Nowe wydanie najbardziej znanej książki Doroty Masłowskiej, powieści wyróżnionej paszportem “Polityki” i nagrodą publiczności Nike 2002.


Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwonąDebiutancka powieść Doroty Masłowskiej uchodzi wciąż za wielką polską sensację literacką.

Książka ta sprzedała się w ogromnym nakładzie i wzbudziła żywe zainteresowanie zagranicznych wydawców. Autorka w 2002 roku wstrząsnęła polskim życiem literackim bestsellerem, który napisała, przygotowując się do matury.

“Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” to chłodne spojrzenie na życie zdezorientowanej młodzieży z blokowiska, żyjącej od imprezy do imprezy, w świecie narkotyków, seksu i światopoglądowego nonsensu.

Debiutancka powieść młodziutkiej autorki stała się z dnia na dzień zarówno literackim skandalem, jak i kultową książką pokolenia.

Dorota Masłowska – ur.1983, pisarka, autorka sztuk teatralnych. Zadebiutowała w 2002 powieścią “Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”, wydany dwa lata później “Paw królowej” przyniósł jej nagrodę Nike. W 2012 ukazała się kolejna jej powieść, “Kochanie, zabiłam nasze koty”, zaś w 2015 zbiór felietonów “Więcej niż możesz zjeść. felietony parakulinarne”. Jej dramat “Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” wystawiany był m.in w Australii, USA i na Sachalinie. Za napisaną dla Teatru Rozmaitości sztukę “Między nami dobrze jest” (2008) otrzymała nagrodę Ministra Kultury. W 2014 roku ukazała się debiutancka płyta Doroty Masłowskiej “Społeczeństwo jest niemiłe”.

Dorota Masłowska
Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną
Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Premiera: 20 października 2016

Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną


Bo to jest Magda. Arleta przyszła, żebym dał jej ognia, mówi, że niby robię cyrk, podobno tak Magda mówi. Proszę bardzo, oto są słonie, co przeze mnie idąc, zniszczyły moje serce, oto są pchły. Oto są psy tresowane, gdyż byłem niczym psy tresowane, co nie dostają nic w zamian, tylko jeszcze liścia na twarz i ani dziękuję, ani spierdalaj. Oto jestem psem tresowanym, żeby prowadził samochód bez dachu. Ognia nie mam. Gdyż jestem wypalony. I chcę teraz umrzeć. W ostatniej chwili, gdy będę umierał, chcę zobaczyć Magdę. Jak pochyla się nade mną i mówi: nie umieraj. Nie umieraj, to wszystko moja wina, będę teraz z tylko tobą, tylko nie umieraj, przecież nie o to tu chodzi, chodzi, żeby się dobrze bawić, a to wszystko były takie żarty, tak naprawdę przed tobą nie byłam z nikim, z innymi nie byłam albo nawet nie byłam wcale, tak żartowałam, żeby cię rozzłościć, palancie, teraz wszystko będzie dobrze, będziemy mieć dziecko, Klaudię, Eryczka, Nikolę, wiesz zresztą, zawsze tego chciałeś, będziemy je wozić w wózku, zobaczysz, jak będzie, tylko obiecaj, że nie umrzesz, a teraz ja muszę iść do toalety, ponieważ Arleta bajeruje teraz takiego jednego, on mówi, że jest prezesem i zna wszystkich, podobno ciebie zresztą zna nawet, mówi: Silny, znam go, a ja nic, cisza, nie powiedziałam mu, że jesteś moim chłopakiem, bo było inaczej, ale teraz mu powiem, jaka jest prawda, żeby wiedział, jak jest.

Więc to najwyżej zrobię później jako ostateczność, gdyż Arleta mówi, że Magda teraz wyszła gdzieś. Mówi, że nie wie gdzie. Mówi, że nie wie z kim. Mówię jej, czy jest moją koleżanką czy też taką samą szmatą jak Magda. Ona mówi, że koleżanką. Ja mówię, że o co wtedy kurwa chodzi. Ona mówi, że z Irkiem. Że Magda poszła z Irkiem popatrzyć na miasto, pogapić się na samochody, zostać przyjaciółmi, ot po prostu. A więc z Irkiem. A więc dziecko będzie jednak brzydkie. Gorsze bardziej niż z Lewym. Genetycznie nienormalne. Genetycznie zboczone od urodzenia. Genetycznie bez sensu. Genetyczny skurwysyn. Od początku z genetycznie wrodzoną kieszonką w dziąśle na skradzione rzeczy, z wrodzonymi brudnymi paznokciami. Któregoś dnia będę jechał pociągiem i jak jakieś dziecko mnie poprosi o na jedzenie, i kiedy spojrzę w jego twarz, to zobaczę oczy Magdy, jąkanie Irka i swoje uszy lekko odstające w jednej osobie, gdyż coś tam po mnie również musiało w niej zostać, jakieś geny. Bliznę na czole też po mnie, co się wywaliłem kiedyś na szkło, złamany nos po jeszcze kim innym, sama rozpacz, najbrzydsze dziecko świata. Wtedy się spytam go, gdzie jego matka. Jak powie, że nie ma, że umarła, to w porządku, dam mu. A jak powie, że z tatusiem, to koniec z nim, niech mnie lepiej nie spotyka na swej drodze, bo tak będzie lepiej dla niego samego.

