Pierwszy śnieg, Święty Mikołaj, fajerwerki, szczoteczka do zębów, seks i poczucie sensu. Żona, dzieci i wspomnienia sprzed lat, a wszystko zanurzone w niepodrabialnej „knausgårdowskiej” atmosferze.


Karl Ove Knausgård ZimaDo narodzin czwartego dziecka Karla Ovego pozostaje coraz mniej czasu. Minęła jesień, a wraz z nadejściem zimy autor – który jak nikt inny na świecie potrafi pisać o rzeczach najprostszych i najważniejszych zarazem – ponownie spogląda na otaczający go świat, by kontynuować swoją opowieść dla nienarodzonej jeszcze córki.

„Dziwne, że istniejesz, a mimo to nie wiesz, jak wy­gląda świat. Dziwne, że istnieje pierwszy raz, kiedy widzimy niebo, pierwszy raz, kiedy widzimy słońce, pierwszy raz, kiedy czujemy powietrze na skórze. Dziwne, że istnieje pierwszy raz, kiedy widzimy twarz, drzewo, lampę, piżamę, but. W moim życiu to się już prawie nigdy nie zdarza. Ale wkrótce się zdarzy. Za kilka miesięcy po raz pierwszy zobaczę Ciebie”.

“Zima” to druga część cyklu Cztery pory roku autorstwa Karla Ovego Knausgårda, pisarza, któremu światową sławę przyniosła monumentalna, sześciotomowa powieść autobiograficzna “Moja walka”.

Jego opowieści towarzyszą znakomite grafiki Larsa Lerina, „spektakularnie piękne”, jak określił je szwedzki dziennik „Expressen”.

„To największy hołd dla rodzicielstwa, jaki kiedykolwiek czytałem. Największa pochwała życia, które na co dzień wydaje nam się pasmem udręk, nudy, banału, rutyny, a tutaj pokazuje przecież swoją nieraz okrutną, ale zawsze piękną twarz. Po tej lekturze należałoby właściwie porzucić dotychczasowe życie, pełne bzdur, przejmowania się rzeczami niewartymi nawet splunięcia, toczenia awantur o sprawy niegodne jednego słowa, życia przepełnionego uczuciami niskimi i wypreparowanego z uczuć najwyższych. Knausgård w pewnym sensie ratuje nasze dusze”.
Krzysztof Varga, „Gazeta Wyborcza”

Karl Ove Knausgård jest jednym z czołowych pisarzy skandynawskich średniego pokolenia. Jako prozaik zadebiutował w roku powieścią Ute av verden (W świat, 1998). Jego druga powieść En tid for alt (Jest czas na wszystko, 2004) nominowana byłado prestiżowych nagród Rady Nordyckiej oraz Dublin Literary Award. Sławę międzynarodową i niebywały rozgłos medialny przyniósł mu tom pierwszy cyklu zatytułowanego Min kamp (Moja walka). Książka – która była początkiem sześciotomowego, ukończonego w roku 2011 cyklu – została entuzjastycznie przyjęta przez czytelników i krytyków.

Karl Ove Knausgård
Zima
Przekład: Milena Skoczko
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 9 listopada 2016

