystansu, i tego, że dzisiaj wiem, jak wygląda ten zawód w momencie, kiedy nie za bardzo cię kocha”. Małgorzata Kożuchowska, jej koleżanka ze studiów, ma status medialnej gwiazdy. W poświęconym Małgosi eseju piszę: „Tak, jest popularna, owszem, gra w serialach, ale jest też świetną aktorką. Jedną z najciekawszych w swoim pokoleniu”. A sama bohaterka pyta: „Jak obronić się przed popularnością, rozpoznawalnością, jak w tym pięknym, ale trudnym zawodzie zachować godność, mieć cały czas jasno określone kryteria, nie rozmieniać się na drobne, nie zagubić wartości, którym jestem wierna. Zmagam się z tym codziennie. Ciężko pracuję na to, żeby Kożuchowska nie była tylko twarzą z okładki”.
Spotykaliśmy się w różnych miejscach: w kawiarniach, klubach, ale także w garderobach teatralnych, hotelowych lobby, na wspólnych spacerach, najczęściej jednak w domach aktorek. Drewniany stół, sery i wino w mieszkaniu Izy Kuny, rozmowa na bajecznym tarasie domu Urszuli Grabowskiej, fajerwerki śmiechu w domach Joanny Kulig, Agaty Kuleszy i Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik, piękne wnętrza mieszkań Joanny Trzepiecińskiej i Katarzyny Gniewkowskiej. To wszystko już ze mną zostanie, zapisało się w pamięci. Częściej niż dotychczas w naszych rozmowach pojawiał się Kraków: miasto, które sam wybrałem, na swój chropowaty sposób pokochałem i w którym mieszkam. To właśnie w Krakowie spotykałem się z Ulą Grabowską, Katarzyną Gniewkowską, Małgorzatą Hajewską-Krzysztofik i z Martą Nieradkiewicz, to z Krakowem kojarzą mi się, mieszkające tu całe lata, absolwentki PWST – Joasia Kulig, Sonia Bohosiewicz, Maja Ostaszewska.
Wiele moich bohaterek bardzo się przede mną otworzyło; pojawiają się również wyznania prawdziwie przejmujące – jak w eseju o zbyt mocno doświadczonej przez los Grażynie Błęckiej-Kolskiej. Ale w Odkryciach, podobnie jak w Spotkaniach i Portretach, najważniejszy jest zawód. Tytuł zobowiązuje. Chodzi o aktorstwo, nie o plotki. Mówimy o twórczych spotkaniach, kolejnych rolach, wyzwaniach teatralnych, filmowych i telewizyjnych. Nie zawsze są to opowieści spełnione, nierzadko sukcesom teatralnym towarzyszą krew, pot i łzy. Albo konflikty z reżyserem. „Kiedy byłam młoda, wydawało mi się, że wszystko powinno rozgrywać się tu i teraz, że w zawodzie muszę czerpać przede wszystkim z siebie. Dzisiaj interesuje mnie psychologiczna wiarygodność tego, czego nie potrafię – praca nad bohaterkami, które przy pierwszej lekturze scenariusza wydają się obce” – opowiadała mi Iza Kuna. „Aktorstwo to profesja, w której musisz wybierać, i łatwo się w tych wyborach pomylić. Słucham intuicji, ale ona nie jest niezawodna. Na pewno trzymam się jednej, podstawowej zasady. Nie pracuję wyłącznie dla pieniędzy. Nie chciałabym się pod tym względem ugiąć” – to Karolina Gruszka. A Gabriela Muskała dodaje: „Pojawiła się nowa, nieoczekiwana dla mnie barwa. Ja, od zawsze kłębek nerwów, niepokojów, niedowartościowań i znaków zapytania, powoli orientuję się, że to wszystko minęło. Jest mi ze sobą dobrze”.
A nam jest dobrze z wami. Wspaniałe, utalentowane, błyskotliwe. Najlepsze z najlepszych. Aktorki znane z kina, teatru, telewizji, również z wielu wywiadów, chyba jednak nigdy wcześniej nie powiedziały o sobie tak wiele i tak pięknie. Są do odkrycia – w tej książce. Odkrycia do odkrycia.
Łukasz Maciejewski

