“Hotel nad zatoką” to kameralne, szczere spojrzenie na siostrzeństwo, pełne ciepła i humoru. Fascynująca historia o rodzinie: o tym, co ją potrafi rozbić, ale przede wszystkim o miłości…


Hotel nad zatokąRodzinne więzy łączą nas na zawsze – bez względu na to, jak daleko próbujemy od nich uciec…

Trzy siostry Bradford znane są z urody, pięknych głosów, legendarnych przodków i eleganckiej matki, która od dnia, kiedy zniknął jej mąż, samotnie prowadzi stary Hotel nad Zatoką Szaleńców.

Najstarsza została i stworzyła sobie z pozoru idealne życie: wyszła za mąż, urodziła dziecko i pomaga matce prowadzić hotel. Dwie młodsze uciekły, by spełniać marzenia. Po serii kiepskich decyzji obie muszą wrócić do domu, stawiając czoło krytycznej matce i najstarszej siostrze. Wszystkie postanawiają urządzić przyjęcie urodzinowe dla matki, z trudem starając się utrzymać w tajemnicy fikcję, które z taką pieczołowitością tworzyły. Ale kiedy otwierają się stare bolesne rany i wychodzą na jaw rodzinne sekrety, siostrzane więzi zostają wystawione na ciężką próbę.

Kameralne, szczere spojrzenie na siostrzeństwo, pełne ciepła i humoru. Fascynująca historia o rodzinie: o tym, co ją potrafi rozbić, ale przede wszystkim o miłości, która cementuje jak nic innego.

***

Powieść, która śpiewa: o miłości do dziecka, utracie i o żalu za życiem. O cichych zwycięstwach, gdy uda się przetrwać i odnaleźć na nowo.
Susan Straight, nominowana do National Book Award za Highwire Moon

Pokochałam wszystkich jej bohaterów i wy również ich pokochacie; tę powieść trzeba smakować i się nią dzielić.
Yona Zeldis McDonough, autorka the House on Primrose Pond

Szczery, poruszający portret skomplikowanych relacji między siostrami, matkami i córkami.
Sonja Yoerg, autorka The Middle of Somewhere

Holly Robinson jest autorką powieści “Chance Harbor”, “Haven Lake”, “Beach Plum Island”, “The Wishing Hill”, “Sleeping Tigers” oraz wspomnień – “The Gerbil Farmer’s Daughter”. Pracuje jako dziennikarka w NPR, a jej teksty pojawiają się między innymi w „The Huffington Post”, „More”, „Parents”, „Publishers Weekly” i „Redbook”.

Holly Robinson
Hotel nad zatoką
Przekład: Dobromiła Jankowska
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 12 lipca 2017
 
 

Hotel nad zatoką


Kamieniołom w Zatoce Szaleńców
Późna wiosna gasi kamieniołom we mnie.
Mewy spokojnie czyszczą pióra. Moje krzyki
nękają cętkowane złoża lakierowanego
płaczu. Czas ulega sumakowi i sączy się.
Nawiguję na podstawie tego, co widać: mgła kuli się
ze strachu w Twin Lights na Thacher Island.
Pola skaleni i miki, szaleństwo nieba.
Jak ufać temu, co nie jest godne zaufania,
wadliwej sile spóźnionego refl eksu,
archipelagowi, łukowi nieświadomości.
Odważniej nawigować tu przez kapitulację.
Odważniej wciąż stać na cyplu, słuchać.
Niewidocznych ławic przy odpływie.
Wraku i schodzenia z kursu. Słyszeć
kamieniołom: Powtarzaj za mną. Za mną.

Emily Ferrara
z tomu Alchemy of grief [Alchemia żalu]

