“Polacy są najlepsi. Wspomnienia Kanadyjczyka z Dywizjonu 303” to opowieść Johna Kenta, począwszy od jego młodzieńczych zmagań, by zostać lotnikiem, poprzez doświadczenia pilota testowego, udział w Bitwie o Anglię, aż do końca służby w RAF w latach pięćdziesiątych.


Johnny Kent urodził się na początku I wojny światowej, dzieciństwo i młodość spędził w Kanadzie. To tam, w Winnipeg i Vancouver, miała początki jego pasja do latania, która zaowocowała zdobyciem uprawnień pilota już w wieku 17 lat, co dało Kentowi tytuł najmłodszego licencjonowanego pilota w historii Kanady. Potem wyjechał do Anglii, gdzie otrzymał ofertę pracy w charakterze pilota doświadczalnego w RAF-ie. W czasie II Wojny Światowej zasłynął jako dowódca eskadry „A” w słynnym Dywizjonie 303 w czasie Bitwy o Anglię, a później pełnił funkcję brytyjskiego dowódcy 1 Polskiego Skrzydła Myśliwskiego. Z rąk generała Władysława Sikorskiego otrzymał najwyższe polskie odznaczenie wojskowe – Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari.

Wspomnienia pułkownika Kenta, wydane w 1971 roku pod tytułem “One of the Few. A Triumphant Story Of Combat In The Battle Of Britain by Johnny Kent” zawierają reminiscencje z wydarzeń, w których autor brał udział jako pilot, i jego drogi zawodowej od początkującego lotnika, poprzez pilota doświadczalnego, po dowódcę formacji myśliwców w Bitwie o Anglię i oblatywacza prototypowych samolotów po zakończeniu wojny. Tytuł książki nawiązuje bezpośrednio do tradycyjnego określenia pilotów myśliwskich uczestniczących w Bitwie o Anglię (The Few (ang.) – Ci Nieliczni), wywodzące się od sławnego cytatu z przemówienia Winstona Churchilla: „Nigdy w dziejach ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym”, jako że wiele miejsca we wspomnieniach zajmuje okres wojny.

Kent przedstawia wiele szczegółów związanych ze swoją pracą w owym okresie: testowanie prototypów samolotów myśliwskich, ich uzbrojenia i awioniki, przygotowania do wojny, intensywne szkolenia nowych pilotów i wreszcie najważniejsze miesiące, które zdecydowały o losach wojny – powietrzną Bitwę o Anglię w lecie 1940 roku. Choć cała kariera lotnicza Johna Kenta była niezwykła, to najlepiej jest znany z funkcji dowódcy eskadry w legendarnym polskim Dywizjonie 303.

Nie bez kozery polski wydawca nadał książce tytuł “Polacy są najlepsi”. Gdy Kent, wtedy jeszcze w stopniu kapitana, otrzymał w lipcu 1940 roku przydział do formującego się właśnie polskiego Dywizjonu 303, nie był szczęśliwy, spodziewał się bowiem samych kłopotów, a polskich pilotów traktował z pobłażaniem jako tych, którzy dali się pokonać niemieckiej Luftwaffe w trzy wrześniowe dni 1939 roku. Szybko jednak zmienił zdanie, a doświadczenia wspólnej walki spowodowały, że do końca życia pozostał pod wrażeniem profesjonalizmu Polaków. Kent w książce niejednokrotnie daje wyraz podziwu i fascynacji wyszkoleniem, wolą walki, brawurą polskich lotników, a także ich wiedzą i umiejętnością zachowania spokoju i zimnej krwi w myśliwskich pojedynkach. Jego sympatia do Polaków przyniosła mu przydomek „Kentowski”, a on sam stał się gorącym orędownikiem ich sprawy. W 1965 roku napisał: “Nie umiem wyrazić słowami, jak bardzo jestem dumny, że miałem zaszczyt pomagać w formowaniu Dywizjonu 303 i dowodzeniu nim, a później dowodzić tak wspaniałą siłą bojową, jaką było Polskie Skrzydło Myśliwskie. W tamtych dniach nabrałem wobec tych wyjątkowych ludzi podziwu, szacunku i szczerej sympatii, których nigdy nie straciłem”.