Karl Ove Knausgård Zima


2 grudnia. Przeleżałaś w brzuchu całe lato i całą jesień. Otoczona wodą i ciemnością, przeszłaś przez poszczególne stadia rozwoju płodowego, które z zewnątrz przypominają ewolucję gatunku ludzkiego: od prehistorycznej krewetkopodobnej istoty z kręgosłupem w kształcie ogona i skórą opinającą centymetrowe ciało, tak cienką, że prześwituje przez nią wnętrze – jak jeden z tych płaszczy przeciwdeszczowych z przezroczystego plastiku, które kiedyś zobaczysz i być może pomyślisz to samo co ja, że mają w sobie coś nieprzyzwoitego, może dlatego, że patrzenie przez skórę wydaje się sprzeczne z naturą, a taki płaszcz przeciwdeszczowy jest jak skóra, którą na siebie nakładamy – do pierwszej ssakopodobnej formy, w której kręgosłup przestaje być dominującą cechą, a zaczyna nią być głowa, ogromna w stosunku do wąskiego zgiętego tułowia i przeraźliwie cienkich łodyżkowatych rąk i nóg, nie mówiąc już o cieniutkich jak igła palcach. Rysy twarzy nie są jeszcze rozwinięte, oczu, nosa i ust można się jedynie domyślać, prawie jak w przypadku niedokończonej rzeźby, z tą różnicą, że ostatnie szlify, prace o wysokim stopniu precyzji, nie toczą się na zewnątrz, odwrotnie – przenikają z wnętrza na zewnątrz: Ty sama się zmieniasz, kształtujesz się poprzez ciało. Właśnie tak, z niewyraźnymi, bliżej nieokreślonymi rysami twarzy, wyglądałaś pod koniec czerwca, gdy byliśmy na wakacjach w Gotlandii, w domu położonym w głębi lasu na Fårö, na małej polanie otoczonej zewsząd sosnami, gdzie powietrze pachniało solą, a szum morza niósł się między drzewami.
Przed południem kąpaliśmy się na jednej z tych długich, wąskich bałtyckich plaż, potem jedliśmy obiad w restauracji pod gołym niebem, a wieczorem oglądaliśmy w domu filmy. Twoja najstarsza siostra miała wtedy dziewięć lat, średnia siedem, a twój brat pięć, prawie sześć. Sporo z nimi zamieszania, zwłaszcza z dziewczynkami, które są w zbliżonym wieku i przez cały czas czują, że muszą modyfikować odległość między sobą, i dlatego kłócą się, a czasem nawet próbują się bić, ale nigdy, kiedy są na plaży, nigdy, kiedy się kąpią – wtedy zgadzają się we wszystkim. Zawsze tak było: w wodzie znikają wszelkie konflikty, wszelkie problemy, w wodzie dziewczynki zapominają o bożym świecie i bawią się beztrosko. Obie bardzo kochają swojego młodszego braciszka, uważają, że jest słodki, i czasem mówią, że wyszłyby za niego za mąż, gdyby nie był ich bratem.
Dwa miesiące później Twój brat poszedł po raz pierwszy do szkoły, to było pod koniec sierpnia, gdy Ty wciąż leżałaś maleńka w ciemności, z gigantyczną głową w stosunku do reszty ciała, z nóżkami jak dwie gałązki, za to z paznokciami na miniaturowych paluszkach, którymi mogłaś już poruszać i prawdopodobnie właśnie to robiłaś – wsuwałaś kciuk do ust, żeby go possać. O niczym nie miałaś pojęcia, nie wiedziałaś, gdzie jesteś ani kim jesteś, ale powoli, powoli zaczynałaś się domyślać, że jesteś, skoro istniały różnice w Twoich stanach emocjonalnych: bo o ile nic nie czułaś, gdy Twoja dłoń unosiła się przy głowie, o tyle musiałaś coś czuć, gdy nagle wkładałaś ją do ust. Ta różnica – że coś jest czymś, a coś jest czymś innym – musiała być punktem wyjścia Twojej świadomości. Ale nic ponadto. Wszystkie dźwięki, które przedostawały się do Ciebie, głosy i warkot silnika, krzyk mew i muzyka, uderzenia, brzęczenie, wołanie, po prostu tam były, jak ciemność i woda, coś, czego nie rozróżniałaś, ponieważ nie istniała żadna różnica między Tobą a Twoim otoczeniem: byłaś po prostu czymś, co rosło, co się rozciągało. Byłaś ciemnością, byłaś wodą, byłaś podskokami, gdy Twoja mama wchodziła po schodach.
Byłaś ciepłem, snem, tą maciupeńką różnicą, która pojawiała się, gdy się budziłaś. Ale kiedyś zobaczysz zdjęcia z pierwszego dnia szkoły Twojego brata; jedno z nich wisi na ścianie w jadalni, są na nim wszyscy troje, stoją i uśmiechają się, każde w charakterystyczny dla siebie sposób, z ogrodem w tle, zielonym i mieniącym się w porannym świetle, w swoich nowych szkolnych ubraniach, pod błękitnym niebem późnego lata.