1

Anne wzdrygnęła się, gdy czerwone światła taksówki zamrugały na żwirowym podjeździe. Nie mogła się ruszyć. Dziecko w jej ramionach również nie drgnęło, zaskoczone zimnem wieczoru w Nowej Anglii. Kiedy znów tu przyjechała, niczego nie pragnęła bardziej, niż uciec stąd kolejny raz. Wszystko wyglądało tak jak przed dwoma laty, gdy wpadła tu z wizytą. Pradziadkowie jej ojca zbudowali Hotel nad Zatoką Szaleńców, elegancki ośrodek dla majętnych bostończyków, wznosząc go na skale nad niewielką plażą w kształcie podkowy. W hotelu były pięćdziesiąt dwa pokoje oraz dwie wieżyczki połączone okrągłym gankiem.
Z miejsca, w którym stała, Anne nie widziała wody, ale wyczuwała ostry zapach soli Atlantyku. Jeszcze wczoraj ocean szumiał pod tarasem jej domu w Portoryko.
By pozbyć się myśli o leżącym w ich łóżku Colinie, o plaży Luquillo, miękkim białym piasku i turkusowej wodzie, przywołała w wyobraźni obraz drugiej strony hotelu – szerokiego tarasu z bladoniebieskim sufitem i rzędem białych bujanych foteli. Kiedy w dzieciństwie siadywała w tym miejscu, miała wrażenie, że spogląda przez cały ocean i sięga wzrokiem aż do Europy. Zrobiło się zimno, włożyła więc Lucy do nosidełka i owinęła ją kocem. Dziecko ledwo było widać. W nagrodę Anne otrzymała obśliniony uśmiech małej. W odpowiedzi również szeroko się uśmiechnęła i ucałowała ciepły policzek córki. Miała nadzieję, że nie zastanie Laury. Nie potrafiłaby mierzyć się teraz z najstarszą siostrą. Nie tego wieczoru. Może już nigdy.
Boy hotelowy w granatowej marynarce i czerwonym kraciastym krawacie na widok Anne ciągnącej walizki i fotelik samochodowy wybiegł na zewnątrz.
– Przepraszam, że musiała pani czekać – odezwał się. – Mamy dzisiaj wesele i wszyscy są zajęci.
Młody chłopak miał odstające uszy i twarz ze śladami ospy. Nie znała go, dzięki Bogu. Na plakietce widniało imię Tommy.
– Nie ma sprawy – odparła Anne.
Gdy boy postawił jej bagaże w recepcji, Anne dała mu napiwek i podeszła do lady. Jak na zawołanie zza rogu wyłoniła się jej matka pogrążona w rozmowie z Betty, która od lat zarządzała tu personelem sprzątającym. Tego wieczoru matka miała na sobie wąskie beżowe spodnie i czarny wełniany sweter. Strój podkreślała stara srebrna brosza ozdobiona rubinami. Sarah lubiła nosić rodzinne klejnoty Bradfordów.
Anne założyła ręce, by ukryć plamy na bluzie. Z premedytacją nie zerkała na swoje stopy w sandałach. Nie pamiętała, kiedy ostatnio robiła pedikiur. Nie widziała zresztą takiej potrzeby, gdyż całe dnie spędzała na desce surfingowej. Betty oddalała się od nich zajęta robieniem notatek na podkładce z klipsem. Albo nie zauważyła Anne, albo jej nie poznała. Nic dziwnego, kiedy ostatnio się widziały, Anne była ubrana w suknię koktajlową.
Didżej w sali balowej puścił piosenkę Vana Morrisona Have I Told You Lately. Anne przypomniała sobie, jak w hotelu w San Juan tańczyła do niej z Colinem. Musiała się opanować, żeby cokolwiek powiedzieć.
– Cześć, mamo, przyjechałam.
Matka zmarszczyła czoło i zerknęła na zegarek.
– Później, niż myślałam. Samolot się spóźnił? – Mówiła grzecznym, ale chłodnym tonem, jakby zwracała się do gościa hotelowego. Sarah nie znosiła publicznego okazywania uczuć.
Anne instynktownie przyjęła ten sam uprzejmy sposób konwersacji.
– Nie. Ale na North Station niemal godzinę czekałam na pociąg.
Matka się obruszyła.
– Bardzo mi przykro, że musiałaś polegać na transporcie publicznym. Byłam pewna, że poprosisz kogoś, by cię podrzucił.
