W książce “Poznać kobietę” Amos Oz wnika w meandry psychiki bohatera, ukazując wewnętrzną ewolucję na tle jego doświadczeń jako byłego szpiega oraz wyrazistych postaci czterech bliskich mu kobiet.


Poznać kobietęHistoria izraelskiego agenta, który całe życie starał się rozszyfrowywać zagadki innych ludzi, a teraz staje w obliczu własnych skrzętnie skrywanych tajemnic i kłamstw.

Agent izraelskich służb specjalnych po nagłej śmierci żony przechodzi na emeryturę i wraz z córką, matką i teściową przeprowadza się do innego miasta. Przez całe życie starał się rozszyfrowywać zagadki innych ludzi, teraz zaś stanął w obliczu własnych skrzętnie skrywanych tajemnic i kłamstw.

Autor z właściwym sobie mistrzostwem wnika w meandry psychiki bohatera, ukazując wewnętrzną ewolucję na tle jego doświadczeń jako byłego szpiega oraz wyrazistych postaci czterech bliskich mu kobiet.

***

Dzieło pisarza o nadzwyczajnym zmyśle obserwacji i głębokim humanizmie, który nigdy nie skłania się ku sentymentalizmowi ani łatwym osądom. Stawiając istotne pytania dotyczące ludzkiej natury i odpowiedzialności, jednocześnie błyskotliwie i z pisarską maestrią przedstawia codzienne życie
„Scotsman”

Amos Oz, laureat literackiej Nagrody Izraela, najsłynniejszy i najpoczytniejszy na świecie izraelski pisarz, został uhonorowany licznymi międzynarodowymi nagrodami, między innymi Nagrodą Goethego, Nagrodą Heinego oraz Nagrodą Księcia Asturii. Jego książki zostały przełożone na trzydzieści siedem języków. Polski czytelnik zna m.in. jego powieści Mój Michał, Czarna skrzynka i Opowieść o miłości i mroku. Nakładem REBISU ukazały się Fima, Poznać kobietę, Pantera w piwnicy, Rymy życia i śmierci, Nagle w głębi lasu, Sceny z życia wiejskiego, Tam, gdzie wyją szakale i Dotknij wiatru, dotknij wody. Od kilku lat Oza wymienia się wśród kandydatów do Literackiej Nagrody Nobla.

Amos Oz
Poznać kobietę
Przekład: Ewa Świderska
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera w tej edycji: 30 maja 2017
 
 