Brzmi to jak idylla i pełnia szczęścia. I tak właśnie było, zarówno dni na plaży na Fårö, jak i pierwszy dzień szkoły były dobre. Ale kiedy będziesz to czytać, mój skarbie, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i ciąża będzie się rozwijać prawidłowo, mam nadzieję i wierzę w to, chociaż nie ma na to żadnych gwarancji, będziesz wiedzieć, że życie tak nie wygląda, że dni pełne słońca i śmiechu nie są regułą, chociaż również się przytrafiają. Jesteśmy zdani na siebie. Wszystkie nasze uczucia, pragnienia i pożądania, cała indywidualna psychiczna konstytucja, z jej wszystkimi odległymi zakamarkami i twardymi dyskami, zesztywniałymi we wczesnym dzieciństwie, których praktycznie nie da się rozerwać, są konfrontowane z uczuciami, pragnieniami i pożądaniami innych ludzi, i z ich indywidualną psychiczną konstytucją. Nasze ciała są proste i zręczne, potrafią pić herbatę z najcieńszej, najwykwintniejszej chińskiej porcelany, a nasze maniery są nienaganne, dzięki czemu zazwyczaj wiemy, czego dana sytuacja od nas wymaga, ale nasze dusze przypominają dinozaury: są wielkie jak domy, poruszają się ciężko i powoli, lecz przestraszone lub rozgniewane są śmiertelnie niebezpieczne, nie cofną się przed niczym, by zranić lub zabić. Próbuję przez to powiedzieć, że chociaż z zewnątrz wszystko może wydawać się wiarygodne, wewnątrz zawsze dzieją się zupełnie inne rzeczy, innego rzędu wielkości. Podczas gdy jakieś słowo z zewnątrz jest tylko słowem, które upada na ziemię i znika, wewnątrz może stać się czymś ogromnym i trwać w tym stanie przez wiele lat. I podczas gdy jakieś wydarzenie z zewnątrz jest tylko wydarzeniem, często wiarygodnym i zawsze niemal za nami, wewnątrz może przejąć całkowitą kontrolę i budzić strach, który hamuje, lub zgorzknienie, które hamuje, lub na odwrót: może budzić zbytnią pewność siebie, która nie hamuje, ale może prowadzić do upadku, który hamuje.
Znam ludzi, którzy każdego dnia piją butelkę wódki, znam ludzi łykających leki psychotropowe jak dropsy, znam ludzi, którzy próbowali popełnić samobójstwo – jeden powiesił się na strychu, ale go znaleźli, inny przedawkował w łóżku, ale znaleźli go i przetransportowali do szpitala karetką. Znam ludzi, którzy przebywali długo w szpitalach psychiatrycznych.
Znam ludzi cierpiących na schizofrenię, chorobę afektywną dwubiegunową, psychozy, w ogóle nieogarniających swojego życia. Znam ludzi zgorzkniałych, którzy winą za swoją stagnację lub niepowodzenia życiowe obarczają innych, często w związku z wydarzeniami sprzed dziesięciu, dwudziestu lub trzydziestu lat. Znam ludzi, którzy biją swoich najbliższych, i znam takich, którzy godzą się na wszystko, ponieważ nie oczekują już niczego od życia.
Wszystko, co skostniałe i żałosne, całe cierpienie i cała utrata sensu są również częścią życia; wszędzie można to spotkać, lecz nie tak łatwo dostrzec – nie tylko dlatego, że ma źródło w życiu wewnętrznym, lecz również dlatego, że większość ludzi stara się to ukryć, i dlatego, że tak trudno się do tego przyznać: przecież życie powinno być łatwe, lekkie i przyjemne, życie powinno być roześmianymi dziećmi, które biegną wzdłuż brzegu morza, które stoją i uśmiechają się do aparatu pierwszego dnia szkoły, pełne napięcia i oczekiwania.