Anne pomyślała o Hattie, jej najlepszej przyjaciółce z liceum. Byłaby spokojniejsza w czasie podróży, gdyby to ona mogła wyjść po nią na lotnisko. Niestety, poprzedniego dnia Hattie wyjechała z Bostonu do Kolorado na wesele swojej siostry. Anne nigdy nie denerwowała się podróżami, ale tym razem w trakcie lotu z Portoryko była przerażona. Odkąd urodziła Lucy, miała wrażenie, że wszystkie niebezpieczeństwa świata kierują się właśnie ku małej: pędzące samochody, kąsające owady, wirusy, terroryści, szkodliwe promieniowanie słoneczne. Kiedy lądowali na lotnisku Logana, była pewna, że za chwilę samolot wpadnie do lśniącego oceanu.
– Hattie w tym tygodniu nie ma w mieście – powiedziała w końcu.
– Laura nie mogła cię odebrać?
– Nie prosiłam jej o to.
Matka westchnęła.
– Miałam nadzieję, że doszłyście do porozumienia, o cokolwiek wam wtedy poszło.
– Pogodziłyśmy się – skłamała Anne. – Ale Laura jest zajęta. Nie chciałam jej zawracać głowy.
– Rozumiem. Cóż, sama pojechałabym po ciebie do Bostonu, ale wiesz, co tu się dzieje w weekendy. Byłoby wygodniej, gdybyś przyjechała w tygodniu.
Między innymi dlatego Anne się stąd wyprowadziła: matka zawsze stawiała hotel na pierwszym miejscu. W jej życiu nie było zbyt wiele przestrzeni na inne sprawy. Szczególnie po zniknięciu ojca.
– Mamo, nic się nie stało. Dojechałam.
– I bardzo się z tego cieszę! – Sarah przechyliła głowę, taksując córkę wzrokiem.
To również się nie zmieniło: każdego dnia matka oceniała Anne i jej siostry, upewniając się, że wyglądają i zachowują się przyzwoicie. Lubiła im przypominać, że są „ambasadorkami” Hotelu nad Zatoką Szaleńców, a rodzina Bradfordów pochodzi od Williama Bradforda, jednego z założycieli kolonii Plymouth w Massachusetts.
– Czy to tatuaż? – zapytała nagle matka. Niby swobodnym tonem, ale jednocześnie zmrużyła podejrzliwie oczy.
Anne dotknęła obrysu małego ptaka, portorykańskiego lelka na nadgarstku, a potem obciągnęła rękaw, by go zasłonić.
– Tak.
– Cóż. Kiedy będziesz w moim wieku, w domu opieki będą mieli o czym plotkować.
Anne miała właśnie odpowiedzieć, że tatuaż to jej sprawa, ale w tym momencie za plecami Sarah otworzyły się drzwi do sali balowej i wyszły zza nich trzy pary. Mężczyźni ubrani w smokingi dyskutowali o drużynie New England Patriots. Za nimi szły kobiety, trzymając głowy wysoko na szczupłych szyjach, a ich sukienki druhen pieniły się wokół nóg niczym słodkie brzoskwiniowe mikstury. Matka odczekała, aż goście znikną na szerokich, obitych dywanem schodach z dębową poręczą.
– Masz cudowną cerę, Anne. Portorykański klimat wyraźnie ci służy. I na pewno uda mi się umówić cię na strzyżenie w przyszłym tygodniu. David często ma miejsca we wtorki. Pasowałoby ci?
– Jasne. Może być. – Od ciężaru nosidła i napięcia związanego z tym, że matka zaraz dowie się, co w nim jest, Anne zaczynały boleć ramiona.
Sarah się uśmiechnęła.
– No dobrze, nie stójmy tutaj. Na pewno jesteś zmęczona. No i musisz wziąć kąpiel, i przebrać się przed kolacją. Poproszę Tommy’ego, żeby zaniósł twoje rzeczy do mojego mieszkania. Dobrze?
– Świetnie.
– Doskonale. – Sarah w końcu przemierzyła dzielący je szeroki ciemnozielony ocean orientalnego dywanu w recepcji, by ucałować policzek córki. Kiedy zobaczyła nosidło na ramionach Anne, ze zdziwienia otworzyła szeroko oczy. – Rany boskie. Czy to jest dziecko?
Anne nie powstrzymała śmiechu.
– Tak.
– To twoje? – zapytała przez zaciśnięte zęby.
– O n a. I tak, jest moja. Ma na imię Lucy.
– No cóż, przynajmniej nie wybrałaś jednego z tych okropnych nowoczesnych imion. A gdzie jest ojciec Lucy? – Matka zaczęła rozglądać się po recepcji, jakby za jedną z wiktoriańskich kanap Anne ukrywała jakiegoś mężczyznę.
– W Nowym Jorku.
– Przyjedzie tu?
– Nie. Nie ułożyło się nam. Między innymi dlatego tu jestem.
Sarah instynktownie spojrzała na lewą rękę córki.
– Domyślam się, że nie wzięliście ślubu.
– Nie. – Anne czekała na obowiązkowe „a nie mówiłam?”.
Długo czekać nie musiała.
