Późny literacki debiut Antoniny Krzysztoń prowokuje pytanie: ile talentów może przepaść w otchłani niepotrzebnej skromności? Znana pieśniarka, autorka tekstów i kompozytorka napisała dla dzieci książkę, na jaką czeka się latami. Poznajcie „Przeźroczystego chłopca”.


Debiut literacki osób powszechnie znanych z innego rodzaju działalności za każdym razem budzi zaciekawienie, ale i wątpliwość: na ile chęć napisania książki wynika w takim przypadku z poszukiwania dodatkowego zarobku na rozpoznawalnym nazwisku, a na ile z autentycznej potrzeby przekazania czegoś wartościowego. W przypadku „Przeźroczystego chłopca” Antoniny Krzysztoń rozwiązanie tej zagadki pojawia się już po przeczytaniu pierwszego rozdziału, a wraz z nim ogromne zdziwienie połączone ze swoistym rozczarowaniem: dlaczego autorka tyle lat zwlekała z ujawnieniem swojego pisarskiego talentu?!

„Przeźroczysty chłopiec” to książka z rodzaju tych, na które czeka się latami. Po jej przeczytaniu dotkliwa staje się świadomość, jak mizerne i wtórne jest gros powieści przeznaczonych dla dzieci. Mogą one sprawiać wrażenie poprawności, a nawet spełniania pewnego rodzaju oczekiwań stawianych literaturze dziecięcej, ale tylko do momentu, kiedy pojawia się utwór taki, jak ten napisany przez Antoninę Krzysztoń. Co tę książkę aż tak bardzo wyróżnia?

Przede wszystkim to, że autorce udaje się w minimum słów zawrzeń maksimum treści. W każdej linijce tej książki daje się odczuć wieloletnie doświadczenie w pracy ze słowem i profesjonalną umiejętność wydobywania z każdej stworzonej frazy wielu znaczeń. Operowanie całkowicie czytelnymi i smakowitymi niedopowiedzeniami to pierwszy z powodów, dla których ta opowieść jest czymś więcej niż tylko zapisem perypetii przedszkolaka. Ona jest wypełniona po brzegi emocjami i zmiennym nastrojem chwil, oddaje głębię uczuć dziecka i całą ogromną skalę ich intensywności. Dla wrażliwego rodzica będzie to lektura melancholijna i refleksyjna, bo Antonina Krzysztoń zdołała pokazać, że problemy i przeżycia dziecka tylko tym różnią się od trosk dorosłych, że trudniej je rozproszyć z powodu zbyt małej jeszcze życiowej wiedzy w wielu sprawach.

Ile trzeba czekać jeśli coś ma się zdarzyć zaraz? Dlaczego nikt z dorosłych nic nie mówi dzieciom o koledze z przedszkola, który zniknął z grupy po wypadku, tak jakby w ogóle nic się nie stało? Jak zrozumieć, co to jest długo, gdy mowa o wyjeździe taty za granicę i dlaczego inny tato nie mieszka już w domu, tylko gdzieś indziej, a przychodzi jedynie z wizytą i zawsze ma mało czasu? Cały szereg takich pytań, wyrażonych wprost lub ukrytych między wierszami, pojawia się pośród codziennych zdarzeń.

Co znamienne, „Przeźroczysty chłopiec” w swej fabule wcale nie zawiera innego zasobu zdarzeń niż te, które pojawiają się w wielu książkach przeznaczonych dla kilkuletnich dzieci, a pomimo to jest książką skrajnie się od nich różniącą. Przygody w przedszkolu, perypetie z przyjaciółmi, obchodzenie świąt, małe domowe katastrofy – komiczne i pouczające zarazem, zdarzenia przypisane porom roku, figle i psoty, wszystko to w literaturze dziecięcej ma swoje stałe miejsce.

Antoninie Krzysztoń udało się stworzyć książkę bezdyskusyjnie artystyczną, z silnym rysem indywidualności, niepowtarzalną i zaskakującą.

