Książka Krzysztofa Mroziewicza o nieco prowokacyjnym tytule “Pastwisko świętych byków” stanowi oryginalną, autorską wizję Indii, wynikającą z dwunastu lat doświadczania Indii na co dzień.


Pastwisko świętych bykówIndie w „Pastwisku świętych byków” to nie tylko obraz wielkiego terytorialnie i duchowo kraju, to także metamorfoza współczesnej ludzkiej egzystencji, bo czyż nie mieścimy się w sobie, jako ludzie, tych wszystkich wielkości i małości, jakie w Indiach dostrzegł autor?

Tę książkę powinno się przeczytać choćby dlatego, że warto czasem szczerze pogadać z samym sobą. W masce Kogoś Innego, kogoś, kto zwiedza, za Mroziewiczem, Indie, jest łatwiej. Łatwiej o … Prawdę. Także o prawdę o sobie.

Książka Krzysztofa Mroziewicza o nieco prowokacyjnym tytule Pastwisko świętych byków gatunkowo jest w zasadzie zbiorem szkiców, z których każdy stanowi odrębną całość. Wszystkie jednak, jakby hołdując strukturalnej zasadzie powieści szkatułkowej, składają się też w jeden wspólny obraz doświadczeń dziennikarza i dyplomaty, bacznego obserwatora indyjskiego życia w rozmaitych jego aspektach.

Książka stanowi zatem oryginalną, autorską wizję Indii. Wizję wynikającą z dwunastu lat doświadczania Indii na co dzień. Po lekturze tekstu można wręcz postawić tezę, że Krzysztof Mroziewicz demitologizuje Indie. Czyni to poprzez chłodne i bezwzględne ukazanie tamtejszych realiów. Demitologizuje powierzchnię egzotyki, czyli neguje stereotyp. Niewątpliwie można zauważyć upodobanie Autora do akcentów kontrastowych i dramatycznych, jednak jego wizja Indii pozostaje osobista, treściwa, realistyczna. I choćby tylko dlatego – warta poznania.

Krzysztof Mroziewicz (urodzony w 1945 roku w Słupicy koło Jedlni) – dziennikarz, komentator spraw międzynarodowych, członek kolegium „Polityki”.

Krzysztof Mroziewicz
Pastwisko świętych byków
Państwowy Instytut Wydawniczy
Premiera: 29 października 2014
 
 

