“Jerzy Dziewulski o polskiej policji” to szokująca opowieść o codzienności tej służby. Jeden z najsłynniejszych gliniarzy po wielu latach w końcu przerywa milczenie.


Jerzy Dziewulski o polskiej policjiJak naprawdę wygląda praca w polskiej policji?

Spektakularne porwanie samolotu na Tempelhoff. Walka z brutalnymi porywaczami. Pertraktacje z terrorystami. Prostytutki współpracujące z mundurowymi. Ale i rzeczywistość, gdzie absurd goni absurd. A papierkowa robota zdaje się nie mieć końca.

W tej pracy liczy się tylko jedno – sukces, czyli znalezienie sprawcy. Ale jak przekonuje Jerzy Dziewulski – czasami trzeba poruszać się na krawędzi prawa i mieć świadomość, że praca w policji to droga donikąd.

Nieocenzurowana opowieść, po której już nigdy tak samo nie spojrzysz na policjanta…

***

Dawno temu zdecydowałem, że ta książka nigdy się nie ukaże. Nie będzie opowieści o milicji, policji, o mnie. Zdanie jednak zmieniłem. Efekt? W rękach trzymacie książkę o najbardziej gównianym zawodzie, który można scharakteryzować jako drogę donikąd. Są bowiem w policji trzy grupy gliniarzy: posłuszni, skuteczni i do wyrzucenia. Przetrwać potrafią jedynie posłuszni. […]
Dlatego zanim podejmiesz decyzję o tym, czy chcesz zostać policjantem, zapamiętaj: Twoje życie sprowadzi się do zasady „Nie wierz w nic i wystrzegaj się wszystkiego”. Ale czy tak można żyć?
Jerzy Dziewulski

Jerzy Dziewulski – były gliniarz, antyterrorysta, poseł na Sejm I, II, III i IV kadencji. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Pracę zaczynał w Milicji Obywatelskiej w wydziale służby wywiadowczej na Żoliborzu. Później był m.in. dowódcą jednostki antyterrorystycznej na lotnisku Okęcie w Warszawie. Szef osobistej ochrony prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, jego osobisty sekretarz oraz doradca do spraw bezpieczeństwa. Szkolony w USA, Izraelu i Francji. Twórca Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Ranny na służbie. Jako jedyny policjant w Polsce został trzykrotnie odznaczony „Medalem Za Ofiarność i Odwagę”. Odznaczony również orderem „Krzyż Kawalerski i Oficerski Orderu Odrodzenia Polski”.

Krzysztof Pyzia – absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Autor bestsellerowego wywiadu rzeki z Wojciechem Pokorą „Z Pokorą przez życie”. Producent porannego programu „Dzień Dobry Bardzo” w Radiu ZET, wieloletni współpracownik tygodnika „Angora”. Gościnnie pojawiał się m.in. na łamach „Playboya” i „Focusa Historia”. Autor bloga KtoPyziaNieBladzi.pl. Interesuje się historią i tematyką dot. służb specjalnych i terroryzmu.

Jerzy Dziewulski, Krzysztof Pyzia
Jerzy Dziewulski o polskiej policji
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 11 kwietnia 2017
 