W tamtych dniach nabrałem wobec tych wyjątkowych ludzi [Polaków] podziwu, szacunku i szczerej sympatii, których nigdy nie straciłem

W swoich wspomnieniach pułkownik Kent opisuje, oprócz walk i bitew, także życie pozawojskowe pilotów myśliwskich, którzy w owym okresie publicznie byli idolami jako współcześni rycerze, zmuszonymi do zachowania pozorów niewzruszoności i dobrego humoru, ale żyjąc w stanie stałego pobudzenia, prywatnie nie stronili od romansów i wojennych związków, próbowali w różny sposób rozładować napięcia związane z zabijaniem, ciągle walczyli z dylematami, wątpliwościami i słabościami, nierzadko topiąc smutki w alkoholu. Jak pisze Alexandra Kent, córka pułkownika, w przedmowie do książki: “Istniał kontrast między ścisłą, niemal ascetyczną dyscypliną życia zawodowego a hałaśliwymi wieczorami w pubach i klubach nocnych, gdzie alkohol odgrywał ważną rolę zarówno we wspólnym przeżywaniu tej podwyższonej wrażliwości, jak i jej zagłuszaniu”.

O tym, jakie koszty osobiste – mentalne, fizyczne i społeczne, ponieśli bohaterowie wojenni, również można doczytać się we wspomnieniach Johna Kenta, jeśli nie wprost, to między wierszami. Trudności z przystosowaniem się do cywilnej rzeczywistości po zakończeniu służby, głębokie urazy psychiczne z czasów walk powietrznych, koszmar wspomnień, rozpad związków i rodzin, trudności z powrotem do ról społecznych – stały się chlebem powszednim wielu weteranów, nie ominęły również pułkownika. Schyłek życia Johnny Kent spędził w osamotnieniu, opuszczony przez rodzinę, zmagając się z chorobą Parkinsona i przykuty do wózka inwalidzkiego.

Jakże trafnie Alexandra Kent podsumowała problem weteranów wojennych: “Może właśnie teraz, siedemdziesiąt pięć lat po Bitwie o Anglię, przyszła pora, by zastanowić się, czego oczekujemy od naszych bohaterów i ile to może kosztować.” Nikodem Maraszkiewicz

Johnny Kent, Polacy są najlepsi. Wspomnienia Kanadyjczyka z Dywizjonu 303, Przekład: Wojtek Matusiak, Wydawnictwo Bellona, Premiera: 17 sierpnia 2017
 
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
 
 

Johnny Kent
Polacy są najlepsi. Wspomnienia Kanadyjczyka z Dywizjonu 303
Przekład: Wojtek Matusiak
Wydawnictwo Bellona
Premiera: 17 sierpnia 2017
 
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
 

Przedmowa

General sir Keith Park GCB KBE MC DFC

Ta książka mogłaby być dedykowana lordowi Dowdingowi, który przez trzy lata, bezpośrednio przed wybuchem II wojny światowej, kładł fundamenty lotnictwa myśliwskiego RAF. Jego dalekowzroczność i oddanie tej pracy, podobnie jak moralna odwaga, uniemożliwiły roztrwonienie dorobku brytyjskich myśliwców w imię przegranej sprawy, jaką była kampania francuska, już w maju 1940 roku skazana na porażkę.
W lipcu 1940 roku Anglia była poważnie zagrożona inwazją, otwarcie planowaną przez Hitlera. Anglia, która od 800 lat nie padła ofiarą inwazji, a ostatnie takie zagrożenie miało miejsce, gdy wojska Napoleona skoncentrowały się wzdłuż francuskich wybrzeży kanału La Manche. Teraz Niemcy, chcąc wylądować w Anglii, musieli najpierw zniszczyć lotnictwo myśliwskie RAF, żeby umożliwić swojej armii sforsowanie kanału La Manche. A działo się to w czasie, gdy armia brytyjska dopiero się podnosiła po ewakuacji z Dunkierki.
Oddając hołd roli odegranej przez Autora, muszę wspomnieć o polskich pilotach 303 Dywizjonu Myśliwskiego. Ich duch walki stał się legendarny nawet wśród ludzi tak odważnych, jak brytyjscy piloci myśliwscy. Polacy walczyli z lekkomyślną rezygnacją, bo ich misją była zemsta za brutalne zniszczenie ich ojczyzny przez niemieckie dywizje pancerne i bombowce nurkujące – Sztukasy(14).