Pastwisko świętych byków


MAHATMA GANDHI WIELKA DUSZA

Był prorokiem i osobą świętą, a zarazem grymaśnym i dokuczliwym starcem.
Gdyby przyszedł na świat 2000 lat wcześniej, jego nauki przekształciłyby się w religię, którą nazwano by bezgwałtem i niesprzeciwianiem się złu, męstwem i poszukiwaniem Prawdy, czyli Boga.
W religiach Wschodu bezgwałt, czyli rezygnacja z przemocy, pojawił się wcześniej: w buddyzmie i w dźinizmie, ale kombinacja tych cech z odrzuceniem lęku i rozumną pobłażliwością dla grzeszników jest oryginalnym pomysłem Gandhiego.
Jego imiona Mohandas Karamchand mogą oznaczać „sługę piękna” oraz „zmieszany (zakłopotany) księżyc”. Znamy go jako Mahatmę, czyli Wielką Duszę, nie jest to jednak imię, tylko tytuł, jaki przyznano mu w Indiach po powrocie z Afryki Południowej, gdzie zaczęła się jego praca i kariera życiowa. Jest to tytuł jednorazowy – nikt więcej go nie otrzymał. Gandhi bardzo nie lubił przydomka. Wolał, żeby nazywano go, jak za młodu, bhai (brat) czy bapuji, co znaczy „szanowny pan ojciec”.
Żył 78 lat i żyłby dłużej, gdyby nie szowinista wielkohinduski, Nathuram Godse, który zastrzelił go w Delhi podczas jednego z wieczornych spacerów. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział, śmiertelnie raniony, brzmiały He Ram! (O, Boże!), tak jak gdyby mówił „Dzień dobry”, bo Ram Ram jest takim właśnie pozdrowieniem.
Uważał się za idealistę praktycznego, natomiast indyjski politolog, profesor V.P. Varma40, nazywa go idealistą metafizycznym, absolutystą etycznym i człowiekiem, który uważał religię za czynnik sprawczy historii. Doczekał się kilku monografii na swój temat jeszcze za życia. Sam napisał najważniejszą z nich, Autobiografię41 (wyszła po polsku z przedmową premiera Jawaharlala Nehru w roku 1958). Pisali o nim tak sławni autorzy, jak William L. Shirer42 i John Gunther43.
Był jedynym bojownikiem o wolność swego kraju, Indii, który jednocześnie przyjaźnie i pozytywnie odnosił się do głównego adwersarza – Wielkiej Brytanii. Propagował oręż moralny w postaci obywatelskiego nieposłuszeństwa, co kłóciło się z koncepcją niesprzeciwiania się złu. Gandhi uważał, że jeśli prawo, w tym przypadku brytyjskie, jest złe, to mimo wszystko musi być respektowane. A nieposłuszeństwo jest właśnie odmową przestrzegania prawa. Gandhi sprzeciwiał się wszelkiego rodzaju gwałtowi, stosował jednak gwałt wobec własnego ciała: ciągle sobie czegoś odmawiał, czy to w diecie, ciągle poszcząc, czy to w obyczaju, ślubując, kiedy miał 31 lat, celibat. Takich niekonsekwencji wypatrzymy w jego praktykach i naukach bardzo wiele, ale uważał, że sprzeczności te można pokonać za pomocą kompromisu, a kompromis uznawał za sztukę postępowania z przeciwnościami.
Walczył o prawa dla niedotykalnych, czyli najbardziej poniżanych i upodlonych hindusów, sprzeciwiając się zarazem wykluczeniu tej kasty z hinduizmu, co zamierzali uczynić Brytyjczycy. Miał charyzmę lidera, który co prawda nie był wielkim mówcą, ale porywał tłumy samą swoją obecnością, a niedotykalni całowali ślady jego stóp. Uważał, że nowoczesność degraduje społeczeństwo, używał jednak termometru i okularów. Twierdził, że należy ubierać się w samodziały, bo tkaniny to fabryka, a fabryka to miasto, a miasto to slumsy i prostytucja. Nazywał muzułmanów braćmi i dlatego został zastrzelony, ale nie zaakceptowałby przejścia kogokolwiek ze swej rodziny na islam. Uważany jest za ojca narodu i patrona partii Kongresu, która rządzi w Indiach jeśli nie państwem, to duszami warstw średnich. Propagował swoją doktrynę protestów organizowanych bez przemocy. Brytyjczycy skazywali go wielokrotnie na kilkuletnie więzienie. Głodował tam, zapowiadając głodówkę do śmierci. Brytyjczycy się cofali i Gandhi się cofał, po czym znowu dochodziło do „przyjaznego” starcia frontalnego. Lata te sportretował w wielkim fresku filmowym Richard Attenborough, który synowi Brytyjki i Indusa z Kenii, Kingsleyowi, kazał grać Gandhiego jako człowieka bez skazy. Prawie nic w tym wielkim i drogim filmie nie było prawdziwe.