Poznać kobietę


Rozdział 1

Joel zdjął przedmiot z półki i przyjrzał mu się z bliska. Bolały go oczy. Pośrednik, sądząc, że nie dosłyszał pytania, powtórzył raz jeszcze:
— Może pójdziemy rzucić okiem na tyły domu?
Mimo że już postanowił, Joel nie śpieszył się z odpowiedzią. Zwykł był zwlekać, nawet jeśli chodziło o proste pytania w rodzaju — jak się masz czy o czym mówiono w wiadomościach, tak jakby słowa stanowiły jego prywatną własność, z którą trudno mu się było rozstać.
Pośrednik czekał. W pokoju, bogato umeblowanym, panowała cisza. Gruby i szeroki ciemnoniebieski dywan, fotele, kanapa, stolik do kawy z mahoniowego drewna w stylu angielskim, zagraniczny telewizor, ogromny filodendron we właściwym rogu, kominek z czerwonej cegły, a w środku sześć polan, ułożonych na krzyż, raczej dla ozdoby niż do palenia. Obok okienka do podawania, łączącego pokój z kuchnią, stał czarny stół i sześć czarnych krzeseł z wysokimi oparciami. Jedynie obrazy zdjęto ze ścian: na tynku odcinały się białe prostokąty. Znajdująca się za otwartymi drzwiami kuchnia była urządzona w stylu skandynawskim, pełna najnowocześniejszych, elektrycznych sprzętów. Także cztery sypialnie, które widział przedtem, spotkały się z jego uznaniem.
Joel badał wzrokiem i dotykiem przedmiot, który wziął z półki. Była to ozdobna, mała statuetka, robota amatora: drapieżnik z rodziny kotów, wycięty w brązowym oliwkowym drewnie i pokryty kilkoma warstwami lakieru. Miał rozwartą paszczę i ostre zęby. Przednie łapy były wyciągnięte w powietrze w szerokim wyskoku, także tylna prawa noga znajdowała się w powietrzu, jeszcze podkurczona, z nabrzmiałymi mięśniami, gotowa do skoku, i tylko lewa tylna noga zapobiegała oderwaniu się, spajając bestię z podstawką z nierdzewnej stali. Ciało wznosiło się pod kątem czterdziestu pięciu stopni, a było w tym takie napięcie, że Joel prawie czuł ból przymocowanej stopy i desperację powstrzymywanego skoku. Uznał statuetkę za nienaturalną i niemożliwą, choć artyście udało się narzucić materii doskonałą kocią elastyczność. A może jednak nie było to dzieło amatora? Szczegóły kłów i szczęk, skręcenie sprężonego do skoku kręgosłupa, napięcie mięśni, wysklepienie brzucha, widoczna przepona w mocnej klatce piersiowej, a nawet kąt postawienia uszu, prawie płasko układających się ku tyłowi — wszystko to odznaczało się bystrością obserwacji i śmiałą prowokacyjnością w pokonywaniu ograniczeń materii. Na pierwszy rzut oka była to doskonała drewniana rzeźba, która wyswobodziła się z więzów materiału i osiągnęła żywotność okrutną, namacalną, prawie erotyczną.
Jednakże coś było nie tak. Dostrzegało się coś błędnego, przesadnego, jak gdyby nadmiernie skończonego lub niedokończonego. Joel nie potrafił dociec, na czym polegał ten błąd. Bolały go oczy. Znów obudziło się w nim podejrzenie, że jest to amatorska robota. Ale w czym tkwił feler? Opanowało go lekkie, fizyczne rozdrażnienie, z jakimś chwilowym podnieceniem odczuwalnym w koniuszkach palców.
Może dlatego, że figurka z ukrytym błędem zdawała się naruszać w oczywisty sposób prawo ciążenia: ciężar drapieżnika w jego ręku wydawał się większy od wagi stalowej, delikatnej podstawki, od której stworzenie chciało się oderwać, a z którą stykało się jedynie małą powierzchnią tylnej łapy. Joel skoncentrował się na tym właśnie punkcie. Odkrył, że łapa jest osadzona w środku milimetrowej niszy wydrążonej w płaszczyźnie stalowej podstawki. Ale w jaki sposób?
Zaczęła narastać w nim tępa złość, kiedy odwrócił przedmiot i ku swemu zaskoczeniu nie znalazł od dołu żadnego śladu po śrubce, która — zakładał to w sposób oczywisty — musiała tam być, by spoić łapę z podstawką. Znów odwrócił figurkę: w ciele zwierzęcia, między pazurami tylnej łapy, też nie było żadnego śladu po śrubce. Cóż więc powstrzymuje lot, hamuje skok drapieżnika? Z pewnością nie klej.
Ciężar statuetki nie pozwalał wziąć pod uwagę żadnego znanego Joelowi materiału, który mógłby przygwoździć na długo stworzenie do podstawy w tak ograniczonym miejscu spojenia, tym bardziej że wyciągnięte ciało wychylało się poza podstawę pod tak ostrym kątem. A może nadszedł czas, by się poddać i zacząć używać okularów? Był wdowcem w wieku czterdziestu siedmiu lat i już na wcześniejszej emeryturze, prawie wolny w szerokim znaczeniu tego słowa, jakiż więc sens upierać się i zaprzeczać prostej prawdzie, że jest zmęczony? Że zasługuje na odpoczynek i że bardzo go potrzebuje? Czasami pieką go oczy, zdarza się, że litery widzi jak za mgłą, szczególnie przy świetle nocnej lampki. Jednakże podstawowe pytania pozostają bez odpowiedzi: jeśli drapieżnik jest cięższy od podstawy i prawie w całości wystaje poza nią, to wszystko powinno się przewrócić. Jeśli łącze jest rodzajem spoiwa — to dawno powinno się było odłamać. Jeśli zwierzę jest doskonałe, to na czym polega ów nieuchwytny feler? Gdzie tkwi źródło wrażenia, iż jest tam błąd? Jeśli kryje się tu jakiś fortel, to na czym on polega?
Wreszcie w posępnym gniewie — Joel zdenerwował się też na opanowującą go złość, ponieważ zwykł był uważać siebie za człowieka powściągliwego i chłodnego — chwycił za szyję drapieżnika i spróbował, niezbyt mocno, rozwiać urok i uwolnić cudowne zwierzę od cierpień tajemniczego uchwytu. Może w ten sposób zniknie ów niepojęty feler.
— Proszę zostawić — powiedział pośrednik — szkoda. Zaraz pan to zniszczy. Chodźmy, pójdziemy obejrzeć składzik z narzędziami na podwórzu. Ogród wydaje się trochę zapuszczony, ale można go uporządkować w pół dnia.
Delikatnym, powolnym, głaszczącym ruchem Joel przeciągnął ostrożnie palcem wokół miejsca zagadkowego spojenia, między tym, co żywe, a tym, co nieożywione. Statuetka była przede wszystkim dziełem artysty obdarzonego zręcznością i siłą, a nie amatora. Przyszło mu na myśl mgliste wspomnienie bizantyjskiej sceny ukrzyżowania: w tym obrazie także było coś nieprawdopodobnego, a jednocześnie pełnego bólu. Pokiwał dwukrotnie głową na znak zgody z samym sobą po wewnętrznej dyskusji. Dmuchnął i usunął z przedmiotu niewidoczne drobiny kurzu, a może swoje odciski palców, i ze smutkiem odstawił z powrotem na półkę z bibelotami, między szklaną niebieską czarę a miedzianą kadzielnicę.
— Dobrze — powiedział — biorę.
— Co, proszę?
— Zdecydowałem się wziąć.
— Co? — zapytał pośrednik, zażenowany, patrząc z lekką podejrzliwością na swego klienta. Ten facet wyglądał mu na skoncentrowanego, twardego, głęboko okopanego w sobie, upartego, ale też roztargnionego człowieka. W dalszym ciągu stał bez ruchu, zwrócony twarzą w stronę półki, tyłem do pośrednika.
— Dom — powiedział spokojnie.
— Ach tak? Nie chce pan zobaczyć przedtem ogrodu? Składziku?
— Powiedziałem: biorę.
— I odpowiada panu cena dziewięciuset dolarów miesięcznie oraz wpłata za pół roku z góry? A poza tym bieżące koszty utrzymania oraz podatki — wszystko na pański rachunek?
— W porządku.
— Gdyby wszyscy moi klienci byli podobni do pana — zaśmiał się pośrednik — to cały dzień mógłbym spędzać nad morzem. Moje hobby to żeglarstwo. Może jednak sprawdzi pan przedtem pralkę i kuchenkę?
— Wystarczy mi pańskie słowo. Jeśli będą problemy, znajdziemy się. Proszę mnie zabrać do biura, to dokończymy sprawy papierkowe.

 
Wesprzyj nas