Książka „Kuchnia filmowa” Pauliny Wnuk to zarazem wyraz miłości do sztuki filmowej jak i do gotowania. Można w niej znaleźć 49 przepisów na potrawy znane z popularnych filmów.

Paulina Wnuk we wstępie do książki „Kuchnia filmowa” przyznaje, że długo nie mogła się zdecydować co kocha bardziej: oglądanie filmów czy gotowanie. Może to i dobrze, bo gdyby wybrała tylko jedną z tych dziedzin to zapewne dziś nie czytalibyście o książce „Kuchnia filmowa”.

Ten elegancki, mały album zawiera mix kina i kuchni, a konkretnie przepisy na potrawy znane z filmów, stworzone przez Paulinę. Dzięki nim każdy może ugotować we własnej kuchni to, co jedzą bohaterowie znani z ekranu.

Przepisów jest niewiele, bo tylko czterdzieści dziewięć, ale za to wszystkie są ciekawe i pomysłowe. Do tego bardzo różnorodne, bo znajdziemy w „Kuchni filmowej” dania główne, zupy, napoje, desery usystematyzowane nie według rodzajów potraw, ale według gatunków filmów z których pochodzą.

Są to dania z filmów miłosnych, komedii, fantasy, dramatów, filmów animowanych, filmów familijnych, filmów gangsterskich, thrillerów oraz osobno – z filmów polskich. Pośród receptur zwraca uwagę na przykład ta na koktajl krewetkowy – przystawkę znaną z filmu „Sok z żuka”. Ciekawie smakuje, a i wygląda wprost kosmicznie.

Bardzo proste i jednocześnie oryginalne w smaku są bliny z filmu „Uczta Babette”. Ten sam film zainspirował autorkę do stworzenia przepisu na babę rumową i ten przepis na pewno warto wypróbować z myślą o wielkanocnym śniadaniu – będzie jak znalazł.

Niebieskim kolorem zwraca uwagę zupa Bridget Jones, a bezalkoholowe piwo kremowe wszyscy fani Harrego Pottera zapewne w mgnieniu oka skojarzą ze swoim ulubionym filmem.

Na zachętę dodam, że większość tych potraw jest dość prosta w wykonaniu. Poradzi sobie z nimi nawet średnio zaawansowany amator gotowania, a zatem – choć ich opisy brzmią bardzo oryginalnie, to nie należy się zniechęcać. Zaręczam, że każdy z nich bez trudu wykonacie we własnej kuchni. Próbowałam i udało się. Dodatkowym ułatwieniem są zdjęcia wszystkich potraw zamieszczone przy przepisach na nie. Pomagają w takim zaserwowaniu potrawy by pod względem wizualnym jak najbardziej przypominała swój filmowy pierwowzór.

Moim zdaniem ta książka idealnie nadaje się na prezent dla każdego kinomaniaka. Łączy ciekawostki z filmów (spisał je Piotr Czerkawski), które stały się inspiracją do sporządzenia przepisów z samymi recepturami.

Dla kogoś, kto lubi urządzać przyjęcia lub choćby spotkania w gronie znajomych, książka może stać się skarbnicą inspiracji. W końcu impreza z potrawami w stylu „Pulp fiction”, „Jedz, módl się i kochaj” albo „Zakochanego kundla” nie zdarza się codziennie. Impreza w stylu kinowym, podczas której można zaserwować gościom potrawy z kilku różnych filmów – tym bardziej.

W każdym razie z „Kuchni filmowej” Pauliny Wnuk można skorzystać przy wielu okazjach i na różne sposoby, co jest jej istotną zaletą. A jeśli wykorzystacie już wszystkie przepisy zawarte w książce, to zawsze można zajrzeć na bloga „From movie to the kitchen” i tam szukać nowości. Autorka książki wciąż dodaje nowe receptury na swoją stronę i może w związku z tym kiedyś doczekamy się kolejnego ich zbioru w wersji książkowej.

Wanda Pawlik

 

 
Wesprzyj nas