Całe swoje życie – w Gudźaracie, w Londynie, w Afryce i w Indiach po powrocie – budził się jak religijny hindus przed świtem o 4.30 i odmawiał poranne modlitwy. Drugi raz modlił się wieczorem, razem z rodziną. Wieczorna modlitwa była uroczystą ceremonią z udziałem gości. Mógł żyć bez jedzenia, ale nie mógł żyć bez modlitwy. Po porannych medytacjach następował bardzo długi, szybki spacer. Gandhi chodził – pisze Gunther – tak jak Nurmi44 biegał. Przeszedł Indie wzdłuż i wszerz, bardzo rzadko używał środków lokomocji. Do pracy zawsze chodził piechotą. W ciągu dnia przyjmował bez przerwy interesantów, a każda ważniejsza rozmowa ukazywała się potem w gazecie „Haridźan” („Dziecko boga”, „Potomstwo boga”). Słowem tym nazywał niedotykalnych.
Poniedziałki były zawsze dniami milczenia. Ćwiczył w ten sposób wolę i doskonalił charakter. Zapewne dzień ciszy potrzebny mu był na myślenie. Ale co miał wymyślić, wymyślił wcześniej. Procesy intelektualne nie były sferą aktywności, w której czuł się najlepiej. Nie był filozofem. Jego zdrowie, jak na głodówki, wyrzeczenia, kilometrowe marsze i minimum wygód, lekarze uznawali za nadzwyczajne, choć niepokoiło ich nadciśnienie. Potrafił zasypiać w ciągu 30 sekund. Spał głębokim snem przez 25 minut i budził się całkowicie zregenerowany. Lekarzy współczesnej medycyny nie znosił. Mówił, że powoduje ona więcej przypadków gruźlicy i syfilisu, niż potrafi wyleczyć. (W europejskiej statystyce wskaźniki skuteczności leczenia były zbliżone do przesądu Gandhiego. Zmieniło się to z chwilą wprowadzenia obowiązku mycia rąk przez lekarzy, którzy zaczynali dzień pracy od sekcji zwłok, a potem badali pacjentów). Jego żona Kasturba trzykrotnie była ciężko chora. Trzykrotnie odmawiał podania jej środków i potraw zalecanych przez lekarzy, bo jego zasady ich nie akceptowały. Leczył żonę metodami tradycyjnymi. Okazywało się to skuteczne. Gunther uznał go za największego Indusa od czasów Buddy.
Mahatma Gandhi pochodził z kasty drobnych kupców. Jego nazwisko oznacza sprzedawcę pachnideł. Był ojcem czterech synów. Ale za dzieci uważał wszystkich Indusów, dlatego nazywano go „ojcem narodu”. Jego przodkowie pełnili urzędy premierów w różnych księstwach Kathijawaru, w dzisiejszym stanie Gudźarat, skąd pochodzą bardzo przedsiębiorczy Indusi. Zaręczano go w dzieciństwie trzy razy. Dwie pierwsze narzeczone umarły, trzecia została jego żoną, kiedy miał lat 13 i nie rozumiał, co się dzieje. Śluby w Indiach są aranżowane przez rodziców. Państwo młodzi nie mają najczęściej nic do powiedzenia. Gandhi pokochał swoją dziecko-żonę miłością zmysłową i cały czas o niej myślał. Kontrolował każdy jej ruch, niewolił ją. Zarazem chciał żyć w prawdzie, cokolwiek to słowo w Indiach znaczy, i być jej wiernym na zasadach wzajemności. Kiedy miał lat 18, wyjechał na studia do Anglii. Potrzeba współżycia cielesnego przestała go męczyć na zawsze. Nie był typowym dzieckiem. Krępowała go chorobliwa nieśmiałość. Nie lubił sportu, zwłaszcza krykieta, i uważał, że kłamać nie wolno, choć w Indiach kłamie się na każdym kroku, sądząc, że mówi się i żyje prawdziwie. Uważał, że ładne pismo jest dowodem dobrego wykształcenia, a sam pisał bardzo brzydko przez całe życie.