A jednak, z typowych motywów udało się Antoninie Krzysztoń stworzyć książkę bezdyskusyjnie artystyczną, z silnym rysem indywidualności, niepowtarzalną i zaskakującą. Można też powiedzieć, że jest to książka zacieśniająca więzy pomiędzy dzieckiem a rodzicem, w przypadku wspólnej lektury, a to dlatego, że każdy rozdział, stanowiący osobne opowiadanie, podsuwa dziecku ważne pytania dotyczące jego wewnętrznych przeżyć, jakich być może nie potrafiłoby ono samodzielnie sformułować, prowokując tym samym do rozmowy na takie tematy jak przedkładanie pracy nad wspólne spędzanie czasu, trudne do określenia poczucie czy dziecko jest szczęśliwe czy też nieszczęśliwe i co składa się na dany stan, a nawet – powracające, bardzo trudne do pojęcia przez dziecko zagadnienia związane z odchodzeniem.
Główny bohater Franek tęskni za chwilami spędzanymi z dziadkiem, nie może pogodzić się z faktem, że dziadek jest w niebie, a zdarzające mu się poczucie osamotnienia stara się koić wyobrażeniami o Panu Balonie, który zawsze ma dla niego czas i krzepiące słowa. Drodzy rodzice – lektura tej książki zmusi Was do sporządzenia rachunku sumienia pod kątem tego, na ile, tak naprawdę, stanowicie wsparcie dla swoich dzieci, a na ile muszę one radzić sobie z niezrozumiałym i pełnym dziwów światem zupełnie same.

Antonina Krzysztoń, fot. Paweł Nawrocki

„Przeźroczysty chłopiec” stanowi potwierdzenie, że potrzeba wrażliwości artysty, by stworzyć książkę tak lekką i mądrą zarazem. Zaświadcza też, że naprawdę nie każdy powinien zabierać się za pisanie dla dzieci, bo większy jest pożytek z jednej istotnej książki, takiej jak ta, niż z produkowanych na kopy wtórnych i błahych historyjek. Autorka, w króciutkim wstępie, zwraca się do czytelników: Naprawdę nie planowałam tej książki, żadnej książki! Zawsze szkoda mi było drzew na daremne pisanie. Ot, paradoks. Wątpliwości miewają jak widać wyłącznie te osoby, których w żadnym stopniu nie powinny one niepokoić. Agnieszka Kantaruk

Antonina Krzysztoń, Przeźroczysty chłopiec, Wydawnictwo Prószyński Media, Premiera: 14 września 2017
 
 

Przeźroczysty chłopiec

Antonina Krzysztoń
Przeźroczysty chłopiec
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 14 września 2017
 

Kilka słów na dzień dobry

Naprawdę nie planowałam tej książki, żadnej książki! Zawsze szkoda mi było drzew na daremne pisanie.
Ale ta napisała się sama, a Franio od początku zyskiwał sympatię wielu ludzi…
I w dodatku spotkałam pana Pawła Grzesiaka, który w trakcie kilkudniowego wyczerpującego marszu we wściekłym upale, wiedząc, że jest ciężko chory, nadmuchiwał balony i rozdawał je mijanym w drodze dzieciom, co wywoływało ich zachwyt i radość.
To spotkanie było dla mnie znakiem, potwierdzeniem… Nadało temu przedsięwzięciu dodatkowy szczególny sens.
Kończyłam wówczas pisać Przeźroczystego chłopca. Postać Pana Balona już istniała! Ale dopiero po poznaniu pana Pawła uświadomiłam sobie, że piszę ją dla wszystkich.
Dla wszystkich!

Przeźroczystego chłopca dedykuję moim wnuczkom – Stasiowi i Mariance.
I wszystkim dzieciom w tarapatach…

Mam nadzieję, że polubicie bohaterów książki.
Może pozwoli Wam ona choć troszeczkę lepiej słyszeć innych:
małych i dużych,
dużych i małych.
A także samych siebie. 

Bardzo serdecznie Was pozdrawiam,
Antonina 

Rozdział 1
Witaj, koleżko!