(14) Sztukasy– tak potocznie nazywano niemieckie bombowce nurkujące Junkers Ju 87 od niemieckiego określenie Stuka (wym. sztuka), będącego skrótem słowa Sturzkampfflugzeug (bombowiec nurkujący).

W czasie Bitwy o Anglię trzymałem mojego Hurricane’a na lotnisku Northolt, z którego na co dzień działał polski Dywizjon 303. Dzięki temu kilkakrotnie byłem świadkiem, jak objawiała się zapalczywość Polaków, kiedy dostawali rozkaz przechwycenia wroga. Przy innych okazjach widywałem polskich pilotów lądujących po walce i entuzjastycznie opowiadających o akcji. Moi mechanicy z RAF-u mówili mi, że wielokrotnie polskie myśliwce wracały obryzgane krwią wroga, bo z tak bliska walczyli z Niemcami.
Nigdy nie należy zapominać, że ta historyczna bitwa nie mogłaby być wygrana bez poświęcenia i odwagi ludzi z personelu naziemnego (w tym kobiecej służby pomocniczej WAAF), obsługujących Spitfire’y i Hurricane’y pomimo ciężkich bombardowań lotnisk za dnia, a często i w nocy.
Z lektury tej świetnej relacji o Bitwie o Anglię wynika, że w sierpniu i wrześniu 1940 roku dywizjonom myśliwskim często rozpaczliwie brakowało nowych pilotów, a przyczyną tego było złe planowanie w Ministerstwie Lotnictwa. Dzięki wspaniałej pracy lorda Beaverbrooka jako ministra produkcji (lotniczej), moje dywizjony myśliwskie nigdy nie cierpiały na niebezpieczny niedostatek Hurricane’ów czy Spitfire’ów.
Johnny Kent napisał bardzo realistyczną, ale nie ostentacyjną relację ze swojego życia w RAF-ie, a zwłaszcza z tych ekscytujących chwil, kiedy w 1940 roku prowadził słynny polski Dywizjon 303 do boju przeciwko zdecydowanie przeważającym siłom wroga. Mogę szczerze polecić tę książkę Czytelnikom, tym młodym i tym w dojrzałym wieku.
Keith Park, generał.

[ . . . ]

Ludzkie koszty bohaterstwa

Alexandra Kent

W 1942 roku, po odwiedzeniu baz lotniczych i rozmowach z pilotami, David Cecil zawarł w swoim eseju, zamieszczonym w książce Rothensteina Men of the RAF (Ludzie RAF-u), następującą konkluzję:


Być może bohaterstwo jest elementarnym atrybutem ludzkiej natury i jako takie zawsze wymyka się analizie. Lepiej zaakceptować je jako fakt, na szczęście nie tak rzadki, jak można by oczekiwać, i ofiarować mu, z pokorą, hołd naszego podziwu. Podziwu podszytego smutkiem – bo nie można zapominać, że pomimo blasku, który otacza je aureolą, wojna lotnicza jest straszną rzeczą. Zadaniem lotnika jest zniszczenie; ceną tego, aż nazbyt często, jest śmierć, okaleczenie lub szaleństwo. Ukrywanie jej prawdziwego charakteru w idealizującej otoczce uczuć jest równie szokujące, co niedorzeczne.
 

Jako córka człowieka, którego wizerunek stał się niemal ikoną Bitwy o Anglię, jestem świadoma tego, że jego życie zostało podzielone na dwie kategorie: publicznie prezentowany profil niezłomnego pilota i prywatną rzeczywistość normalnego człowieka, niewolnego od słabości. Przedstawiając ostatni rozdział życia mojego ojca, chciałabym pokazać, że za tymi bohaterskimi czynami, z powodu których stał się sławny, krył się poraniony człowiek.
Martin Francis w swoim studium poświęconym wojennemu RAF-owi, zatytułowanym The Flyer, zauważa, że choć odsetek załamań psychicznych w okresie wojny był zaskakująco niski, to wspomnienia pilotów rejestrują skutki wyczerpującego udziału w tej śmiertelnej walce. Tony Bartley napisał w Smoke Trails in the Sky:


Na początku byliśmy zdrowi i nieustraszeni.
Pod koniec byliśmy starzy i zmęczeni, i wiedzieliśmy, co to jest strach.
 