Był wegetarianinem ze względów religijnych. Był chłopcem bojaźliwym i przesądnym. Bał się duchów, złodziei, żmij, ciemności, a kolega wyjaśnił mu, że to wszystko skutek diety wegetariańskiej. Gandhi po raz pierwszy zobaczył mięso, kiedy miał 16 lat. Zjadł kawałek i długo potem wymiotował. Próby jedzenia mięsa były ponawiane jeszcze sześciokrotnie i zakończyły się postanowieniem o całkowitej z niego rezygnacji. W tym czasie zdarzały się w jego życiu postępki naganne. Poszedł do domu rozpusty (był w takich miejscach cztery razy, za każdym na tyle sparaliżowany przez nieśmiałość, że go stamtąd wyrzucano).
Kradł miedziaki na papierosy, a z powodu braku swobody w kwestii palenia zamierzał popełnić samobójstwo. Dręczył ponadto żonę atakami zazdrości całkowicie nieuzasadnionej. W końcu życie ocalił ze strachu przed śmiercią, żonie dał wolność i przeszedł na celibat, a wizyty w burdelu uznał za występek. W okresie szkolnym uważał, że religia jest świadomością własnego istnienia, wiedzą o sobie samym. Skąd się wziąłem, co ze mną będzie, co jest po śmierci, od czego lub kogo to zależy, jak mam postępować, co wolno, czego nie wolno, co jest dobre, a co złe? Nie uczono go w szkole religii, nie było takiego przedmiotu. Religii należało uczyć się w domu. Ponieważ rodzice byli wyznawcami wisznuizmu, przeto i Mohandas miał nim być. Świątynia Wisznu obmierzła mu, gdyż dopuszczano się tam czynności niemoralnych (pewnie z panienkami dewadasi). Wyniósł niechęć do chrześcijaństwa, bo misjonarze przychodzili w pobliże szkoły i lżyli bogów hinduskich. Ojciec natomiast prowadził dysputy na tematy religijne z muzułmanami oraz parsami i żywił tolerancję dla wszelkich wierzeń hinduskich. Chrześcijanie jedli mięso (ciało swego Jezusa) i pili trunki wyskokowe (wino). Gandhi nie mógł znieść myśli o tym. Skłaniał się wtedy ku ateizmowi i ahimsie, czyli bezgwałtowi, który jednocześnie oznacza „niesprzeciwianie się złu”. Jest doktryną wyspekulowaną, nieco sztuczną. Dlaczego cnotą ma być niesprzeciwianie się złu? W niektórych kodeksach karnych jest to nawet przestępstwo. Celem Gandhiego nastolatka była moralność i życie w prawdzie. Nie wiadomo jednak, co ten termin dla niego znaczył.
Po maturze, którą zdał na prowincji w roku 1887, trzeba było myśleć o studiach. Wybrał pobliskie miasteczko ze względu na biedę rodziny. Ale nie rozumiał wykładów prawniczych. Uważał się za tępego. Naszła go jednak niekonsekwentnie myśl o wyjeździe do Anglii. Adwokat z Anglii mógłby przecież zająć miejsce ojca, czyli stanowisko premiera w rządzie lokalnym. Podróż za granicę wymagała przekroczenia wielkiej wody w wielu morzach, co oznaczało utratę czystości kastowej. Gudźaratczycy ryzykowali tę utratę, bo ich stan leżał właśnie nad wielką wodą Morza Arabskiego. Ciekawili się, co jest za morzem. Matka zgodziła się na wyjazd pod warunkiem, że syn nie będzie tykał ani mięsa, ani alkoholu, ani kobiet. I młody człowiek złożył stosowne ślubowania. Pieniędzy na drogę nie mieli, trzeba było pożyczyć. Kasta sprzeciwiała się wyjazdowi. Wezwano go, żeby zrezygnował z planów. Ponieważ odmówił – wyklęto go i zabroniono udzielać pomocy.
Podróż morska upłynęła bez wydarzeń. Gandhi siedział w kabinie, sparaliżowany przez nieśmiałość. Powstrzymywał się od jedzenia mięsa. W Londynie wynajął pokoik przy rodzinie, kupił drogi cylinder, zapisał się na kursy tańca, krasomówstwa i gry na skrzypcach, aż wreszcie przypomniał sobie, że ma studiować prawo, i skończył z fanaberiami. Zajął się oszczędzaniem i dietą wegetariańską, którą na wszelkie sposoby doskonalił. Wpadł przy tym na trop teozofów – Heleny Bławatskiej i Annie Besant, które odegrały potem ważną rolę w walce Indii o odzyskanie niepodległości. Teozofowie zwrócili przy okazji jego uwagę na klasyczne teksty starohinduskie, sanskryckie, którymi się zachwycił. Zwłaszcza Gitą. Stary Testament znudził go, ale zafrapowało Kazanie na Górze Oliwnej o niesprzeciwianiu się złu. Porównał je z Śamalem Bhattem, XVIII-wiecznym poetą (za kubek wody daj się najeść), i z tego uczynił podstawę ahimsy.

 
Wesprzyj nas