Nakarmić kamień

Grażyna Błęcka-Kolska

„Wszystko jest, jak było. Nic się nie zmieniło. Świat żywy dokoła. […] Śpiewa ptak na niebie. Ja idę do ciebie. […] Łzy mi się skończyły. Bardzo gorzkie były. Jańcio miły, nie mam siły. Tak na ciebie czekać”.
W telewizyjnym widowisku Piosenki polne i okoliczne z 1996 roku nieruchomo wpatrzona w kamerę Grażyna Błęcka-Kolska śpiewa piękną pieśń Weronki z Jańcia Wodnika: „Wszystko jest, jak było. Wszystko jest, jak było”.
Ale wszystko się zmieniło.
Dwadzieścia lat później rozmawiam z człowiekiem złamanym. I obawiam się tej rozmowy, i nie wiem, jak ją poprowadzić. Chciałbym być delikatny, pytać o pracę, wiem jednak, że wcześniej czy później wypłynie temat związanego z pracą życia. I dramatu życia.
W Piosenkach polnych i okolicznych wystąpiła również Zuzanna Kolska. Pogodna, urodziwa, o wibrującym spojrzeniu.
„Łzy mi się skończyły. Bardzo gorzkie były. […] nie mam siły. Tak na ciebie czekać”.

Zima, przeczucie wiosny, godzina popołudniowa. Przyszedłem na nasze spotkanie wcześniej, żeby poukładać sobie w głowie pytania, niczego ważnego nie pominąć, nie zapomnieć.
To moje pierwsze spotkanie z Grażyną od najtrudniejszego wydarzenia w jej życiu – śmierci córki. Szum w głowie, znikąd pomocy. Nie jestem chyba najlepszym psychologiem, średnio radzę sobie w podobnych sytuacjach. Jak zacząć, jak zagaić rozmowę, jak sprostać wyzwaniu?
Jak na złość wszystko dookoła zdaje się rodzić do nowego, do życia. Świeża zieloność kontra zmęczona, znoszona już szarość. W tej powtarzalności naturalnego rytmu zawsze jest jakaś niespodzianka, niespodzianka mimo wszystko. Świat odradza się ni stąd, ni zowąd, za chwilę będzie maj, a za rok ktoś – kto? – znowu spowije nas spalinami, smogiem i dla niepoznaki przysypie śniegiem z bitą śmietaną. Czekam na Grażynę i już wiem. Od tego wystartujemy: od życia, działania, od pracy. Od tego, co jest, a nie tego, co było. Nie trzeba nikogo na siłę zmuszać do uśmiechu, zwłaszcza gdy raczej chce się płakać. Wymuszanie optymizmu za wszelką cenę to rzadki stopień okrucieństwa, można jednak, a prawdopodobnie nawet trzeba, starać się szukać lepszych stron, nawet jeśli proporcje nie są sprawiedliwe. Tych ciemnych stron jest więcej, jasnych zdecydowanie mniej. Zaczniemy od wiosny, tak myślę. Od działania.
Wiosna już tu jest. Właśnie przyszła Grażyna.

***

Filmy Kolskiego, ale nie tylko. Są i tacy – i nie chodzi wcale o małą grupę widzów – dla których Grażyna Błęcka-Kolska to przede wszystkim Kasia z Kogla-mogla Romana Załuskiego.
Ile razy można obejrzeć jeden film? Sądząc z liczby powtórek Kogla-mogla i drugiej części komedii – Galimatiasu, czyli kogla-mogla II – oraz widowni telewizyjnej, którą każdorazowo gromadzą owe repetycje, mówimy wręcz o fenomenie socjologicznym. Kevin sam w domu na Boże Narodzenie, Trędowata na Wielkanoc, Pan Wołodyjowski, Sami swoi i Kogel-mogel przez cały rok. Tak mniej więcej wygląda u nas ranking evergreenów.
Jak to często bywa, film Załuskiego spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem widzów i mocno sceptyczną opinią krytyki. „Och, jak trudno ukręcić!”, już w samym tytule recenzji ironizował Oskar Sobański. Na Błęcką-Kolską zwrócono jednak uwagę. Większość krytyków oceniła ją życzliwie: „Stworzona przez nią sylwetka jest bliższa życiu niż farsie. Ot, taki szczegół: biegnąc, wiejska dziewczyna wtula głowę w ramiona – ile aktorek ma o tym pojęcie?”, pisano.
Premiera Kogla-mogla odbyła się w sierpniu 1988 roku. W trzydziestą rocznicę tego wydarzenia ma powstać trzecia część kultowej serii.