W owym czasie mój ojciec znakomicie wytrzymywał wysiłek walki. Ale tuż po Bitwie o Anglię napisał w liście do właścicieli pubu „White Hart Inn” w Brasted o tym, jak piloci próbowali poradzić sobie ze stresem walki:


Ci z nas, którzy służyli jako piloci myśliwscy w Biggin Hill podczas Bitwy o Anglię, byli poddawani o wiele większemu napięciu nerwowemu, niż któremukolwiek z nas się wtedy wydawało, i podświadomie próbowaliśmy ignorować fakt, że przy kolacji było nas mniej niż przy śniadaniu. Naturalnie, próbowaliśmy wyprzeć ze świadomości fakt, że ponosimy straty. Tak jak próbowaliśmy zignorować to, że następną stratą możemy być my sami!
Aby sobie pomóc, szukaliśmy rozrywek. Trudno było je znaleźć, ale my, w Biggin Hill, mieliśmy to szczęście, że o parę minut jazdy, w miasteczku Brasted, był niezwykle atrakcyjny pub o nazwie „The White Hart”. Prowadził go przemiły człowiek wraz ze swoją żoną, Teddy i Kath Prestonowie. Byli zawsze w gotowości, okazując nam prawdziwą sympatię i zrozumienie, co łagodziło presję odczuwaną przez pilotów – mających w większości po około dwudziestu lat – a tym samym nieśli nam ogromną pomoc. W ten sposób bezpośrednio pomagali nam wygrać Bitwę o Anglię.
 

Dla ludzi takich jak on, pub miał odgrywać kluczową rolę w radzeniu sobie z problemami. Było to jedno z niewielu miejsc oferujących komfort, relaks, a może i zapomnienie, pozwalając oderwać się od codziennych zagrożeń: nie tylko śmierci, ale także – niewykluczone, że bardziej przerażającej – możliwości koszmarnego okaleczenia, oszpecenia i wynikającego stąd odrzucenia społecznego. Na przykład polski dowódca Dywizjonu 303, Zdzisław Krasnodębski, 6 września 1940 roku doznał tak poważnych oparzeń, że już nigdy potem nie latał bojowo. List mojego ojca sugeruje, że właściciele pubu byli kimś w rodzaju duszpasterzy dla młodych pilotów, którzy tak nagle znaleźli się daleko od rodzinnych stron, skazani na tę ciężką próbę.
Pojedynki, które ci piloci staczali w powietrzu, były pozbawione anonimowości, jaka cechowała większość działań podczas tej wojny. W wywiadzie radiowym dla BBC, udzielonym w 1940 roku, ojciec opisuje moment, w którym jego wzrok napotkał wzrok niemieckiego pilota, zanim go zabił:


Gdy tak pędziliśmy sobie naprzeciw, wyraźnie widziałem pilota, patrzącego prosto na mnie. Minęliśmy się o kilka stóp.
 

Niemiecki samolot uderzył w ziemię, pozostawiając tylko ziejącą dziurę.


Widziałem brytyjskich żołnierzy, biegnących do leja, jaki po nim został, i patrzących w głąb. Potem pomachali do mnie i pokazali kciukami gest zwycięstwa.
 

Jakkolwiek słuszna i szlachetna nie byłaby sprawa, o którą się walczy, nie jest łatwo pogodzić spojrzenie w oczy człowieka, a zaraz potem zabicie go, z normami przyzwoitości, według których wychowała się większość pilotów myśliwskich.
W swoich wspomnieniach mój ojciec pisze także o napięciu wynikającym z funkcjonowania w dwóch spolaryzowanych rzeczywistościach:


To była dziwna strona tej wojny powietrznej w Europie: jednego dnia człowiek mógł być w ogniu walki, nazajutrz spacerował po Windsorze w atmosferze całkowicie oderwanej od wojny, a kolejnego dnia znowu w boju. Ta odrealniona sytuacja miała, jak sądzę, dwa główne skutki. Jednym było bardzo silne napięcie nerwowe, przez najbardziej dobitne, choć podświadome, ukazanie, czym konkretnie ryzykujesz. […] Wieczorem [pilot myśliwski] mógł się bawić w londyńskim nocnym klubie, a nazajutrz przed obiadem być już w rękach wroga.
 