Odprowadzenie dziecka do szkoły w pierwszym dniu nauki, czego za kilka lat mamy nadzieję doświadczyć z Tobą, to dla rodziców nie tylko pamiętna, lecz także rozdzierająca serce chwila, ponieważ w miejscu, w którym ich dziecko spędzi kolejnych piętnaście lat, musi poradzić sobie samo. Myślę, że właśnie tego dzieci powinny uczyć się w szkole: obcowania z innymi ludźmi, bo wiedza sama w sobie nie jest taka ważna, prędzej czy później i tak ją zdobędą. Kilka lat temu jedna z Twoich sióstr przeżywała trudny okres, widziałem to, ale nie mogłem nic na to poradzić. Bardzo chciała zaprzyjaźnić się z kilkoma dziewczynkami. Czasem bawiły się z nią i wtedy przepełniała ją radość, a czasem nie i wtedy na dużej przerwie chodziła sama po dziedzińcu szkolnym, siedziała w bibliotece i czytała książki. A ja nie byłem w stanie nic zrobić. Mogłem z nią porozmawiać, ale po pierwsze, ona nie chciała, a po drugie, co miałem jej powiedzieć? Jakie słowa mogłyby jej pomóc? Że jest nieskończenie wspaniała, nieskończenie piękna i że to, co przeżywa, to nic nieznaczący epizod na samym początku życia, które rozwinie się w wyjątkowy sposób, którego ani ona sama, ani my nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić? To, że uważałem ją za wspaniałą osobę, nie pomagało, ponieważ one tak nie uważały.
Pewnego wieczoru szliśmy razem, ona i ja, i wtedy zapytała, czy nie moglibyśmy się przeprowadzić. „Dokąd?”, spytałem. „Do Australii”, odparła. Pomyślałem, że to tak daleko, że dalej już nie można. „Dlaczego akurat tam?”, spytałem. Odpowiedziała, że w Australii uczniowie noszą mundurki. „Dlaczego chcesz nosić mundurek?”, zdziwiłem się. „Ponieważ wtedy wszyscy chodzą tak samo ubrani”, odpowiedziała. „A dlaczego to takie ważne?”, drążyłem temat. „Bo nikt nie mówi, że jestem ładnie ubrana, kiedy mam na sobie nowe rzeczy”, wyjaśniła. „A wszystkim innym tak mówią. Czy moje ubrania nie są ładne?”, spytała i spojrzała na mnie. „Oczywiście, że są”, zapewniłem, odwracając wzrok, ponieważ oczy zaszły mi łzami. „Twoje ubrania są naprawdę bardzo ładne”.
Trudności czekają również Ciebie. Ale jeszcze nie teraz! Jest grudzień, do Twoich narodzin zostały trzy miesiące, potem kilka lat będziesz całkowicie zależna od nas, będziemy żyć w pewnego rodzaju symbiozie, aż nadejdzie ten sierpniowy dzień, gdy również Ciebie odprowadzimy pierwszy raz do szkoły. Kiedy to przeczytasz, pierwszy dzień szkoły będzie już dawno za Tobą, będzie jednym z wielu Twoich wspomnień.
Wczoraj spadła gwałtownie temperatura, wieczorem było kilka stopni poniżej zera, wszystkie kałuże zamarzły, a szyby w samochodzie pokryły się szronem. Zanim położyłem się spać, wyszedłem na podwórze i spojrzałem na niebo, było bezchmurne i rozgwieżdżone. Gdy wszedłem do sypialni, Linda leżała na plecach z odsłoniętym do połowy brzuchem. „Właśnie mnie kopnęła”, wyjaśniła. Chodziło o Ciebie. „Może znowu to zrobi?” Spojrzałem na brzuch i wtedy, zaledwie kilka sekund później, zobaczyłem małe wybrzuszenie, to trwało krótką chwilę i wyglądało tak, jakby skóra na brzuchu się pofałdowała – przypominało to zmarszczki na wodzie, które pojawiają się, kiedy jakieś morskie zwierzę przepływa tuż pod jej powierzchnią. To była Twoja stopa, która kopnęła w sufit.
Gdybyś się teraz urodziła, prawdopodobnie przeżyłabyś, choć to wcale nie byłoby pewne. Śpiąc, śnisz, a poza tym rozpoznajesz już dźwięki, które słyszysz. Może zaczęłaś się domyślać, jak wygląda świat na zewnątrz. Gdybyś była zdolna do refleksji, założyłabyś, że świat to małe ciemne pomieszczenie wypełnione wodą, w której się unosisz, i że wszystko, co znajduje się na zewnątrz, jest związane ze słuchem i składa się z wszelkiej maści dźwięków. Że to jest wszechświat, a Ty jesteś w nim sama. Zresztą może tu, na zewnątrz, tak właśnie jest: może jesteśmy sami w dużym czarnym pokoju wypełnionym gwiazdami i planetami, a na zewnątrz istnieją dźwięki dobiegające z jeszcze większego pokoju, do którego nigdy się nie przedostaniemy, tylko z czasem, może z samego końca wszechświata, usłyszymy płynące zeń odgłosy. Dziwne, że istniejesz, a mimo to nie wiesz, jak wygląda świat. Dziwne, że istnieje pierwszy raz, kiedy widzimy niebo, pierwszy raz, kiedy widzimy słońce, pierwszy raz, kiedy czujemy powietrze na skórze. Dziwne, że istnieje pierwszy raz, kiedy widzimy twarz, drzewo, lampę, piżamę, but. W moim życiu to się już prawie nigdy nie zdarza. Ale wkrótce się zdarzy.
Za kilka miesięcy po raz pierwszy zobaczę Ciebie.

 
Wesprzyj nas