Francuski noblista dostarcza wielu emocji krytykom i miłośnikom literatury. Stała skłonność do eksperymentowania z formą, odczytywana przez jego przeciwników jako niespójność stylu, przejawia się od pierwszej do ostatniej strony książki „Raga. Ujrzałem niewidzialny kontynent” – kolejnej pozycji Le Clezio wydanej w Polsce nakładem PIW.

U progu jesieni czytelnik może wyruszyć z pisarzem wprost w objęcia tropikalnej Oceanii: efemerycznego kontynentu składającego się z wielu wysp. Raga to nazwa jednej z nich, ale to nie jedyny cel tej podróży, pisarz proponuje bowiem podróż zarówno w czasie, jak i pomiędzy wymiarami. Prowadzi nas przez meandry historii, przywołuje rzeczywiste, przejmujące wydarzenia związane z okresem kolonizacji wysp, ale też zabiera w przestrzeń mityczną, nieodgadnioną dla Europejczyków niemożliwą bowiem do określenia znanymi nam miarami: duchy, wierzenia, obrzędy – pełnoprawni uczestnicy codziennego życia w obrębie niewidzialnego kontynentu pojawiają się w książce na równi z postaciami okrutnych kolonizatorów. Tutaj, na Radze, świat rzeczywisty i nadprzyrodzony to jedno. Mieszkańcom tego rejonu nawet nie przyszłoby do głowy by je rozdzielać tak, jak czynią je racjonalni ludzie Zachodu. Racjonalni w swoim etnocentryzmie? Tak chcielibyśmy siebie widzieć, ale o tym, czy słusznie można długo rozważać po lekturze „Ragi”.

„Raga” to książka bogata nie tylko w treści, ale i formie. Zrazu może wydać się chaotyczna. Zgłębiamy się w dziennik podróży bliski literackiemu reportażowi, by zorientować się, że mamy przed sobą jednocześnie powieść, fragmenty legend snutych przez melanezyjczyków, a także wnikliwe studium antropologiczne. Zważywszy na bogactwo treści ta eksperymentalna i niejednoznaczna forma okazuje się uzasadniona. Nie może być przecież zwykła – przenosi czytelnika w świat, który jest niewidzialny.

Tomasz Orwid

 
Wesprzyj nas