Jerzy Dziewulski o polskiej policji

NIEWAŻNE, ILE W ŻYCIU
ZADAJESZ CIOSÓW. WAŻNE,
ILE POTRAFISZ ZNIEŚĆ

Dawno temu zdecydowałem, że ta książka nigdy się nie ukaże.
Nie będzie opowieści o milicji, policji ani o mnie. Zdanie jednak zmieniłem. Wynik? W rękach trzymacie książkę o najbardziej gównianym zawodzie, który można nazwać drogą donikąd. Są bowiem w policji trzy grupy gliniarzy: posłuszni, skuteczni i do wyrzucenia. Przetrwać potrafią jedynie posłuszni. Bezbarwni, bez spektakularnych osiągnięć, nieciekawi, których jedynym celem jest emerytura. Całej reszcie nikt nie da gwarancji jutra. Często podejmują ryzyko świadomie, dlatego że prawo jest bezsilne wobec przemocy. Gdyby stosować wyłącznie zasady oparte na przestrzeganiu prawa, to co należałoby zrobić, gdyby do naszego domu wszedł bandzior, zastrzelił żonę i dzieci, po czym rzucił broń na podłogę? Wolno mi go zastrzelić czy raczej mam go delikatnie wziąć pod rękę i zaprowadzić do aresztu?
Parafrazując Marka Twaina, można stwierdzić: Nie postępuj niewłaściwie, kiedy ktoś patrzy! Wiem, wiem, zwolennicy prawa zawyją z oburzenia. I niech wyją. Miałem marzenia jak każdy gliniarz. Po tym, co się stało, zostałem ich pozbawiony. Zatem czy zabijasz, czy nie, to i tak rezygnujesz z marzeń, a wtedy umierasz! Możesz sobie co najwyżej wybrać rodzaj śmierci.
I za moment, na dalszych kartkach tej książki, to udowodnię. Pamiętaj, że kiedy robisz wszystko dobrze, nic się nie dzieje. Kiedy popełnisz błąd, wszyscy wieszają na tobie psy. I nie ma się co dziwić. Taka była, jest i będzie dola gliniarzy, milicjantów, policjantów, psów czy jak tam jeszcze chcecie nas nazywać. Dlatego zanim podejmiesz decyzję o tym, czy chcesz zostać policjantem, zapamiętaj: twoje życie sprowadzi się do zasady „Nie wierz w nic i wystrzegaj się wszystkiego”. Ale czy tak można żyć?
Zastanawiacie się pewnie, czy wybrałbym dzisiaj jeszcze raz „tę drogę donikąd”? Oczywiście, że tak. Bez tej adrenaliny, nawalanek z bandytami, strzelanin – bez tego wszystkiego – nie byłbym w stanie żyć. Cena, którą za to płaciłem, była ogromna. Ale kiedy widziałeś przeszczęśliwą twarz rodziców dziecka, które odbiłeś z rąk przestępców, wiedziałeś, że to ma sens. Gdy byłem gliniarzem, nikt nie dawał mi gwarancji jutra. Zawsze powtarzałem sobie jedno: od śmierci dzieli mnie tylko tyle, ile potrafię. Wiedziałem o tym i nie bałem się strzelać, kiedy bandzior na to zasługiwał. Kiedy wyjeżdżałem na kolejną robotę, bliscy czekali na mój powrót z drżeniem serca i nadzieją, że wrócę żywy.
Czytasz te wspomnienia i myślisz… W końcu nie jest to bezpośrednia droga donikąd. Wydaje się, że jesteś potrzebny, ludzie akceptują to, co robisz, często publicznie twierdzą, że twoja robota jest niezbędna. Wielu powie: policjanci są zawyją z oburzenia. I niech wyją. Miałem marzenia jak każdy gliniarz. Po tym, co się stało, zostałem ich pozbawiony. Zatem czy zabijasz, czy nie, to i tak rezygnujesz z marzeń, a wtedy umierasz! Możesz sobie co najwyżej wybrać rodzaj śmierci. I za moment, na dalszych kartkach tej książki, to udowodnię. Pamiętaj, że kiedy robisz wszystko dobrze, nic się nie dzieje.