– Rozumiem. – Sarah głośno westchnęła. – Tyle więc wyszło z twojej wielkiej przygody w tropikach: dziecko i brak męża. Mój Boże, jak mogłaś się w to wplątać? – Matka założyła ręce i lekko zakołysała się na piętach. – Odwróć się.
– Słucham?
– Słyszałaś. Odwróć się! Chcę zobaczyć moją nową wnuczkę.
Anne wykonała polecenie matki. Ta odsunęła kocyk i zlustrowała Lucy, która albo spała, albo za bardzo się bała, by wydać jakikolwiek dźwięk. Dzieci zwykle czuły lęk przed Sarah. Kiedyś na urodzinach matka jednym spojrzeniem uciszyła całą bandę maluchów z podstawówki.
W końcu Sarah poleciła córce ponownie się odwrócić.
– Nie jest najbrzydsza mimo rudych włosów. Jednak musimy ostrożnie o niej informować, nie chcę niepotrzebnych plotek – oznajmiła i postukała szkarłatnym paznokciem w wydęte usta.
– Mamy dwudziesty pierwszy wiek, mamo! Nikogo nie obchodzi, że samotnie wychowuję dziecko. I w czym jestem gorsza od dziadka hazardzisty, który przegrał rodzinną fortunę? Albo od taty, który był pijakiem, a potem zniknął? O nich jakoś nie wstydzisz się opowiadać ludziom! – rzuciła zirytowana.
– Seks to co innego. – Sarah ściszyła głos na widok starszej pani w spodniach khaki i błękitnym, wzorzystym, wełnianym swetrze, która pojawiła się w recepcji z kubełkiem na lód. – Poczekaj tu, proszę, Anne.
Podeszła do kobiety, serdecznie się z nią przywitała i pokierowała w stronę maszyny do lodu w korytarzu, przy okazji odpowiadając na pytania o wycieczkę połączoną z oglądaniem wielorybów i najlepsze miejsce, by kupić homara. Matka traktowała ją tak poufale, jakby razem dorastały. Bo kiedy Sarah rozmawiała z gościem, czuł się on jak w domu. Szkoda, że równie ciepłego traktowania nigdy nie doświadczyły jej własne córki. Kolana i plecy wciąż bolały Anne na myśl o łazienkach, które myła, czy tonach pościeli, którą prała w wielkich przemysłowych pralkach na dole.
– Wiem, że trudno ci to pojąć, biorąc pod uwagę twój wiek i styl życia, ale seks w Nowej Anglii zawsze wiązał się ze skandalem. To nie Karaiby. A od hotelu takiego jak nasz oczekuje się, że będzie promował rodzinne wartości – oznajmiła matka po powrocie.
Włosy Sarah, które zawsze układały się zgodnie z jej nastrojem, wysuwały się z ciasno upiętego koczka; długie siwe pasma unosiły się niczym pajęczyna.
– Będziemy informować, że właśnie rozstałaś się z ojcem dziecka i trudno ci o tym mówić – ciągnęła matka. – Zasugerujemy, że się rozwodzisz.
– Chyba żartujesz.
– Absolutnie nie. – Sarah mówiła spokojnie, ale zdecydowanie. – Jeśli masz tutaj zostać, właśnie tak przedstawimy twoją sytuację. Obawiam się też, że moje mieszkanie nie nadaje się dla dziecka.
Za podwójnymi drzwiami w sali balowej orkiestra zagrała Raise Your Glass Pink. W takt melodii goście zaczęli śpiewać. Anne musiała przekrzykiwać muzykę.
– Dlaczego?
– Nie mam miejsca dla dziecka. Ani cierpliwości. Wiesz o tym.
Anne przypomniała sobie, jak będąc dzieckiem, sfrustrowana kopnęła matkę w nogę. W tej chwili miała ochotę to powtórzyć.
– Lucy nie sprawia kłopotu. Jeszcze nawet nie raczkuje.
– Jak długo zamierzasz zostać?
– Kilka miesięcy? Aż znajdę pracę i znowu stanę na nogi. Będzie miło spędzić wspólnie Boże Narodzenie, nieprawdaż?
– Oczywiście, cieszyłabym się, gdybyś została na święta. – Twarz Sarah nagle się rozjaśniła. – I mam idealne rozwiązanie. Umieszczę cię we wschodnim skrzydle. Mam wolny pokój na trzecim piętrze. Tam goście nie usłyszą płaczu dziecka i nie będzie im przeszkadzało.
Anne oblała się rumieńcem, który jak zawsze rozlał się jej zapewne po twarzy, szyi i dekolcie. Zapewne ze względu na rudy kolor włosów nigdy nie potrafiła ukryć emocji. Równie dobrze mogłaby mieć je wypisane na skórze.
– Mamo, nie dam rady kilka razy dziennie chodzić z dzieckiem po schodach. Proszę, pozwól mi u siebie zamieszkać. – Anne nienawidziła, gdy musiała o cokolwiek prosić.

 
Wesprzyj nas