Magda wchodzi, ale bez Irka. Wygląda tak, jak gdyby coś się stało, jak gdyby rozsypała się na czynniki pierwsze, włosy gdzie indziej, torebka gdzie indziej, kiecka na lewo, kolczyki na prawo. Rajstopy całe w błocie na lewo. Twarz na prawo, z jej oczu płyną czarne łzy. Jak gdyby walczyła na wojnie polsko-ruskiej, jakby podeptało ją całe wojsko polsko-ruskie, idąc przez park. Odżywają we mnie wszystkie moje uczucia. Cała sytuacja. Społeczna i ekonomiczna w kraju. To cała ona, to wszystko jej. Jest pijana, jest zniszczona. Jest naspidowana, jest upalona. Jest brzydka jak nigdy. Ciekną jej po brodzie czarne łzy, ponieważ jej serce jest czarne równie jak węgiel. Jej łono jest czarne, podarte. Przez całe łono idzie oczko. Z tego łona ona urodzi dziecko murzyńskie, czarne. Andżelę o zgnitej twarzy, z ogonem. Z tym dzieckiem to ona daleko nie zajedzie. Nie wpuszczą jej do taksówki, nie sprzedadzą jej białego mleka. Będzie leżeć na czarnej ziemi na działkach. Będzie mieszkać na szklarniach. Jedzona przez glizdy, jedzona przez robaki. Będzie karmić to dziecko czarnym mlekiem z czarnych piersi. Będzie je karmić ziemią ogrodową. Ale ono i tak umrze prędzej czy później.

Przychodzi Arleta. Mówię, że niech przekaże Magdzie, że życzę jej rychłej śmierci. Arleta puszcza balona z gumy. Po czym nawija tę gumę na palec i zjada. Wygląda na to, że w swoim życiu niczym innym się nie zajmuje, tylko robi balony i nawija je na palce. Że taką ma pracę, za co dostaje całkiem dobrą kasę i kupuje sobie za to wszystkie te szmaty, wszystkie te ruskie fajki. Mogłaby wystąpić z tym całym swoim przenośnym burdelem we Śmiechu warte, Arleta mówi, że mam nasrane w głowie. Żebym nie mówił to, co mówię, bo to się może sprawdzić. Mówi, że jej się już tak zdarzyło parę razy. Na przykład w szkole kiedyś powiedziała: „zdechnij” do nauczycielki od przedmiotów zawodowych, i potem ona podobno wylądowała na porodówce na podtrzymaniu życia. Podobno powiedziała również kiedyś do koleżanki na zajęciach wuef: „złam sobie nogę”, i ta dziewczyna złamała sobie palca małego u ręki. Mówi też, że nie pali nigdy LM-ów, gdyż są niezdrowe i są to najbardziej rakotwórcze z papierosów. Także podobno los siedzi i czuwa, czy nie mówi się coś złego w czarną godzinę. Jeśli coś powiesz, a akurat jest czarna godzina, nie ma przebacz i to się staje, i nie ma odwołań, nie ma przepraszam. Jest to, być może, coś związane z religią, z życiem paranormalnym, jest to pewna właściwość życia paramentalnego.

Ale co Arleta ma do powiedzenia na tym tle, to już mnie, za przeproszeniem, gówno obchodzi. Gdzie była z Irkiem Magda, to się do ciebie pytam, mówię do Arlety. Ty pizdowata matko chrzestna. Razem z sobą we dwie będziecie miały te wszystkie pozamałżeńskie dzieci, nie wpuszczą was do jednej złamanej knajpy. Powiedz, co on jej zrobił, ten złodziej. Ukradł jej czyste serce, całą jej delikatność, wszystkie włosy, zniszczył jej rajstopy, doprowadził ją do płaczu. Zranił ją. I ja go za to zduszę, ale to potem. Teraz chcę wiedzieć, Arleta.