Kiedy popełnisz błąd, wszyscy wieszają na tobie psy. I nie ma się co dziwić. Taka była, jest i będzie dola gliniarzy, milicjantów, policjantów, psów czy jak tam jeszcze chcecie nas nazywać. Dlatego zanim podejmiesz decyzję o tym, czy chcesz zostać policjantem, zapamiętaj: twoje życie sprowadzi się do zasady „Nie wierz w nic i wystrzegaj się wszystkiego”. Ale czy tak można żyć?
Czytasz te wspomnienia i myślisz… W końcu nie jest to bezpośrednia droga donikąd. Wydaje się, że jesteś potrzebny, ludzie akceptują to, co robisz, często publicznie twierdzą, że twoja robota jest niezbędna. Wielu powie: policjanci są nierzadko upierdliwi, ale co by się działo, gdyby ich nie było?
Wiadomo.
Ale przeważnie na takiej właśnie ocenie kończy się ludzka przychylność. Pracujesz w formacji represyjnej. To, że pomagasz, jest jedynie wypadkową twojej pracy. Pozostała część to przeszukania, zatrzymania, uderzenia, siła fizyczna, dawanie mandatów, gra operacyjna, udawanie, że nie jesteś tym, za kogo się podajesz, sprawianie bólu fizycznego i psychicznego często tym, którzy tylko stoją z boku i nie są częścią twojej roboty, wreszcie ich eliminowanie.
Często kierujesz się zasadami, ale nie zawsze… Zaczynasz postrzegać pracę jak swoistą misję i wówczas zamieniasz się właśnie w tego, który kroczy drogą donikąd. Bo praca jest najważniejsza. Bo wykrywalność to podstawa twojej roboty. Bo bezpieczeństwo ludzi to twój cel. Bo to, co ci polecono zrobić, wykonasz najsumienniej, jak umiesz. Będziesz pracował bez umiaru, bez wolnych dni. Będziesz zawsze do dyspozycji i na zawołanie. To twój powolny koniec. Wierzysz, że zostaniesz doceniony, awansowany, wyróżniony. Gówno prawda. Nie zostaniesz! Nie balangujesz, nie pijesz, nie bierzesz łapówek, żyjesz uczciwie i wierzysz w to, co robisz. Ale wystarczy, że wdepniesz gdzieś na grabie, i to nie dlatego, że szukałeś problemu, ale dlatego, że umiesz walczyć i chcesz to robić bez oglądania się na innych, i wszystko, co dotychczas robiłeś, nie jest istotne. Zapomniałeś, że masz żonę i dziecko, które wymaga, aby się nim zająć. Zapomniałeś, że masz rodzinę, dom, i stajesz wobec życiowego problemu… grozi ci zwolnienie z policji! Rozglądasz się, kto ci może pomóc.
Przecież nie zrobiłeś nic złego specjalnie. Jakaś przypadkowa wpadka, nieistotna, mało znacząca. Nie rozglądaj się, nie szukaj pomocy, bo i tak odwrócą się od ciebie. Szef dotychczas poklepujący cię po ramieniu wygłosi jakąś bełkotliwą mowę. Powie, że coś próbuje zrobić, odwróci się i na tym koniec. Już go nie spotkasz na swojej drodze. Co cię może czekać? Prawdopodobny rozwód, dziecko zaplątane w jakiś problem, często kryminalny. Dzieci policjantów, nierzadko się tak zdarza, są najgorzej wykształcone i wychowane.
A nawet jeżeli uda ci się dotrzeć do emerytury i w końcu usiądziesz przy kawie z kumplem, usłyszysz, że twoja emerytura stoi pod znakiem zapytania. Politycy odbiorą ci ją tylko dlatego, że za wcześnie się urodziłeś. Nie odbiorą jej tym, którzy tobą kierowali, którzy (nawet nie jako twoi przełożeni) wyznaczali cele i wskazywali sposoby ich osiągania. Kim są ci politycy, co sami osiągnęli? Poza ciągłym wrzaskiem, że pracują dla dobra Polski. Ty walczyłeś z bandziorami, a oni ciągle byli politykami. Ty byłeś ranny, a oni najwyżej nie dostali się do Sejmu. Ty miałeś problemy w pracy, a oni nie podjęli w swojej przeszłości żadnej pracy, oni politykowali. Liczyłeś na swoiste nienaruszalne gwarancje państwa, dla którego pracowałeś. Przyjmowano cię do pracy, gwarantując odpowiednie zarobki i do tego odpowiednią emeryturę. Żądano od ciebie rzetelnego wykonywania obowiązków. Wywiązałeś się z tego kosztem własnego życia, ubabrany walającym się wokół ciebie gównem, kosztem rodziny. Dostałeś na koniec w pysk.