Tamte dwa filmy stały się swoistymi fenomenami, ponieważ twórcom udało się chyba dotknąć czegoś prawdziwego, co się w Polsce dopiero budowało: druga połowa lat osiemdziesiątych, starannie odmalowana małomiasteczkowość, kobiety marzące o wyjeździe do dużego miasta, do centrum. Dalej: zdobywanie upragnionego samochodu, marzenia o meblościance i wyjeździe za granicę, chęć studiowania, ambicje. Plus talent scenarzystki Ilony Łepkowskiej do wyłapywania językowej melodii tamtego okresu. Nie tylko języka zresztą: tak się naprawdę wtedy ubierało, malowało. Często podchodzą do mnie kobiety, dziewczyny i mówią: „Wie pani, kiedy jest nam smutno, zawsze oglądamy Kogel-mogel. Ten film działa na nas jak najlepszy antydepresant”.

Jak trafiłaś do obsady Kogla-mogla?
Z castingu. Wygrałam, bo podobno miałam najlepszy kontakt z dziećmi.

Wcześniej miałaś bardzo niewielkie doświadczenie filmowe. Wystąpiłaś w kilku etiudach oraz w dwóch odcinkach serialu familijnego Rozalka olaboga w reżyserii Jadwigi Kędzierzawskiej.
Na studiach w Łodzi poznałam Dorotę Kędzierzawską, zaprzyjaźniłyśmy się. Zagrałam w serialu w reżyserii jej mamy, ale to było jakieś maleństwo. Większe rzeczy grałam w szkolnych etiudach Doroty Kędzierzawskiej, Jana Jakuba Kolskiego, Bogdana Kowalika. W Koglu… nikt ze mną niczego nie przygotowywał, nie omawiał. Od razu zostałam rzucona na głęboką wodę. Pamiętam pierwszy dzień zdjęciowy – reżyser Roman Załuski powiedział: „To jest twój ojciec, to jest twoja matka. Gramy!”. No i jakoś zagraliśmy.

Znowu zagrasz Kasię Solską?
Zagram, jeśli scenariusz będzie dobry, a w tym przypadku musi być świetny. Trudne zadanie. Ilonie Łepkowskiej udało się przed laty zarejestrować nowy wówczas język ulicy, fantastycznie wyłapać wszelkie neologizmy, zbitki językowe, oddać ducha tamtych czasów. Dzisiaj mówimy inaczej, rzeczywistość jest kompletnie inna, ludzie się zmienili. Nie ma już tak dużych różnic między miastem a wsią. I nie ma też wielu aktorów, z którymi wtedy występowałam. Przed panią Iloną trudne wyzwanie. Ale ona lubi wyzwania.

***

Natasza, Chanutka, Kuśtyczka, Kostucha, Weronka, Afonia. Imiona jej bohaterek w filmach Jana Jakuba Kolskiego brzmią jak z Kraszewskiego, Márqueza, Iwaszkiewicza, z Tokarczuk. Są z dobrej literatury. I z dobrego kina.
Sceny z aktorstwa Grażyny:
Zdziwione spojrzenie Andryszkówny w Cudownym miejscu. W tym spojrzeniu jest jednak dzikość, dzikość, z której sama bohaterka nie zdaje sobie sprawy.
Kadr z Pornografii – Maria jest w cieniu, niemal w mroku. Ale widać to, co niewidoczne: łkanie do wewnątrz. Mówi, że nie jest w stanie uporać się z lękiem, że się boi. Dlatego pije. Dookoła noc się stała. Na zewnątrz i wewnątrz niej.
Moja ulubiona scena z Pogrzebu kartofla – szalona dziedziczka po prostu idzie drogą i trzyma w dłoni kamień. Niby nic, bardzo zwyczajna sytuacja. Ona i kamień. A jednak w tej scenie jest wszystko, co u Kolskiego ważne. Symboliczny skrót i egzystencjalne rozwidlenie. Niepojęte rymuje się z typowym, szaleństwo staje się komponentem normalności. Chodzi o to, żeby – jak w tytule wybitnego, nagrodzonego literacką nagrodą Nike tomu wierszy Bronki Nowickiej – „nakarmić kamień”. Błęcka-Kolska wiedziała, jak to zrobić.

 
Wesprzyj nas