Mistrzowsko napisana powieść czytelnika do Holandii czasów Vermeera i Rembrandta – do świata płomiennych uczuć i wielkiej sztuki. Wznowienie bestsellerowej powieści Deborah Moggach w nowym przekładzie


Tulipanowa gorączkaXVII wiek, Amsterdam. Tulipanowa mania osiąga rozmiary epidemii. Cebulki tych pięknych kwiatów są najbardziej pożądanym towarem i płaci się za nie niewyobrażalne sumy – jednego dnia można zdobyć lub stracić fortunę.

Historia zaczyna się niewinnie – oto zamożny kupiec Cornelis Sandvoort pragnie zyskać nieśmiertelność dzięki utrwalonemu na płótnie portretowi, na którym znajdzie się wraz ze swą młodą żoną.

Zadanie powierza wziętemu malarzowi, nawet przez chwilę nie podejrzewając, jaki ciąg zdarzeń uruchomi. Między piękną Sophią a artystą rodzi sie gorące uczucie, które zrujnuje ich świat.

Deborah Moggach jest autorką bestsellerowych powieści “Tulipanowa gorączka” i “Hotel Marigold”. Na podstawie tej drugiej w 2011 roku nakręcono film z m.in. Judi Dench, Maggie Smith, Billym Naughym i Tomem Wilkinsonem w rolach głównych. Powstała także kontynuacja tego przeboju kinowego pt. “Drugi hotel Marigold”. Moggach napisała również scenariusz do “Dumy i uprzedzenia”, nominowany do nagrody BAFTA. Mieszka w Londynie.

Deborah Moggach
Tulipanowa gorączka
Przekład: Maja Justyna
Seria: Salamandra
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 31 maja 2016
kup książkę

Tulipanowa gorączka


Naszym zadaniem nie jest rozwiązywanie zagadek, ale uświadomienie ich sobie, pochylenie głowy przed nimi, a także przygotowanie oczu na nieustający zachwyt i zdziwienie. Jeśli jednak koniecznie zależy Tobie na wynalazkach, to powiem, że jestem dumny z tego, iż udało mi się zestawić pewien szczególnie intensywny rodzaj kobaltu ze świetlistą, cytrynową żółcią, jak również zanotować refleks południowego światła, które pada przez grube szkło na szarą ścianę […]
Pozwól jednak, że i my będziemy uprawiali nasz archaiczny proceder, że będziemy mówili światu słowa pojednania, mówili o radości z odnalezionej harmonii, o wiecznym pragnieniu odwzajemnionej miłości.