I część obserwujących to ludzi przyklaśnie, ucieszy się, tak jak cieszyli się, gdy policjant został zamordowany, ugodzony nożem przez bandytów na przystanku na warszawskiej Woli, kiedy interweniował po służbie. Cytuję z internetu: „No i dobrze, jednego skurwysyna mniej”.
To jest właśnie droga donikąd. I nie są to wymyślone jakieś frazesy. Tak kończyło wielu moich kolegów. Mnie się udało. Mam wspaniałą żonę, kochanego syna, synową i wnuka, ale mój przykład jest szczególny i nie mieści się w żadnej typowej historii.
I na koniec, nawet jeżeli w policji byłeś kimś, to na emeryturze jesteś tylko starszym panem.
Kiedy decydujesz się na wstąpienie do policji, powinieneś wiedzieć, że:
NIE WARTO PRZEŻYWAĆ ŻYCIA – TRZEBA PO PROSTU
INTENSYWNIE ŻYĆ. TRZEBA MIEĆ MARZENIA I JE REALIZOWAĆ.
JAKA JEST CENA BYCIA GLINIARZEM?
Nie chcę się użalać nad sobą, ale bycie gliniarzem z pierwszych stron gazet to obciążenie dla rodziny. Najbardziej boli, kiedy największą cenę za to, co robisz, płacą twoi bliscy. Do dzisiaj pamiętam cholernie dla mnie bolesną sytuację. Mój syn miał wtedy 12 lat. Właśnie wrócił ze szkoły. Nieśmiało podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy przerażonym wzrokiem i zapytał:
– Tato, czy to prawda, co piszą o tobie w gazetach?
– Synku, ale o czym mówisz?
– To prawda, że ukradłeś pieniądze razem z Art-B i jesteś złodziejem?
– Synku, to stek bzdur. Kto ci tego nagadał?
– Nauczycielka, ta od matematyki, mi to powiedziała.
Syn był już mocno zdenerwowany. Ja tak samo. Złapałem go za rękę i powiedziałem:
– Przysięgam ci synku, że to nieprawda. Masz moje słowo!
Wówczas obiecałem sobie, że zrobię porządek z tymi skurwysynami, którzy pletli na mój temat wszystkie te bzdury. Pewnie nawet nie mieli świadomości, że takim paplaniem mogą zrobić to, co nie udało się tym najgorszym – bandziorom, terrorystom, złodziejom. Im się udało – sprawili mi największy ból, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem.
To nie był koniec problemów. Kilka lat później syn wrócił zapłakany do domu.
– Spokojnie, uspokój się. O co chodzi? – starałem się wyjaśnić sytuację.
Okazało się, że poniekąd przeze mnie syn nie zdał matury. Jak to możliwe? Po prostu kiedy wszyscy uczniowie wchodzili tłumnie na salę gimnastyczną, gdzie mieli pisać maturę, nauczycielka – ta sama, która mówiła, że kradłem – wskazała palcem mojego syna i usadziła go naprzeciwko swojego biurka. Przed samym rozpoczęciem egzaminu podeszła do niego i powiedziała: „Ciekawe, czy teraz będziesz taki mądry?”. Chłopak się zestresował i nie zdał egzaminu. Swoją drogą, rok później raz jeszcze podszedł do matury. Zdał ją bez problemu, dostał się na studia i ukończył je z wyróżnieniem. Ale ten moment, kiedy pytał mnie, czy to prawda, co o mnie piszą w gazetach, mocno mnie zabolał. W tamtej chwili po raz kolejny uświadomiłem sobie jedno. Droga gliniarza to droga donikąd. Bolesne, ale prawdziwe.