To nieprawda, że wszystkie dzieci są szczęśliwe. Nie! Nie! Ja nie…
Odkąd pamiętam, tęsknię… Za mamą, za tatą… Za mamą i tatą.
Wciąż ich mało… Chciałbym, żeby byli.
Żeby byli uśmiechnięci.
Żeby choć czasem posłuchali, o czym opowiadam, a nie udawali, że słuchają.
Żeby tak szybko nie chodzili, żeby tak szybko nie mówili:
„Ta-ta-ta… Ta-ta-ta…
Tu-tu-tu… Tu-tu…”.
Chciałbym czasem dostać lizaka albo jajko niespodziankę. A słyszę: „Niezdrowe, niezdrowe. Dzisiaj nie. Nie mam pieniędzy…”.
Chciałbym pójść z nimi na spacer. Żebyśmy wszyscy trzymali się za ręce. I żeby świeciło słońce, żeby ktoś powiedział: „Jaki miły chłopiec”.
Wiem, wiem, nie wyglądam dobrze. Jestem taki chudy i dłuuugi, a włosy sterczą mi na głowie jak…
No właśnie, w przedszkolu Karol pokazał mi język i krzyknął: „Miotła!!!”.
Żeby choć krzyknął: „Szczotka!”.
Wszystkie trzy ciocie zaśmiały się.
Trzy ciocie:
„Ha, ha, ha!
Hi, hi, hi!” – ciocie trzy…
A ja…
Chciałem szybko zniknąć. Schowałem się za drzwiami, by sobie popłakać, ale…
Potem ci opowiem…
Dlaczego?
Dlaczego, kolego?
Dlaczego?
Karol-parasol! Karol-parasol!

Nasze panie ciocie przedszkolne mówią, żebyśmy im nie zawracali głowy głupstwami, bo mają tyle roboty z mniejszymi przedszkolakami. A tak w ogóle to wolą dziewczynki.
Jaki był ostatnio szał, gdy któregoś dnia Noemi (takie ma dziwne imię) z naszej grupy krasnali przyszła w różowej spódniczce baletnicy.

Wiesz, ja myślę, że baletnice marzą o lataniu…
Ten ich taniec tak jest dopasowany do muzyki jak stopa do buta, a głowa do czapki.
Jak chmura do nieba.

A Noemi jest śliczna. Trochę starsza ode mnie. I kiedyś podzieliła się ze mną lizakiem, gdy byłem smutny, bo mama tak długo nie przychodziła. I zacząłem bać się, czy w ogóle przyjdzie. Powiedziała:
– Franiu, mamy zawsze przychodzą.
To nie jest prawda, ale wtedy, a było to dawno, dawno temu, to mnie pocieszyło i pomyślałem: Wszystko będzie dobrze.
– Ja mam dużo lizaków – stwierdziła i pobiegła wprost w ramiona swojej mamy.

Mieć.
Ale umieć
podzielić się…
Ale zobaczyć, że czyjeś serce drży.

Dziś przyszedł po mnie tata. I już na wstępie ciocia Zosia, co ma długie zęby, powiedziała, że nie zjadłem obiadu.
Tata się wściekł.
– Nie myśl, że w domu mam dla ciebie obiad!
Wcale nie myślę, obiad jest czasem w sobotę i niedzielę.
Jechaliśmy tramwajem. Udało mi się, bo było wolne miejsce i mogłem wyglądać przez okno. I wyglądałem.
Gdzie oni tak wszyscy się spieszą? – pomyślałem. I wtedy właśnie zobaczyłem pana, który przypominał duży balon. I właśnie – wyobraź sobie – w ręce trzymał cały bukiet balonów.
Piękne, kolorowe, błyszczące.
Pomyślałem, że gdyby ten pan wyglądał tak jak ja, to pewnie pofrunąłby z tymi balonami wprost do nieba.

No tak, każdy jest potrzebny. Na przykład ten pan, o ten, z tym małym pieskiem. No, gdyby nie miał pieska, to co piesek by zrobił? No co? Powiedz. No co?
A jeśli chodzi o balony, to miały różne kształty: słonie, konie, żyrafy.
Wydawało mi się, że sprzedawca spojrzał na mnie i pomachał ręką. Ale nie jestem pewien, bo tramwaj pojechał dalej.
– Nie martw się, malutki – usłyszałem, ale przecież nikt do mnie nie mówił!
Nazwałem go Panem Balonem. Wiem, że gdyby się o tym dowiedział, wcale by się nie obraził.
– Do widzenia, Panie Balonie – powiedziałem cichutko.
Naprzeciwko mnie siedział tata i dłubał w zębie. Wreszcie odetchnął z ulgą i przestał. Po chwili ziewnął i stwierdził:
– Franek, mama będzie późno, zatrzymali ją w pracy.
A więc – ja, tata, tata i ja, i już…

 
Wesprzyj nas