z listu przypisywanego Janowi Vermeerowi*

1
SOPHIA

Nie dawaj wiary pozorom.
Jacob Cats, Emblematy moralne, 1632*

Jemy kolację. Razem, mój mąż i ja. Kawałek pora wplątał mu się w brodę. Obserwuję, jak przy każdym ruchu żuchwy Cornelisa ten zielony strzępek porusza się miarowo, w górę i w dół; wygląda jak owad usidlony w trawie. Przyglądam się obojętnie, ponieważ jestem młodą kobietą i wiodę zwyczajne życie, w teraźniejszości. Jeszcze nie umarłam i się nie odrodziłam. Jeszcze nie umarłam po raz drugi – tę śmierć bowiem świat uzna za moje drugie odejście. Na końcu mojej drogi znajduje się jej początek; węgorz się zwija i połyka własny ogon. Na początku wciąż żyję, jestem młoda, mój mąż natomiast jest stary. Wznosimy wysmukłe kieliszki, pijemy wino. Na ściance mojego widnieje wygrawerowana w szkle sentencja: Ludzkie nadzieje niczym szkło kruche, toteż i życia kres prędki. Jej słowa rozpływają się w trunku omywającym ściankę kieliszka.
Cornelis odłamuje kawałek chleba, macza go w zupie, wkłada do ust; gryzie przez chwilę.
– Chcę z tobą pomówić, moja droga. – Wyciera usta serwetką. – Życie nieuchronnie przemija, a każdy pragnie zatrzymać je na zawsze.
Zamieram, ponieważ wiem, co teraz nastąpi. Nie spuszczam oczu z bułki, która leży przede mną na obrusie. Pękła podczas pieczenia i przypomina rozchylone usta. Już od trzech lat jesteśmy małżeństwem, a ja jeszcze nie wydałam na świat dziecka. Nie z powodu braku starań. Mój mąż w dalszym ciągu jest mężczyzną pełnym wigoru. W nocy kładzie się na mnie; rozsuwa mi nogi, a ja leżę pod jego ciężarem jak chrabąszcz przewrócony na grzbiet i przydepnięty butem. Całym sercem pragnie mieć syna – dziedzica, który będzie podskakiwał i biegał po tych marmurowych podłogach. Który zadba o przyszłość tego ogromnego, odpowiadającego echem domu przy Herengracht.
Do tej pory nie spełniłam jego oczekiwań. Oczywiście poddaję się jego pieszczotom, ponieważ jestem uległą żoną i zawsze powinnam okazywać mu wdzięczność. Los zastawia bowiem bezlitosne pułapki, a Cornelis wyrwał mnie z jego sideł, tak jak my wydarliśmy morzu naszą ziemię, którą osuszyliśmy i otoczyliśmy zaporami, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo; ustrzec przed zatopieniem. Kocham za to mego męża.
Tym razem jednak wprawia mnie w zdumienie.
– Zamierzam zaangażować malarza – oznajmia. – Nazywa się Jan van Loos i jest jednym z najlepiej zapowiadających się artystów w Amsterdamie. Maluje martwą naturę, pejzaże, ale przede wszystkim portrety. Polecił mi go Hendrick van Uylenburgh, wytrawny znawca sztuki i marszand. Słyszałaś już o nim. Rembrandt van Rijn, wiesz, ten malarz, który nie tak dawno przybył z Lejdy, należy do jego podopiecznych.
Cornelis robi mi takie wykłady. Mówi więcej, niż chcę wiedzieć, ale dziś wieczorem jego słowa osiadają wokół mnie bezszelestnie.
Będziemy mieli portret!
– Ten malarz ma trzydzieści sześć lat; tyle, ile już upłynęło z naszego, naznaczonego heroizmem, nowego stulecia.
Opróżnia kieliszek i dolewa sobie wina. Mój mąż rozkoszuje się wizją nas dwojga uwiecznionych na płótnie. Po piwie ogarnia go senność, pod wpływem wina silniej rozpalają się w nim uczucia patriotyczne.
– My na płótnie! My, którzy żyjemy w tym nadzwyczajnym mieście, w miejscu na ziemi ojczystej najwspanialszego narodu na świecie.
Naprzeciwko niego siedzę tylko ja, ale on zwraca się do szerszego grona. Nad jego żółtawosiwą brodą rozognione policzki tryskają czerwienią.
– Nie bez powodu Vondel sławi Amsterdam w swej odzie: „Ty, którego żaglowce kładą cienie na wszystkich ziemskich wodach. Ty, którego towary trafiają do odległych zakątków świata; Ty, który przybyszów z dalekich stron przyjmujesz i w świetle księżyca ich witasz. Ty, który prawa niepodzielnie na morzach i oceanach stanowisz”.
Nie oczekuje mojej reakcji, gdyż jestem jedynie młodą żoną, której życie w niewielkim stopniu toczy się poza ścianami tego domu. Noszę przytroczone przy talii tylko klucze do naszych bieliźniarek, bo dotąd nie miałam potrzeby otwierać niczego, co przedstawia większą wartość.
Zastanawiam się, w co mam się ubrać do mojego portretu. Mój świat do tej pory zamyka się w kręgu takich spraw. Nie obchodzą mnie ani oceany, ani mocarstwa. Maria przynosi talerz ze śledziami, stawia go na stole i od razu wychodzi, pociągając nosem. Od morza w głąb lądu snuje się mgła i prawdopodobnie dlatego przez cały dzień męczy ją kaszel. Ale wcale nie zmącił jej dobrego nastroju. Jestem pewna, że ma potajemnego kochanka. Słyszę, jak nuci w kuchni, czasem widzę, jak przed lustrem poprawia włosy wymykające się spod czepka. Koniecznie muszę się dowiedzieć prawdy. Jesteśmy dla siebie powierniczkami na tyle, na ile pozwalają okoliczności. Odkąd opuściłam moje siostry, Maria jest jedyną bliską mi osobą.
Malarz przyjdzie w przyszłym tygodniu. Mój mąż jest znawcą malarstwa, mamy w domu bardzo wiele dzieł sztuki. Na ścianie, za jego plecami, wisi obraz Zuzanna i starcy, na którym dwaj starzy mężczyźni podglądają nagą dziewczynę w kąpieli. W świetle dnia widzę ich przebiegłe twarze, ale teraz, w blasku świec, skryły się w cieniu. Nad głową mego męża wyraźnie rysują się kształty krągłego, jasnego kobiecego ciała. Cornelis nakłada sobie rybę z półmiska na talerz. Mój mąż kolekcjonuje piękne przedmioty. Widzę nas tak, jakbyśmy byli na obrazie: Cornelis w białym, koronkowym kołnierzu na czarnym tle, z brodą poruszającą się podczas jedzenia. Na talerzu przede mną leży śledź. Jego lśniąca skóra jest rozcięta i odsłania jasne mięso; ryba kojarzy mi się z pękniętą bułką, która wygląda jak rozchylone usta. Są też winogrona, dorodne, choć w przyćmionym świetle świec wydają się zszarzałe; obok stoi lekko połyskująca cynowa czara. Widzę nas przy dużym stole w jadalni naszego domu. Siedzimy nieruchomo, trwamy tak na chwilę przedtem, zanim wszystko się zmieni.
Po kolacji mój mąż czyta mi fragment z Biblii:
– „Wszelkie ciało jest trawą i wszelki wdzięk jego – jak gdyby kwiat polny! Usycha trawa, kwiat więdnie, gdy tchnienie Jahwe ich dotknie. (Tak, trawą jest naród)…”*
Ale ja już znajduję się na ścianie, wiszę tam i stamtąd spoglądam na nas.

* Iz 40,6-8; wszystkie cytaty z Biblii za: Pismo Święte Stary i Nowy Testament (w przekładzie z języków oryginalnych, opracował zespół pod redakcją ks. Michała Petera i ks. Mariana Wolniewicza), Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznań 2012.

 
Wesprzyj nas