LAŁEM PO MORDZIE I BYŁEM LANY

Są lata osiemdziesiąte. Jestem gliniarzem, pracuję na Okęciu, gdzie odpowiadam za zabezpieczenie lotniska. Pewnego wieczoru wybieramy się z żoną na spacer po Starówce. Jest dość ciemno. Widzę facetów wychodzących z bramy. Naprzeciwko idzie gość i oni go zaczynają obrabiać – ten go pchnął, tamten go pchnął. Zatrzymałem się. Żona mówi: „Daj spokój, nie wtrącaj się”. Odpowiadam: „Kochana, to nie wchodzi w rachubę. Być może za pół godziny znajdziemy tu trupa”. Ale obserwuję, stanęliśmy przy ścianie. I w pewnym momencie widzę, jak ten napadnięty wyciąga pistolet i strzela. To był pistolet gazowy. Napastnicy się oburzyli, gdy zobaczyli tę broń. I słyszę, jak jeden bandzior do drugiego mówi: „To gazowy! No to, kurwa, teraz dopiero dostanie!”. I zabierają się do niego. Nie wytrzymałem.
Wychodzę spod tego daszka. Wyciągam broń, przeładowuję ją i mówię: „Ale to prawdziwy! I pierdolnę ci, jeżeli będziesz próbował cokolwiek zrobić temu facetowi!”. Oni się żachnęli. I zaczęli uciekać. Nawet nie strzeliłem! Najprawdopodobniej skapowali się, że gliniarz.
Nie chcę uchodzić za takiego gliniarza świętoszka, który widząc łamanie prawa, jest Clintem Eastwoodem – nie. Lałem i byłem lany – tak to, niestety, wychodziło. Nie zawsze zwyciężałem i to jest bezdyskusyjne. Nie zawsze bandyci zwyciężali – i to też jest bezdyskusyjne. Nie kopałem dołów i nie stawiałem przestępcy nad dołem, mówiąc, że jak się nie przyzna, to go pierdolnę – to nie mój styl. Taka metoda jest dla mnie zbyt prymitywna, zbyt nonszalancka, zbyt filmowa. Ktoś mi mówił, że jeden z byłych policjantów napisał książkę, w której przyznaje się, że jakieś doły kopali – to jest pic. Facet chciał więcej o sobie napisać, niż rzeczywiście zrobił. Ja to mam gdzieś. Opowiem tylko to, co jest prawdą. Będzie mocno i brutalnie, ale przede wszystkim szczerze.
Jerzy Dziewulski

KIM JEST JERZY DZIEWULSKI?

