Anna Mulczyńska napisała powieść jak balsam: kojącą, przyjemną, poprawiającą nastrój. „Powrót na Staromiejską” idealnie nadaje się do niespiesznego czytania w domowym zaciszu z filiżanką aromatycznej herbaty pod ręką i kotem mruczącym u stóp. Miłośnicy łagodności ją pokochają.

Kamienica odziedziczona po dziadku, powrót do oazy z dzieciństwa po rozpadzie nieudanego małżeństwa, układanie życia na nowo – po te motywy sięgnęła Anna Mulczyńska, autorka powieści „Powrót na Staromiejską”. Łatwo pomyśleć: to wszystko już było.

Ostatnimi laty polska literatura kobieca jest okupowana przez domki, dworki i inne siedliska odziedziczone po przodkach, do których udaje się główna bohaterka aby rozpocząć nowe życie albo chociaż pozbierać się po perturbacjach w dotychczasowym. A jednak nie warto się zniechęcać tymi podobieństwami do innych powieści, ponieważ są pozorne. Pisarce udało się wnieść wiele świeżości do opowiadanej czytelnikom historii, pomimo podjęcia popularnych wątków.

Główną bohaterką jest Weronika Peterson, Polka, która swego czasu wyjechała na studia do Szwecji, a po nich pozostała na północy na dłużej, już jako żona poznanego na przyjęciu prawnika.

Do kraju powraca po to, by zająć się wspomnianą wcześniej kamienicą: w miejscu gdzie jej dziadek prowadził zakład zegarmistrzowski otwiera sklepik „Robótkowo” – przestrzeń dla kreatywnych kobiet pasjonujących się rękodziełem. Talent dekoratorski i profesjonalne wykształcenie artystyczne pozwalają jej stworzyć miejsce podobne do znanych ze Szwecji: urocze, stylowe, pełne najwyższej klasy materiałów i akcesoriów.

Kto sądzi, że dalej będzie tylko pięknie, ten się myli albowiem do akcji wkracza widmo poskich podatków, uroków obowiązkowej współpracy z ZUS-em oraz szara rzeczywistość, w której kobiety, choć bardzo chciałyby spełniać się artystycznie, to nie za bardzo mogą, gdy pieniędzy ledwo starcza na przeżycie z miesiąca na miesiąc. Weronika będzie musiała się z tymi przeciwnościami zmierzyć.

To jednak jedynie punkt wyjścia dla fabuły, w której pojawią się zarówno cienie ze szwedzkiej przeszłości, nieuregulowane sprawy rodzinne i walka z porywami serca, które – niedawno złamane – chciałoby pokochać na nowo. Perypetiom bohaterki towarzyszą poznani w Polsce przyjaciele, gotowi nieść pomoc w każdych okolicznościach, a i ona sama staje się dobrą wróżką dla niejednej osoby i jednej zupełnie wyjątkowej. Postaci są zresztą mocnym atutem „Powrotu na Staromiejską”.

Anna Mulczyńska umieściła w powieści młodych, operatywnych Polaków o kosmopolitycznych doświadczeniach i niemałych ambicjach, którzy tu, w rodzinnym kraju, chcą i próbują tworzyć miejsca na poziomie, dobrze im znane z zagranicznych perygrynacji. To ta część pokolenia 30+ która z łatwością i bez żadnych oporów podróżowała wiele po Europie, kształciła się i dojrzewała pośród międzynarodowej różnorodności, a teraz, w możliwej dla siebie skali zmienia szaro-burą Polską rzeczywistość, wnosząc do niej starania o jakość, kolor, smak. A przy okazji występuje też przeciwko skostniałym normom społecznym i szkodliwym schematom nierzadko kultywowanym przez pokolenie własnych rodziców, słuchających porad „z tego swojego radyjka” – jak mówi w złości jeden z bohaterów.

„Powrót na Staromiejską” wpisuje się w typ powieści-pewniaków, o których od razu wiadomo, że wszystko dobrze się skończy, a to co dobre zwycięży.

Można przypuszczać, że wielu czytelników z łatwością utożsami się z wybraną postacią i odnajdzie wątki dobrze znane z własnego życia. Anna Mulczyńska jest bowiem wytrawnym obserwatorem rzeczywistości i w prostej z pozoru historii o romantycznych zawirowaniach niebanalnej młodej kobiety, odmalowała też całkiem spory pejzaż współczesnej polskiej rzeczywistości. Jej ulica Staromiejska jest bowiem ulicą jaka mogłaby znaleźć się w każdym polskim mieście.

Powieść nie jest jednak przesiąknięta pesymizmem ani fatalizmem jakiego można by się spodziewać w kontekście męki z Urzędem Skarbowym i bojów o prowadzenie własnej dzialalności w rzeczywistości najeżonej pułapkami. Przeciwnie – „Powrót na Staromiejską” wpisuje się w typ powieści-pewniaków, o których od razu wiadomo, że wszystko dobrze się skończy, a to co dobre zwycięży.

I, co także charakterystyczne, ta wiedza wcale nie psuje przyjemności z lektury, a raczej daje pewność, że czas spędzony na lekturze będzie przyjemny, pozwoli się oderwać od własnych zmagań i problemów, a także znaleźć odrobinę otuchy w przygodach bohaterów, którzy wspólnymi siłami z tymi problemami jakoś sobie radzą.

(AK)

 
Wesprzyj nas