Ta surrealistyczna sytuacja musiała jawić się im jako jeszcze bardziej odrealniona ze względu na status narodowych celebrytów, jakim piloci myśliwscy, zwłaszcza Polacy, się cieszyli, adoptowani(107) jak maskotki przez kobiety brylujące w towarzystwie.

(107) W okresie wojny powszechny był zwyczaj „adoptowania” całych jednostek lotniczych przez eleganckie damy z wyższych sfer.

Ci mężczyźni obracali się między nocnymi klubami Londynu a szarpiącym nerwy mozołem walk powietrznych. Podczas swoich wizyt w Instytucie Sikorskiego usłyszałam niejedną anegdotę o tym, jak to po nocnych imprezach piloci często jeszcze rano mieli w sobie tyle alkoholu, że personel naziemny musiał ich wkładać do kabiny i próbował otrzeźwiać tlenem, zanim pozwolono im startować do walki. Moja siostra nie pamięta, czy to od matki, czy od samego ojca słyszała opowieść, jak kiedyś alkohol umożliwił mu pokonanie paraliżującego lęku przed załamaniem.


Opisał lądowanie po szczególnie wstrząsającym locie, kiedy nie był w stanie poruszyć nogami. Pamiętając o piersiówce, którą zawsze nosili przy sobie, pociągnął z niej łyk i po chwili znów mógł funkcjonować.
 

Kwestionowanie norm

Czas wojny rozmył różnice wynikające z pochodzenia klasowego i etnicznego, bo wszyscy jednoczyli się w obliczu wspólnego wroga. Intensywność emocjonalna tego zjawiska wzrastała jeszcze wskutek nagłych zdarzeń z pogranicza życia i śmierci. 7 kwietnia 1941 roku mój ojciec napisał w kronice Dywizjonu 303:


Najlepsze życzenia i wszelkiego szczęścia, jakie jest na świecie, dla najwspanialszego dywizjonu, jaki istnieje na świecie, z głębokim podziękowaniem za utrzymanie mnie przy życiu i nauczenie mnie, jak walczyć podczas pamiętnej „Bitwy o Anglię”.
Za spotkanie w Warszawie!
John Kentoffski
 

Jednak w powojennej Anglii ten etos koleżeństwa szybko ustąpił miejsca przywróconej hierarchii i wynikającym z niej różnicom. Polityczne machinacje sprawiły, że do spotkania w Warszawie, którego tak pragnął mój ojciec, nigdy nie doszło. Wielka Brytania ponownie stała się nietolerancyjna dla obcokrajowców, także tych, którzy walczyli ramię w ramię z jej żołnierzami, kobiety miały wrócić do swoich domowych zajęć, a pochodzenie klasowe ponownie stało się ważnym źródłem pozycji społecznej.
Wolność i egalitaryzm, braterstwo i poczucie misji, tak ważne w okresie wojny, zostały zastąpione przez monotonne procedury i konkurencję.
Jednak gdy wielu bohaterów na pozór ulegało temu wygodnemu wymazaniu ze społecznej świadomości, osoba białego brytyjskiego dżentelmena – pilota myśliwskiego – nadal urzekała opinię publiczną lat powojennych. Do pewnego stopnia mogło to być zainspirowane zdolnością Bigglesa(108) do nieustannego wymyślania siebie od nowa, ale apetyt entuzjastów na wspomnienia asów przestworzy wydawał się nienasycony.

(108) James Bigglesworth, znany pod przezwiskiem „Biggles”, to kultowa brytyjska postać literacka – niezwykle odważny lotnik, walczący podczas obu wojen światowych oraz przeżywający liczne przygody w czasach pokoju.

 
Wesprzyj nas