Policjant, milicjant, antyterrorysta, a do tego przez cztery kadencje (I, II, III, IV) poseł na Sejm. Zatwardziały abstynent. Ciężko ranny w trakcie walki z bandziorami. Przekleństwo terrorystów. Przez wielu uznawany za polskiego Jamesa Bonda, choć sam nie lubi, kiedy się tak o nim mówi. Były wyższy oficer policji, były policyjny antyterrorysta. Facet, który osobiście kierował działaniami podczas trzynastu zamachów terrorystycznych, chroniąc przed śmiercią 765 pasażerów samolotów. W trakcie jego akcji nie zginął ani jeden z nich! To właśnie on stoi za jedną z największych tajnych operacji na świecie (o kryptonimie „Most”), polegającą na przerzucie osób żydowskiego pochodzenia z krajów byłego ZSRR do Izraela. I to on był konsultantem uwielbianego przez Polaków serialu 07 zgłoś się, w którym zresztą sam wystąpił. Wreszcie to jedyny oficer polskiej policji, który razem ze swoimi ludźmi został opisany w prestiżowym amerykańskim magazynie „Soldier of Fortune”!
Jerzy Dziewulski urodził się w Warszawie. W 1964 roku został powołany do wojska na Mazury, skąd po roku przeniósł się do krakowskiej jednostki. Tam kończy służbę zawodową w stopniu sierżanta podchorążego. Dokładnie 1 maja 1966 roku zaczyna pracę w Wydziale Służby Wywiadowczej na warszawskim Żoliborzu. We wrześniu 1966 roku zostaje skierowany do Szkoły Wywiadowczej w Łodzi. Kończy ją z wyróżnieniem na początku kolejnego roku. Wraca do Warszawy i trafia do Wydziału Kryminalnego, również na Żoliborzu. Tutaj pracuje do 1971 roku. Dramatyczne wydarzenia opisane na dalszych stronach sprawiają, że ląduje u lekarza, który wysyła go na przymusowy urlop. Po trzytygodniowym odpoczynku Jerzy Dziewulski wraca do pracy i dowiaduje się, że w związku z problemami zdrowotnymi zostanie przeniesiony do Wydziału Kadr Komendy Społecznej. W 1974 roku na własne życzenie przechodzi do nowo utworzonej Komendy Centralnego Portu Lotniczego Warszawa-Okęcie na stanowisko naczelnika Wydziału Zabezpieczenia Portu Lotniczego. Po paśmie sukcesów w walce z terrorystami w 1982 roku zostaje zastępcą komendanta, a później komendantem komendy Centralnego Portu Lotniczego. W międzyczasie swoje umiejętności doskonali m.in. pod okiem funkcjonariuszy izraelskich i amerykańskich służb specjalnych. Jako jedyny policjant w Polsce zostaje trzykrotnie odznaczony Medalem za Ofiarność i Odwagę. Do tego dochodzą także Krzyż Kawalerski i Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. W kwietniu 1990 roku Milicja Obywatelska, w której pracuje, staje się policją. Kolejny rok przynosi następną niespodziankę. W listopadzie 1991 roku Jerzy Dziewulski zostaje pierwszym w historii naszego kraju policjantem wybranym do parlamentu. Do Sejmu wchodzi z listy Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. W związku z tym zostaje zwolniony z policji, jak sam twierdzi, bezprawnie, i przywrócony przez sąd do służby już rok później. O wszystkim zresztą sam później opowie. Ale po kolei. Po powrocie do policji przez dwa lata znajduje się w rezerwie kadrowej Komendy Głównej Policji. W 1994 roku z rezerwy awansuje na stanowisko głównego specjalisty, lecz w 1997 roku musi odejść w związku z konstytucyjnym zakazem łączenia mandatu parlamentarnego ze służbą w policji.
Jak już wspomniano, karierę w polityce zaczyna robić w 1991 roku. Ku własnemu zaskoczeniu zostaje posłem na Sejm przez kolejne cztery kadencje, nieprzerwanie do 2005 roku. W międzyczasie tworzy Sejmową Komisję ds. Służb Specjalnych i jest wiceprzewodniczącym Sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Wielokrotnie pracuje nad ustawami związanymi z policją i bezpieczeństwem naszego kraju. Poza tym w 1995 roku jest szefem ochrony osobistej kandydata na prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, od grudnia 1995 do maja 1996 roku jest sekretarzem osobistym prezydenta, w maju 1996 roku zaś obejmuje stanowisko doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa.
Kim jest dziś Jerzy Dziewulski? Jest ekspertem od bezpieczeństwa, dla wielu Polaków gliniarzem legendą, ulubieńcem polskich i zagranicznych mediów, a do tego autorytetem wśród funkcjonariuszy. Znany z ostrego języka, od zawsze bezlitosny dla bandziorów. To właśnie on po wielu latach w końcu dał się namówić na wyjawienie sekretów polskich gliniarzy, o których większość z nas nie ma pojęcia. Często coś, co wydaje się nam normalne, ukrywa drugie dno. Wielokrotnie nie zauważamy czegoś, co dzieje się na naszych oczach. O tym wszystkim opowie Jerzy Dziewulski.

 
Wesprzyj nas