Ale jednak z jej kieszeni w dżinsach rozlega się odpowiedni sygnał i Arleta dostaje tekstową wiadomość. Że jej się fajnie ze mną rozmawiało, gdybym nie był taki cham, mówi do mnie i idzie gdzieś szybko. Wtedy Barman przychodzi i mówi do mnie, że są dymy. Ja mówię, że niby jakie są to dymy. On na to, że Magda zawsze była nieco wpadająca w histerię, za łatwo wpadająca. Ja mówię, że niby że o co chodzi. I już jestem lekko podkurwiony, bo nie lubię, jak coś się dzieje nie po myśli. No on na to, że zaistniała jakaś historia z Magdą. Historia nie historia, ale Barman to też niezły skurwiel, że zamiast sama Magda mi o tym powiedzieć, to on to w jej miejsce mówi.

Wtedy idę do kibli, gdyż Arleta mnie woła, jest cała podjarana, pali naraz dwa papierosy mentolowe, LM-y dodatkowo, oba trzyma w jednym kąciku ust, a drugą ręką podtrzymuje Magdę. Jestem trochę nieswój, gdyż wiem, iż Magda mnie zraniła, skrzywdziła. Pytam więc, że co się stało. Ona mówi, że to skurcz. Ja mówię, że to może od spida, że za dużo spida. Arleta mówi, że ona nas wtedy zostawi już samych i zamyka od zewnątrz drzwi. No to stoję. Magda ma skurcz w łydce i siedzi na sedesie. Lewą ręką trzyma się za łydkę, równocześnie płacząc, równocześnie histeryzując. Nie wiem teraz nawet, czy jest piękna, czy też brzydka i trudno jest mi to naprawdę powiedzieć. Jedno jest pewne, ogólnie jest ładna, ale obecnie w złej kondycji jeżeli chodzi o wygląd, ponieważ wszędzie są jej czarne łzy, z którymi spływa z niej jak z rynny tusz do oczu, rajstopy ma podarte do skóry, jakby zresztą nadmiernie duże i dość rozmiękczoną twarz, która mi przypomina, nie chcąc być nieprzyjemnym, czerwony wóz strażacki. Zastanawiam się więc, czy ją jeszcze kocham, kiedy tak jęczy dość głośno, nawet nie patrząc mi w oczy i nie mówiąc do mnie ani słowa. Ale wtedy już prawie nie wytrzymuję.

Czy zrobiłem coś źle, Magda? — mówię do niej i zamykam zasuwkę. Czy zrobiłem coś źle, przecież mogliśmy jeszcze raz wszystko zacząć ponownie. Zawsze wyglądałaś na szczęśliwą, gdy cię kochałem, czemu teraz mnie raptem nie chcesz, czy to taki kaprys, czy znudziłem się ci? Pamiętasz, jak wtedy cię suki spisywały na przystanku, i chociaż byłaś tam wtedy z Masztalem, chociaż z nim cię spisali, i chociaż wiesz, że on miał sprawę o dilerkę. To kto ci potem chodził sprawdzać skrzynkę, żeby nie przyszło wezwanie do rodziców na policję, kiedy ty miałaś praktyki. Święty Józef chodził sprawdzać? Poszedł chociaż raz Masztal sprawdzić?
Czy ja nie byłem dobry, powiedz sama? Kwiatki czekoladki, romantyczne sraczki.
Teraz nie wiesz, co powiedzieć. Jęczysz i powiem ci, że to jest żenada, bo jesteś teraz niczym, jesteś jak dziecko, tak żenująca. Gapisz się w te brązowe kafelki, które nie raz widziały nas, jak byliśmy ze sobą tak bardzo blisko, jak tylko dziewczyna albo kobieta może z mężczyzną być. Tym kafelkom jeszcze odbija się nami, cokolwiek było wcześniej, to właśnie to jedno ci powiem.

