Życiorys Jordana Belforta, finansisty oskarżonego o liczne przestępstwa gospodarcze, posłużył Martinowi Scorsese za kanwę filmu „Wilk z Wall Street”. Zanim jednak na ekrany kinowe trafiło efektowne widowisko powstała książka: autobiografia, która zainspirowała wybitnego reżysera. A zatem – książka czy film?

„Wilk z Wall Street” w książkowej i filmowej wersji to historia typu „od zera do milionera”. Młody chłopak, po upadku założonej przez siebie małej firmy, trafia do pracy w firmie brokerskiej. Dostaje w niej posadę telefonisty, najniższą w hierarchii, i z miejsca staje się popychadłem. Musi znieść wiele poniżających uwag i kąśliwych tekstów ze strony wyżej postawionych kolegów. Wyzwanie to podejmuje.

A później zły los odwraca się, a chłopak dzięki uporowi, talentowi i sprytowi staje się o stokroć bogatszy niż jego nieuprzejmi przełożeni. Zaczyna iście królewskie życie, zdobywa miłość pięknej kobiety. I wpada na kilka pomysłów z zakresu mijania się z prawem gospodarczym, co oczywiście pomaga w pomnażaniu fortuny. Idealny materiał na widowiskowy amerykański film? A jakże.

Obraz wyreżyserowany przez Martina Scorsese na podstawie biograficznej książki napisanej przez Jordana Belaforta można nazwać porywającym, bo oddaje to, o czym widzowie na całym świecie lubią sobie pomarzyć – oto zwykły Kowalski, wyszydzany i klepiący biedę może, w Stanach Zjednoczonych, dostać się na sam szczyt. A, że przy tym trochę pokombinuje, no cóż – bywa. Belafortowi odgrywanemu przez Leonardo Di Caprio można nawet współczuć gdy w jego efektowne, imprezowe życie „pana wszechświata” wkraczają organy ścigania, chociaż widz ma jasność, że bohater jest po prostu przestępcą. Zdolny aktor zdołał bowiem przypisać i wiarygodnie ukazać możliwe motywacje przyświecające przedstawianej przez niego postaci. Co ciekawe to samo nie udało się piszącemu autobiografię Belafortowi, chociaż próbował. Może za bardzo.

Narracja książki „Wilk z Wall Street” powadzona jest w miarę chronologicznie począwszy od trudnych początków Jordana w firmie Rotshilda aż po jego aresztowanie. Dla osób śledzących bieżące informacje jej treść, w największym zarysie, nie będzie niespodzianką. Bohater i autor zarazem był w latach 90-tych powszechnie znanym człowiekiem. Wszak wcale nie tak dawno temu zarabiał tysiące dolarów na minutę, prowadził rozległe interesy. W Stanach Zjednoczonych miał status iście celebrycki, a kiedy został aresztowany i osądzony, o jego oszustwach rozpisywały się media na całym świecie. Kogo interesują szczegóły tej historii powinien sięgnąć raczej po artykuły prasowe z tamtego okresu, a, niestety, nie po tę autobiografię. Jej autor wystawił bowiem sobie trochę pomnik, a trochę laurkę z perspektywy syna marnotrawnego.

Opisując swoje losy brzmi wiarygodnie tylko tam, gdzie mowa o pragnieniu zarabiania wielkich pieniędzy. Nie jestem w stanie mu uwierzyć kiedy pisze, że podczas aresztowania odczuwał ulgę i zerkał, zrelaksowany wręcz, na urocze nogi swojej żony, tak samo jak marnie wypada przekonując czytelników jak wielkie znaczenie miał dla niego czas spędzany z dziećmi i jak mocno przeanalizował swe błędy, których teraz gorliwie żałuje. Wszystko to brzmi jak mnóstwo ładnych słów napisanych z myślą o niegdysiejszych inwestorach, których swoimi posunięciami doprowadził do łącznej straty 200 milionów dolarów, oraz o opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych – jedynym sądzie mogącym dać mu ziemskie rozgrzeszenie, czego najwyraźniej pragnie.

Wszystko to brzmi jak mnóstwo ładnych słów napisanych z myślą o niegdysiejszych inwestorach

Powracając do początkowego pytania: książka czy film – moim zdaniem, w tym przypadku jednak film. Po książkę można sięgnąć co najwyżej po to by przekonać się jak w nudnawej spowiedzi oszusta mistrz Scorsese dostrzegł potencjał i wykrzesał z niej dekadencki i ekspresyjny film.

Robert Wiśniewski

Jordan Belfort
Wilk z Wall Street
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: styczeń 2014

 

 
Wesprzyj nas