Twoje imię jest ładne, Magda, tak samo jak twa twarz. Ładne są twe ręce, twe palce, twe paznokcie, czy nie możemy dłużej ze sobą być? Jeżeli chcesz, to zabiorę cię stąd, gdzie tylko chcesz. Może nawet do szpitala, jeżeli jest to niezbędnie konieczne. Pytasz się, czy piłem, no więc piłem, ale to nikogo nie stanowi, czy piłem czy nie. Jedziemy to wsiadamy w samochód i jedziemy, ciebie zawiozę wszędzie, choćby dziesięć tysięcy Rusków nas chciało zbadać na zawartość alkoholu i narkotyków. Mówisz, żebym nie pierdolił od rzeczy, od sedna sprawy. Mówisz, że to chyba skurcz łydki, że robiłaś test i być może jest możliwe, że jesteś w ciąży, chociaż nie jesteś tego pewna do końca. Mówisz, że dlatego stchórzyłaś, dlatego nie chciałaś ze mną dłużej być, bo wiedziałaś, że będę zły. Powiedz mi, kiedy ja byłem na ciebie zły dłużej niż jeden dzień? Jeżeli masz dziecko, a może nawet jest to moje dziecko, to zawsze możesz iść do lekarza i to stuprocentowo sprawdzić. A tymczasem jedziemy. Biorę Magdę na rękę i ona drze się w niebogłosy, po prostu drze ryj, chociaż jeszcze chwilę temu była cichutka i potulniutka jakby we śnie. Od razu Arletka przybiega z tym balonem wystającym z ust, chce wszystko wiedzieć, co się kręci, co z tym skurczem i czy Magda nie chce żadnej z jej strony pomocy, wody, panadolu. Ja mówię do Arlety, żeby spierdalała, jak również do Barmana, który się gapi, jakby nie wiedział, o co chodzi. Inni też się głupio patrzą, Lewy, Kacper, Kisiel też z jakąś panną, którą nawet nie znam, musi być nowa, chociaż dosyć niezła, leci muzyka, istny burdel na kółkach. Arleta przysyła mi tekstową wiadomość, że być może prawdopodobnie jest to brak nadmanganianu albo potasu we krwi, ze względu na zły tryb odżywiania. Odsyłam jej, żeby spierdalała, gdyż napisałbym więcej, ale telefon mój się rozładowuje i jedyne, co zdążam, to właśnie to: spierdalaj arle. Napisałbym więcej, żeby wzięła swoje złe przepowiednie, złe podszepty, gdyż to ona prawdopodobnie sprowokowała swoim paraprzyrodzonym pierdoleniem, swoimi zaklęciami o tej nauczycielce geografii, że Magdę złapał tak bardzo bolesny skurcz.

No więc wychodzimy i wsadzam Magdę do pierwszej taksówki, po czym sam także wsiadam, ona mówi, że do szpitala, a on, czy coś się stało. Ja mówię, czy to jest wywiad do gazety, czy to jest taksówka i czy to jest spowiedź grzechów i rozgrzeszenie, czy nas wiezie, bo inaczej ja wysiadam i Magda również ze mną, zero kasy i jeszcze kamień na przednią szybę, i może się nie pokazywać na mieście. On chwilę milczy, a potem zagaja, że podobno ostatnio walczymy pod flagą biało-czerwoną z Ruskimi. Ja mówię, że owszem, chociaż my raczej nie jesteśmy tak bardzo radykalni na tym tle. Magda mówi, że ona jest raczej przeciwko Ruskim. Teraz się wkurwiam, mówię: a skąd ty to wiesz, że ty jesteś akurat przeciwko? Gra radio, grają wiadomości, różne piosenki. Ona mówi, że ona tak sądzi. Ja mówię, że się naspidowała i urządza wielkie sądzenie, wielkie poglądy urządza, że skąd ona wie, że akurat tak sądzi,
a nie właśnie inaczej? Ona się trochę boi. Ja mówię, żeby mnie zostawiła, żeby mnie nie wkurwiała. Ona jęczy, gdyż skurcz się nie skończył.

Potem łazi sama, mówi, żebym jej nie dotykał. Jest kulawa. Mówi, że jestem tak brutalny, że gdy ją tylko jedynie dotknę, zabiję nasze dziecko i ją samą. Gdyż ona wtedy popęka wzdłuż i nasze dziecko zginie. Jestem dość zdenerwowany. Na izbie przyjęć spotyka nas ordynator albo ortopeda, już sam nie wiem, gdyż boję się, żeby jej nie pobrali krwi, bo oprócz braku potasu wyjdą inne jej konszachty ze spidem, bo jest teraz naspidowana jak świnia, jej sprawki z prochem i odbiorą jej to dziecko. Głównie jednak chodzi o tę nogę, gdyż skurcz jest potężny i robi przerzuty. Ortopeda mi mówi, żebym wyszedł na okres badania, o co się podkurwiam dość, gdyż jakkolwiek bądź jest to moja kobieta, czy nie jest? Patrzę mu prosto w same centrum oczu, w same białka, które są dość naszłe od krwi, żeby wiedział, jak jest i niczego nie próbował, żadnych ortopedycznych sztuczek. Magda błaga mnie wzrokiem, żebym był spokojnym, więc się dość uspokajam. Jako że najprawdopodobniej jest to ten niedobór potasu w mięśniu, który ją właśnie boli. No więc czekam i jestem spokojny, chociaż nosi mnie, żeby rozpieprzyć ten szpital w drzazgę. Za tego ortopederastę i innych zboków, którzy tu urzędują, za to, że takie z nich krochmalone książęta z prętem w ręce, ze słuchawką, jako że w kwestii, w której chodzi o wyrażenie poglądów, jestem przeważnie lewicowy.

 
Wesprzyj nas